wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział LX - Florence.

Hej. Moja rozdział miał się pojawić szybciej ale mam problemy zdrowotne i nie mam jak pisać. :(
Przepraszam, Carrie.: *

Spojrzałam zdziwiona na mężczyznę stojącego przede mną.
-Evan, co ty do cholery robisz w tym domu? - pytam zaskoczona.
-Pożyczyłem sobie kluczę od Louise. - uśmiechnął się. 
-Czemu mam wrażenie, że w twoje pożyczyłem ma inną definicję od mojej? - zaśmiałam się cicho.
-Louise nie będzie miała mi tego za złe. -odpowiedział. - Po za tym, to był szczytny cel.
-Oświeć mnie, bo jakoś nadal nie wiem co tu robisz. - oparłam się o ścianę.
Evan podszedł do mnie z chytrym uśmiechem.
-Zamierzam uwieść miłość swojego życia. - objął mnie. 
-Evan. -starałam się nad sobą panować. - Ktoś może nas zobaczyć. 
-Spokojnie, zadbałem o to.- zaśmiał się. -Nic nam nie grozi.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę? -spojrzałam na niego, uparcie dążąc temat.
-Widziałem jak wróciłaś z Alex. Po ilości pochłoniętych drinków wywnioskowałem, że pokłóciłaś się z Aaronem. Potem stwierdziłem, że możesz tu się pojawić więc czekałem. I się doczekałem.
-I nie będąc pewnym jaka jest prawda, zjawiasz z się tutaj. Narażasz siebie i Louise.
-Ale ja wiem jaka jest prawda! - broni się Evan.
-Więc jaka? - spoglądam na niego z wyczekiwaniem. - Jaka jest prawda?
-Prawda. Prawda jest taka że cię kocham. Jak szaleniec. Sprawiasz, że czuję się szczęśliwy. Sprawiasz, że się śmieje. Jesteś mądra. Jesteś inna. Jesteś szalona i potrafisz ufać bezgranicznie, kochasz mocno i jesteś w stanie poświęcić wszystko dla swoich bliskich. Twój uśmiech, sprawia że mam lepszy dzień.  Przy tobie mogę być sobą. Czuję wtedy, że nic więcej się nie liczy. Żadna wojna, żadne osoby nie zmienią tego jak bardzo cię kocham i jak bardzo pragnę być z tobą. Kocham cię przez te wszystkie cholerne lata które tu spędziłaś. Wiem, że jesteś mi pisana. Nikt inny tego nie zmieni. - przypiera mnie do ściany i całuje. -Jesteś niesamowicie seksowna. Atrakcyjna. A twój wyzywający taniec z Alex, uświadomił mi, że mogę cię stracić jeśli nie powiem ci co czuję.
Przez jego słowa zapomniałam jak się oddycha.
-Fakt. - powiedziałam z uśmiechem. - Masz w Alex wielką rywalkę.
Usłyszałam cichy śmiech Evana, złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Panno Fitzgerald, czy pani sobie ze mną igra? - spojrzał na mnie rozbawiony. - Mam dla ciebie niespodziankę.
Za nim zdążyłam zapytać o cokolwiek, Evan wziął mnie na ręce i niósł po schodach. Postawił mnie dopiero przed moim pokojem. Zaciekawiona popchnęłam drzwi i spojrzałam na pokój. Było cały w płatkach róży, zapalonych świeczkach i bańkach mydlanych. Uwielbiałam obserwować bańki mydlane.
-Wiem, to trochę żałosne ale sądziłem, że ci się spodoba. - powiedział przyglądając mi się.
-To nie żałosne. To jest urocze. - spojrzałam mu w oczy. -Kocham Cię.
-Cieszę się. - objął mnie. - Bo ja szaleję za tobą jak wariat. A te dni bez ciebie, to męczarnie.
Całuję go lekko.
-A tak przy okazji, obiecałem Ivy, że przekonam cię, żebyś ją odwiedziła. Szczególnie, że pożyczyła mi maszynę do baniek mydlanych. - zaśmiał się.
-Wykorzystujesz małą dziewczynkę, która cię szantażuje. -zaśmiałam się. -Czemu mnie to nie dziwi?
W odpowiedzi pocałował mnie namiętnie. Zaczęłam rozpinać jego koszulę, a on stara pozbyć się mojej sukienki. Gdy już udało mu się wyzbyć moich ubrań, przyjrzał mi się zdziwiony.
-Masz tatuaż? - spojrzał na mnie, dotykając go.
-Podoba ci się? - zaśmiałam się.
-Nie przestajesz mnie zaskakiwać. - powiedział z uśmiechem, patrząc mi w oczy. Przyciągnęłam go do siebie i opadliśmy na łóżko.

Leżę wtulona w Evana, napawając się chwilą sam na sam.
-Evan. - zagaiłam, spoglądając na niego. Mój chłopak, spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy. - Ucieknijmy stąd. We dwoje.
-Chciałbym. - westchnął. - Ale to nie możliwe.
-Wiem. - posmutniałam.
-Ale obiecuję ci, że jeszcze wyjedziemy gdzieś razem. W czwórkę. I będzie dobrze. - pocałował mnie delikatnie. -Musimy wracać.
-Jakim cudem stałeś się taki rozważny? - zaśmiałam się.
-Bo nie chcę stracić tak pięknej dziewczyny. -zasugerował. Otworzyłam szafę i wydobyłam z niej rajstopy i krótkie spodenki, a na górę niebieski sweterek.
-Jak będziesz chciał się ze mną spotkać, to uważaj. Nikt nie może wiedzieć, że się przyjaźnimy. Bo ty, ja, Louise i Gabriel zapłacimy głową za to. - powiedziałam ubierając się. Evan, wstał i podszedł do mnie.
-Więc jesteśmy tajnymi przyjaciółmi? - zapytał, drocząc się ze mną.
-Tak. - odpowiedziałam spoglądając na niego.- Którzy ze sobą sypiają. A teraz ubierz się i mnie nie rozpraszaj.
Zaśmiał się cicho i zaczął się ubierać.
-Bardzo nienawidzisz Louise? - zapytał nagle. Spojrzałam na niego zaskoczona tym pytaniem.
-To, po której stronie stoicie, to wasz wybór. Nie mam prawa go podważać. Louise, jak na razie nie kontaktuje się ze mną. Zamierzam dać jej czas. Oczywiście jak wpakujecie się w kłopoty, co przy was może się zdarzyć, pomogę wam, bo zależy mi na waszej dwójce.
-Po prostu, nie oceniaj zbyt pochopnie. Nic nie jest, tak jakby ci się wydawało. - przytulił mnie. -Widzę, że masz jakiś plan. Po prostu za dobrze cię znam. Uważaj na siebie dobrze?
-Jasne. -pocałowałam go. - Ty na siebie też.
Zeszliśmy razem do garażu, gdzie Evan dopilnował żebym zapięła pasy i uważała na siebie. Kiedy dojechałam do domu, był już poranek. Właściwie nie obchodziło mnie to. Weszłam do domu Aarona i poszłam do jadalni, gdzie siedzieli Sven i Aaron. Ten wyglądał na nieźle skacowanego. Wciąż byłam na niego zła za wczoraj.
-Witam, psychopatyczne towarzystwo z którym teraz przebywam. - powiedziałam rozbawiona. - Mam strasznego kaca, macie jakąś aspirynę?
-Piłaś? - zapytał Aaron.
-A no tak. - oznajmiłam siadając obok niego.-Piłam, obmacywałam się z Alex i spałam po za domem. Chcesz dać mi karę? A może klapsa?
Moja prowokacja zadziałała. Za nim Aaron, zdążył coś powiedzieć, otworzyły się drzwi i weszła Alex w różowym szlafroku.
-Matko, ale mam kaca. - powiedziała ziewając. - Ale poznałam fajnego faceta, dobrego w te klocki.
Zaśmiała się. Nalała sobie soku pomarańczowego i siadła obok Svena.
-Wszystko mnie boli. - mruknęła uśmiechając się. - Czy tak zawsze kończą się twoje alkoholowe eskapady z Gabrielem?
-Po za tym, że nie obmacujemy się na środku sali. To owszem. - zaśmiałam się. - No i nie kończymy w łóżku jakiś przystojniaczków.
Obie wybuchłyśmy śmiechem, na co Aaron się skrzywił.
-Bądźcie ciszej! -mruknął.
-Ojej. Pan i Władza świata, skacowany i zdenerwowany. - powiedziała Alex z udawaną litością. -Jakbyś nie był taki naburmuszony to byś nie narzekał.
Zaśmiałam się cicho.
-Witajcie obłąkańcy. Mam strasznego kaca. - powiedział Gabriel wchodząc do salonu.- Dzięki, że mnie wczoraj wystawiliście. Spędziłem uroczą noc i nic wam nie opowiem.
Zaniosłyśmy się śmiechem.
-O co im chodzi? -spytał Svena, siadając obok mnie.
-W skrócie. Alex i Florence są skacowane. Florence spała po za domem, Alex również nie wróciła na noc bo miziała się z kimś tam. Natomiast Aaron spędził noc w barze, użalając się nad sobą i pijąc do nie przytomności. - odpowiedział uśmiechając się. -I jako jedyny ma zły humor przy tym stole.
-Pozwolę sobie zauważyć, że Aaron zawsze ma zły humor. - spiorunowałam go wzrokiem. - Natomiast, zastanawia mnie, co za dziewoję uwiodłeś i wpakowałeś do swojego łoża., Gabrielku.
-Nie wierzysz w mój urok osobisty? - zaśmiał się.
-Mam was dość. - powiedział Aaron, wstając od stołu. - Będę u siebie.
Wyszedł, trzaskając drzwiami.
-Jest w złym humorze. - oznajmiłam. -Myślicie, że wrednie będzie jak pójdę mu zepsuć jeszcze bardziej humor?
-Sądzę, że tak. - odpowiedziała Alex.
-No to idę! - zaśmiałam się i wstałam od stołu.
Aaron siedział przy swoim biurku, czytając coś. Zamknęłam za sobą drzwi, podeszłam do niego i siadłam na biurku.
-Musimy porozmawiać. -oznajmiłam.
-Zgodzę się.
-Nie o wczorajszym. Najpierw nowe warunki naszej współpracy.
 -Najpierw nowe warunki naszej współpracy? - spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nie mam zamiaru brać udziału w waszej wojnie, chyba, że będzie taka konieczność. Na razie jej nie ma. Zostaję po twojej stronie, ale przede wszystkim, przestajesz śledzić każdy mój ruch, zapamiętasz, że jestem twoją wspólniczką a nie podwładną, mam prawo robić co chcę, być gdzie chcę czy spotykać się z przyjaciółmi.
- I myślisz, że ja się na to zgodzę? - rzucił przez zaciśnięte zęby.
-Nie zgodzisz się, to albo mogę cię wyeliminować albo odejść. - odparłam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-A co z nami? - spytał cicho.
-Co z nami, co z nami? Jakoś na razie tu jestem. I nie sypiam z byle kim jak tamci. Ale jestem na ciebie wściekła po wczorajszym.
-Dobrze! - rzucił. - Przyjmuję twoje warunki! Chociaż w ogóle mi się nie podobają.
-To już twój problem. - zeskoczyłam z biurka. - Pogadamy wieczorem. I radzę ci, pamiętaj. Jeśli twoi ludzie, bądź ty, będziecie mnie szpiegować, zabiję.
Zostawiłam Aarona wprowadzonego w osłupienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz