wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział sto trzynaście - Florence.

Otwieram oczy przed budzikiem. Obracam się, ale nie zastaje Evana. Wzdycham. Mam dziś zebrać kadrę nauczycielską więc przez cały dzień będę słuchała ludzi. Ubieram długą spódnicę a na to koszule i sweter. Zastanawiam się nad przebraniem, ale podejrzewam że nie będę miała kiedy spotkać się z Evanem, więc schodzę na dół i zaczynam parzyć kawę. Do kuchni wchodzi Matt.
-Mamy piękny dzień, prawda? - powiedział przeciągając się, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Braliście coś? - pytam zaniepokojona. - Zazwyczaj nie wstajesz tak wcześnie i nie podziwiasz poranka?
-Ktoś tu wstał lewą nogą. - mruknął rozbawiony Matt, nalewając sobie kawy. W tym momencie do kuchni wszedł uśmiechnięty Elias i usiadł na krześle.
-Co będziecie dziś robić? - spytałam z lekkim uśmiechem.
-Póki co zjemy śniadanie i odwiedzimy konsolę. - zaśmiał się Matt. Wywróciłam oczami, próbując ukryć rozbawiony.
-A ty? - spytał Elias, uśmiechając się i spoglądając co jakiś czas na Matta.
-Kolekcjonuję kadrę nauczycielską do szkoły. Będę rozmawiała z masą ludzi. -wzdycham.
-Współczuje. - powiedział Matt. - Potem będzie już z górki. Celowo ubrałaś ten worek na siebie?
-Matty, kocham Cię ale zajmij się kawą a nie moją spódnicą. -mruknęłam. - Muszę się zbierać. Bawcie się dobrze.
Wychodzę z domu i wsiadam do mojego volvo. Włączam radio i staram się uspokoić myśli. Gdy przekraczam progi szkoły, uderza mnie że za niecały miesiąc zacznie się rok szkolny i będę odpowiedzialna za młode pokolenie łowców i czarodziei. Witam się z Kim - nowo zatrudnioną sekretarką i wchodzę do swojego gabinetu. Moja ulubiona kawa już na mnie czeka. Biorę ją i podchodzę do okna, przede mną rozciera się piękny ogród. Uśmiecham się lekko. Kwadrans później Kim oznajmia, że czas zacząć. Siadam w fotelu. Przeprowadzam standardowe rozmowy, a teczki kandydatów lądują na trzech stosach. Zdecydowanie nie, nie wiem i zdecydowanie tak. W południe, przesłuchałam już tylu kandydatów, że miałam dość na najbliższy rok. Podniosłam słuchawkę telefonu i usłyszałam głos Kim po drugiej stronie.
-Potrzebuję przerwy. - jęknęłam.
-Jeszcze jeden kandydat i półgodzinna przerwa. - powiedziała Kim. Jęknęłam w odpowiedzi. Do mojego biura wszedł Evan, zadowolony z siebie jak nigdy.
-Evan, mam jeszcze jednego kandydata. - powiedziałam z lekkim z uśmiechem.
 -Ustaliłem z Kim, żeby wpisała mnie na dwie wizyty. Czyli akurat jakieś pół godziny. - uśmiechnął się i zaczął iść w moją stronę z lekkim uśmiechem. - Nie przywitasz się ze mną? Zero radości na mój widok.
-No wiesz... - uśmiechnęłam się wstając i obejmując go lekko. - Mam całe łóżko dla siebie, nikt mnie rano nie rozprasza. Przyzwyczajam się.
-O nie. - oparł mnie gwałtownie o biurko. Przyjrzał mi się rozbawiony. - Trzeba to zmienić. Wracam do twojego łóżka.
-Nie oddam twojego miejsca bez walki. - mruknęłam i pocałowałam go lekko. Evan uniósł mnie na biurku i wbił palce w moje uda. Krzyknęłam lekko.
-Oddasz je? - Szepnął całując mnie w szyję.
-Może. - powiedziałam, wplatając dłonie w jego włosy. -Tak naprawdę, czuje się rozczarowana budząc się bez Ciebie.
-Mam nadzieje, że Mel w końcu urodzi. Serio, przez nią poważnie rozważam kwestię małych Dekkerków. Wiesz jakie to obrzydliwe, kiedy ktoś w najlepsze zajada się przy tobie ogórkami, po czym zaczyna jeść jak gdyby nigdy nic lody? I te wahania nastroju? Śmieje się, po czym zaczyna płakać. Albo krzyczy bo jej grzanka jest za ciepła. - wywraca oczami, a ja wybucham śmiechem.
-A już chciałam się zgodzić na małe Dekkerki. - zaśmiałam się.
-Przyniosłem Ci sałatkę. - powiedział Evan siadając na krześle, zsunęłam obcasy i oparłam nogi o jego kolana.
-Dziękuje. - uśmiechnęłam się. - Ale chyba zjem później. Niedawno jadłam. Rozmawiałeś dziś z Louise?
-Jeszcze nie. - odparł, rozglądając się po biurze. - Pokażesz mi resztę szkoły?
Spojrzałam na niego zaskoczona. W sumie był tu pierwszy raz od zakończenia prac.
-Jasne. - uśmiechnęłam się lekko i wstałam. Oprowadziłam Evana po całej szkole. Gdy skończyłam, Evan musiał już iść. Wróciłam do gabinetu w jeszcze gorszym nastroju. Wkurzało mnie, że nie mamy dla siebie czasu. Przesłuchałam jeszcze kilku kandydatów, a następnie wybrałam całą kadrę z pomocą Kim. Koło osiemnastej byłam już zbyt zmęczona. Wyszłam ze szkoły i pojechałam od razu do domu. Na schodach siedział Gabriel. Siadłam obok przyjaciela i spojrzałam na niego pytająco.
-Z Louise to koniec. Mam już dosyć. Muszę iść dalej, a nie znosić jej humorki i wyliczanki na zasadzie będę z tobą, może jednak nie.
-Hola, Hola, Amigo! - powiedziałam. - Mówisz o mojej siostrze.
-Wiem, wybacz. - westchnął. - Czasami żałuje, że nie było tak jak wszyscy zakładali.
-Czyli? - uśmiechnęłam się lekko.
-Zostałbym dobrej sławy lekarzem, ty prawniczką. Każde z nas pakowałoby się w związki bez przyszłości. W końcu wzięlibyśmy ślub z rozsądku. Żadnych wojen, walk. Nic. Gdyby Louise się nie pojawiła, zapewne tak by było. A z drugiej strony z jej pojawieniem ty i Evan się zeszliście. A kocham was i życzę wam jak najlepiej. - wzdycha. - To wszystko jest cholernie pokomplikowane.
-Przynajmniej się nie nudzimy. - zaśmiałam się cicho, a Gabe mi zawtórował.
-Postanowione. Od dziś Louise to przeszłość.- odpowiada. Wtedy dzwoni telefon. Odbiera i rozmawia przez chwile. -Muszę lecieć Flo. Margaret na mnie czeka.
-Twoja asystentka? - spojrzałam zaskoczona.
-Musimy przejrzeć nowe akta sprawy Aarona i Cedrica. - wzdycha i całuje mnie w policzek. - Do jutra.
-Do jutra. - odpowiadam i wchodzę do pustego mieszkania. Medusa i Ricky podbiegają mnie przywitać. Głaszcze je na powitanie i udaje się do mojej sypialni. W tym momencie dzwoni telefon.
-Cześć Evan. - uśmiecham się lekko. - Jak Mel?
-Umm. Dobrze. Ale mam dość. Jak można płakać przez nie umytą łyżkę? Albo krzyczeć przez brak jogurtu truskawkowego? - wzdycha Evan.
-Duh? Brak jogurtu to wystarczający powód do awantury. - odpowiedziałam szczerze.
-Nigdy was nie zrozumiem. - zaśmiał się. - Może powinniśmy poszukać jakiegoś mieszkania dla siebie? W końcu Louise nie będzie wiecznie nas znosić, a ja powoli nie wytrzymuję w tym domu. Ivy, zrobiła mi makijaż jak spałem. Markerem!
-Zamieszkać razem? Nie za wcześnie? - gwałtownie zaczęłam łapać oddech.
-Przecież, niedługo będziemy małżeństwem. - powiedział spokojnie. -Małżeństwa mieszkają razem Flo.
- Jasne. - odpowiedziałam cicho. - Jestem zmęczona. Pogadamy o tym kiedy indziej. Kocham Cię.
Nim zdążył coś powiedzieć rozłączyłam się i odrzuciłam telefon na łóżko. Położyłam się na nim i wybuchnęłam płaczem. Nie byłam gotowa wyprowadzić się od Louise. Podkuliłam nogi i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz