Siedziałam na barierce mostu O' Connell Bridge i wpatrywałam się w horyzont. Zastanawiałam się kto pierwszy tu dotrze, policja z zamiarem ratowania kolejnej samobójczyni czy Elias, który chociaż doskonale wiedział, że tu jestem mógł być zajęty Kay'em na tyle by się tu pojawić. Było późno i mało osób przewijało się przez ulice miasta. W uliczce nieopodal usłyszałam pisk zatrzymywanego motoru. Dokładnie dwie minuty później obok mnie siedział Elias, jak zwykle w swojej czarnej skórzanej kurtce, wytartych jeansach i glanach. Naprawdę, na większości facetach wyglądało to dobrze ale nie na Eliasu.
-Zamierzasz się dziś zabić? - spytał rozbawiony. Wyczułam, że pił.
-Raczej nie. - odpowiedziałam znudzona. - Liczyłam, że przyjedziesz autem i odwieziesz mnie do domu.
Elias zaśmiał się.
-I nie mogłaś zamówić taksówki? Albo chociaż posiedzieć na ławce? - zapytał, przyglądając mi się rozbawiony.
-Na ławkach śpią bezdomni. - mruknęłam.
-Przepraszam. Dobry wieczór. - powiedziała kobieta w średnim wieku. - Czy zechcieli by państwo porozmawiać o Jezusie? Nie musicie od razu skakać, po prostu porozmawiajmy.
-To są chyba jakieś jaja! - oburzyłam się i zeszłam z barierek. Zaczęłam iść w przeciwną stronę. Elias dołączył do mnie po chwili. -Nie komentuj. Nikt mnie nawracać nie będzie.
-Dobra. To idziemy piechotą, bo nie mam już kasy przy sobie. - mruknął Elias. -Widziałaś się dziś z Tomem?
-Ta. - mruknęłam. - Posiedzieliśmy ze znajomymi na kręgielni, potem jedliśmy, potem miał trening i potem siedzieliśmy u niego.
-Dlaczego po prostu z nim nie zerwiesz? - westchnął Elias.
-Do końca liceum pewnie zostaniemy razem. Wiesz, na balu stracę z nim cnotę, wybiorą nas królem i królową i tak do końca. Potem się rozejdziemy. Ale póki co, tego wymaga status. - mruknęłam. Zawsze chciałam faceta który będzie ze mną dużo rozmawiał, o wszystkim, o niczym. Będziemy chodzić do teatru, kina czy chociaż by posiedzieć na placu zabaw i pogapić się na siebie. Żebym miała się z kim powygłupiać, pośmiać, potańczyć. Cokolwiek. A nie, robienie tego co wszyscy czyli właściwie niczego. - Jak twoje sprawy z Kay'em?
-O które Ci właściwie chodzi? - Elias spojrzał na mnie rozbawiony. Ilość alkoholu którą wypił zaczynała na niego działać.
-Nie obchodzi mnie co robicie z jego kumplami, którzy całe dnie niszczą wszystko co się da przecież. - wywróciłam oczami - Kay powiedział, że wasze rytuały są bezpieczne i niedługo się zaczną. Co będziecie robić? Wywoływać zmarłych?
-Więcej! Zamierzamy opętać słabszych czarodziei, by dobrowolnie oddali nam swoją moc.- powiedział Elias swobodnym tonem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-To nie jest bezpieczne... - zaczęłam ale zirytowane spojrzenie Eliasa uciszyło mnie.
-Kay wie co robi. - powiedział Elias.
-Okay. - ucięłam i zamilkłam. Resztę drogi minęliśmy w ciszy.
Obudziłem się z lekkim kacem. Wypiłem wodę stojącą na stoliku nocnym by ugasić dręczące mnie pragnienie. Złapałem pierwsze lepsze ciuchy i ubrałem się. Spojrzałem na zegarek. Powinienem być już w drodze do szkoły. Zszedłem na dół i wziąłem kanapkę z lodówki. Moja mama weszła do kuchni, jej duży brzuch już nikomu nie umykał. Za dwa miesiące miała rodzić.
-Nie jesteś w drodze do szkoły? - spytała z uśmiechem. - Eloise niedawno wyszła.
-Sorry. - mruknąłem, przełykając. - Zaspałem. Jak się czujesz?
-Dobrze. - uśmiechnęła się promiennie. - Maluszek strasznie kopie.
-To chyba dobrze. - wzruszyłem ramionami i chwyciłem kluczę z auta. - Jadę.
Wybiegłem z domu i ruszyłem do szkoły. Byłem dziesięć minut spóźniony na lekcje. Usiadłem na masce swojego samochodu i zacząłem grać w jakąś idiotyczną grę. Nie opłacało mi się już iść na lekcje. Wolałem w spokoju poczekać na Kay'a. Przyszedł po chwili i siadł obok mnie.
-W piątek, na imprezie Toma zaczniemy rytuał. Mamy osiem osób. Po cztery wychodzi.
-Nie sądzisz, że impreza i rytuał to niezbyt dobre połączenie? - spojrzałem na niego.
-Mówisz jak Elo. Imprezy u mojego braciszka. - skrzywił się wypowiadając te słowa. - Zawsze to samo. Wszyscy ledwo żywi po za twoją siostrą, która ma gdzieś co robimy.
-Wolałem się upewnić. - westchnąłem. - Zrywamy się? Nie chce mi się tu siedzieć tyle godzin.
-Sprowadzam cię na złą drogę. - zaśmiał się Kay, schodząc z auta. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. -I tak nie miałem zamiaru iść do szkoły. W plecaku mam resztki farby w spreju i parę blantów. Zdemolowaliśmy auto tego blondasa, co zastępuje Toma w drużynie. Wkurzający typ. Starzy chcą go zamknąć w jakieś katolickiej budzie, bo stwierdzili, że sam sobie zniszczył auto pod wpływem. Jedziemy do Tima? Ma jakieś browary, palić też jest co. Możemy odespać tam wczorajszą noc.
Uśmiechnąłem się lekko i skinąłem głową. Kay potrafił zdemolować pół osiedla w niecałą godzinę, by następnie poświęcać swój czas tylko mi. Byliśmy parą, a jednak go nie kochałem. Może miłość przychodzi z czasem? Gdy wyjeżdżałem z parkingu, zauważyłem wychodzącą Eloise. Pewnie myślała, że wrócę. Podkręciłem radio by zagłuszyć wyrzuty sumienia które dopadały mnie za każdym razem gdy ją olewałem. Czyli często. Spojrzałem na Kay'a który z uśmiechem wertował kartki swojej księgi i skupiłem się na drodze.
Spoglądałam w lustro, starając się wyglądać przyzwoicie. Był piątek wieczór i zaraz miałyśmy się pojawić się na imprezie Kay'a. Moje przyjaciółki były zbyt zajęte obgadywaniem jakiejś pierwszorocznej dziewczyny, która chciała się dosiąść do nas na obiedzie. Dziewczyna była po prostu urocza i nieśmiała. Takich moje przyjaciółki nie cierpią. Posądzają każdą o bycie ukrytą suką czy coś w tym stylu. Ich logika ograniczała się zakupów i zaspokajania napalonych samców. Tak bardzo się od nich różniłam. Po godzinie byłam już na imprezie Toma Mój chłopak był już na tyle pijany, by powtarzać moje imie ciągle i ciągle i śmiać się z tego. Czyli bardzo. Siedziałam na kanapie i przyglądałam się jak moje przyjaciółki puszczają się jedna po drugiej. Powinnam je powstrzymywać, ale tak naprawdę nic mnie to nie obchodziło. Zawsze było to samo. Upijały się, wskakiwały komuś do łóżka, następny dzień przeżywały a potem na trzeźwo spały z daną osobą. Moje rozmyślania przerwał Tom który upadł na kanapę i zaczął mnie obmacywać. To też jest stałym elementem imprezy.
-Przestań być taką cnotką. - mruknął, gdy odepchnęłam jego ręce. - Chodź na górę, zabawimy się. Po co czekać do balu.
-Wytrzeźwiej, to pogadamy. - warknęłam. To też było stałym elementem, potem mnie obrażał bądź nie. Gdy wytrzeźwiał przepraszał, wyznawał miłość i się starał. Do kolejnej imprezy. Zauważyłam jak Kay i Elias kierują się do piwnicy. Ruszyłam za nimi. Oczywiście Kay zamknął mi drzwi przed nosem. Wróciłam więc do domu i przebrałam się w moją ulubioną jednoczęściową piżamę z jednorożcem i usiadłam przed telewizorem. Właśnie zachowywałam się karygodnie jak dla moich przyjaciół. Wyjęłam paczkę oreo i puściłam sobie pierwszy sezon Dr House'a.
Spojrzałem na Kay'a z wyrzutem.
-Nie powinieneś wyrzucać Elo. - odpowiedziałem.
-Zrekompensuje jej to. Kiedyś. - wzruszył ramionami. Przed nami siedziało siedem osób związanych i zakneblowanych.
-Gdzie ósma osoba? - spojrzałem na niego zaskoczony, podszedł do jednej dziewczyny. Była śliczną, drobną dziewczyną. Pewnie dużo mężczyzn się wokół niej kręciło.
-W środku. - uśmiechnął się i pokazał na dziewczynę.
-Zwariowałeś? - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. - Przecież mogą tego nie przeżyć!
-Od kiedy przejmujesz się co stanie się z daną osobą? Ile osób wykończyliśmy psychicznie! Niszczyliśmy życie dla zabawy! I nagle przejmujesz się jakąś laską która jest w ciąży? Jej dziecko ma większą moc od niej! Prawdopodobnie nawet nie miałaby z czego utrzymać.
-To morderstwo. - warknąłem, odwracając się i podchodząc do okna. Kay podszedł do mnie i odwrócił mnie, by spojrzeć na mnie.
-Nagle tchórzysz ? Po tym wszystkim? Nie masz prawa się teraz wycofywać! Przecież mnie kochasz!
-Jasne. - mruknąłem. Kay zawsze wmawiał mi, że go kocham. Szkoda, że nie wiedział jak bardzo się mylił. Chłopak odwrócił się i zaczął przygotowywać rytuał. Ciężarna dziewczyna spotkała na mnie błagalnie. Wkurzyłem się na Kay'a, że chce wybrać akurat tą dziewczynę. Sprawdzał mnie. Podszedłem do kryształów które będą potrzebne mu do rytuału.Wkurzony rzuciłem nimi o ścianę, powodując lekki wybuch. Na pewno zaraz do piwnicy wpadną imprezowicze. Kay już jest przegrany. Wybiegłem z piwnicy nim zdążył zareagować. Widziałem pijanego Toma który wpadł rozzłoszczony do piwnicy. Wróciłem do domu i od razu pobiegłem do swojego pokoju. Zacząłem krzyczeć w poduszkę. Do pokoju wpadła Eloise.
-Mógłbyś się zachowywać? - powiedziała wkurzona. - Mama i maleństwo źle się czują.
-Maleństwo to, maleństwo tamto! Powiedziała dziewczyna paradująca w piżamie jednorożca.
-Jesteś takim samym idiotą jak Kay! - warknęła. Gdy chciałem odpowiedzieć usłyszeliśmy wrzask. Zbiegliśmy na dół i zobaczyliśmy jak Kay odpycha naszą mamę na ścianę. Eloise podbiegła do niej przerażona. Gdy Kay dostrzegł mnie, zaczął iść w moją stronę. W tym momencie do naszego domu wpadli łowcy i pojmali Kay'a.Kolejne cztery godziny minęły jak przez mgłę. Szpital. Poronienie. Wściekła Eloise. Siedziałem na sofie i czekałem na ojca. Eloise ignorowała mnie przez cały ten czas. Gdy mój ojciec wrócił, nalał sobie szkockiej i spojrzał na mnie.
-Dlaczego nam to robisz? - spytał. - Musiałem przypilnować by zeznania obciążały Kay'a. Nie Ciebie! Matka przez Ciebie poroniła!
-Matka poroniła bo dowiedziała się o twojej kochance! Kolejnej! - warknąłem. Poczułam uderzenie. Mój policzek zaczął piec.
-Do swojego pokoju! Natychmiast. - uciął i wyszedł.
Od trzech dni nie byłam w szkole. Właściwie nie wychodziłam z pokoju. W pewnym momencie znów wybuchła kłótnia. O kochankę ojca. Miałam już dość. Wybiegłam z domu i podjechałam pod dom Tomie. Z ulgą zauważyłam że jego samochód jest zaparkowany przed domem. Otworzyłam drzwi do jego mieszkania i udałam się do jego pokoju. Gdy weszłam, zobaczyłam jak Ann - jedna z moich przyjaciółek siedzi okrakiem na Tomie. Oboje byli nadzy. Spojrzeli na mnie wystraszeni. Wybiegłam od nich i wróciłam do domu. Sara stała w salonie.
-Przeprowadzamy się. - uśmiechnęła się lekko. - Wszyscy razem zaczniemy nowe życie. Idź się pakuj. Twój ojciec się zmieni, Elias poprawi oceny. Kay został osadzony w poprawczaku na dłuuugi czas.Już nam nie zagraża.
Poszłam do góry bez słowa. Zawsze tak jest. Ojciec się nie zmieni. Westchnęłam cicho. Nie chciałam jej tego mówić, dopiero straciła dziecko. Z ociąganiem zaczęłam się pakować.
Miesiąc temu żyliśmy już w nowym miejscu. Nowa szkoła. Nowa paczka, taka sama jak stara. Elias mało się odzywał. Był deszczowy dzień, odwołali mi resztę zajęć z powodu awarii prądu w całek szkole. Wróciłam do domu, chciałam pouczyć się na sprawdzian z chemii. Gdy weszłam, usłyszałam głos swojego ojca. Weszłam do salonu. Spojrzał na mnie zaskoczony. Gdy ujrzałam jego sekretarkę pod nim, wybiegłam z domu. Bez auta byłam kompletnie zagubiona. W końcu wbiegłam w jakiś ślepy zaułek i siadłam na schodach przeciw pożarowych. Wybuchnęłam płaczem. Moje przemoczone ciuchy przyległy do mnie, przez co trzęsłam się. Podeszła do mnie dziewczyna o wściekle różowych włosach i podała chusteczkę.
-Jestem Liz! - powiedziała siadając obok i rozkładając nad nami parasol. - Wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku. - odpowiedziałam cicho.
-Chodź do nas. - powiedziała wstając i podając mi dłoń. - Mamy ciepłą herbatę i jakieś wino na uspokojenie.
Ruszyłam niepewnie za dziewczyną, w końcu co mogło się stać gorszego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz