sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział sto dwanaście - Elias.

Uśmiechałem się do mamy Mary, co chwile spoglądając na rozbawioną Eloise. Jej mama była kochana, ale strasznie gadatliwa. Gdy odwróciła się by zawołać jakąś dziewczynę, ruszyłem szybkim krokiem do Eloise i Matta.
-Sądząc po twojej minie, chciała Cię poznać z jakąś cudowną, fantastyczną dziewczyną. A ty wciąż jej nie wyznałeś, że nie pociągają cię biusty i spódniczki. - Eloise zaśmiała się.
-Nie będę staruszce głowy zaprzątać. - mruknąłem. Wtedy podszedł do nas wysoki, czarnowłosy chłopak, z azjatyckimi rysami.
-Elias i Eloise! - powiedział z lekkim akcentem. - Miło was widzieć!
-Ron. - powiedziała Eloise, gdyż ja nie umiałem sobie przypomnieć skąd go znam. -Poznaj naszego towarzysza Matta. Jak narzeczona?
-Od dwóch lat już żona. - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Jest na planie zdjęciowym w Arizonie. Elias, widzę zmieniłeś się.
-Prawie wcale. - Zbyłem go. Nie miałem ochoty na takie dyskusje.
-Powinieneś nas odwiedzić, jak będziecie następnym razem w Liverpoolu. - Eloise zmieniła zręcznie temat.
-Bardzo chętnie. -Ron uśmiechnął się i odszedł w stronę baru.
-Zachowujecie się jak rodzina królewska. Wszyscy do was podchodzą, witają się. - mruknął Matt. Elo wybuchnęła śmiechem, po chwile dołączyłem do niej.
-Idę się przewietrzyć. -powiedziała Eloise i ruszyła w stronę tarasu.
-Więc nie kręcą cię biusty i spódniczki? - mruknął Matt, obejmując mnie lekko w pasie. Zaśmiałem się cicho.
-Proszę, proszę, proszę. Elias Bennett. - powiedział znajomy głos. Poczułem, jak wszystkie mięśnie w moim ciele napinają się.
-Kay. - odpowiedziałem sucho. Matt wyprostował się i spojrzał na mnie pytająco.
-Zmieniłeś się. - powiedział Kay. - Ten styl, maniery, zabaweczka. Kiedyś kręcili Cię faceci w innym stylu.
-Młodzieńczy błąd. - mruknąłem. - Ty jak widać wciąż taki sam wciąż traktujesz ludzi jak zabawki, brak stylu i manier.
-Kiedyś nie narzekałeś. - odpowiedział rozbawiony. -Bardzo Ci się to podobało.
-Chyba mnie z kimś mylisz. - odpowiedziałem i starałem się wyminąć Kay'a. Niestety złapał mnie za ramie.
-Jeszcze się spotkamy Bennett. - warknął i odszedł wkurzony. Ruszyłem w stronę baru. Zamówiłem szkocką.
-Co to do cholery było? Kim jest Kay? - Matt pojawił się przy mnie. Zignorowałem jego pytania i opróżniłem zawartość szklanki. -Elias, mówię do Ciebie.
-Kay jest nikim. - odpowiedziałem i odszedłem od baru, postanowiłem znaleźć Eloise. Matt ruszył oczywiście za mną.
-No fakt, dużo mi to mówi. - mruknął Matt. Wyszliśmy na taras, niestety Eloise nigdzie nie było. Oparłem się o barierki i zacząłem się uspokajać. Poczułem jak Matt, obejmuje mnie od tyłu.
-Hej. Co się dzieje? - szepnął. - Nigdy Cię takiego nie widziałem. Wyglądałeś jak tornado. Przecież możesz mi powiedzieć.
-Nie chcę o tym mówić. Chcę zapomnieć. Kay narobił bardzo wiele problemów naszej rodzinie. Mi, Eloise czy naszej matce. - odpowiedziałem.
-Powiesz kiedy będziesz gotowy. - powiedział Matt, muskając ustami moją szyję. Wiedziałem, że nie odpuści. Odwróciłem się i pocałowałem go gwałtownie. Złapałem go w pasie i obróciłem tak, że teraz on opierał się o barierkę. Przygryzam delikatnie jego wargę. Po chwili odrywam się od niego i staram się uspokoić oddech. Spoglądam w pociemniałe oczy Matta.
-Jedziemy do mnie? W sensie do Flo? - spytał po chwili. - Chyba, że chcesz zostać jeszcze?
-Nie, wolę pojechać z tobą. - odpowiedziałem spokojnie i ruszyliśmy do auta. Przez całą drogę byłem pogrążony w rozmyślaniach. Zastanawiałem się czemu Kay się pojawił tutaj, jakoś nigdy nie ciągnęło go do uroczystości rodzinnych. Będę musiał uprzedzić Eloise. Dojeżdżamy pod dom.
-Idź na górę, zrobię coś do jedzenia i przyjdę. Okay? - Matt spogląda na mnie z uśmiechem, kiwam głową i idę do jego pokoju. Dzwonię do Eloise, która na początku jest wkurzona a potem zmartwiona. Kończę gdy Matt wraca z kanapkami. Kładzie je na stoliku i podchodzi do mnie.
-Jesteś nieobecny. - stwierdza. -Porozmawiajmy.
-Porozmawiamy. Ale jeszcze nie teraz. - wzdycham. Już spodziewam się wykładu, ale Matt przyciąga mnie do siebie i całuje. Najpierw delikatnie, a później coraz mocniej. Popycham go w stronę łóżka. Dziś liczy się tylko Matt i nikt inny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz