czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział sto dwadzieścia cztery - Florence.

Obudził mnie dźwięk telefonu. Z ociągnięciem spojrzałam na wyświetlacz.-Paul? Coś się stało? - spytałam zdziwiona. Paul był pracownikiem socjalnym który pomógł mi umieścić Lolę u Mai, na moich warunkach.
-Maia i jej mąż mieli wypadek. - powiedział cicho.
-Już jadę. - powiedziałam wstając z łóżka. - W którym szpitalu leżą?
-Florence. - westchnął Paul. - Przykro mi. To był wypadek śmiertelny. Zgłoś się do ośrodka.
-Dobrze. - powiedziałam zdenerwowana. Ubrałam się i zbiegłam do kuchni w której Wren, Evan i Louise dyskutowali nad czymś zawzięcie.
-Florence? Co się stało? - powiedziała Louise.
-Opiekunowie Loli nie żyją. Muszę jechać do ośrodka. - powiedziałam, szukając kluczyków. - Gdzie są moje kluczyki?
-Nie możesz prowadzić w takim stanie! - zaprotestowała Louise.
-Zawiozę cie. - powiedział Evan wstając. Zgodziłam się. Evan prowadził w skupieniu, podczas gdy ja starałam się uspokoić. Gdy w końcu dotarliśmy do Paula, byłam już w miarę opanowana.
-Witaj Flo. - Paul uśmiechnął się lekko i wziął teczkę, która zapewne dotyczyła Loli.
-Paul. Co się stało? -spytałam cicho.
-Ktoś celowo wjechał w Maię i Rosa. Maia zmarła na miejscu. Ross w szpitalu. Sprawców nie złapano. - odpowiedział Paul. - Musisz podjąć decyzje. Jeśli odeślesz Lolę, to już nie na takich samych warunkach.
-Zabieram ją do siebie. - odpowiedziałam od razu. - Chce znowu pełnej opieki.
-A co z ojcem dziecka? -spytał Paul, spoglądając na mnie.
-Ojciec dziecka?! - wykrzyknął Evan przypominając o swojej obecności.
-Nie został jeszcze uświadomiony. - odpowiedziałam cicho.
-Mama! - usłyszeliśmy krzyk dziewczynki, która siedziała na krześle zabawiana przez jedną z opiekunek. Gdy tylko mnie ujrzała, przybiegła do mnie. Wzięłam dziewczynkę na ręce.
-Cześć skarbie. - uśmiechnęłam się lekko. - Zabieram Cię do domu.
-Wujek Paul mówił, że ciocia Maia i wujek Ross poszli do nieba. - powiedziała dziewczynka z przejęciem. Evan przypatrywał się Loli zaszokowany. Podpisałam stosowne papiery i odebrałam rzeczy Loli. Cała nasza trójka ruszyła w milczeniu do auta. Napięcie między mną a Evanem było wręcz namacalne.
-Ile masz lat, Lola? - spytał Evan, spoglądając na dziewczynkę w lusterku.
-Trzy z kawałkiem. - odpowiedziała, ściskając misia w ręce.
-A kiedy masz urodziny?
-Szóstego lutego.
-Więc, Florence! Chcesz powiedzieć, że wpadłaś w moje urodziny? Nic nam nie powiedziałaś i oddałaś swoją córkę na wychowanie. - Evan spojrzał na mnie zirytowany. - Wiesz chociaż z kim?
-Wiem. - odpowiedziałam cicho.
-Brawo! - powiedział sarkastycznie. -Rozumiem, że trzy lata temu gdy wyjechałaś na miesiąc prawie, a wcześniej przez ponad pół roku brak spożywania alkoholu z twojej strony był ciążą a nie chorobą jak twierdziliście? Jak ukrywałaś brzuch?
-Zaklęciem. -powiedziałam cicho. Resztę drogi Evan przemilczał. Gdy podjechaliśmy pod dom Louise stała już w drzwiach. Lola wysiadła i od razu złapała mnie za rękę. Była wystraszona. Evan wyciągnął rzeczy Loli i postawił je na schodach.
-Lola, pójdziesz teraz z ciocią Louise, mamusia zaraz przyjdzie. - Dziewczynka skinęła głową i podeszła do Louise. Posłałam siostrze przepraszające spojrzenie. Dobrze wiedziałam, że Lou nie ma żadnego doświadczenia z dziećmi.
-Powiedz mi tylko kto jest ojcem. - powiedział Evan, spoglądając na mnie.
-Jesteś ślepym kretynem jeśli tego nie widzisz. - powiedziała Louise, wracając po rzeczy Loli. Uśmiechnęłam się lekko.
-To prawda? Ja jestem jej ojcem? Kiedy my? Jak? - spytał Evan, opierając się o samochód.
-Twoje urodziny. Gabriel już dawno znikł z jakąś laską, a my piliśmy dalej. Wylądowaliśmy w twojej sypialni. Obudziłam się w nocy i zorientowałam się co się stało. Uciekłam. Sam wiesz, że często uciekałam. Kilka tygodni później, dowiedziałam się, że urodzi się Lola. Chciałam Ci powiedzieć w odpowiednim momencie. Ale się bałam. - powiedziałam cicho i spojrzałam na Evana. Mój narzeczony przeczesał włosy i spojrzał na mnie.
-Przez trzy lata ukrywałaś przede mną, moją własną córkę? I ja ci mam zaufać, po tym wszystkim? -Evan pokręcił głową i wsiadł do auta. Po chwili odjechał. Weszłam do domu. Lola siedziała przed telewizorem a cały stolik był zastawiony wszystkimi przekąskami jakie mamy w domu.
-Może chcesz soku? Albo herbaty? A może jabłko? - pytała Louise. Usiadłam obok siostry i przytuliłam się do niej.
-Ona wcale tak dużo nie je. - mruknęłam.
-Z Evanem nie poszło najlepiej? -spytała cicho.
-Nienawidzi mnie.
-Musi to przemyśleć. Daj mu czas. - powiedziała spokojnie. - A jak nie, to wyjedziemy do Szkocji i wychowamy Lolę, tak by sama skopała mu tyłek.
Zaśmiałam się cicho.
-Ty i wychowanie dziecka? - spojrzałam na nią rozbawiona.
-No wiem, szaleństwo. -Louise zaśmiała się cicho. - Muszę lecieć. Muszę przygotować się do Rady i Rose dziś przyjeżdża. Gdyby Robert wpadł, to powiedz, że spotkamy się dopiero na miejscu.
-Już między wami w porządku? - spytałam z lekkim uśmiechem.
-Możliwe, że nie zabijemy się w najbliższym momencie. - Louise uśmiechnęła się i znikła.
-Ciocia Louise potrafi znikać? - spytała Lola, siadając obok mnie.
-Tak. - uśmiechnęłam się lekko. - Ciocia Lou potrafi robić niesamowite rzeczy. Ty też będziesz.
-Naprawdę? -Dziewczynka uśmiechnęła się rozpromieniona.
-Naprawdę. - zaśmiałam się lekko.
-Louise? Florence? - usłyszałyśmy głos Roberta.
-W salonie. - odkrzyknęłam.
-Lou już nie ma? - spytał Robert, wchodząc do salonu. Spojrzał na Lolę, a następnie na mnie. -Kto to jest?
-Lepiej usiądź. - westchnęłam i zaczęłam opowiadać Robertowi całą historię. Gdy skończyłam Robert był nieźle skołowany.
-Więc to skrywała twoja teczka? - spytał po chwili.
-Dokładnie. I jeszcze parę drobnych wpadek z magią. Nic wielkiego. - westchnęłam. - Ale po prostu, Lola miała być tajemnicą. Aż po prostu nie byłam wstanie się przyznać. Kilka dni temu powiedziałam Louise. Dziś Evan się dowiedział, ale to było spowodowane wypadkiem. Jest wściekły, ale mu się nie dziwie.
-Przestań, przejdzie mu. - Robert się uśmiechnął i wstał. - Cieszę się, że mi powiedziałaś. Ale teraz będę sie zbierał, Louise na mnie czeka. Musimy zająć się Carlisem.
-Jasne. - uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam Roberta na pożegnanie. Resztę dnia spędziłam na zabawie z Lolą. Dziewczynka była rozkoszna. Aż żałuję, że straciłam trzy lata z jej życia. W końcu nadszedł czas by mała poszła spać. Przebierałam Lolę w piżamę, kiedy do pokoju gościnnego wszedł Evan, niosąc niewielkie pudełko. Czyżby to moje rzeczy które u niego zostawiłam?
-Cześć. - powiedział niepewnie. -Ja i Ivy przebieraliśmy jej zabawki i przyniosłem parę dla Loli.
-Dla mnie? - spytała Lola z uśmiechem i podeszła niepewnie do Evana, który przykucnął i podał dziewczynce pudełko.
-Zostawię was. - powiedziałam cicho i wyszłam z pokoju. Weszłam do swojej sypialni i siadłam na podłodze opierając się o łóżko. Po chwili dotarły do mnie śmiechy i piski Loli. Uśmiechnęłam się. Po jakimś czasie Evan wszedł do sypialni.
-Zasnęła. - uśmiechnął się i usiadł obok mnie. -Florence, masz jeszcze jakieś tajemnice?
-Nie. - odpowiedziałem cicho.
-To dobrze. Bo ja Cię tak bardzo kocham. Straciłem już Gabriela, nie zniósłbym utraty Ciebie i Loli. Mam nadzieje, że chcesz zostać moją żoną?
Zaśmiałam się i siadłam okrakiem na jego nogach.
-Chce. - pocałowałam go lekko. - Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Bałam się naprawdę.
-Nic się nie stało. - pocałował mnie lekko, po czym uśmiechnął się. - Skoro mamy już córkę, to powinniśmy pomyśleć o chłopcu dla odmiany?
-Sądzę, że powinniśmy zająć się najpierw Lolą. - zaśmiałam się cicho. -Ale możemy poćwiczyć.
Evan zaśmiał się i pocałował mnie. Jego dłonie znalazły się pod moją koszulką.
-Nie mogę spać! - powiedziała Lola, stając w drzwiach. Wstałam i podeszłam do dziewczynki, biorąc ją na ręce.
-Ma wyczucie. - mruknął Evan z lekkim uśmiechem.
-Chodź, będziesz spała z nami. - uśmiechnęłam się i posadziłam dziewczynkę na łóżku.
-Tatuś z nami zostaje? - Lola spojrzała z wyczekiwaniem na Evana.
-Pewnie, że tak. - Powiedział Evan i położył się obok dziewczynki. Położyłam się z drugiej strony i uśmiechnęłam się lekko. Po chwili zasnęłam wtulona w Lolę i Evana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz