wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział sto dwadzieścia sześć - Gabriel.

Obudziłem się i chwile minęło nim dotarło do mnie gdzie jestem. Blondynka która towarzyszyła mi w nocy jeszcze spała, tak więc to dobry moment by opuścić hotel. Zacząłem się ubierać.
-Gabriel? - usłyszałem, gdy ubierałem spodnie. - Gdzie idziesz?
-Do siebie. - mruknąłem. -Fajnie było.
-Co? - Dziewczyna wstała i spojrzała na mnie. - Nie zjemy razem śniadania?
-Znowu to samo. - wywróciłem oczami. - Nie, nie zjemy. Nie, nie zostanę. Nie, nie spotkamy się znowu!
-Dupek! - dziewczyna zaniosła się płaczem. Wziąłem kurtkę i wyszedłem, nim zaczęła by się dalsza część przedstawienia. Od mojego pogrzebu minął już tydzień, więc może wpadnę do Flo na kawę? Tak, to dobry pomysł. Uśmiechnąłem się lekko i zjawiłem się na krześle, w jej kuchni. Flo robiła akurat kawę.
-Witaj Flo. - uśmiechnąłem się lekko. - Też poproszę kawy.
Florence odwróciła się i upuściła kubek który trzymała w ręce, robiąc tym niemiłosierny hałas, wywróciłem oczami.
-Błagam, ciszej. Głowa mnie boli. - mruknąłem.
-J..jesteś duchem? - spytała po chwili. - Zjawą? Wytworem mojej wyobraźni? Mam schizofrenię?
-Dramatyzujesz. - uciąłem. - Wpadam na kawę, a ty zadajesz masę niepotrzebnych pytań.
-Ale jak?
-No więc jak zagotuje się woda, wsypujesz kawę do kubków. Następnie zalewasz wodą, mieszasz i gotowe. - uśmiechnąłem się do niej lekko.
-Gabriel, cieszę się, że humor Ci dopisuje. Ale jesteś martwy. Tydzień temu cię pochowaliśmy! - warknęła Flo.
-Poprawka. Pochowaliście pustą trumnę. Co kto lubi. Ja jestem żywy, piękny i pożyję jeszcze bardzo długo.
-Zapomniałeś o skromności. - mruknęła Florence. -Widzę, że wróciliśmy do pracy u podstaw?
-Oh, Flo jaka znajomość Młodej Polski. - zaśmiałem się rozbawiony. - Odrobiłaś widzę lekcje.
-Gabriel. Skarbie. Jesteś w moim domu. Pamiętaj, że w każdej chwili mogę Cię stąd wyrzucić. I oboje wiemy, że nie wejdziesz. Więc bądź uprzejmy i wyjaśnij jak to możliwe, że żyjesz skoro sama widziałam jak umierasz. Może nawet dostaniesz kawę w nagrodę, przygotowaną według twoich błyskotliwych instrukcji. - Rozmowę przerwał głośny tupot, po chwili do kuchni wpadła Lola.
-Tata zrobił mi kucyki! - powiedziała rozpromieniona pokazując na włosy, Flo wzięła dziewczynkę na ręce i posadziła sobie na biodrze.
-Widać czesanie Tessy i Ivy nauczyły czegoś Evana. - mruknąłem.
-Lola, mówiłem, żebyś nie. - Evan urwał w pół zdania, spoglądając na mnie.
-Nie biegała po schodach, ponieważ możesz zrobić sobie krzywdę albo dobrze się bawić. - dokończyłem. - Witaj Evaan. Jak tam uroki macierzyństwa? I nowa posada?
-Wiedziałeś o dziecku? Czekaj, co? Co ty tu robisz?! Flo, ty też go widzisz? - Evan spojrzał na Flo, po czym na mnie.
-Jesteście uroczy, oboje myślicie, że macie schizofrenie. - zaśmiałem się. - Louise zmartwychwstała, a mi już nie wolno? Ah, zapomniałem, wasz plan wtedy poległ i przywracając Lou do życia przywróciliście Maud i rozpoczęliście szereg nieszczęść. A ja siedzę w waszej kuchni, bez trupów waszych rodziców, jak gdyby nigdy nic popijając kawę, która swoją drogą jest przesłodzona. I tak wciąż jestem piękny, młody, mam wachlarz umiejętności które przerastają wasze i jestem nieśmiertelny. A i od razu zaznaczam o powrót Carlise'a oskarżajcie Eloise, to ona go wezwała czy coś. Ja w tym czasie poznawałem uroki bycia demonem.
-Demonem? - Flo i Evan wgapiali się we mnie zdziwieni.
-Louise skarbie?! - krzyknąłem znudzony, wiedząc, że dziewczyna jest w domu. Spojrzałem ponownie na Flo i Evana. -Błagam, zbuforujcie się już, a nie patrzycie jak na rzeźbę w muzeum. Sądziłem, że będziecie się cieszyć, że wróciłem. Przecież wciąż jestem Gabrielem. Tylko w wersji forever young & beautiful.
-Kto mnie wołał? - usłyszeliśmy z korytarza. Do kuchni wpadła Louise i zatrzymała się w pół kroku, patrząc na mnie.
-Kolejna. - wywróciłem oczami. - Czy tylko wy możecie zmartwychwstawać?
-Wybacz, ale widzieliśmy jak umierasz. Pochowaliśmy cię. - zaczął Evan. - W trumnie.
-Pochowaliście pustą trumnę - zaśmiałem się.
Nim zaczęliśmy kontynuować naszą logiczną wymianę zdań, w kuchni zjawił się Louis.
-W końcu trafiłem! - zaśmiał się. - Dwójka waszych sąsiadów jest w lekkim szoku. Nie powinienem tyle pić wczoraj. Witaj Florence, Evan, Louise i Lola. Jestem Louis. Demon-przewodnik Gabriela.
Louis ukłonił się teatralnie.
-Demon? - spytała Louise, spoglądając to na mnie to na Louis'a.
-Demon. - przytaknąłem z uśmiechem. - Jak tam twoje obietnice Louise? Dotrzymane? Rose wpadnie na jakieś lesbijskie zabawy?
-A co chcesz popatrzeć? - Louise odgryzła się.
-Nic nowego nie zobaczę. -uśmiechnąłem się lekko. -No chyba, że potrzebujesz instrukcji. Widzieliśmy sporo lesbijek w akcji. Prawda Louis?
-Gabrielu, może najpierw popracuj nad swoimi umiejętnościami w łóżku, nim zaczniesz uczyć innych? - mruknęła Louise, po czym spojrzała na Louis'a. - Skąd właściwie wiecie o Rose?
-My wiemy właściwie o wszystkim. O waszych grzeszkach, ukrytych dzieciach... Nawet z kim straciłyście cnotę. Gabriel, miałeś chyba sprawę do Flo?
-No tak. Florence? Czy możemy porozmawiać na zewnątrz? - uśmiechnąłem się delikatnie. - Obiecuję, że będę miły i spokojny. Jak Louise.
-Twoje riposty są tak słabe, że nie wiem czy to obelga czy komplement. - wtrąciła Louise, gdy Florence podawała Lolę, Evanowi.
-To wina słabego IQ. - odpowiedziałem i wyszedłem z Florence na taras.
-Gabe, co się dzieje? - westchnęła Florence, opierając się o barierkę.
-Zawsze mnie rozumiałaś tak? - upewniłem się. Gdy kiwnęła głową, postanowiłem kontynuować. - Jesteśmy przyjaciółmi. Na dobre i na złe. Nie patrz na mnie jak na złe. Nie ty. Żyje i to się liczy. To że nie biegam za Louise z wywieszonym językiem, jak jakiś piesek to chyba dobrze? Ruszyłem dalej.
-Gabriel... - Flo cicho westchnęła. - To po prostu dla nas szok. Pojawiasz się nagle, gdy wszyscy już zaczęli rozumieć, że nie żyjesz i jesteś w pełnej formie do dogryzania i narcyzmu.
-Nie byłbym sobą, bez samouwielbienia. - zaśmiałem się, Flo po chwili dołączyła do mnie. -Posłuchaj, pojawiłem się z propozycją. Chce byś ją przemyślała.
-A więc słucham? - Flo uśmiechnęła się lekko.
-Chce byś dołączyła do mnie i Louis'a. Nie patrz tak i nie przerywaj. Posłuchaj, bycie demonem jest świetne. Moc, nieśmiertelność, wieczna młodość. Zgódź się. Ty i ja możemy opanować całe podziemie. Wiem, że w głębi duszy moc i władza są dla Ciebie tak samo ważne jak dla Louise. Wybacz, podsłuchałem tą scenkę jak namawiałaś Lou do powrotu do Rady. Zrobiłaś to dla siebie. Przemyśl to. Możemy nawet wystosować jakiś układ. Ty się zgodzisz, a ja zrobię coś dla Ciebie. Pamiętaj, za plecami mam samego Lucyfera.
-A jeśli jednak się nie zgodzę? - spytała cicho Flo.
-No cóż, wtedy raczej się nie zobaczymy już. - odparłem. - Nie będę wpadać na gwiazdkę czy chrzciny.
-A jeśli się zgodzę? Przecież nasza rodzina? - powiedziała cicho.
-Gwarantuje Ci, że nie będą cię dręczyć wyrzuty sumienia. Spójrz na mnie.
-No tak. -Flo zaśmiała się lekko.-Dobrze, co powiesz na układ?
-Spodziewałem się tego. - zaśmiałem się lekko.
-Pomagasz zabić Carlise'a i Ced'a. Gdy już będą martwi i reszta będzie bezpieczna... Wtedy dołączę do Ciebie i zostanę demonem.
-Umowa stoi! - uśmiechnąłem się zadowolony. - A nim twoja zła siostra zacznie Cię przekonywać, że nie można mi ufać... pamiętaj, że nigdy się na mnie nie zawiodłaś. Że znamy się pięć lat.
-Gabe. Wiem to. - Flo uśmiechnęła się. - Po za tym i tak pierwszy musisz dotrzymać warunków umowy.
-No tak. - wzruszyłem ramionami i wszedłem do kuchni, gdzie Louis grał na telefonie ignorując spojrzenia Louise i Evana. Lola coś rysowała.
-Zróbcie mu zdjęcie. Będziecie mieć na dłużej. - mruknąłem siadając obok Louis'a.
-Radzisz z doświadczenia? - spytała Louise.
-A co chcesz popatrzeć? - spytałem, udając ją. Florence w tym czasie weszła do kuchni i jak gdyby nigdy nic, zaczęła przyglądać się rysunkowi Loli.
-Tu jesteście idioci. - powiedział Luc, pojawiając się w kuchni.
-Nie mów, że tak ciężko było Ci nas znaleźć Lucyferze. - mruknął Louis.
-Gabrielu, czy załatwiłeś już swoje sprawy? - spytał Lucyfer.
-Oczywiście. Moi drodzy. I Louise. Poznajcie Lucyfera, władcę podziemi.
-Ah, zapomniałem już, że nowocześni łowcy i czarownice nic nie wiedzą o nas.
-Louise z natury nic nie wie, prawda Lou? - uśmiechnąłem się słodko do mojej dawnej miłości.
-Ale ty wiesz, że nie jesteś zabawny tak? - Lou patrzyła na mnie.
-Gabriel, skończysz swoją grę wstępną później. - Luc wywrócił oczami. -Mamy coś do zrobienia.
-Będziecie polować na dziewice? - mruknęła Lou, na co Louis wybuchnął śmiechem.
-Wpadniesz później do Instytutu, Gabe? - wtrącił Evan.
-Nie możemy przekraczać progu Instytutu. Chyba, że pokonani. - odpowiedział Louis. - Co się raczej nie zdarza.
-Panowie, czas na nas. - warknął Lucyfer i znikł. Louis znikł za nim.
-Do zobaczenia. - mruknąłem rozbawiony i dołączyłem do Lucyfera i Louisa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz