sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział sto dwadzieścia pięć - Gabriel.

Słyszę jakiś hałas. Ktoś chodzi i rozmawia przez telefon. Albo sam ze sobą. Słyszę ten głos zza ściany. Docierają do mnie ostatnie wydarzenia. Czyli nie żyje. Umarłem. Już nigdy nie pocałuje Louise. Już nigdy nie będę sprzeczał się z Tessą. Już nigdy nie będę pił z Florence. To koniec Gabrielu. Nagle przestaję wszystko słyszeć i znowu zapada nicość.Tym razem budzę się całkowicie. Jasne światło powoduje, że krzywię się. Głowa mi pulsuje.
-Obudziłeś się. - Drgnąłem słysząc nowy głos. Rozejrzałem się. W pokoju siedział obcy mężczyzna.
-Co ja tu robię? - spytałem skołowany. - Kim jesteś?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i wstał. Przeszedł po pokoju i nagle rozpłynął się w powietrzu. By pojawić się znów na fotelu.
-Na twoim miejscu spytałbym, kim ty jesteś. - odpowiedział nieznajomy. - Ale cóż, jestem Louis. Demon najwyższej grupy. Jakimś chorym cudem, też należysz do tej grupy. A więc Gabrielu Dekkerze, witamy w naszych demonicznych szeregach, gdzie twoje życie jest pozbawione zasad i reguł. Ta kwestia jest tak durna, że nie dziwi mnie, że coraz mniej demonów zasila nasze szeregi.
-Jestem demonem? - spytałem zaszokowany.
-Tak, tak. Jesteś wciąż żywy. Jedynie czego Ci nie wolno, to spotkać rodziny w najbliższym tygodniu. Teoretycznie możesz, ale nie wolno Ci się ujawnić póki nie poradzisz sobie z różnymi problemami. Tak, możesz znikać, czytać w myślach, być wręcz niewidzialny. Słyszysz lepiej, widzisz lepiej, oczywiście to nie znaczy, że teraz masz rentgen w oczach i będziesz rozbierał panienki wzrokiem. Co to to nie. Jesteś teraz arcydupkiem. Zostałeś całkowicie pozbawiony uczuć. Jesteś super przystojny, bogaty i prawie niezniszczalny. To chyba odpowiedzi na najczęstsze pytania. Nie wiem jak to się stało, że zawitałeś w naszych szeregach w dodatku z awansem na który inni czekają po sto czy dwieście lat. To co chcesz zrobić? W sumie, zacznij od prysznica. Skupisz myśli i poznasz swoją całkowitą moc. Tam jest łazienka.
Kłótnie z tym mężczyzną były bezcelowe. Ruszyłem do łazienki. Spojrzałem w lustro. Moje kości policzkowe były bardziej wyraziste. Moje włosy wyglądały lepiej niż kiedykolwiek. A oczy... oczy były całe czarne. Po chwili wróciły do swojej starej formy. Teraz spostrzegłem, że wzrok mi się poprawił. Mogłem usłyszeć jadące auta gdzieś daleko. Uśmiechnąłem się do swojego odbicia i pomyślałem by przenieść się kawałek do przodu. W ułamku sekundy stałem w miejscu o którym pomyślałem. Nie czułem bólu, smutku... nic. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Po człowieku którym byłem przed śmiercią nie było śladu. Wziąłem szybki prysznic. Gdy wyszedłem z kabiny, na wieszaku czekał już idealnie dopasowany strój. Spodnie, biała koszula i marynarka. Wyglądał jakby uszyty na mnie. Przebrałem się i pojawiłem się przed Louisem.
-Wspaniale, widzę, że ogarnąłeś już jak się przenosić. - uśmiechnął się ironicznie. - Teraz pomyśl o tym, że chcesz być niewidoczny i się stań.
Tak też się stało. Uśmiechnąłem się. Nowe moce dawały tak dużo  możliwości.
-Na naszej liście jest teraz przeniesienie się do twojej starej rodziny. Oczywiście oni nie będą Cię widzieć. To jakaś chora zasada. Wtedy upewniasz się, że nic nie czujesz. - zamknąłem oczy i pomyślałem o sypialni Louise. Tempest leżała w łóżku i wpatrywała się w ścianę. Nigdy w życiu, nie widziałem by wyglądała żałośniej niż teraz. Bawił mnie ten widok. Do pokoju weszła Florence. Po krótkiej sprzeczce siadła obok mojej byłej dziewczyny i zaczęła nią manipulować jak gdyby nigdy nic.
-Zabawne, próbuje przekonać twoją byłą dziewczynę do tego, że chciałbyś żeby podniosła się z dołka. Rodzinne dramy są takie śmieszne. - powiedział Louise pojawiając się obok mnie. -Ta twoja Florence, byłaby świetną partią dla Ciebie. Na kilometr czuć od niej sukę. Z resztą wszystko co robi, robi tylko w swoim interesie. Najgorzej wychodzi na tym twój brat. Nawet nie wie, że jest ojcem.
-Słucham? Czyim ojcem? - spojrzałem na niego zaskoczony. Florence w tej chwili rozmawiała o jakiejś Loli przez telefon. Louise wróciła w tym czasie do pokoju.
-Zaraz poznasz swoją... bratanicę? Czy coś takiego. Nie znam się na koniugacjach rodzinnych. - ruszyliśmy za Louise i Florence. Flo podała Lou jakąś kartkę i zniknęły.
-Za nimi. - powiedział Louise i znikł. Pojawiłem się obok niego. Lou i Flo spoglądały na jakąś małą dziewczynkę. Więc Flo miała córkę. O której Evan nic nie wiedział.
-Ile to dziecko ma lat?
-Ze trzy. -wzruszył ramionami Louis. - Z tego co wiem, twój brat i przyjaciółka mocno zgonowali podczas jednej imprezy i poszli w długą bez antykoncepcji.
-Skąd to wszystko wiesz? - odpowiedziałem zaskoczony.
-Kiedy przechodziłeś przemianę musiałem dowiedzieć się wszystkiego o tobie i twojej rodzinie. Teraz poznasz swoje rodzeństwo. - Odpowiedział Louis i pojawiliśmy się w moim starym salonie. Na sofie spała Miranda. Obok niej stały dwie kołyski. Podszedłem do nich i ujrzałem śpiące bliźniaki. Dziewczynka miała blond włosy i spała spokojnie. Wda się we mnie i Tessę jak nic. Natomiast chłopczyk miał czarne włosy i spał niespokojnie. Jak Evan czy Ivy. Ruszyłem w stronę kuchni, gdzie wyczułem obecność Roberta. Miał zapuchnięte oczy, fryzurę w nieładzie i pił wodę.
-Nie wierzę, że znowu się upiłeś. - warknął Evan. - Czy pomyślałeś, że teraz wszystko jest na mojej głowie? Matka, dzieci, Instytut.
-Zobaczysz jak ciężko jest być głową rodziny. Chociaż ty i Florence... - zaśmiał się gorzko. - Jaka z was rodzina. Twoja narzeczona doprowadziła do tego wszystkiego. Zauważ, że Elen pojawiła się niedługo po niej. Wszystko zaczęło się psuć po niej. Potem pojawiła się cholerna Tempest. To przez nią Gabriel nie żyje. Gabriel ją kochał, a ona wykorzystywała go do zdobycia pozycji. Bawiła się nim.
-Nic nie wiesz o Louise. - warknął wkurzony Evan. - Gdyby nie ona i Florence, Gabriel wciąż zachowywałby się jak dupek.
-Zachowywał się tak przez Elen. - odpowiedział mój ojciec.
-Sam nie byłeś lepszy. - odpowiedział Evan i wyszedł. Mój ojciec otworzył jedną z szafek i wyciągnął z niej whisky.
-Chyba koniec przedstawienia. - powiedział Louis. - Chcesz się napić?
-Zdecydowanie. - Louis wybrał jakiś klub ze striptizem. Spojrzałem na niego pytająco.
-Demon czy nie, mężczyzna ma swoje potrzeby. - zaśmiał się i usiadł przy jednym ze stolików.
-To ile już jesteś demonem? - spytałem zaciekawiony.
-Około sto pięćdziesiąt lat. - wzruszył ramionami. -Tak jak ty zostałem przemieniony przez samego Lucyfera, więc jesteśmy, narodem wybranym że tak powiem. Ty jesteś ewenementem. Bo nikt nie zostaje od razu demonem trzeciego stopnia.
-O co chodzi z tymi stopniami? - sięgnąłem po drinka którego przyniosła kelnerka.
-Demony pierwszego stopnia to tak zwany plebs. Podlizują się nam by awansować. Usługują nam. Jeżeli dożyją drugiego stopnia, to już przestają być służącymi ale i tak się podlizują. Demony pierwszego i drugiego stopnia mogą się wzajemnie zabić. Nas jest w stanie zabić tylko nasz stwórca.
-A łowcy? Czarownice?
-Gabrielu. -zaśmiał się Louis kręcąc głową. - Ile wiedziałeś o demonach jako głowa Instytutu? Nie wiele. A te twoje czarodziejki? Są przypadki takich czarownic które wypędzają demona albo go zabijają. Ale są niezwykle rzadko spotykane.
-Rozumiem. - powiedziałem i zacząłem przyglądać się obecnym tutaj kobietom. Na pewno nie spędzę tej nocy samotnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz