sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział sto trzydziesty pierwszy - Tessa

Oglądanie rodziców Lyn i Wrena razem z dziećmi było niesamowitym doświadczeniem. Z jednej strony świetnie się dogadywali, z drugiej unikali części tematów. Pani Martin ciągle uśmiechała się do mnie serdecznie, ale określała mnie mianem "uroczej współlokatorki", jak ognia unikając słowa "dziewczyna". Nie rozmawiali również o Elo, a kiedy Wren przypadkiem o niej wspominał, pani Martin pytała, czy chodzi o jego przyjaciółkę. Z jednej strony było to dość urocze, z drugiej dziwne. Ale Wren i Lyn tylko co jakiś czas wywracali oczami, najwyraźniej przyzwyczajeni do praktyk swojej mamy. Z kolei pan Martin był raczej milczący i spokojny. Na swoje dzieci spoglądał z czułością, jakby po tylu latach nadal przeżywał pierwsze chwile ojcostwa.
Rowan rozmawiała z nimi zupełnie zrelaksowana i spokojna. Zresztą ona zawsze taka była.
-Tessa, ty jesteś teraz na studiach, prawda?-spytała radośnie mama Lynette, przerywając moje rozmyślania. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
-Właśnie skończyłam pierwszy rok weterynarii.
-Niesamowite! A ty, Rowan?
-W połowie semestru rzuciłam studia. Doszłam do wniosku, że to jednak nie dla mnie.-przyznała Row, wprowadzając w lekkie zaskoczenie panią Martin.-Wiem, że to może nie brzmi jak dobra decyzja, ale była bardzo dobra.
-Mam nadzieję, że nie będziesz jej kiedyś żałować.-uśmiechnął się Wren. Rowan zaśmiała się.
-Raczej nie będę. Zawsze widziałam przed sobą wielką przyszłość i zamierzam się trzymać tego celu.-przyznała. Zmrużyłam oczy. Coś było nie tak. Wiedziałam, że Rowan rzuciła studia, ale nigdy nie okazywała aż tyle radości z tego powodu.
-To dobry cel.-przyznała Lyn i zaśmiała się, sięgając po kieliszek z resztką wina. Dopiła je i uśmiechnęła się szeroko.-Wren, wykaż się choć raz - zbierz talerze i zanieś je do kuchni. Tessy, mamy jakieś ciastka?
-Mhm, coś powinno być.-mruknęłam. Lyn spojrzała na mnie zdziwiona, ale chyba stwierdziła, że porozmawia ze mną później i poszła za Wrenem do kuchni. Posłałam znaczące spojrzenie Rowan.
-Row, pokazywałam ci co ostatnio sobie kupiłam?-spytałam, uśmiechając się wymuszenie.
-Nie, ale chętnie zobaczę.-Rowan wstała i uśmiechnęła się. Była lepszą aktorką ode mnie.
Ruszyłyśmy obie do sypialni. Zamknęłam za nami drzwi i spojrzałam na nią pytająco, zakładając ręce na piersi.
-Czy jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć?-spytałam, a moja przyjaciółka roześmiała się.
-Za długo mnie znasz. I biorąc to pod uwagę, powinnaś już wiedzieć.
-Nie gadałyśmy całe wieki, może chodzić o cokolwiek.-westchnęłam.
-Jeśli chodzi o mnie, to wiesz, że zawsze chodzi o to samo.-puściła do mnie oczko i stanęła przed lustrem, przeglądając się.
-O mężczyznę? Naprawdę? Poznałaś kogoś i postanowiłaś zmienić całe swoje życie?-popatrzyłam na nią, jakby spadła z księżyca.
-Nie rozumiesz tego, Tess. On jest wyjątkowy. Przyszłość, którą mogłam mieć po głupich studiach jest niczym w porównaniu z tym, co mogę osiągnąć dzięki niemu.
-A potem on cię rzuci i będziesz żałować.-skwitowałam.
-Dziękuję za wsparcie.-prychnęła Row.-Jako moja najlepsza przyjaciółka, powinnaś cieszyć się, że kogoś poznałam i jestem szczęśliwa. I wiem, że on mnie nie rzuci. Kocha mnie.
-Albo wykorzystuje.-podpowiedziałam.
-Boże, ale z ciebie hipokrytka! Popatrz najpierw na siebie! Zmieniasz wszystko w swoim życiu, porzucasz znajomych i rodzinę dla jednej dziewczyny, chociaż wiesz, że to nie wypali!
-Nie wiesz jak wygląda związek mój i Lyn. Ale mam pewność, że ona mnie nie wykorzystuje i nie porzuci, kiedy się znudzi!-podniosłam głos, ale szybko się uspokoiłam i spojrzałam na przyjaciółkę wrogo.-Może lepiej będzie, jeśli już pójdziesz.
Rowan prychnęła i wyszła z sypialni. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie frontowymi drzwiami i dopiero wtedy wyszłam z pokoju. Lyn podeszła do mnie z pytającym spojrzeniem.
-Co się stało?
-Pokłóciłyśmy się. Nic ważnego, opowiem ci potem.-obiecałam i objęłam ją w pasie.-Choć, twoja mama za chwilę zacznie podejrzewać, że twoja "urocza współlokatorka" jest dla ciebie kimś więcej i nie wiem jak to przeżyjemy.-zażartowałam. Lyn zaśmiała się i pocałowała mnie delikatnie, zanim poszłyśmy do salonu. Wren wdał się w dyskusję ze swoją mamą na temat Instytutu, a Lynette podeszła do taty. Nie za bardzo wiedziałam jak się zachować, ale pani Martin zawołała mnie do siebie.
-Tessa, słyszałam, że twój brat prowadzi Instytut. To niesamowite, w tak młodym wieku... Z drugiej strony, Dekkerowie zawsze mieli smykałkę do szybkiego pięcia się na szczyt.
-Możliwe. Moim braciom wyszło to świetnie i jestem pewna, że moja siostra też szybko dużo osiągnie.-przyznałam.
-Nie bądź taka skromna, Tess. Ty w końcu też jesteś z Dekkerów.-zauważył Wren. Pokręciłam głową.
-Chyba bardziej wdałam się w mamę. Trzymam się na uboczu.-uśmiechnęłam się spokojnie. Wren uniósł prawy kącik ust w rozbawieniu.
-Jeszcze zobaczymy.-stwierdził.

Wyszłam z łazienki, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Lynette siedziała już w łóżku ze szkicownikiem i ołówkiem w ręku. Wślizgnęłam się do łóżka obok niej i spojrzałam na twór, który wychodził spod jej ręki.
-Co to takiego?-spytałam, nie będąc pewna, czym miała być ogromna tuba narysowana na kartce. Lyn pokręciła głową i odłożyła szkicownik.
-Nieważne. Nieudany pomysł.-westchnęła, poprawiając poduszkę i kładąc się. Położyłam się twarzą do niej, aby spojrzeć jej w oczy.
-Nie wierzę. Zbyt się w niego wciągnęłaś, żeby był nieudany.-stwierdziłam, powodując pojawienie się uśmiechu na twarzy mojej dziewczyny.
-Jutro ci wszystko opowiem.-obiecała i dotknęła mojego policzka. Pocałowała mnie. Z jednej strony nie chciałam tego przerywać, ale znałam Lyn na tyle, żeby wiedzieć, że będzie unikać tematu.
-Opowiedz mi teraz.-powiedziałam stanowczo, odrywając się od niej.
-Tess, to nic takiego. Po prostu pomysł.-westchnęła. Popatrzyłam nią znacząco. Lyn wywróciła oczami i zaczęła omawiać fachowym językiem urządzenie, które narysowała. Nie rozumiałam oczywiście połowy z tego co mówiła. Ale wychwyciłam ogólny koncept.
-Coś w stylu teleportu?-upewniłam się.
-Taak, coś w tym stylu. Musiałabym pogadać z Louise. Nie wiem czy jest zaklęcie albo coś w tym stylu, żeby użyć jej mocy na urządzeniu. Ale to znaczenie ułatwiłoby kontakty między Instytutami... No i Rada mogłaby się zbierać bez trzymania tutaj tych wszystkich ludzi. Oni też pewnie tęsknią za domem.-Lyn powiedziała to takim tonem, że wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Kogo poznałaś i nie polubiłaś?-zmrużyłam oczy podejrzliwie. Zaśmiała się.
-Asystentka Adrianne Leclaire, Margo.
-Gabe kiedyś mówił, że ona wygląda jakby połknęła kij od miotły.-przypomniałam sobie, wprawiając Lyn w jeszcze lepszy nastrój.
-Tak jest. Z jakiegoś powodu... nie podoba mi się. Coś jest z nią nie tak.
-Jeśli kiedyś ją poznam, to mogę ci godzinami mówić co jest z nią nie tak.-obiecałam z szerokim uśmiechem. Lyn zaśmiała się i pocałowała mnie. Obróciłam ją na plecy i usiadłam na niej okrakiem, całując ją namiętnie.
-Kocham cię.-oderwałam się od niej na chwilę, żeby spojrzeć jej w oczy. Lyn dotknęła mojego policzka.
-Ja ciebie też.-przyciągnęła mnie znów do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz