wtorek, 19 maja 2015

Rozdział sto jeden. - Louise.

Powrót do Szkocji był tak samo ekscytujący jak ostatnia wycieczka tam. Bynajmniej nie dlatego, że miałam się spotkać z Glenem i dowiedzieć czegoś nowego o swoich poprzednich wcieleniach. Bardziej chodziło o samo miejsce, klimat, krajobraz.
Glen już na mnie czeka.
-Znowu się spóźniłaś.-uśmiechnął się rozbawiony, stawiając dwie szklanki oraz butelkę whisky na stole.-To ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że możesz się teleportować.
-Teleportacja to transport, miałam coś do załatwienia wcześniej.-odparłam obojętnie.-Możemy przejść do rzeczy?
-A co chciałabyś wiedzieć, Louise Tempest?-Glen uśmiechnął się szeroko i rozsiadł na kanapie.
-Kiedy spotkaliśmy się niedawno nazwałeś mnie... różnie. W każdym razie, rozpoznałam tylko Everild. Kim były pozostałe? Mckenna, Ana, Eleanor? I jakie jeszcze istniały? Kiedy, gdzie?
-W większości przypadków na Wyspach Brytyjskich. Mckenna była przyszłą królową. Moją żoną. Ale uciekła, rezygnując z władzy.
-A więc to raczej nie byłam ja.-mruknęłam. Zrezygnować z władzy było bardzo nie w moim stylu, zwłaszcza, gdy dużo dla niej poświęciłam. Glen się zaśmiał.
-A jednak. Za to Ana chwytała się każdego sposobu, który mógł ją doprowadzić na szczyt. Nic dziwnego, po tym co przeszła.
-To znaczy?
-Chciałabyś wiedzieć wszystko prawda?-Glen ponownie się zaśmiał, widząc moje wyraźne zaciekawienie. To prawda, chciałam wiedzieć wszystko o Anie, Eleanor, o tym dlaczego Mckenna porzuciła koronę i męża. I o tym, gdzie była księga.
-Taka się urodziłam. Niektórzy mówią, że ciekawość mnie zgubi. Opowiedz o Anie i... o księdze.
-Ah, słynna księga. W każdym wcieleniu albo ją gubicie, albo kradniecie.-westchnął.-Kenna ją ukradła, Ana jej szukała. A nie miała tak łatwo jak ty. Wychowała się w sierocińcu w Plymouth, a potem zaczęła pracę w porcie. Jak myślisz, ile trzeba było czekać, zanim wsiadła na statek i więcej nie pojawiła się w tamtym mieście? Spotkałem ją w Newport. I spędziliśmy ze sobą trochę czasu, ale ona znów musiała wypłynąć i więcej jej nie widziałem.
-I w ciągu tak krótkiego czasu powiedziała ci, że szuka księgi?-zdziwiłam się. Glen pokręcił głową.
-Wspomniała o niej raz, a ja domyśliłem się, skoro nie raz już widziałem tę sytuację.
-Gdzie była wtedy Florence?-to pytanie nie dawało mi spokoju.
-Nie spotkałem jej wtedy. Z życia Any mogę ci opowiedzieć to, co ona mi opowiedziała. Nic więcej nie wiem.

Gdy wróciłam do domu, Elias i Matt siedzieli na kanapie, grając w jedną z durnowatych strzelanek, które Evan i Gabe przytargali do naszego domu, żeby się czymś zająć, gdy ja i Flo będziemy zajęte. Skończyło się na tym, że Gabriel zagrał w to raz, a Evana nie widziałam z konsolą ani razu. Bardzo w stylu Dekkerów.
-Hej!-pomachałam do chłopaków, ale nie odwrócili wzroku od ekranu.
-Hej, Lou.-powiedział Elias, a Matt tylko mruknął coś pod nosem. Przewróciłam oczami.
-Gdzie wszyscy?-zawołałam z kuchni, licząc na to, że mnie usłyszą. Z pokoju przestał dobiegać dźwięk, więc któryś z nich musiał na chwilę przerwać grę.
Matt wszedł do kuchni i zerknął na bułki, które wyjęłam, aby zrobić kanapki.
-Mnie też możesz zrobić.-poprosił.-Florence jest w szkole, Gabe w Instytucie, Evan chyba też. Lyn była tutaj jakąś godzinę temu, chciała o czymś z tobą porozmawiać.
-Lou, mam do ciebie pytanie, związane z wyborem kariery.-Elias wszedł do kuchni rozbawiony.-Czy twoja praca w Radzie polega na tym, że co jakiś czas uczestniczysz w spotkaniach, a potem mordujesz naszych przeciwników?
-Tak.-przyznałam, powstrzymując śmiech.-Mniej więcej. Uwierz mi, mam więcej roboty niż niektórzy członkowie Rady. Oni nie muszą mordować.
-Bycie politykiem w świecie czarowników wydaje się być idealne.-zaśmiał się Elias.
-Proszę, nie zostawaj politykiem, El. Nie niszcz swojej niewinności.-błagał Matt, teatralnym głosem. Uśmiechnęłam się, obserwując ich. Elias i Matt naprawdę stanowili parę idealną, przynajmniej w tej chwili. Zastanawiałam się co się stanie, kiedy przejdzie mi etap zachwycenia drugą połówką.
-Poświęcę niewinność dla wrodzonego lenistwa.
-Będziesz musiał gotować i utrzymywać dom.-zagroził Matt, ale Elias stwierdził, że mu to nie przeszkadza i uścisnęli sobie dłonie, jakby kończyli transakcję biznesową. Przyjemnie było to obserwować.
-Dobra, koniec nadmiernego uroku.-zaśmiałam się.-Zostawiam wam lunch i macie wszystko zjeść. Widzimy się później?
-Właściwie, miałem niedługo wracać do akademika.-przyznał Matt. Skrzywiłam się.
-Przecież możesz zamieszkać ze mną i Florence. Christian byłby spokojniejszy, a i tak praktycznie u nas mieszkasz.-przypomniałam.
-Przemyślę to.-obiecał Matt, odwracając wzrok. Wiedziałam, że tego nie przemyśli. Chciał mieszkać w akademiku, a nie z dwoma nadopiekuńczymi siostrami. Właściwie to z jedną nadopiekuńczą i jedną normalną. Musiałam poprosić Florence, żeby spróbowała go namówić do zamieszkania z nami.-Leć już, bo Florence, Gabe i Evan czekają na pewno, aż przyniesiesz im lunch.
-Do zobaczenia później.-złapałam torebki z drugim śniadaniem i teleportowałam się do Instytutu. Weszłam do gabinetu Gabriela.
-Hej.-uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek, kładąc torebkę z jedzeniem na biurku.-Przyniosłam lunch, nie ma za co. Twój ojciec jest nadal na mnie zły?
-Czy musimy o nim rozmawiać?-Gabe posłał mi błagalne spojrzenie.-Wiesz, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Jak twój weekend poszukiwania księgi?
-Nie najlepiej.-przyznałam, zastanawiając się jednocześnie, czy wiedział, że o czymś mu nie mówię. W końcu w piątkowy wieczór odwiedziłam Glena, a dopiero potem zaczęłam porządnie szukać księgi.-Jak na razie wszelkie ślady to tylko ślepe uliczki.
-Przykro mi, kochanie.-objął mnie i ucałował w skroń.-Domyślam się, jakie to frustrujące.
-Mhm. Nie będę ci przeszkadzać, muszę i tak zanieść śniadanie Evanowi. Wpadnę jeszcze później, bo w końcu musimy porozmawiać o Robercie.-westchnęłam. Gabe był pod tym względem niesamowicie uparty.
-Porozmawiamy, obiecuję.-uśmiechnął się lekko, a ja wiedziałam, że wcale nie miał na to ochoty i liczył na to, że o tym zapomnę.-Właśnie, Lou!-zawołał, gdy byłam już przy drzwiach.-Widziałaś się dziś z Eliasem?
-Tak, czemu pytasz?-zmarszczyłam brwi.
-Mam robotę dla niego i Matta. Myślisz, że czuje się już na siłach?
-Jeśli to nie przesadzisz, to tak.-Elias wyglądał dzisiaj na całkiem zdrowego, a według Florence był już w pełni sił.-Do zobaczenia.
Na korytarzu musiałam na chwilę przystanąć zanim poszłam do Evana. Idealny związek jaki przez zaledwie kilka dni miałam z Gabrielem zdecydowanie już nie wróci, a przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Rozmowa z Evanem była dla mnie dużo bardziej naturalna i szczera niż ta, którą zaledwie kilka minut wcześniej przeprowadziłam z jego bratem. Opowiedziałam mu trochę o poszukiwaniach księgi, a on zdradził mi swój plan zaproszenia Florence na przyszły weekend w góry i spędzenia z nią trochę czasu. Oczywiście poprosił, żebym nic jej nie mówiła. Dopiero gdy miałam się zbierać, spytał mnie, czy widziałam się z Eloise.
-Nie, rano spotkałam tylko Matta i Eliasa.
-To niedobrze. Ma wpisany urlop, ale nie zapowiadała go wcześniej, co mnie trochę dziwi. Mogłabyś do niej wpaść?-poprosił.
-Jasne. Ale najpierw spytam Gabriela, może on coś wie.
Gabriela nie było w gabinecie, a Eloise nie było w jej mieszkaniu, więc zdecydowałam, że jedyną osobą, którą mogę teraz złapać i która może coś wiedzieć, jest moja siostra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz