czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział sto osiem - Florence.

Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z Instutu. Wsiadłam do auta Evana i ruszyłam do siedziby Rady. Na szczęście, Rada znajdowała się blisko. Przywitałam się z recepcjonistką, następnie z sekretarką Roberta. Gdy weszłam do jego gabinetu, Robert siedział i czytał jakieś papiery.
-Witaj Florence. Ciesze się, że wpadłaś. Też chciałem, z tobą porozmawiać. - Robert uśmiechnął się lekko, gdy siadałam. - Jak twoja szkoła?
-Po za brakiem kadry nauczycielskiej? Całkiem świetnie. Wyposażenie już zjechało, teraz zajmują się rozkładaniem tego. Dostaje wiele zgłoszeń od rodziców z całej Europy.
-To wspaniale. Wyślij mi listę potrzebnych osób, zrobię wszystko co w mojej mocy byś miała swoją kadrę.
-Dziękuje. - odparłam powoli. - Ale ty też chcesz czegoś ode mnie, prawda?
-Tak jakbyś zgadła. - Robert westchnął. - Pogodziłaś się z Gabrielem? Może powiesz mi co się z nim dzieje? Wycofuje się od nas, znowu. Zaczynam się zastanawiać czy pomysł z byciem głównym łowcą, był dobrym posunięciem.
-Robercie, czas na przemyślenia już minął. Gabriel i Evan objeli stanowisko. Dan i Casper zniszczyli większość Instytutów w Europie, całe szczęście że chociaż główna kwatera nie jest w takiej rozsypce. Nie możesz teraz wprowadzać zmian. Zaczęły się zmiany, których ludzie oczekują. Nie tylko w Londynie. Jesteś odpowiedzialny nie tylko za radę tutaj, ale i w całej Europie. A Rady nie ma bez Instytutu. Musisz wspierać Gabriela, a nie mu rozkazywać. Właściwie, cieszę się, że poruszyłeś ten temat. Pozwoliliście by polityka ogarnęła was. Jesteśmy rodziną, powinniśmy trzymać się razem. A wasz cholerny spór o wydarzenia z Rosji wszystko rujnuje. Wiem, że przejmujesz się ze Mel zaraz będzie rodzić, ale musisz zaufać Louise i Gabrielowi. Oni mimo swoich sporów, oddzielają uczucia od pracy na tyle, ile to jest możliwe.
Robert spojrzał na mnie.
-Wiem, wiem. Rosja była kompletnie nie przemyślana. Mogłem posłuchać Lousie.
-Nie mi to powinieneś mówić. - odparłam chłodno.  - To że wyjechała, nie oznacza, że nie ma telefonu.
-Florence! - Robert wstał i podszedł do okna. -Nie rozumiem Cię. Nie chcesz miejsca w Radzie, w Instytucie, nie szukasz księgi. Otwierasz swoją szkołę, chociaż wiemy, że stać Cię na więcej. Jak to możliwe?
-Może po prostu nie szukam na siłę jakiejś akceptacji? Nie potrzebuje wysokiego stanowiska czy coś, by być kimś. A co do księgi, Louise ma więcej informacji i dojść by ją odnaleźć. - wzruszyłam ramionami.
-Nie przekonuje mnie to. Nie jesteś za tym, że wszyscy zajęliśmy się polityką, ale jednocześnie próbujesz utrzymać każdego z nas u władzy.
-Próbuję utrzymać was przy życiu.  Każde z was, ma przeciwników. Nie róbcie przeciwników w sobie, bo to nie o to chodzi. - westchnęłam, a Robert się zaśmiał.
-Przecież to takie oczywiste. -wykrzyknął Robert. - Za każdym razem, gdy dzieje się coś wielkiego ty jesteś tam obecna. Powrót Mel, zmiana Evana i Gabriela... to wszystko dzieje się za twoją sprawą. Teraz wiem, dlaczego wtedy dołączyłaś do Aarona.
-Zamieniam się w słuch.
-Nie kierowałaś się zemstą. Dobrze wiedziałaś, że skoro Evan jest przy Louise to Louise będzie bezpieczna, tak samo Evan. Dołączyłaś do Aarona, nie po to by zabić Carlise'a, tylko po to by upewnić się, że Aaron nie skrzywdzi nas.
-Wiesz, nie sądzę, żebym była tak inteligentna żeby  na to wpaść. - mruknęłam. - Po prostu obrałam najłatwiejszą drogę.
-Jakoś Ci nie wierze, byłaś w stanie skazać siebie na wygnanie, byle zapewnić wszystkim bezpieczeństwo.
-Robertcie, ja po prostu obserwuję. Nie myśle czego potrzeba ludziom, tylko czego potrzeba każdemu człowiekowi.
-Powinnaś zasiąść w Radzie. Nie ze względu na szkołe, tylko ze względu na to, że masz inne spojrzenie niż my.
-Odmówiłam już. - mruknęłam.
-Zastanów się nad tym. Powiedz mi, czysto teoretycznie. Trzy rzeczy które wprowadziłabyś by łowcy i czarownice mieli lepiej. - wywróciłam oczami i zastanowiłam się, podczas gdy Robert wpatrywał się we mnie.
-Zaczęłabym od ustanowienia zastępcy Evana. Skoro Gabriel ma zastępce, Evan też powinien mieć. W momencie, gdy Gabriela nie będzie powinien być ktoś jeszcze kto wszystko wie. Powinniście odbudować Instytuty w innych krajach. I w końcu, każdy łowca powinien wiedzieć o innych gatunkach. Nie tylko Ci co stoją najwyżej. Większość czarownic wie o innych gatunkach, ale uparcie o tym milczy. Osuszacze zawsze mogą mieć wsparcie. W naszym świecie dużo się dzieje. Co jeśli taki nowy łowca spotka demona? Nawet nie wiemy co się po tym świecie jeszcze błąka, a są wszędzie księgi o których wie określone grono. Zamierzam uczyć tego swoich podopiecznych i żadne z was mi tego nie zabroni.  Już wśród nas czarownic, jest ktoś kto jest czymś więcej niż tylko czarownicą i nikt z nas nie wie kim.
-Więc tym zajmuje się Elias, Alexandra i Matt. - mruknął zaciekawiony. - Kogo byś wyznaczyła na zastępce Evana?
-To proste. Wrena. - odpowiedziałam od razu. Widząc zaciekawione spojrzenie Roberta, postanowiłam kontynuować. - Wren oficjalnie nie jest z nami spokrewniony, nieoficjalnie jest. Więc, większość osób uzna, że awansował ponieważ ma długi czas pracy za sobą.
-Mówisz jak rasowy polityk. - odparł Robert.
-Nie widzę w tym polityki. Raczej fakt, że zaufana osoba jest o wiele lepsza niż, osoba którą łatwo przekupić, bądź nie wiemy kim jest i kogo zna. Większa władza i potęga jest w rodzinie, niż wśród ludzi którzy nam się podlizują.
-Florence, naprawdę nie doceniasz siebie. - odpowiedział Robert.-Dołącz do Rady.
-Porozmawiaj z Louise, przemyśl moje sugestie a wtedy ja przemyślę twoją propozycję. - odpowiedziałam zbierając się do wyjścia.
-Flo, cieszę się, że jesteś w naszej rodzinie. - powiedział pojednawczo Robert. - Masz na nas dobry wpływ. Wpadnij do Mel.
-Bardzo chętnie ją odwiedzę. - odpowiedziłam z lekkim uśmiechem.
-Do zobaczenia później Flo. - powiedział Robert gdy wychodziłam. W mojej głowie kłębiło się od myśli. Wracałam do Instytutu gdy zadzwoniła Louise.
-Nie uwierzysz, Robert zadzwonił i przyznał mi rację. Powiedział też, że nie będzie wtrącał się w to co będzie między mną a Gabrielem, bo nie będzie mieszał uczuć z pracą. I mówił, że w razie czego może wysłać pomoc gdybym potrzebowała.
W odpowiedzi zaśmiałam się lekko.
-To wspaniale. - odpowiedziałam.
-Rozmawiałaś z nim już, prawda?
-Tak. - odpowiedziałam spokojnie. -Właśnie wracam od niego. Zarzuciłam mu, że mając nad sobą całą Europę jest idiotą i takie tam.
-A on co? - zaśmiała się Louise.
-Cóż, zaproponował mi dobre stanowisko w radzie. Stwierdziłam, że przemyśle. Ale myślę, że Wren awansuje.
-Gdzie diabeł nie pójdzie, tam wyśle Florence. - zaśmiała się Louise. - Rozmawiałaś już z Mattem?
-Właśnie dojeżdżam do Instytutu i pierwsze co zrobię, to z nim porozmawiam. - powiedziałam parkując.
-Powodzenia. - odpowiedziała Louise. - Pogadamy później w takim razie.
Schowałam telefon i weszłam do Instytutu.  Znalazłam Matta przy automacie z kawą.
-Matt, możemy pogadać? - spytałam, uśmiechając się do brata.
-Chcesz żebym się wprowadził, tak samo jak Louise. Wywnioskowałem po twojej minie. - mruknął rozbawiony.
-I tak, i nie. Wiem, Akademik super sprawa. Ale Lousie ma racje, że powinieneś zamieszkać u nas. Wnioskuję, że do Eloise i Eliasa póki co się nie wprowadzisz, że względu na świeżość waszego związku. Ale nie mogę Cię zmusić. Zrobisz co  uważasz za słuszne. - westchnęłam.
-Wyczuwam jakieś ale. - powiedział Matt, podając mi kawę. Upiłam łyk.
-Louise wyjechała na poszukiwanie księgi. Evan, nie będzie spał u mnie każdej nocy ponieważ musi być teraz przy Mel która w każdej chwili może urodzić. Możesz się na próbę przenieść do nas, póki Lou nie wróci. Nie chce być sama. Możesz zapraszać kogo chcesz, imprezy, wszystko w ramach rozsądku.
-W sumie i tak zaprzyjaźniłem się z waszą konsolą. Wezmę rzeczy i przyjadę wieczorem. - uśmiechnął się Matt.
-Tak się cieszę! - rzuciłam mu się na szyje.
-Pamiętaj, że to na próbę. - zaśmiał się. -Nie ciesz się tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz