Wsiadłam do samochodu Gabriela i zapięłam pasy. Panowała między nami niezręczna cisza. Gabriel patrzył na drogę. Z nerwów zaczęłam szukać czegoś w torebce. Gabe zjechał na pobocze i spojrzał na mnie.
-Florence? Co się z nami stało? Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Widywaliśmy się codziennie. A teraz? Nie rozmawiamy, nie esemesujemy. Mam wrażenie, że mnie nienawidzisz. - Gabriel spojrzał na mnie. - Nie wiem dlaczego.
-Nie podoba mi się twoje nowe stanowisko. Zmienia Cię. Nie tylko Ciebie. Evana i Louise też. Tylko ja stoję w miejscu. Ta szkoła, to tylko odskocznia. Nawet nie wiem, czy ją otworzę. Nie mam sił na to.
-Więc o to chodzi. - westchnął. - Ja też tęsknie za starymi czasami. Między mną a Louise... Nie jesteśmy nawet prawdziwą parą. Z tobą i Evanem wszystko było łatwiejsze. Ale to co jest teraz, pomagamy ludziom. Ale nie mogę być Gabrielem Dekkerem bez Ciebie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Tęsknie za tobą.
-Ja też za tobą tęsknie. -wyznałam. - Chcesz batonika na zgodę?
Gabriel wybuchnął śmiechem.
-Jesteś kochana. - zaśmiał się i odpalił samochód. -Ale chcę batonika.
-Masz. - podałam mu otworzony batonika.
-Jest nadgryziony. - mruknął przyglądając się batonikowi.
-Naderwany. - zabrałam mu i ugryzłam kawałek. - Jest całkiem dobry!
-Jesz mojego batonika. Będziesz gruba. - powiedział zabierając mi go.
-No tak. Zero wdzięczności. Nie dojrzę, że konsumujesz mojego batonika, to jeszcze wyzywasz mnie od grubych. Takim jesteś przyjacielem. - zaśmiałam się lekko.
-Wiesz, że ze słodyczami przegrywasz Fitzgerald. - Gabe zaśmiał się, parkując pod Instytutem.
-Dekker. Jesteś materialistą! - zaśmiałam się, wychodząc z auta.
-Alex jest w skrzydle szpitalnym. Teoretycznie wolna. Praktycznie nie. -powiedział Gabriel, idąc przez korytarze Instytutu.
-Robert? - spytałam.
-Robert. - mruknął Gabriel. - Wiem, że uważasz, że staje się taki jak on. Ale to nie prawda.
-Gabriel. Pogodziliśmy się. Nie pozwolę Ci się wdać w ojca. - uśmiechnęłam się lekko i weszliśmy do skrzydła szpitalnego. Pielęgniarka dyżurująca była zaskoczona.
-Przyszliśmy do Alexandry Kozlikowsky. - powiedział spokojnie. - Nie wpisuj nas że tu byliśmy.
-Ale pan Robert prosił, żeby każdego zapisywać. - Pielęgniarka spojrzała zaskoczona na Gabriela.
-Kto jest twoim szefem? - spytał ozięble Gabriel.
-Pan. -odpowiedziała pielęgniarka.
-Kto ci płaci?
-Pan. - przyglądałam się tej scenie zdziwiona.
-Czyich poleceń masz słuchać?
-Pana.
-Więc, nie zapisuj, że tu byliśmy. Mój ojciec ma nie wiedzieć o tym. - powiedział Gabriel.
-Dobrze. - pielęgniarka wydała nam kartę do drzwi Alex.
-Nie wiedziałam że potrafisz być taki stanowczy. - mruknęłam kiedy odeszliśmy od pielęgniarki. - Jestem w większym szoku, niż kiedy udowodniłam że Evan nie jest gejem.
-Dziękuje. - Gabriel zaśmiał się. - Właściwie, do kiedy myślałaś, że Evan jest gejem?
-Do momentu w którym się z nim przespałam. Żaden gej nie może być tak dobry w łóżku z kobietą. -zaśmiałam się.
-Dobra, nie wdawaj się w szczegóły. Twoje życie seksualne interesowałoby mnie w przypadku, gdyby nie dotyczyła mojego brata! - Gabriel zaśmiał się i otworzył drzwi do pokoju Alex.
-Jeżeli to kolejne przesłuchanie, to nie mam ochoty rozmawiać. - warknęła Alex.
-Raczej przyjaciele cię odwiedzili. - powiedziałam wychodząc przed Gabriela.
-Florence. - Alex zmieniła podejście i rzuciła mi się na szyje. -Ciesze sie, że Cię widzę.
Gabriel zamknął za nami drzwi.
-Wybacz, za warunki. Trudno dogadać mi się z ojcem. - westchnął Gabriel. - Mam nadzieje, że szybko cię wypuści.
-Też mam taką nadzieję. Chce jak najszybciej rozpocząć szkolenie i zabić Aarona i Cedrica.
-Aaron nie jest do końca zły. Jest pod wpływem swojego brata. - westchnął Gabe.
-Mało mnie to teraz obchodzi. Jak sądzę nie mamy za dużo czasu?
-Niestety nie.
-Kim była ta dziewczyna która mnie uratowała?
-Eloise Bennet. Moja przyszywana siostra. - odpowiedziałam. - Dlaczego pytasz?
-Czym jest? - Alex spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Czarownicą i łowcą jak my.
-Niee, jest kimś jeszcze. Słyszałam o takich istotach kiedyś. Ale nie pamiętam jak się nazywały. Ona znalazła mnie, chociaż nikt nie wiedział, ze tam jestem. To był jakiś test. Cedric się czegoś nowego spodziewał i miał racje. Dlatego jej nie zabił. Musicie się dowiedzieć czym jest, nim Ced i Aaron zwerbują ją do swojej armii. Dobrze wiemy, że oni potrafią wykorzystać niewiedzę. Wiem, że krzyczała nim Cedric zabił Bena. Może to był wrzask. Ciężko to opisać. Ale na pewno było to przed tym jak Ced zabił Bena. Eloise jakby wiedziała, ale nie wiedziała. Rozumiecie mniej więcej?
-Tak jakby to przewidziała? - spytałam zaciekawiona.
-Właśnie tak. - odpowiedziała Alex. - Pilnujcie jej.
-Cholera. Wyjechała z matką. - powiedziałam cicho. -Nie wiem czy jej mama coś wie więcej.
-Robert właśnie parkuje pod Instytutem. Musimy iść. - powiedział Gabriel. - Pomyślę, jak cię stąd wydostać.
Wybiegliśmy od Alex i spotkaliśmy Roberta przy wejściu.
-Co wy tu robicie o tej porze? Razem? - Robert był zaskoczony.
-My... pogodziliśmy się. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Florence, czy ty zawsze musisz kłócić się z którymś z braci. Sądziłem, że Evan już nigdy nie wróci do swojego łóżka. Tym czasem śpi u siebie. Pokłóciliście się? - spytał Robert.
-Tak. Wiesz, twierdził, że bolała go głowa i że nie będzie ze mną... grał na konsoli. - westchnęłam teatralnie.
-Dobra, rozumiem. Nie wtrącam się. Ale co wy tu robicie? - Robert spojrzał podejrzliwie na Gabriela.
-Bo wiesz... Florence ma genialny pomysł! - Gabriel spojrzał na mnie przepraszająco.
-Taak Flo? - Robert uśmiechnął się lekko.
-Wiesz... tak myślałam. Nasi łowcy pracują nie raz dłużej niż mieli. Nie powinni żywić się w automacie z korytarza. Macie jeszcze parę nie używanych sal. Można zrobić taką stołówkę dużą. Całodobową. - przeklinałam Gabriela w duchu. - Wiesz, poprawa warunków pracy.
-To świetny pomysł Florence. Widać ta szkoła ma na Ciebie pozytywny wpływ. Porozmawiamy o tym rano. Gabriel, odwieź Florence do domu i wracaj do mamy. Oddam tylko zeznania do akt i też wracam.
-Nie ma problemu. - Gabriel uśmiechnął się i wyszliśmy z Instytutu.
-Dekker, cholero jedna! Dlaczego zwaliłeś wszystko na mnie? - oburzyłam się.
-Masz lepszą wyobraźnię ode mnie. I widzisz, zainteresowałaś mojego ojca. - uśmiechnął się otwierając mi drzwi. - Nie gniewaj się. Kupię ci kawę.
-Duża, w średniej temperaturze. Spienione mleko, oczywiście odtłuszczone. W turkusowym kubku. I do tego ciasteczka maślane. - podyktowałam, gdy zajął miejsce obok mnie. - Jutro rano.
-Próbujesz mi to utrudnić. Ale ci się nie uda. Mam dobrą pamięć. - powiedział ze śmiechem.
-Dobrą ale krótką. -zaśmiałam się. Włączyłam radio i całą drogę śpiewaliśmy głupie piosenki z Gabrielem.
-Zjemy jutro razem obiad? - zaproponował gdy podjechaliśmy pod dom.
-Jasne. Ale ty płacisz. - zaśmiałam się.
-Znowu zbankrutuje. - Gabriel wywrócił oczami. - Zapomniałem, jak to jest z tobą jadać.
-Wiesz, potrafię uczynić z mężczyzny milionera. Pod warunkiem że wcześniej był miliarderem. -zaśmiałam się.
-Czasami dziwię się, że tyle jesz i wciąż jesteś szczupła.
-Wiesz, jestem czarownicą. - powiedziałam wychodząc.- Ja zawsze będę szczupła.
-Do jutra. - zaśmiał się Gabriel i odjechał. Weszłam do domu i zobaczyłam śpiącą na kanapie Louise. Przykryłam ją kocem i wróciłam do swojego pokoju. Evan już tam był, co nie zdziwiło mnie tak bardzo.
-Robert mówił, że pogodziłeś się ze swoim łóżkiem. - powiedziałam przebierając się w piżamę. - Co robisz więc w moim?
-To to już nie jest nasze łóżko? - Evan spojrzał na mnie.-Florence, nie gniewaj się na mnie. Nie mogę spać ze świadomością, że jesteś na mnie zła.
-Nie jestem zła na Ciebie. - uśmiechnęłam się lekko. - Żeby określić mój stan, musiałabym przeklinać. W skali zdenerwowania od jeden do dziesięć. Otrzymujesz mocne dwanaście.
-Jesteś pewna? - powiedział całując mnie po szyi.
-Jestem pewna. Nawet jak uwiedziesz mnie i zaciągniesz do łóżka. To nic nie zmieni.
-Zamierzam zaciągnąć cię do łóżka. Mocno przytulić i pójść spać. - szepnął.
-Skoro tak mówisz, to pozwolę Ci się nawet przytulić. - Uśmiechnęłam się lekko i położyłam do łóżka.
-I co? Nie chcesz się ze mną pogodzić? - spytał zaskoczony Evan.
-Oczywiście, że chce. Skoro mówisz, że chcesz się przytulić i iść spać, to chodź. - zaśmiałam się. Evan stał chwilę i spoglądał na mnie, ale po chwili leżał obok mnie. Zasnęłam od razu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz