niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział LXI - Florence

Wchodzę do pokoju Gabriela, licząc że przyjaciel opowie mi o nocnych eskapadach. Spoglądam jak śpi i nie mam serca go budzić. Przegląda jego rzeczy w poszukiwaniu czarnego markera. Klękam nad nim i przerabiam jego twarz na twarz kota. Kiedy wychodzę, słyszę jak Gabe wypowiada sennie imię mojej siostry. Bynajmniej wiem, gdzie spędził noc. Chwytam kurtkę i wychodzę z posiadłości Aarona. Wyjmuję telefon i wybieram numer Christiana. Odbiera po pierwszym sygnale.
-Hej. Miałem do Ciebie dzwonić.
-Coś się dzieje? - pytam wystraszona.
-John i ja postanowiliśmy całkowicie utajnić ,,Czarną Stronę Florence'' - powiedział cicho.
-Po pierwsze, ta nazwa jest głupia. Po drugie, coś się dzieje?
-Nie, ale postanowiliśmy wszystko schować, szczególnie kiedy ty i Louise walczycie po przeciwnych stronach.
-A Robert? Przecież on wszystko wie, no może prawie wszystko. - pytam zaniepokojona.
-Gdyby Dekker zdradził, nic i nikt by mu nie pomógł. -wzdycha.
-Jesteś pewny, że Louise, Evan i cała reszta się nie dowie?-upewniam się.
-Na pewno. Z resztą dostaniesz wszystkie akta. I się nimi zajmiesz osobiście.
-Okej. Wpadnę może później. - powiedziałam i zakończyłam rozmowę. Moje myśli skupiają się głównie na wczorajszym wieczorze. Próbuje sobie przypomnieć czy widziałam Louise na balu, ale nic nie pamiętam po za Evanem.
Odkąd zaczęła się wojna, wszystko wyglądało inaczej. Odzyskałam swoją siostrę tylko na chwilę. Nie miałam dokąd pójść. Cały czas targały mną wyrzuty sumienia, których miałam już serdecznie dosyć. Postanowiłam odwiedzić Mirandę. Czarownicę z dużą wiedzą magiczną. Miałam przeczucie, że ona zna odpowiedzi na moje pytania. Mira mieszkała w dzielnicy, gdzie mieszkali prawie sami łowcy i czarownice. Zapukałam do jej drzwi. Otworzyła mi po chwili. Miranda była czarownicą która zawsze zachowywała się specyficznie. Jej ubiór odstawał od normalnego, a jej mieszkanie przypominało mieszkanie z egzotycznych krajów.
-Florence Fitzgerald. Słyszałam, że wpakowałaś się w niezłe kłopoty. - powiedziała na powitanie.
-Nie masz pojęcia jak bardzo. - zaśmiałam się i weszłam do jej mieszkania. Usiadłam na poduszce leżącej na podłodze a ona poszła zaparzyć herbatę. Kiedy wróciła z parującymi kubkami od razu zarzuciłam ją pytaniami.
-Słyszałaś o rodowych mocach?
-Oczywiście. Wspaniała dwudziestka trójka rodów, ma moc którą ma tylko i wyłącznie ich rodzina. Ród Jesselów również, więc ty i Louise macie jakąś moc.
-Wiedziałaś o tym wcześniej i mi nie oznajmiłaś tego?
-Zakazane. - odpowiedziała cicho. - W każdym bądź razie wasza moc to kontrolowanie żywiołów.
-No tak. Jak to możliwe? - pytam zaciekawiona.
-Pamiętasz mit o Demeter i Korze? -kiwam głową. - Demeter była uważana za boginię odpowiedzialną za żywioł ziemi. To nie prawda. Ona panowała nad czterema żywiołami. Po utracie córki, postanowiła oddać swoją moc ludzkiemu dziecku które przygarnęła, lecz ono umarło ponieważ nie poradziło sobie mocą. Wtedy przygarnęła bliźniaki i dała im moc żywiołów. I w ten sposób doszło, aż do was.
-Czyli Jesselowie są potomkiniami mitologicznej Demeter? - spojrzałam na nią zdziwiona a ona przytaknęła.
-Dlatego ty i Louise, nie możecie bez siebie funkcjonować. Nie ma jednej, nie ma drugiej. Dlatego po jej śmierci, czułaś się jak czułaś. Oczywiście to nie wróży nic dobrego, że walczycie przeciwko sobie. Ale prawda jest taka, że któraś się podda i dołączy do drugiej. Bez urazy Florence, ale obstawiam ciebie. Magia czarownic dzieli się na mroczną często myloną z czarną magią i dobrą. Czarna magia to odrębny szczep magii, nikt dobrowolnie się jej nie poddaje. Twoja siostra od zawsze była po mrocznej stronie a ty starałaś się być po obu.
Przemilczałam jej uwagę. Opowiedziałam jej o Paryżu, a następnie wyszłam z mieszkania Mirandy. Zadzwoniłam do Gabriela.
-Cześć kiciu. - powiedziałam wesoło. -Robimy dzisiaj naszą słynną imprezę. Co ty na to?
-Sądzisz, że nasi znajomi przyjdą do Aarona?- spytał zaspany.
-Robimy ją u mnie kretynie. Więc ogarnij swój zgrabny tyłek, bo trzeba zaprosić ludzi, skombinować alkohol i ogarnąć muzykę.
-Co ty planujesz? - spytał rozbudzony.
-Naszą słynną imprezę, kiciu. - zaśmiałam się.
-A co na to Aaron?
-A co mnie to obchodzi. Gabriel to, że jesteśmy po jego stronie, nie oznacza od razu, że będę go pytać o zgodę. - mruknęłam.
-No już dobrze. - zaśmiał się. -Zaczynam przygotowania.
Rozłączyłam się i wysłałam sms'a do wszystkich z listy moich kontaktów z miejscem i godziną. Zleciłam urządzenie imprezy i ruszyłam w stronę domu Dekkerów. Szłam zamyślona uliczką, gdy dostrzegłam dwóch facetów śledzących mnie. Skręciłam w boczną uliczkę, w którą raczej nikt się nie zapuszczał. Poczułam, że jeden z nich popycha mnie na ścianę i przykłada nóż do gardła.
-Hej. - powiedział drugi. - Zostaw ją, to siostra Louise.
-Oboje wiemy, że Carlise chciał jej się pozbyć. Załatwimy ją i wkupimy się w jego łaski. - powiedział pierwszy.
-Jesteście ludźmi Carlise'a? - spytałam znudzonym tonem. Pierwszy kiwną głową. Spojrzałam na pierwszego i starałam się go złapać za rękę. Gdy go dotknęłam, od razu poraziłam go prądem. Upadł na ziemię.
-Nie żyje? -zapytał drugi. A ja kiwnęłam głową i pozbyłam się również jego. Zrobiłam im zdjęcie i wysłałam do Louise, podpisując żeby ich pozbierała. Wprawdzie powinnam bardziej uważać, bo niby co robi dwójka mężczyzn porażonych prądem na tyłach bloków. Wyszłam z uliczki, jak gdyby nigdy nic wpadłam na Svena.
-Florence. - powiedział na powitanie.
-Czy Aaron kazał Ci mnie szpiegować? -zapytałam oschle.
-Akurat Cornelia wysłała mnie po zakupy. Może podwiozę cię? Mam ciekawe informacje. -uśmiechnął się lekko, wskazując na swoje auto zaparkowane po drugiej stronie ulicy.
-Jasne. - ruszyłam w stronę jego auta.
Jechaliśmy w milczeniu, aż Sven zmienił trasę. Zaparkowaliśmy na odludnej łące. Znajdowała się nieopodal mojego domu i czasem przychodziłam tam z Ricky'm.
-Co się dzieje Sven? - zapytałam wychodząc z auta. W skrytce dostrzegłam nóż, więc wzięłam go na wszelki wypadek i schowałam do kieszeni.
-Znaleźliśmy słabą stronę Carlise'a. - odpowiedział. -Powinniśmy porwać twoją siostrę.
Zaśmiałam się cicho.
-To nic nie zmieni. Po za tym, że Carlise się wścieknie i stanie nieobliczalny. Z resztą tak samo będzie z Louise. Ona ma parcie na władzę i nic tego nie zmieni.
-A ja uważam, że powinniśmy ją porwać. - powtórzył Sven. Nagle poczułam jakąś nieopisaną wściekłość. Chwyciłam nóż i poderżnęłam mu gardło. Kiedy jego ciało upadało na ziemie, nad nim unosiła się kolorowa poświata. Wyciągnęłam rękę w stronę tej poświaty zafascynowana. Kiedy jej dotknęłam, poczułam przyjemne ciepło które owładnęło moje ciało. Rozkoszowałam się tym, aż po chwili poświata zniknęła. Rozejrzałam się. Porzuciłam ciało Svena i jego samochód i pobiegłam do swojego domu, gdzie trwały przygotowania do imprezy. Przemknęłam niezauważalnie do swojego pokoju i przebrałam się w czyste ciuchy. Zabicie trzech osób dziennie było dla mnie nowością. Ale nikt nie zagrozi mi czy Louise. Spoglądam na zdjęcia stojące na półce. Jedno przedstawia mnie i Louise, drugie mnie i braci Dekkerów a trzecie całą naszą czwórkę. Jestem zła, że moja siostra przede mną tyle ukrywała, aż w końcu mnie zdradziła. Jestem zła na Gabriela, że nie powiedział mi o wskrzeszeniu Louise czy o tym, że spędził z nią walentynki. Ale tak naprawdę, moja złość bierze się z tęsknoty. Przerywam swoje rozmyślania i zbiegam na dół. Stoły z alkoholem i przekąskami są już rozłożone. Rzucam zaklęcie blokujące obcym ludziom wchodzenie na piętro. Rozmawiam właśnie z osobą odpowiedzialną za muzykę, gdy dołącza do mnie Gabriel. Wygląda już normalnie.
-Aaron świruje. - powiedział kiedy zostaliśmy sami.
-Co się dzieje?
-Sven znikł, twierdzi, że odsunęłaś się od niego.
-Ciekawie. - mruknęłam. -Po prostu chce się rozerwać. Przestać udawać, ciężarną Flo i zabawić się jak za starych czasów.
-Wycofujesz się z wojny? - Mój przyjaciel przyglądał mi się badawczo.
-Na razie pozostaje przy obserwowaniu wszystkiego z boku. - odpowiedziałam.
-Wiesz, że to wszystko może się źle skończyć?
-Podziwiam twój optymizm. - zaśmiałam się.
-Czyli dziś wraca team Arogancji i Zdzirowatości. -podsumował Gabriel.
-Ta. - wzruszam ramionami. - Wtedy nikt nas nie ranił i mieliśmy spokój z drażniącą nas rzeczywistością. Z resztą, Arogancki Gabriel to typowy Gabriel.
-Powinniśmy wrócić do starych nawyków.
-I tak już popadamy w alkoholizm. - mruknęłam.
-Aż tak źle z nami nie jest. - zaśmiał się.
-Jeszcze. - podsumowałam.
Miałam nadzieje, że mój plan zadziała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz