Budzi mnie oślepiające światło. Znajduję się w sali szpitalnej. Gabriel i Aaron siedzą przy... moim ciele. Spoglądam na siebie i uświadamiam sobie że jestem duchem. Zastanawiam się co powinnam teraz zrobić.
-Ale wiesz, że zawsze możesz wrócić. - Moja siostra stoi obok mnie.
-Co tu robisz? - pytam zdziwiona.
-Jak umarłam i wróciłam dostałam taką możliwość. - odpowiada. - Nie przechodź dalej. Oni tam na Ciebie czekają.
Spoglądam na Aarona i Gabriela.
-Gabriel też czeka na Ciebie. Słyszałam, co mówił o tobie. On cię naprawdę kocha. - spoglądam na swoją siostrę.
-Tylko między nami jest różnica. Nie jestem podpięta do maszyn podtrzymujących życie i w każdej chwili mogę pojawić się tam. A ty jak na razie jesteś przeźroczysta. Powinnaś wrócić. I nałożyć dobry podkład bo blada jesteś. Po za tym Evan na Ciebie czeka.
Zaśmiałam się gorzko.
-W zastępach Carlise'a. Zapraszał mnie nim zostałam zaatakowana. Wybacz siostra, nie moja drużyna. Dobra, nie ważne nie mam ochoty gadać o żadnym z nich. Mogłabym teraz zacząć ci prawić morały na temat tego, że Gabriel jest Ci przeznaczony i że za każdym razem, gdy z tym walczycie z uczuciem jakie was łączy dzieje się coś złego. Twoja śmierć, opętanie czy Carlise. Ale to bezcelowe. -wzdycham. - Wiedz że nie będę przychodzić do was na niedzielne obiadki i pogaduszki. Ale co do jednego masz rację. Powinnam wrócić. -Spoglądam na nią. - Ale bynajmniej teraz mam okazję cię przeprosić. Za to, że wtedy uciekłam, że mało z tobą rozmawiałam jak byłaś duchem, po zerwaniu z Gabrielem. Może gdybym była bardziej siostrą, uniknęłybyśmy teraz tego.
Louise otwiera usta by odpowiedzieć, lecz czuje się wciągana przez własne ciało. Otwieram oczy i gwałtownie zaciągam się powietrzem. Po mojej siostrze nie został żaden ślad. Podczas odzyskiwania świadomości musiałam obudzić Aarona. Włosy miał w typowym nieładzie. Uśmiechnęłam się. Odwzajemnił uśmiech.
-Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. - zaśmiałam się cicho.
-Mamy taką nadzieje. - powiedział Gabriel podchodząc do mnie. - Cieszę się że jednak do nas wróciłaś.
-Wracamy do Paryża? - spoglądam na nich.
-Florence! Dopiero się obudziłaś. To niebezpieczne. Zostałaś dźgnięta nożem! W każdej chwili może Ci szew pęknąć i możesz mieć krwotok, może wdać się infekcja.
-Gabriel! Zamknij się! -wywracam oczami. - Ja wiem, studiujesz medycynę i takie tam, ale oboje wiemy, że mi już teraz nic się nie stanie. Więc idźcie po tego cholernego lekarza, przyprowadźcie go tu i każcie mnie wypuścić do domu. Nie mam ochoty wylegiwać się tutaj. Wolę swoje łóżko w Paryżu! Możesz mnie doglądać a jak będzie coś nie tak, to wezwiesz lekarza.
-Jasne. Już idę. - odpowiedział Gabriel.
-Gabriel! - zaprotestował Aaron.
-Stary! To nie ma sensu, jak się nie zgodzimy to weźmie i nas zaknebluje i ucieknie. -powiedział i wyszedł.
Uśmiechnęłam się radośnie.
-Doprowadzasz mnie do szaleństwa. - westchnął Aaron.
-Jeszcze nawet nie zaczęłam. - zaśmiałam się.
Tego dnia wieczorem, siedziałam w moim paryskim łóżku i zajadałam się lodami miętowymi przygotowanymi mi przez Cornelie, oglądając Słoneczny Patrol.
-Widzę że już ci lepiej. - powiedział Aaron, wchodząc do pokoju. Siadł na łóżku i spojrzał na mnie.
Kiwnęłam głową. Miał na spodnie dresowe i bluzę. Ale nie miał koszulki. Zarumieniłam się lekko.
-Jak tam czuwanie nad całym światem? - zaśmiałam się.
-Gabriel, Alex, Jay i Sven się tym zajmują. - odpowiedział. - Gabriel jest bardzo dobry. Przejął nauczanie technik obronnych. Przy okazji, odkrył że Alex leci na Jay'a i bawi się w swatkę.
Wybuchnęłam śmiechem.
-To musi uroczo wyglądać. - powiedziałam spoglądając na Aarona.
-I tak wygląda. -uśmiechnął się i zaczął wstawiać.
-Gdzie idziesz? - zapytałam.
-Do siebie. - odpowiedział zaskoczony.
-Zostań! Ktoś mnie musi bronić w nocy przed potworami. -zaśmiałam się. Aaron zawahał się lecz położył się obok mnie.
-Więc będziemy oglądać Słoneczny Patrol?-spogląda na mnie.
-Możemy inaczej spożytkować ten czas. -odłożyłam miskę z lodami na stolik. Pocałowałam go delikatnie. Odwzajemnił lecz po chwili oderwał się.
-A co z Evanem? -spojrzał na mnie.
-Evan wybrał swoją drogę a ja swoją. Nie patrzę w przeszłość, tylko w przyszłość. -odpowiedziałam. -Słyszałam to co powiedziałeś w szpitalu. To było słodkie. I szczere. -Wzięłam go za rękę. - Chce być z tobą. Chce żebyśmy byli parą.
Aaron spojrzał na mnie i wziął za rękę.
-Ja też tego chcę. - uśmiechnął się.
Pocałowałam go.
-Więc jesteśmy razem. -uśmiechnęłam się. Sięgnęłam do rozpięcia jego bluzy i rozpięłam ją. Spojrzałam na jego tors.
-Masz tatuaż! - powiedziałam zdziwiona. Przedstawiał jaskółki. Na ramieniu. Dotknęłam go. -Jest piękny.
Spojrzałam na niego i znów go pocałowałam. Tym razem bardziej namiętnie. Wplotłam dłonie w jego włosy. Zaczęłam ściągać jego spodnie.
-Florence. Nie możemy. Dopiero wyszłaś ze szpitala.
-Zamknij się. - zaśmiałam się i wróciłam do całowania go.
Zrobiliśmy to.
Obudziłam się o świcie. Wstałam i poszłam do łazienki. Umyłam się szybko, ubrałam i zeszłam na dół. Byłam w doskonałym humorze. Wzięłam tosta i zaczęłam go jeść. Spoglądając przez okno, wyjęłam telefon i wybrałam numer Evana.
-Halo? - usłyszałam głos mojego chłopaka, mojego byłego chłopaka.
-Cześć Evan. - odpowiedziałam, głosem pozbawionym emocji.
-Coś się stało Florence? - zapytał ożywiony.
-Nie ekscytuj się. W twojej firmie zła moje imię chyba źle się kojarzy. - odpowiedziałam.- W każdym bądź razie, chodziliśmy ze sobą więc sądzę że powinieneś coś wiedzieć Evanie. Twoja szkółka zła, oszukała cię. Nigdy nie mieszkałam we Włoszech. Ja i Gabriel mieszkamy w Paryżu. I ustalamy jak skopać wasze mizerne tyłki. Zależy mi tylko na Louise.
-Więc myślisz że faktycznie dołączyłem do ludzi którzy chcą opanować świat? Nie przeszło ci przez myśl że chronię twoją siostrę?
Zaśmiałam się.
-Tak to sobie tłumacz. Ale jeśli tak jest na prawdę, to wiedz że jeśli Lou coś się stanie to polecą głowy. I twoja będzie pierwsza. Więc pamiętaj Evanie Dekkerze, cokolwiek nas łączyło i tak nie przysłoni tego że moja siostra jest dla mnie najważniejsza. - rozłączyłam się.
-Jestem okropna. -szepnęłam. Ale musiałam to zrobić. Miałam przeczucie że Evan mógłby wpakować się w kłopoty. Poszłam do pracowni Jay'a gdzie byli wszyscy, łącznie z Aaronem.
-Hej Florence! - Alex powitała mnie uściskiem. - Miło że postanowiłaś jednak zostać z nami.
-Mamy dla ciebie wieści. - powiedział Gabriel. -Jedziemy do Liverpool'u na bal walentynkowy i na zaręczyny Aly i Cam'a.
-Organizują zaręczyny? - siadłam na biurku spoglądając na nich.
-Tak. Wtedy mamy okazję wybadać kto i gdzie się przyłączył. - odpowiedział. - Na zaręczyny pójdziemy razem a reszta będzie w pobliżu. Zaręczyny odbywają się dzień po balu.
-Dobry pomysł! - uśmiechnęłam się do niego. - A skoro jesteśmy przy ogłaszaniu.
Zeskoczyłam z biurka i podeszłam do Aarona. Spojrzałam na jego zaskoczoną minę i złapałam go za rękę.
-My, jesteśmy razem. - oznajmiłam.
-To wyjaśnia twój dobry humor. - powiedział Gabriel i uśmiechnął się. - Gratuluję.
Aaron mnie objął.
-Jeśli chodzi o sprawy balu ja i Florence idziemy razem, Alex i Gabriel też. Cała reszta, tak jak się umawialiśmy stróżuje. Przede wszystkim, chronimy Florence i Gabriela, uważamy na podejrzane sprawy i przede wszystkim pamiętamy że nie możemy się ujawnić. - streścił Aaron. -A teraz do roboty, szczegóły omówimy później.
Spoglądam na niego wyczekująco.
-Przepraszam Florence. Dziś muszę popracować. Ale możesz pójść na spacer. Poszukać sukienki na bal czy coś. -uśmiechnął się.
-Pozwalasz mi wyjść? - pytam zaskoczona.
-Ufam ci. - pocałował mnie lekko. -Tylko nie pakuj się w kłopoty.
Pogroził mi żartobliwie palcem. Pocałowałam go.
-Dziękuje. Jedyne kłopoty jakie mogą mi grozić to wykorzystane środki na kartach kredytowych. - zaśmiałam się. Poszłam do swojego pokoju i ubrałam kurtkę. Złapałam telefon, portfel i aparat i zbiegłam na dół. Wyszłam na dwór i ruszyłam ulicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz