poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział LVII - Florence

Wchodzę do domu Aarona i wpadam na rozwścieczonego Gabriela. Spoglądam na przyjaciela zaskoczona.
-Gabe. Co się dzieje? - pytam spokojnie.
-To się dzieje! -rzuca mi jakimś zdjęciem, odwraca się i wybiega. Spoglądam na zdjęcie i widzę całujących się... Louise i Evan. Marszczę brwi. Znam moją siostrę na tyle, żeby wiedzieć, że to nie ona wyszła z inicjatywą. Ruszam do gabinetu Aarona.
-Po co pokazałeś mu to zdjęcie do cholery?! -warknęłam. - Chcesz załamać go do końca?!
-On sam...-zaczął Aaron lecz mu przerwałam.
-To nie trzymaj zdjęć na wierzchu! - krzyknęłam. - Z resztą to nie w porządku!
-A w porządku jest to że twoja siostra jest przeciwko tobie? - Aaron spojrzał na mnie gniewnie. Poczułam się jak spoliczkowana.
-Jak chcesz żebym została z tobą, to lepiej przestań z tą swoją apodyktycznością. Idę przekonać Gabriela, żeby z nami został. - trzasnęłam drzwiami. Znalazłam drzwi do pokoju Gabriela. Weszłam i rzuciłam zaklęcie wyciszające.
-Co ty robisz? - Gabriel spojrzał na mnie zdziwiony. Osoba która znajduje się w kręgu odczuwa dziwne wygłuszenie na początku.
-Zaklęcie wyciszające. Na zewnątrz nikt nie usłyszy. Wierz mi. -uśmiechnęłam się.
-Testowałaś je już? -pyta mnie.
-A czy kiedykolwiek uskarżałeś się, że ja i Evan ci przeszkadzamy? -uśmiecham się znacząco.
-Evan to idiota. Zabiję go! Jak go spotkam! -Gabriel wręcz wrzeszczy. Rzucam nim lekko o ścianę.
-Uspokój się kretynie! O to im chodzi! Jest wojna i starają się nas poróżnić! -spoglądam na twarz przyjaciela. - Louise nigdy nie pocałowałaby Evana z własnej woli! Spójrz na mnie, na siebie! Wszyscy jesteśmy podłamani! Lou wie, co do niej czujesz! Była w szpitalu jak rozmawiałeś z Aaronem. Nie jest bez wad, ale takiego świństwa by ci nie zrobiła.
-Słyszała? - Gabriela opuściła cała złość. Kiwam głową.
-Posłuchaj. Uspokój się. Musimy udawać jak na razie.  Że wszystko jest jak jest teraz. Christian szykuje plan ''b'', więc nie spieprz niczego.
Gabriel kiwa głową a ja go uwalniam.
-Ubieraj się. Czas na nas. - uśmiecham się. - Gabriel?
-Tak? - spogląda na mnie.
-Zrobiłam sobie tatuaż. - zaśmiałam się i wyszłam.

Przyglądam się tatuażowi. Jestem z niego cholernie dumna. Ubieram czarną, krótką sukienkę z cekinami. Włosy rozczesuje. Ubieram czarne szpilki i przeglądam się w lustrze. Schodzę na dół gdzie czekają już Gabriel, Aaron i Alex.
-Cieszę się że ubrałaś się na czarno. Mamy bransoletkę taką jak we Włoszech. Będzie pasować. - mówi Jay, którego nie zauważyłam.
-Będziecie kręcić się na zewnątrz. To wystarczy. - spojrzałam na Jay'a. - Nie chce być dodatkowo szpiegowana.
Ziemia lekko się zatrzęsła. Nie zrobiłam tego celowo ale podziałało. Podałam kluczyki z volvo Gabrielowi.
-Prowadzisz. - powiedziałam do przyjaciela. - Spotkamy się po imprezie.
Wzięłam Gabriela pod rękę i wyszliśmy. Przez całą drogę milczeliśmy. Zatrzymaliśmy się prze klubem w którym odbywało się przyjęcie.
-Nie rób głupstw Gabriel. Bo zapłacimy życiem - przestrzegłam go. Wyszliśmy z auta. Kiedy weszliśmy okazało się że było sporo ludzi. Nigdzie nie widziałam Louise. Ani Evana. Cameron i Ali stali otoczeni wianuszkiem znajomych. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy drinka.
-Idę się przywitać.-Zostawiam Gabriela z naszymi drinkami. Podeszłam do Ali.
-Hej. - powiedziałam nieśmiało.
-Florence! -pisnęła i przytuliła mnie. Zaraz do nas dołączył Cameron. - Ty żyjesz.
-Na szczęście rana nie była tak poważna. -odpowiedziałam.
-O czym ty mówisz? - Ali spojrzała na mnie. - Miałaś wypadek?!
Cholera, nie o to im chodziło.
-Wszystko dobrze. - zapewniłam. - To wasz dzień.
-Masz kłopoty? - zapytał Cameron.
-Nic poważnego. - spojrzałam na niego wymownie. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Gabriel! - Zajmij Ali!
Wróciłam do Gabriela który pochylał się nad Evanem. Wymierzał właśnie cios. Podbiegłam do Gabriela i pociągnęłam go za włosy. Nie mogłam użyć czarów, przez co byłam słabsza. Gabriel syknął z bólu.
-Ty jesteś chyba upośledzony. - warknęłam go Gabriela. Podałam rękę Evanowi i pomogłam mu wstać.-Jak zaczniecie się teraz bić, osobiście was zabije. To przyjęcie Camerona i Alison. Dajcie im się cieszyć ich szczęściem.
Doszło do mnie że wciąż trzymam Evana za rękę, to było takie przyjemne. Puściłam ją niepewnie.
-A ja jej pomogę was zabić. - powiedziała Louise, stając przy Evanie. -Z przyjemnością.
Gabriel posłał nienawistne spojrzenie w kierunku Evana. Spojrzałam rozpaczliwie na siostrę. Chciałam z nią pogadać na osobności. Ale nie teraz.
-Doprowadzisz Evana do normalności? - zapytałam a ona kiwnęła głową. - Spotkamy się za chwilę. Pogadam z Gabrielem.
Idę do baru, gdzie siedział Gabriel. Złapałam swojego drinka i wypiłam połowę zawartości.
-Jesteś idiotą. - wyrzuciłam  siebie.
-Przepraszam. - szepnął cicho. - Wiesz co do niej czuje, to było silniejsze ode mnie.
Chciałam wygłosić jakiś długi monolog lecz po prostu kiwnęłam głową.
-Idź złożyć życzenia Cameronowi i Ali. Nie pobij nikogo dobrze? - spoglądam mu w oczy.
-Obiecuję. - powiedział i odszedł. Wypiłam resztę swojego drinka. Zakręciło mi się w głowie i obraz zaczął rozmazywać. Po chwili wszystko wróciło do normy. Muszę wyjść się przewietrzyć. I wziąć coś do picia. Przejrzałam półkę z alkoholem. Zwinęłam dwie butelki czystej. Kierując się do wyjścia zobaczyłam schody na dach. Zaśmiałam się i ruszyłam do góry. Kiedy wyszłam na dach poczułam się lepiej. Ściągnęłam szpilki i odkręciłam butelkę. Weszłam na kraniec dachu i napiłam się.
-Chciałabym latać. - krzyczę i śmieję się sama do siebie. - Chciałabym być biedronką, albo jaskółką albo anioołeem.
Zaczęłam spacerować w tę i z powrotem. Napiłam się znów. Zaczęłam nucić jakąś melodię. Spoglądam w dół.
-Jak wysoko! -śmieje się cicho i spaceruję dalej. Opróżniam do końca butelkę. Na dolę widzę kosz. Rzucam pustą butelkę w dół, celując w kosz. Butelka się rozbiła o ziemię. - Ups.
Biorę drugą. Zaczynam płakać. A potem znów się śmieję.
-Chciałabym być owieczką. - mówię do samej siebie. Spaceruję dalej po dachu, gdy nagle Gabriel i Louise wbiegają na dach.
-Florence! Schodź natychmiast! - podchodzą do mnie.
-Stać! Ani kroku dalej! -zaśmiałam się. - Nie, ale tak serio nie zbliżajcie się do mnie.
-Gabriel. Sprowadź pomoc. -Louise spogląda na mnie. - Florence, nie bądź głupia. Zejdź.
Gabriel wybiega a ja spoglądam na siostrę.
-Dobrze ujęte. Jestem głupia. Pozwalam żeby ludzie na którym nam zależy umierali. Ty, nasza mama, Jake. Inni ludzie też umierają. Przez naszą wojnę. Przez nas. On ma rację. Jestem słaba ale wciąż jestem złem.
-Kto ma racje? -Louise spogląda na mnie zdziwiona.
-To nie ma znaczenia. -mamroczę. - Chce latać! Chce być aniołem. Chce przestać cierpieć z powodu tego, że sypiam nie  tym mężczyzną, że ty robisz to samo chociaż powinnaś być z Gabrielem. Ciągnie was do siebie. Nie chce walczyć przeciwko tobie. Ale nie mogę się odłączyć od Aarona.
-Posłuchaj Florence. Zejdź do mnie. I wtedy porozmawiamy na spokojnie. Nie chce, żeby coś ci się stało. -Louise łamie się głos. Na dach wbiegają Aaron, Gabriel, Evan i Cameron. Wybucham śmiechem.
-Waleczna piątka. -śmieję się. - Każdy z was ma interes w ratowaniu mnie. Szczególnie Aaron. Tylko dlaczego ratujecie mnie? Zamiast tysiące czarownic, ludzi i łowców którzy zginął przez waszą walkę władzy. Z resztą to jakiś cholerny łańcuch pokarmowy. Jest władza do której dążą Aaron i Louise wraz z Carlisem, który o mały włos mnie nie zabił we Włoszech. Gabriel czyli nieszczęśliwy kochanek. Przecież on w końcu albo stanie się potworem, albo strzeli samobója. Oczywiście Aaron musi robić zdjęcie całujących się Lou i Evana i pokazywać je Gabrielowi żeby jeszcze bardziej go skopać. Ja sypiam z Aaronem tym samym kopiąc uczucia Evana i Alex. Oczywiście, wszystko jest okej. Okej jest to, że każde z nas coś udaje. Tak naprawdę... w dupie mam tą całą wojnę. Chcę tylko żeby moja siostra, a raczej jej kolega potwór odwalił się od nas, żeby Cameron i Ali mieli spokojne życie z ich bobaskiem, żeby Dekkerowie byli już zawsze razem i żeby nikt ich nie poróżnił. Tym czasem Gabriel i Evan, biją się wzajemnie o bzdury. Tak Gabrielu, to są bzdury. Carlise może wypatroszyć Lou, ale ty i tak musisz pokazać Evanowi swoją zazdrość. Do Camerona nic nie mam, próbował mnie chronić. Aaron! Samotny chłopiec, który nie zauważył że miłość na niego czyha! Oczywiście przypisujmy teraz twoje ''odkupienie'' Florence Fitzgerald. Dziewczynce która mając sześć lat, zabiła mężczyznę na wakacjach bo krzywo na nią patrzył, dziewczynce która zostawiła swoją siostrę która też kogoś pozbawiła życia, przez tą dziewczynkę Louise dołączyła do Carlise. Bo ta dziewczynka, płakała nad swoim życiem. Gdybym chociaż trochę zwróciła uwagę. Pewnie wy, ciumkalibyście się w jakimś aucie, pod, albo gdzieś indziej, wciąż udając że między wami nic nie ma! - pokazuję na Gabriela i Louise. - A ja pewnie oglądałabym suknie ślubne z Alison albo maraton Doktora Who z Evanem! Ten serial jest super. Ale ta dziewczynka, nie wsparła siostry. Wsparł ją Carlise... jakiś tam. Louise nagle zmieniła minę. Cedrick i Lyn stanęli obok niej.
-Zamilcz Florence! Bo to się już nudne robi. - warknęła. - Nie rozumiesz, że twoje słowa nic nie zmienią? Żadne z nas nie ma ochoty słuchać o swoich wadach i błędach. Możesz nie dbać o wojnę, ale ona się toczy, czy tego chcesz, czy nie. A ty, zamiast starać się ją załagodzić, wywołujesz jeszcze gorsze walki i poróżnienia. Teraz już za późno na gdybania, obieranie stron i inne bzdury. Dokonaliśmy wyboru, ty również. Żadne monologi tego nie zmienią. Nic nie zmieni tego, z kim jestem ja, czy ty. Nie rób z siebie ofiary, Florence, bo wychodzisz na tym żałośnie. - spogląda na mnie. -Evan, chodźmy stąd.
Mój chłopak... mój były chłopak stał przez chwile i spoglądał na mnie, lecz ruszył za Louise, Lyn i Ced'em.
Gabriel podszedł do mnie.
-Florence. Zejdź. Nie jesteś sobą. Ktoś cię otruł. Nie chcesz skoczyć. -Gabriel przemawia do mnie cicho. -Masz do kogo wracać. Pamiętaj że jak ty skoczysz, to ja za tobą.
Spojrzałam na niego i podałam mu dłoń. Ściągnął mnie i przytulił mocno do siebie. Zeszliśmy na dół, gdzie Alison siedziała z Robertem Dekkerem i Alex. Robert zupełnie zignorował milczącego Aarona i podszedł do mnie z kubkiem czegoś parującego.
-Wypij to, póki ciepłe. - uśmiecha się lekko do mnie. Biorę kubek i wypijam całą zawartość. Robi mi się słabo a po chwili wszystko wraca do normalności. -Już lepiej?
Kiwam głową i usiadłam. Alison wyjęła nawilżone chusteczki i podała mi je.
-Wyglądasz uroczo, ale Halloween już było. -uśmiechnęła się. Wytarłam twarz. Gabriel i Robert stali na uboczu i o czymś rozmawiali. Aaron i Alex milczeli a Cameron i Alison stali obok mnie.
-Wpakowałaś się w niezłe bagno. - powiedziała Alison.
-Wiem. -spojrzałam na nią.
-Opowiesz mi wszystko?- pyta z uśmiechem. - Jak będziesz gotowa.
-Okej. - starałam się uśmiechnąć. -Jak dziecko?
-Wspaniale! Ciągle mam ochotę jeść, ale to cudowne! -przytuliła mnie. -Zostaniesz matką chrzestną!
Zaśmiałam się cicho. O ile dożyję.
-Jasne. A jak plany ślubne?
-Chcemy zrobić coś ekstra! -uśmiechnęła się. Cameron objął Ali.
-Wyglądacie razem prześlicznie. - posłałam im szczery uśmiech. Gabriel podszedł do mnie.
-Tata chce z tobą rozmawiać. Przywiezie cię.- uśmiechnął się, pożegnał się z Cameronem i Alison, po czym wyszedł z Aaronem i Alex. Usiadłam obok Roberta Dekkera.
-Chciałeś ze mną porozmawiać. - zaczynam rozmowę, wymyślając rozmaite scenariusze, o czym chce ze mną rozmawiać.
-Tak. Jak pewnie pamiętasz Nate'a i mężczyznę z wakacji kiedy byłaś sześciolatką. - spogląda na mnie a ja kiwam głową. - Byli ze sobą spokrewnieni. Mężczyzna był ojcem Nate'a. Jego starszy brat, pojawił się w mieście. I prawdopodobnie jest odpowiedzialny, za to co dziś ci się przytrafiło. Nasi ludzie go sprawdzają. On... prawdopodobnie jest łowcą.
-Takim jak Cameron czy Gabriel? - pytam zdziwiona.
-Nie, łowcą czarownic. Oni zabijają czarownice, łowców takich jak my. Oni twierdzą że wszyscy jesteśmy źli. My jesteśmy łowcami głów, w naszym interesie jest walka z osuszaczami i bronienie czarownic.  -spogląda na mnie.  - Czy po za tym wydarzeniem, jest coś co cię nie pokoi?
Zastanawiam się chwilę.
-Raczej nie. - odpowiadam spokojnie.
-Pamiętaj, zawsze możesz przyjść do Instytutu. Albo do mnie. - uśmiecha się. - Powinnaś odwiedzić Mellisę i Ivy. Są w Liverpool'u. Mel, spodziewa się dziecka.
-Widzę że świętowaliście jej powrót. - uśmiecham się. - Gratuluje wam. Chętne was odwiedzę.
Co do ostatniego nie byłam pewna, ale taka odpowiedź mu wystarczyła. Odwiózł mnie do Aarona.
-Dziękuje, że dbasz o Gabriela. -powiedział, gdy wychodziłam z samochodu.
-Nie pozwolę, żeby stała mu się krzywda. - odpowiedziałam i zamknęłam drzwi. W domu było pusto. Poszłam do swojej sypialni. Przebrałam się w pidżamę i położyłam na łóżku. Wpatrywałam się w przestrzeń, czekając aż nadejdą łzy. Ale  nie nadeszły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz