czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział LXIV - Louise

Dom, w którym teoretycznie mieszkałam był rozświetlony i słychać w nim było głośną muzykę. Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie w lusterku. Nadal nie poznawałam samej siebie, ale podobało mi się to. Łatwiej mi będzie ochronić własną skórę. Ludzie Aarona na pewno gdzieś się tu kręcili. No i Gabriel nie mógł mnie rozpoznać.
Weszłam do domu, rozglądając się dookoła. Zniszczenia nie były zbyt wielkie. Chociaż poręcz na piętro wyglądała, jakby ktoś próbował naostrzyć o nią nóż. 
Próbowałam dostrzec w tłumie siostrę, która niewątpliwie była z Gabrielem. Nie musiałam jednak się wysilać. Flo podeszła do mnie, jeszcze zanim ogarnęłam wzrokiem całą salę.
-Cześć, jestem Florence. Jestem gospodarzem imprezy. Założyłam się z moim przyjacielem, że cię wyrwę, więc udawaj że...-urwała. A ja dobrze wiedziałam dlaczego - przez oczy. Nie straciłam panowania nad sobą i nie odwróciłam spojrzenia. W tym czasie podszedł do nas Gabriel. 
-Przegrałaś na samym starcie!-zaśmiał się.-Jestem Gabriel.
Żadna z nas nawet na niego nie spojrzała. Chłopak zmarszczył brwi spoglądając to na mnie, to na moją siostrę. 
-Już wolę biegać w bieliźnie.-rzuciła Flo i odeszła od nas. Nie wydała mnie przed Gabrielem, ale wyraźnie widziałam, że nie jest zadowolona z tego, że przebywam w naszym domu.
-Lovi.-przestawiłam się i posłałam mu chłodne spojrzenie. Nawet nie uścisnęłam mu ręki, jedynie pozostawiłam go przed wejściem, zdumionego. Chyba nie sądził, że jakaś dziewczyna może nie być w nim zakochana od pierwszego wejrzenia. Zastanawiałam się, ile zajmie mu rozszyfrowanie mojego imienia. "Lovisa". Pogratulowałam sobie w głowie własnego żartu. Norweski odpowiednik imienia "Louise" wydał mi się jak najbardziej adekwatny do mojego teraźniejszego wyglądu. 
Weszłam do łazienki. Delikatna blondynka o skandynawskiej urodzie spojrzała na mnie oczami morderczej Angielki z Formby. Oczy są zwierciadłami duszy. Dlatego było niemal niemożliwe, aby je zmienić. Dopiero teraz do mnie dotarło, że gdy Maud panowała nad moim ciałem, moje tęczówki były o kilka tonów ciemniejsze. Było to niezauważalne przy odpowiednim świetle. Odetchnęłam głęboko. Evan powinien tu za niedługo być, o ile Carlisle przekazał mu moją wiadomość. Miałam nadzieję, że cała akcja będzie warta zachodu. 
Wyciągnęłam telefon z torebki w momencie, w którym przyszedł do mnie sms od jednego z ludzi Carlisle'a. Napisał, że trafili na czterech ludzi Aarona i wyeliminowali trzech, a jednego zabrali na przesłuchanie. Odpisałam mu, że mają nie tracić czujności. A potem zauważyłam smsa od Flo. "Nie wiem co tu robisz, ale do twarzy ci w blondzie. Zwłaszcza, gdy to nie jest twoja twarz." Uśmiechnęłam się i schowałam telefon. Potem tylko założyłam soczewki i wyszłam z łazienki. Wzięłam sobie drinka i zaczęłam kręcić się między ludźmi, wypatrując Evana.
-Hej.-Gabriel złapał mnie za ramię i uśmiechnął się do mnie szeroko.-Szybko zniknęłaś. 
-Musiałam iść do łazienki.-mruknęłam, krzywiąc się i patrząc na niego chłodno.
-Oh, wszystko jasne.-na chwilę Gabriel zamilkł, jakby szukał tematu do rozmowy.-Hmm... od czego skrótem jest Lovi?
Nagle ogarnęła mnie złość. Poczułam się zazdrosna o Lovisę, chociaż była ona mną. Ale Gabriel o tym nie wiedział, a i tak starał się ją poderwać. 
-Niesamowicie cię to interesuje, prawda?-warknęłam.-Wybacz, ale jakoś nie mam nastroju, żeby rozmawiać z kimkolwiek. 
Zostawiłam go samego. Po raz drugi dzisiejszego wieczoru. Serce mi pękało, na myśl o tym, jak zostawiam go za sobą, chociaż miałam ochotę wtulić się w niego i zapomnieć o całym świecie. Wypiłam jednego drinka i zdecydowanie tyle mi na ten wieczór wystarczyło. Zauważyłam w tłumie Evana i wyciągnęłam telefon, żeby napisać do niego smsa. I w tym momencie aparat wypadł mi z ręki, a ja poczułam, że słabnę. Cholera. Nie miałam już zupełnie siły, żeby utrzymać zaklęcie zmiany wyglądu. Podniosłam komórkę i wybiegłam z domu, przez namiot, resztkami siły utrzymując zaklęcie. Wyszłam na świeże powietrze, a tam napisałam szybko smsa do Evana o tym, co się dokładnie dzieje. A potem poczułam ból, rozrywający mnie od środka i straciłam przytomność.

Kiedy się obudziłam, pierwszym, co zobaczyłam były szarozielone oczy Gabriela. Podniosłam ręce i zobaczyłam, że nie są już blade, jakie miała Lovisa. Należały do mnie. Do Louise Tempest. Westchnęłam głęboko. Nie wiedziałam, czy z ulgi, czy z przerażenia i wstydu przed Gabrielem.
-Jesteś tak zdesperowana, żeby się ze mną przespać, że musisz zmieniać postać?-Gabe zacmokał.-Kochanie, wystarczyło poprosić.
-Rozgryzłeś mnie. Traktowałam cię tak chłodno cały wieczór tylko po to, żeby zaciągnąć cię do łóżka.-podniosłam się delikatnie.-Jakby to wymagało ode mnie jakiegokolwiek wysiłku.
-Mogłem wcale się tak łatwo nie dać.-odbił piłeczkę, ale ja spojrzałam na niego rozbawiona.
-Oh, doprawdy?-rzuciłam.-Sam przed chwilą stwierdziłeś, że wystarczyło poprosić.
-Dobrze, złapałaś mnie. Sam najchętniej w tej chwili wziąłbym cię na ręce i zaniósł do sypialni. Zadowolona?-powiedział tonem pełnym udawanych pretensji. Gabe wyglądał jak obrażone dziecko, a ja się zaśmiałam, widząc jego minę.
-Jak nigdy w życiu.-po chwili spoważniałam.-Jak mnie znalazłeś?
-Przechodziłem obok i zauważyłem, że leżysz na ziemi, a twoje włosy dziwacznie zmieniają kolor. Wierz lub nie, ale to wydało mi się podejrzane.
-Czyli śledziłeś Lov... mnie?-uniosłam brwi, patrząc na niego wyczekująco, a on tylko wzruszył ramionami.
-Od kiedy cię poznałem, nie czułem takiego przyciągania do żadnej dziewczyny. A po tym, jak rano dałaś mi kosza...-popatrzył na mnie wzrokiem zbitego psa i nie musiał mówić nic więcej. Poczułam ból w sercu. Zabrakło mi słów. Zdołałam wydusić z siebie jedynie krótkie "Oh". Czułam na sobie wzrok Gabriela, w czasie gdy ja wbijałam swój w ziemię. 
-Louise?-zaczął delikatnie. Oboje potrzebowaliśmy chwili, żeby pozbierać myśli. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Ale Gabriel, zamiast coś powiedzieć, uśmiechnął się tylko. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Znałam ten uśmiech, pełen radości, szaleństwa i pożądania. Wiedziałam, co następowało po takim uśmiechu. Bogowie, kochałam go, kochałam Gabriela Dekkera, kochałam jego zabójczy uśmiech, jego zielonoszare oczy, jego blond włosy. Kochałam jego sposób wypowiadania mojego imienia. Jakby chciał mi uchylić nieba i całować ziemię, po której stąpam. Te emocje mnie przytłoczyły. Na chwilę zapomniałam, jak prawidłowo należy oddychać. Jak mogłam ranić tak cudownego mężczyznę? W imię czego? W imię wojny czy pokoju? 
Aby go chronić.
Głos w mojej głowie starał się sprowadzić mnie na ziemię, ale było już po mnie. Gabriel nakrył moje usta swoimi, poznając je na nowo, jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Oh, bogowie, kimkolwiek byliście, dlaczego musiałam zakochać się w mężczyźnie, z którym nigdy nie będę mogła być? Dlaczego zakochałam się w kimś, kto najwyraźniej nie był mi przeznaczony?
-Chyba jednak wezmę cię na ręce i zabiorę stąd do sypialni.-stwierdził, odrywając się ode mnie niechętnie. Zaśmiałam się cicho i oplotłam rękami jego szyję. Chciałam być jak najbliżej niego i już nigdy nie odchodzić.
-Do małego salonu.-poprawiłam go.-Tam, gdzie spędziłam z tobą jedne z najszczęśliwszych chwil w moim życiu. Proszę.-popatrzyłam na niego błagalnie, ale i tak wiedziałam, że się ugnie.
-Tam, gdzie byliśmy zanim umarłaś.-stwierdził, jakby czytał mi w myślach. Nie chciałam, żeby nasze uniesienie zniknęło, więc pocałowałam go, zanim zupełnie posmutniał.
-Tak. Tam.-poprosiłam. Podnieśliśmy się, patrząc sobie w oczy i nie odrywając od siebie rąk ani na sekundę. Nagle Gabriel chwycił mnie pod kolanami i po chwili niósł mnie na rękach na piętro. Radosny śmiech wyrwał się z mojego gardła poprzedzony piskiem.
-Nie żartowałem z tym noszeniem.-posłał mi zawadiacki uśmiech.
-Zdążyłam zauważyć.-śmieję się. Cichy głosik w mojej głowie mówi mi, że nie powinnam być tak szczęśliwa. Nie teraz, kiedy trwa wojna. I że nie powinnam całować chłopaka, który stoi po drugiej stronie barykady.
Chłopak postawił mnie na ziemi, gdy tylko znaleźliśmy się na szczycie schodów. I pocałował mnie długo i namiętnie. Postanowiłam ignorować głosik w mojej głowie, który ostrzegał mnie, że to się źle skończy.
Nie byłam pewna jak dotarliśmy pod mały salon. Umknął mi również moment, w którym Gabriel otworzył drzwi do środka. Oderwałam się od niego i stanęłam przy ścianie, niewidoczna dla osób w środku, zanim ta dwójka zdążyła zerknąć na drzwi.

Mały salon był teraz tylko nasz. Poczułam łzy pod powiekami i zastanawiałam się, jak długo będę jeszcze w stanie je utrzymywać. Spojrzałam na mężczyznę siedzącego obok. Był wszystkim, czego kiedykolwiek potrzebowałam. Ciepłym słońcem w zimie i śniegiem w upalne lato. Był moją miłością, kimś za kogo mogłabym zginąć i dla kogo mogłabym zabić. On i moja siostra byli najważniejszym elementem mojego życia, a ja miałam ich stracić. Miałam zranić oboje i to potwornie. Nie liczyłam na to, że mi wybaczą po tym, co dzisiaj zrobię.
-Nie możemy tego dłużej ciągnąć.-usłyszałam mój głos, ale brzmiał on inaczej, jakby należał do kogoś innego.-Nie chcę cię.
Wypowiedzenie tych słów niemal rozerwało mi serce na pół. Gabriel tylko pokręcił głową.
-Nie wierzę ci. Kocham cię, a ty kochasz mnie, Louise Tempest i nic nie jest wstanie tego zmienić.-jego pewność siebie niemal sprawiła, że przyznałam mu rację. Ale robiłam to, żeby go chronić. Byłam dla niego niebezpieczna. Dotknęłam jego policzków i spojrzałam mu głęboko w oczy. Weszłam do jego głowy i wypowiedziałam zaklęcie.
-Nequedeamo.-wyszeptałam. Wzrok Gabriela stał się pusty i zamglony. Sprawiłam, że zapomniał o mnie. Było tak, jakby mnie nigdy nie poznał, przynajmniej w jego pamięci. Jego uczucia były niezmienione. Tego nie dało się zmienić.
Wyszłam z saloniku, zostawiając Gabriela. Musiałam stamtąd wyjść zanim on zdąży się ocknąć. A potem teleportowałam się do domu Carlisle'a i nie mogłam dłużej powstrzymywać łez. Opadłam na podłogę, nie mogąc opanować spazmatycznych szlochów, które z siebie wydawałam. Oparłam się o ścianę plecami, nadal płacząc. Czułam się rozbita. Czułam, jakby zabrakło części mnie. Kochałam Gabriela, a on mnie już nie znał. To było najgorsze uczucie na ziemi. Kochać kogoś i patrzeć, jak ta osoba zakochuje się w kimś innym, zaczyna żyć. Nie miałam już na nic siły, więc kiedy przyszedł Evan, pozwoliłam mu się przytulić.
Żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz