czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział sto dwadzieścia siedem - Louise.

Gabriel żył. Ulga mieszała się z szokiem, zaskoczeniem, zdziwieniem. I lekką irytacją. Zmiana jaka zaszła w najstarszym z rodzeństwa Dekkerów sprawiała, że miałam ochotę go zamordować. Każde słowo jakie wypływało z jego ust było czystym narcyzmem lub złośliwością. I to nie taką, jaką znałam i lubiłam w starym Gabrielu.
Kiedy wyszedł z Florence, Evan odprowadził ich wzrokiem, po czym wrócił do zajmowania się Lolą. Popatrzyłam na Louisa i jego głupkowaty, zadowolony uśmieszek, wywróciłam oczami i wyszłam do kuchni. Ale oczywiście demon nie mógł nie skorzystać z takiej okazji i ruszył za mną.
-Louise Tempest. Swoją drogą przepiękne imię. Pełne czaru i wdzięku.-zlustrował mnie wzrokiem.-Nie jestem pewien czy powinnaś je nosić.
Zacisnęłam zęby, aby po chwili uśmiechnąć się szeroko.
-Powiedz mi, jak to jest mieć w swojej głowie dokładną bazę danych większości śmiertelników?-spytałam z udawanym zafascynowaniem. Louis prychnął.
-Pytasz, jakby cię to obchodziło.
-Ależ obchodzi. Nie jestem pewna jak w takiej małej główce, z jeszcze mniejszym mózgiem wewnątrz, mieści się tyle informacji o różnych ludziach i jednocześnie zostaje jeszcze miejsce na bycie skończonym dupkiem.-posłałam mu uroczy uśmiech.
-Po prostu niektórzy ludzie nie są interesujący. Jak ty, czy Evan. Wy tylko próbujecie na takich wyglądać, udowodnić wszystkim, że jesteście ważni.-Louis prychnął i oparł się o blat.-Boisz się życia w cieniu siostry, Lou? Dlatego starasz się ją wygryźć ze wszystkich możliwych dziedzin? I dlatego czujesz przytłaczającą zazdrość, że to z nią Gabriel chciał wyjść i porozmawiać, a na ciebie ledwo spojrzał?
-W życiu nie słyszałam większych bzdur.-prychnęłam.-Zależy mi na mojej siostrze bardziej niż na kimkolwiek innym i będę ją wspierać niezależnie od wszystkiego. Nie czuję zazdrości o Gabriela. Jego dzisiejsze zachowanie to tylko dowód na to, że wybrałam dobrą drogę, nie będąc z nim i zachowując minimalny dystans.-założyłam ręce na piersi, a Louis tylko wybuchnął śmiechem.
-Możesz w ten sposób oszukiwać wszystkich, nawet siebie, nawet samego Gabriela. Ale on jest demonem od kilku dni, ja od kilkudziesięciu lat. Wychwytuję nawet najdrobniejsze szczegóły, Louise. I dobrze wiem, że twoja podróż do Norwegii zatarła ten dystans jaki chciałaś zachować. Chciałaś wrócić, przeprosić i spokojnie dożyć starości z Dekkerem. Ale spotkało cię rozczarowanie.
-Okay, okay. Udowodniłeś już, że jesteś mistrzem nadinterpretacji, pobijając wszystkie znane mi osoby, łącznie z Robertem Dekkerem. Odpuść sobie takie pokazy.
-Gdyby tylko to faktycznie była nadinterpretacja.-zaśmiał się Louis i wrócił do salonu. Wzięłam głęboki oddech. Nie dam sobie tak łatwo wejść do głowy. Nie tylko Gabriel się zmienił. Ja też musiałam.
Wróciłam do salonu i usiadłam koło Evana i Loli. Spojrzałam na Louisa, który wyciągnął telefon i zaczął w coś grać.
A co jeśli miał rację? Nie, nie, nie. Bogowie, Louise, nie daj się omamić nikomu. I tak Florence już to ostatnio zrobiła. Musisz się skupić na tym co jest naprawdę ważne. Carlisle, współpraca z Robertem, Rose i Glenem. Spędzenie czasu z Florence, więcej niż pół godziny raz na tydzień.
Nawet nie zauważyłam kiedy wrócili Florence i Gabriel. On z typowym teraz dla siebie uśmieszkiem, a ona obojętna na otoczenie. Przyjrzałam się obojgu, zastanawiając się co knuli. A raczej co knuł Gabe, gdyż ciężko mi było uwierzyć, że zabrał moją siostrę tylko na pogaduchy.

W Instytucie tego dnia było dość spokojnie. Żadnych awantur, krzyków, problemów. Wszyscy czekali na rozkazy dotyczące Carlisle'a, Cedrica i Aarona. Jednak nie było rozkazów. Utknęliśmy w martwym punkcie. Ruszyłam do części mieszkalnej. Rose leżała na swoim łóżku i przeglądała księgę. Uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
-Hej, ślicznotko.-podniosła się i poklepała miejsce obok siebie. Pokoje w Instytucie były dość skromnie urządzone, ale z pewnością wygodnie. Zresztą znając Rosie, nie przeszkadzałaby jej podłoga w piwnicy. Nie w takich miejscach sypiała.-W końcu wpadłaś mnie odwiedzić.
-Przepraszam. Nagle wszystko jest na mojej głowie, a stoimy w martwym punkcie jeśli chodzi o Carlisle'a. No i jeszcze teraz Gabriel...
-Chwila, chwila. Gabriel?-Rose popatrzyła na mnie zaskoczona.
-Nie dałaś mi dokończyć.-skrzywiłam się.-Gabe wrócił jako demon. Skończony kretyn, który nie widzi świata poza końcem własnego nosa.
-Wiedziałam, że go kochasz, ale nie aż tak bardzo.-Rose podparła się na rękach i spojrzała na mnie wymownie.
-Wywnioskowałaś to z mojego skrótowego opisu jakim jest teraz irytującym dupkiem?-popatrzyłam na nią jakby zwariowała, ale ona tylko wywróciła oczami.
-Gdyby był ci obojętny, nie irytowałby cię tak bardzo. Kochasz go i nie podoba ci się, że zachowuje się w ten sposób teraz, kiedy ty jesteś gotowa wyznać mu co naprawdę czujesz.
Upadłam na łóżko i spojrzałam w sufit, myśląc o tym, co właśnie powiedziała Rose.
-Po prostu mnie irytuje.-powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niej.
-Jasne.-mruknęła sarkastycznie Rose i położyła się obok mnie.-Lou, nie ma nic złego w tym, że ci na nim zależy.
-Nie widziałaś go dzisiaj.-pokręciłam głową.-Powinnam już wiedzieć, że uczucie, jakie żywię do Gabriela przyniesie mi jedynie problemy.
-Za bardzo skupiasz się na Gabrielu. I przesadzasz. Ale przede wszystkim za bardzo się na nim skupiasz. Masz Radę do prowadzenia, Instytut do ożywienia i świat do podbicia. A skupiasz się na tym, że jakiś facet krzywo na ciebie spojrzał. Co się stało z Louise, którą znałam? Która nawet nie patrzyła na facetów, znała swoją wartość i potrafiła prawdziwie rządzić wszystkimi ludźmi wokół? Która chciała pewnego dnia zdobyć władzę i autorytet? Która nie przejmowała się tym, kto co o niej myśli i dbała jedynie o własny interes? Lubiłam taką Louise.
-Nie mogłam być egoistką cały czas, Rose!-zaoponowałam. Chociaż w głębi duszy wiedziałam, że też lubiłam tamtą Lou.-Poza tym, wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam, Gabriel, Florence... wszyscy.
-Ludzie się zmieniają, to logiczne. Ale to, że zmieniłaś się z silnej, niezależnej dziewczyny w nieszczęśliwie zakochaną i zapłakaną nastolatkę? To chyba lekka przesada. Pomyśl o tym, jaki był Gabe, gdy go poznałaś i gdy ci się spodobał. Mogę się założyć, że arogancki i egoistyczny. I mogę się założyć, że ty też wtedy taka byłaś, przynajmniej trochę.
-Rose, ile można? Owszem, znasz mnie, ale teraz ty przesadzasz.-wstałam i spojrzałam na nią gniewnie.-Nie wiesz, jak wyglądał początek mój i Gabriela, nie wiesz przez co przeszliśmy i dlaczego nas do siebie ciągnęło. Nie dopasowuj ludzi do swoich teorii.-zerknęłam na zegarek.-Muszę iść, Lynette na mnie czeka.
Znikając zobaczyłam jedynie jej szeroki uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz