piątek, 26 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

Z okazji tych kilku świątecznych dni, chciałybyśmy Wam życzyć jak najwięcej zdrowia, ciepła, pieniędzy, pomyślności, szczęścia i dużo radości. Oh i miłości jak u Evana i Florence.
Przepraszamy za brak świątecznych rozdziałów, ale za dużo zjadłyśmy i popadłyśmy w lenistwo serialowe. Na Sylwestra i Walentynki obiecujemy poprawę.
Wesołych,
B. & C. <3

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział osiemdziesiąty pierwszy - Eloise.

Wyszłam z pracy po czwartej. Elias już na mnie czekał.
-Możesz mi wyjaśnić co oznacza : mam diabelny plan, bądź po mnie po pierwszej? - powiedział czytając sms'a. - Żebrzesz o podwózkę?
-Po prostu mi zaufaj. - mówię i podaje mu karteczkę z adresem, po czym wsiadam na miejsce pasażera. Elias wsiada do samochodu i rusza pod wskazany adres.
-Jak praca? To było dziwne jak oznajmiłaś, że pracujesz. Masz chłopaka. Nie nadążam za tobą. - zaśmiał się Elias.
-To nie ja zrzuciłam bombę o tym, że jestem gejem. - mruknęłam.
-Dobra, dobra. - zaśmiał się. Nim się obejrzeliśmy byliśmy na miejscu. - Przecież ta droga prowadzi do Osiedla Flo i Louise. A tamta do naszego domu.
-No właśnie. - powiedziałam, wysiadając z domu. - Kamienica położona w pobliżu naszych bliskich. Chodź. - powiedziałam i pchnęłam wielkie drzwi, prowadzące na klatkę schodową. Kamienica była stara, bardzo elegancka i straszliwie droga. Lecz biorąc pod uwagę możliwości moje i Eliasa, to były grosze.
-Dalej nie wiem, co tu robimy. - powiedział Elias, idąc za mną po schodach. Zatrzymaliśmy się na trzecim piętrze.
-Sądzę, że jesteśmy już na tyle odpowiedzialni by zacząć żyć samemu. - powiedziałam otwierając drzwi do pustego mieszkania. Znalazłam je rano na internecie i muszę przyznać na żywo wyglądało jeszcze lepiej. - A więc, na parterze znajduje się kuchnia łącząca się z wielkim salonem, osobny pokój który można zaadoptować jako pokój gościnny, łazienka i wyjście na dosyć imponujący balkon. U góry znajdują się dwie, duże sypialnie z własnymi łazienkami, osobna łazienka i średnich rozmiarów pokój. Mieszkanie nie jest urządzone, więc możemy wykorzystać naszą wenę twórczą i zasoby pieniężne, nasze i naszych rodziców na urządzenie sobie własnego gniazdka.
Spojrzałam na mojego bliźniaka.
-Eloise Bennet. - powiedział, wypuszczając powietrze. - Jesteś niesamowita. To jest twój najlepszy pomysł w życiu.
-No dziena. - uśmiechnęłam się. - Możemy podpisać umowę i zaczynać remont!
-Napiszę do Matt'a co robi. Może nam pomoże. - powiedział Elias.
-Czy między tobą a Mattem coś jest? - spytałam, siadając na schodach na piętro.
-Nie. -westchnął Elias. - Matt jest hetero.
-Rozumiem. - posmutniałam. -Ale może wyrwiesz kogoś na naszą małą willę.
-Chodź. Podpiszemy umowę i idziemy na zakupy. - powiedział Elias z wymuszonym uśmiechem.  Przy podpisywaniu umowy nie było żadnych problemów. Uiściliśmy opłatę za trzy miesiące i pojechaliśmy kupić farby. Oczywiście, wybór kolorów na korytarze, do salonu i kuchni był kwestią sporną. Przynajmniej na początku. Potem gdy wypracowaliśmy kompromis, poszło łatwiej. Zamówiliśmy wszelkie potrzebne meble na następny dzień. Gdy wróciliśmy z farbami i materiałami do malowania, Matt już czekał.
-Cześć Matt. - uśmiechnęłam się do niego. - Dzięki za pomoc! Pojawi się jeszcze Wren, ale dopiero po pracy.
-Nie ma problemu, nie można całymi dniami zabijać zombie. - zaśmiał się lekko i pomógł Eliasowi wziąć farby. W końcu przenieśliśmy wszystko do naszego mieszania i zabraliśmy się za przygotowania do malowania.
-Eloise, jesteś najlepsza na świecie. - powiedział, po raz kolejny Elias.
-Oh.- zaśmiałam się. -Wychwalasz mnie tak cały dzień.
-Ja tam za wami nie nadążam. - powiedział Matt, wchodząc przebrany w strój roboczy. -Pojawiacie się znikąd, buntownicy przechodzący przemianę, przeprowadzki. Ludzie, czy wy zawsze wszystko robicie tak szybko?
-Nie wszystko. - mruknął Elias z uśmiechem. Wybuchnęłam śmiechem.
-Witaj u Bennetów. - powiedziałam, gdy już trochę się uspokoiłam. - Z nami nigdy nie będziesz się nudził. No chyba, że jesteś abstynentem.
-Nie, nie jestem. - Matt zaśmiał się widząc moje spojrzenie, małego zabójcy.
-Masz szczęście. Bo gdybyś był, właśnie odprowadzałabym Cię do drzwi. - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
-Eloise, jesteś miła jak zawsze.- zaśmiał się Elias.
-Wiem. Idę się przebrać. Bądźcie grzeczni. - zaśmiałam się i poszłam do łazienki. Przebrałam się w ogrodniczki i starą koszulę. Kiedy wróciłam Elias wybuchnął śmiechem.
-Wyglądasz uroczo. - powiedział.
-Wyglądam seksownie, nawet w ogrodniczkach. Plus lubię je!- powiedziałam biorąc farbę na korytarz. - Salon zostawimy na potem.
Malowanie poszło zadziwiająco szybko. O piątej została nam już kuchnia i salon. Siedzieliśmy właśnie na podłodze i jedliśmy pizzę, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Eloise? - usłyszeliśmy po chwili głos Wrena.
-Tutaj jesteśmy. -krzyknęłam. Wren wszedł do salony i spojrzał na nas zaskoczony.
-Co wy tu robicie? I czemu jesteście umazani farbą?
-Jemy pizzę w naszym nowym, świeżo malowanym mieszkaniu. - odpowiedziałam z uśmiechem, wstając i podchodząc do niego.
-Nowym mieszkaniu? - spytał jeszcze bardziej zaskoczony.
-Mhm. - mruknęłam, całując go. -Tak się złożyło, że postanowiliśmy zamieszkać tutaj.
-Mieszkam dwie ulice dalej. - powiedział Wren, obejmując mnie.
-Wiedziałem, że to ma jakiś ukryty cel! - powiedział Elias.
-No właśnie, że ja nie wiedziałam gdzie Wren mieszka.- odgryzłam się. -Ale skoro już wiem, to bardzo mi to odpowiada. A teraz, ja i Wren obejrzymy balkon, kiedy wy, moje małe głąby zajmiecie się konsumpcją pizzy. Kieruje te słowa do Eliasa oczywiście.
-Pizza ma ciekawszą osobowość. - mruknął Elias. Zaśmiałam się i pociągnęłam Wrena na balkon. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam namiętnie. Wren objął mnie i odwzajemnił pocałunek.
-Rozumiem, że starannie przemyślałaś mieszkanie tylko z Eliasem. - powiedział po chwili.
-Tak. Spokojnie, poradzimy sobie. A po za tym, do Ciebie dwie ulice, do Florence i Louise też blisko.
Wren się uśmiecha.
-Cieszę się, że będziesz blisko.
-Ja też. - odpowiedziałam, uśmiechając się. - Chodź, wracamy do chłopaków.
Resztę malowania dokończyliśmy w luźnej atmosferze. Siedzieliśmy i podziwialiśmy nasze dzieło.
-Wiesz Eloise, teraz czeka nas najlepsza część nowego mieszkania. - powiedział z uśmiechem.
-Parapetówka. - dokończyłam i odwzajemniłam uśmiech.
-Wiecie, dla osób trzecich wyglądacie jak psychole. - wtrącił Matt.
-Po prostu nigdy z nami nie imprezowałeś. - zaśmiał się Elias.
Zapowiadał się cudowny tydzień.

Rozdział osiemdziesiąty - Florence.

Przeglądałam książki w Instytucie, już od godziny a tylko trzy wydawały mi się odpowiednie. Wypożyczyłam więc je i ruszyłam w stronę gabinetu Gabriela. Zatrzymałam się przed drzwiami. Tabliczka już była zmieniona i informowała wszystkich, że mój najlepszy przyjaciel, zarządzał łowcami. Zapukałam lekko i weszłam. Gabinet został przemalowany, przemeblowany. Było tu przytulnie. Jedyną niezmienioną rzeczą było biurko.
-Dlaczego akurat biurko? - spytałam, siadając na krześle.
-Dobrze mi się kojarzy. - odpowiedział niepewnie Gabriel.
-Gabe. Wiesz, że cię kocham. Martwię się o Ciebie. Przyciągasz do siebie kłopoty zdecydowanie zbyt często. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i pójdę za Tobą w ogień. Powiedz mi tylko, wiesz co robisz?
-Florence. Jestem świadomy tego co mnie czeka, ale to jest zdecydowanie najfajniejsza rzecz jaka mnie spotkała. Nigdy nie pomyślałbym, że takie coś nas spotka. Teraz możemy mieć wszystko. - powiedział Gabriel, siadając obok mnie. -Mamy nieograniczoną władzę, na każdym polu.
-I tak mamy wszystko. - odpowiedziałam cicho.
-Kochanie, docenisz to wkrótce. - odpowiedział Gabe. - O co chodzi?
-O nic. Powiedziałam. Martwię się. Skoro jest dobrze, to ci wierzę.
-Teraz, nie musisz obejmować żadnego stanowiska, żeby uczestniczyć w Radach i innych zebraniach. Przecież widziałem, jak ratowanie Lyn ci się spodobało, spiski, zabójstwa. Przecież, przede mną siedzi osoba która może porazić śmiertelnie prądem kilka osób na raz. Potrafisz sprawiać ból wzrokiem. Nie sądzisz, że zostałaś stworzona do wielkich rzeczy?
-Dobra, Gabriel. Jarasz się nową  posadą i możliwościami. Ale nie przekonuj mnie do zostania psycholem jak wy. -uśmiecham się do niego.
-I tak się do nas przekonasz. - zaśmiał się. - Potrzebuje twojej rady.
-Wiem o tym. - uśmiecham się. -Już rano chciałeś mnie zapytać.
-Jak ty mnie dobrze znasz. Myślisz, że Louise ucieszy się jakbyśmy pojechali na dwa, trzy tygodnie do Szkocji? We dwoje?
-Wystarczy samo słowo Szkocja i już będzie spakowana. - zaśmiałam się.
-To dobrze. Może pomożesz w tym czasie Evanowi w pilnowaniu Instytutu? - powiedział cicho.
-Oh. Już dobrze. Ale wisisz mi przysługę. - zaśmiałam się.
-Wszystko bylebyś zrozumiała, że się nic nie zmieni. - uśmiechnął się.
-Okej. To teraz poznęcam się nad twoim bratem i przekupie Louise, żeby zmusiła cię do włożenia kiltu i zdjęć! - zaśmiałam się i wyszłam z biura Gabe'a. Weszłam do gabinetu Evana, bez pukania.
-Abi, przyniosłabyś mi kawę? O i odbierz akta. - powiedział Evan nim na mnie spojrzał.
-Abi. - powiedziałam z uśmiechem.-Wyjdź i zajmij się sobą.
Asystentka wyszła zaskoczona. Zamknęłam za nim drzwi i odwróciłam się do równie zaskoczonego Evana i uśmiechnęłam się słodko.
-Słyszałeś, że przez dwa, może trzy tygodnie ty i ja rządzimy Instytutem. - powiedziałam wciąż się uśmiechając, idąc w stronę biurka Evana. - A mi to jest bardzo na rękę.
-Dlaczego? - spytał powoli Evan. Siadłam na biurku, na przeciwko niego.
-Ponieważ, żadna Abi ani inna głupiutka asystentka nie będzie się tu kręciła.
-Czyżbyś była zazdrosna? - przyjrzał mi się Evan.
-Oczywiście. - powiedziałam spokojnie, przysuwając krzesło Evana w swoją stronę. Nasze twarze dzieliły centymetry - Jesteś tylko mój. I żadne stanowisko tego nie zmieni.
-Przecież o tym pamiętam. - szepnął Evan i wyciągnął z szafki małe pudełko. - Miałem dać Ci to przy odpowiedniejszej okazji, ale twoja zazdrość jest tak pociągająca, że nie wytrzymam. Wiem, że już Ci się oświadczałem, ale to były oświadczyny bez pierścionka. - otwiera pudełko, gdzie ukazuje mi się śliczny, mały pierścionek. - Więc, wyjdziesz za mnie?
-Przecież, to logiczne, że tak. - uśmiechnęłam się, a Evan włożył mi pierścionek na rękę. Następnie przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Evan tylko uśmiechnął się delikatnie i przeniósł mnie na kanapę.

Pół godziny, Evan stwierdził, że czas wracać do pracy.
-Zaczynam lubić twoją nową pracę. - powiedziałam, zapinając swoją koszulę. Evan objął mnie i przyciągnął do siebie, całując delikatnie.
-Wiesz, że nigdy nie zorbie nic, co mogłoby nas poróżnić. - powiedział Evan spoglądając mi w oczy. W tym momencie w gabinecie pojawiła się Louise.
-Całe szczęście, że jesteście ubrani. - mruknęła.
-Jest taka magiczna sztuczka Lou. Pukanie. - zaśmiałam się.
-Ty nie pukałaś. - powiedział Evan.
-Bo ja do Ciebie nie muszę. - zaśmiałam się. -Louise, mam pytanie. Czy gdybyś w najbliższym czasie miała możliwość ujrzenia Gabriela w kilcie, zrobiłabyś mi zdjęcie?
-Florence. Czego ty się nałykałaś do śniadania? - spytała Louise a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Po prostu gdybyś znalazła się w takiej sytuacji zrób mi zdjęcie. - uśmiechnęłam się. -Dobra, pogadajcie sobie a ja jadę do Camerona i Alison.
-Cam i Ali wrócili? - spytała Louise. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? Upiekłabym ciasteczka dla Ali.
-Niedawno się dowiedziałam. Wieczorem upieczesz. - pocałowałam siostrę w policzek i wyszłam. Pół godziny później stałam pod drzwiami Camerona. Zapukałam lekko.Mój przyjaciel otworzył mi drzwi z wielkim uśmiechem.
-Florence. Stęskniliśmy się. - przytulił mnie. - Chodź, Ali nie może się doczekać.
Wchodzę do salonu i od razu zostaje wyściskana przez Ali.
-Hej. - powiedziałam, wciaż się uśmiechając. -Jak się czujesz?
-Świetnie. - powiedziała dotykając brzucha. - To już niedługo.
-To świetnie. - uśmiechnęłam się i usiadłam obok niej. Cameron w tym czasie przyniósł nam herbatę.
-Opowiadaj, co się wydarzyło od naszego wyjazdu. - zachęcił mnie Cam.
-W skrócie. Odkąd wojna się skończyła Louise dowodzi Radą razem z Robertem Dekkerem, ja i Evan się zaręczyliśmy, ale to już chyba wiecie. Potem było w miarę spokojnie, poznałam dzieci Sary i John'a. Eloise i Eliasa. Elo była buntowniczką, więc ją wyniańczyłam i teraz jest dziewczyną Wrena, potem Kieran i Nate powstali z martwych, porwali Lynette i chcieli mnie i Louise zwabić w pułapkę. Oczywiście zabiliśmy ich. Okazało się, że Nate i Kieran współpracowali z Danem i Casperem, którzy obecnie zostali uznani za zdrajców i nie żyją a Evan i Gabriel przejęli władzę w Instytucie. Więc Gabriel jest Łowcą Najwyższym. - wzruszyłam ramionami.
-Cholera. - powiedział Cameron. - I ty opowiadasz o tym, jakbyś streszczała pogodę.
-To jest zagmatwane. Po prostu chciałam opowiedzieć wszystko, tak jak jest. - mruknęłam.
Ali mnie objęła.
-Mam wrażenie, że przerasta cię ta sytuacja. - powiedziała.
-Po prostu mam wrażenie, że za każdym razem od kogoś się oddalam. I te udawanie Louise i Gabriela, że między nimi nic nie ma. Nikt nie każe im nazywać siebie parą, ale mogli by się określić.
-W życiu nie każda miłość ma łatwo. - powiedział Cameron. -Louise i Gabriel, oni oboje chcą być alfami. Ale oboje potrzebują też swojej przyjaciółki.
-Dobra, dajecie mi lekcję życia. Potrzebują mnie ale mam się nie wtrącać. Rozumiem. - mruknęłam. - Jak dziecko?
-To będzie dziewczynka. - uśmiecha się Alison.
-Macie już imię?
-Jeszcze nie. - powiedział Cameron. - Poczekamy aż się urodzi.
Uśmiechnęłam się. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, po czym wróciłam do domu. Ponieważ żadnego z domowników nie było, więc postanowiłam zrobić ciasteczka, nim Louise wróci. Otworzyłam swoje ulubione wino i zaczęłam piec.
Godzinę później Louise weszła do kuchni.
-Florence? Co ty robisz? - spytała zaskoczona.
-Pije wino i piekę ciastka. - odpowiadam.
-Widzę. - spogląda na butelki. - Półtora butelki sama? Coś się stało?
-Nie. - uśmiecham się. - Zrobiłam twoje ulubione ciastka numer jeden, dwa i trzy.
-Czyli zamierzasz mnie przekupić. - zaśmiała się.
-Poniekąd. Chcę spędzić czas z moją kochaną siostrą, bez Dekkerów i innych ludzi, pozwierzamy się sobie, zjemy ciastka i obejrzymy jakiś film. - uśmiecham się. - Po prostu brakuje mi naszych rozmów, dzielenia się sekretami.  Mam gdzieś Gabriela, to ty jesteś moją przyjaciółką numer jeden, w dodatku siostrą bliźniaczką. Możesz mi powiedzieć wszystko.
-Okay, okay. Pod warunkiem, że oddasz mi tą butelkę wina. - zaśmiała się, zabierając wino. - Powinnyśmy być wstawione tak samo.
Zaśmiałam się i wzięłam ciastka do salonu.Siadłyśmy obok siebie.
-O co posprzeczałaś się rano z Gabrielem? - spytała Louise.
-Zaczął mnie wkurzać trochę. A może to dlatego, że dorasta. A ja nie jestem na to przygotowana. Jeszcze nie dawno, ścigaliśmy się i piliśmy i mieliśmy wszystko gdzieś. A teraz, jest jaki jest. Ale powinnaś wiedzieć, że możesz mi powiedzieć wszystko na jego temat. Nie przekażę mu tego. Wiem, że mówiłam o przeznaczeniu i takie tam. A może to minęło, gdy umarłaś? Na pewno was silnie do siebie ciągnie. A od tej nocy, oboje... nie wiem. Emanujecie podobnym światłem. Ale to ty jesteś moją siostrą i jesteś zawsze na pierwszym miejscu. Nie chcę cię tracić. Powinnyśmy być razem jak w Formby, tego chcę.
-Ja też tego chcę. - powiedziała Louise po chwili. - Po prostu sądziłam, że między nami zawsze są Dekkerowie.
-Nigdy do tego nie dopuszczę. Ty jesteś dla mnie najważniejsza. - odpowiedziałam. - Możesz być ze mną szczera we wszystkim.
-Nie potrafię zrelacjonować naszej relacji z Gabrielem. - powiedziała po chwili. -Ja go kocham, ale mam wrażenie, że jak próbujemy być razem, to zawsze coś nam przeszkadza.
-Ale zawsze próbujecie to obejść.
-To samo powiedział Evan. - zaśmiała się.
Przez kolejną godzinę nasza rozmowa dotyczyła skomplikowanej relacji Gabriela i Louise. W końcu moja siostra otworzyła się przede mną na tyle, bym zrozumiała co między nimi jest.
-Planowaliście już z Evanem ślub? - spytała Louise po chwili.
-Nie, Louise. Nie planujemy ślubu póki co. Po prostu, nie wiem. Ten pierścionek, całe to bycie ''narzeczeństwem'' daje nam gwarancję, że się nie rozstaniemy.
-To się nigdy nie stanie. Między wami jest czysta miłość. - powiedziała Louise. - Ale jeśli kiedykolwiek Cię skrzywdzi, to skopię mu tyłek i inne części ciała. I nie uratuje go nasza przyjaźń.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Mam najlepszą siostrę na świecie. - powiedziałam.
-Nie musisz dziękować. - zaśmiała się Louise.

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział siedemdziesiąty dziewiąty - Louise.

Kiedy Gabriel wyszedł z Florence, nie mogłam się powstrzymać, przed odprowadzeniem ich wzrokiem. Tęskniłam za obecnością Gabriela, potrzebowałam go blisko siebie. A jednocześnie nie mogłam oprzeć się myśli, że za każdym razem, jak próbowaliśmy być razem, coś stawało nam na drodze. Może po prostu nie było nam przeznaczone bycie razem, niezależnie od tego, jak usilnie staraliśmy się do tego dążyć.
-Lou? Halo!-Evan pomachał mi dłonią przed nosem.-Ziemia do Tempest!
-Przepraszam, zamyśliłam się.-odwróciłam wzrok od tarasu, na który moja siostra wyszła z Gabrielem.
-Zauważyłem.-zaśmiał się Evan.
-Jak się czujesz będąc zastępcą szefa instytutu?-Lynette zabrała głos, zadając pytanie mojemu przyszłemu szwagrowi.
-Szczerze powiedziawszy dość dziwnie. I mimo tego, co mówi Florence, bardziej zależy mi na przypilnowaniu, żeby Gabe nie zrobił głupstwa niż na władzy.-Evan uśmiechnął się, ale wyglądało to dość smutno. Atmosfera nagle stała się smutniejsza, nawet nie wiedziałam czemu. 
-Dobra, ja będę się zbierać.-Tessa wstała i pocałowała szybko Lyn.-Obiecałam rodzicom, że zajmę się dzisiaj Ivy.
-Będziecie tylko ty i Ivy?-zainteresował się Evan. Dziewczyna kiwnęła głową.-Może do was później dołączę. Zobaczę, czy wyrobię się z pracą. 
-Nie ma problemu. Będę czekać na wiadomość.-uśmiechnęła się radośnie i wyszła z domu. Lynette patrzyła za nią z czułością, która niemalże zbiła mnie z nóg. Zastanawiałam się, jak to jest mieć taki związek, oparty na prawdziwym uczuciu. Zwłaszcza na uczuciu, które wiedziało się, że przetrwa wszystko.
Stukot kroków na schodach sprawił, że wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku. Florence zniknęła na górze, więc Evan przeprosił nas i poszedł za nią. Z koleji Gabriel wszedł do kuchni ułamek sekundy później i jakgdyby nigdy nic, usiadł przy stole i zaczął jeść śniadanie.
-Coś się stało?-spytał Matt, mierząc Gabriela wzrokiem. 
-Flore... Zresztą, nieważne.-Gabe wzruszył ramionami.-Evan na pewno ją uspokoi. 
-Ja też będę się zbierać.-oznajmił Matt, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Odprowadzę cię.-wstałam i wyszłam z bratem na zewnątrz.-Coś się stało?-spojrzałam na niego zmartwiona.
-Właściwie nie, ale... No nie wiem. Atmosfera dzisiaj była strasznie dziwna, wiesz? Same pary, ja i Elias.
-Gabriel i ja też nie...-zaczęłam, ale Matt mi przerwał.
-Dobra, dobra.-wywrócił oczami.-I tak nikt w to nie wierzy, Lou.
-Świetnie.-mruknęłam.-Dobra, kontynuuj.
-Okay, więc... hmm... Nie mów tego nikomu, ok?-skinęłam głową, coraz bardziej zaciekawiona.-Po prostu całe śniadanie czułem się dziwnie, bo chciałem, żeby tam były faktycznie same pary.
-Podoba ci się Elias?-spytałam wprost, a Matt niepewnie skinął głową.
-Chyba tak. Co jest dziwne, bo zawsze raczej podobały mi się dziewczyny. Cholera, dzień przed poznaniem Eliasa poderwałem jedną w jakiejś kawiarni. A potem już mnie to nie interesowało. Ale z drugiej strony... nie wiem, czy tego chcę.
-Matt. Jeśli nie jesteś pewny swoich uczuć, to na razie nic nie mów.-powiedziałam i usiadłam na schodach. Mój brat zrobił to samo.-Spędzaj z Eliasem czas, staraj się go poznać, ale przypadkiem nie rób mu nadziei, bo zranisz i siebie, i jego.
-To na pewno. Ja... Louise, boję się.-przyznał tak cicho, że ledwo go usłyszałam.-Boję się tych uczuć. Nigdy nie sądziłem, że to się mnie przytrafi.
-Nie panujesz nad tym, Matty. To się po prostu zdarza i może sprawić, że będziesz niesamowicie szczęśliwy, jeśli tylko zaryzykujesz.-te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Sama powinnam dawać sobie takie rady w związku z moją relacją z Gabrielem. To był mój największy problem. Potrafiłam dać sobie taką radę, ale nie chciałam się do niej stosować.-Bądź mądrzejszy ode mnie, Matty.
Położyłam głowę na jego ramieniu i objęłam jego ramię.
-Dziękuję.-oparł swoją głowę na mojej. Siedzieliśmy tak przez chwilę, po prostu będąc zadowolonym z obecności rodzeństwa.

Zjawiłam się w gabinecie Evana w momencie, gdy Florence zapinała do końca swoją koszulę.
-Całe szczęście, że jesteście ubrani.-mruknęłam.
-Jest taka magiczna sztuczka, Lou. Pukanie.-zaśmiała się Florence, a ja tylko wywróciłam oczami z uśmiechem, opierając ręce na biodrach.
-Ty nie pukałaś.-zauważył Evan.
-Bo ja do ciebie nie muszę.-odparła z uśmiechem moja siostra i zwróciła się do mnie.-Louise, mam pytanie. Czy gdybyś w najbliższym czasie miała możliwość ujrzenia Gabriela w kilcie, zrobiłabyś mi zdjęcie?
-Florence.-wydusiłam z siebie, jak najszybciej wypierając z głowy tę wizję. Byłam gotowa się rozpłynąć, jeśli myślałabym o tym za długo.-Czego ty się nałykałaś do śniadania?
Florence zaśmiała się i odparła, że mam po prostu zrobić jej zdjęcie. Potem zgrabnie przeszła do tematu Camerona i Ali, nic nie wyjaśniając. Kiedy Flo wyszła, Evan spojrzał na mnie zaskoczony.
-Coś się stało, Lou?-spytał zatroskany. Od zakończenia wojny z Carlislem rozmawialiśmy tylko kilka razy. Tęskniłam za tym. Evan potrafił mnie wysłuchać i często dać naprawdę dobrą radę.
-Właściwie tak.-przyznałam i usiadłam na krześle na przeciwko Evana.-Od jakiegoś czasu mam sny, wizje. Zawsze pojawia się w tym ta sama dziewczyna, która wygląda jak ja. I ona... wydaje mi się, że ona żyła naprawdę. Mieszkała w Edynburgu i miała siostrę bliźniaczkę, która wyglądała jak Florence.-złapałam oddech, zdając sobie sprawę z tego, jak idiotycznie musiało to brzmieć.-Chodzi o to, że w jednej z tych wizji, ona czytała tę księgę, którą ja i Flo usiłujemy znaleźć.
-I myślisz, że księga jest w Szkocji... Tylko czemu przyszłaś z tym do mnie, a nie do Flo?-Evan był wyraźnie zaskoczony.
-Bo wiem, że ty nie powiesz nic Gabrielowi.-przyznałam cicho. Brunet rzucił mi pytające spojrzenie.
-Myślałem, że on wie o księdze...
-Bo wie. Nie o to chodzi. Chodzi o ostatnią wizję jaką miałam. Widzisz, Everild, ta dziewczyna, która wygląda jak ja, ona była zaręczona z pewnym chłopakiem, łudząco przypominającym Gabriela... A mimo to miała romans, z jakimś Szkotem. I po prostu nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony wiem, że niczym nie zawiniłam, a z drugiej, czuję się jakbym sama zdradzała Gabriela.
-To jest problematyczne, ale moim zdaniem nie powinnaś dopuścić do tego, żeby twoje przeszłe wcielenie, bo zakładam, że o to w tym chodzi, wpłynęło na twoją teraźniejszość. Wiem, jakie masz podejście do twojego związku z Gabrielem, ale...
-Tylko nie mów teraz, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Wiem, że Florence tak uważa, ale...-westchnęłam.-Za każdym razem jak próbujemy, coś się psuje.
-Ale zawsze znajdujecie drogę, aby próbować.-zauważył Evan.-Idź z nim porozmawiać. Wiesz, że jemu na tobie zależy i on wie, że tobie zależy na nim.
-Co mam mu powiedzieć? Nie chcę z nim być, Evan. To by tylko zraniło nas oboje jeszcze bardziej.-wyznałam cicho.
-Po prostu z nim porozmawiaj. Niekoniecznie na wasz temat, ale tak ogólnie. To może dobrze na was wpłynąć.
-Może masz rację.-przyznałam i wstałam. Uściskałam Evana.-Dziękuję.
Wyszłam z jego gabinetu i skierowałam się wprost do gabinetu Gabriela. 

czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział siedemdziesiąty ósmy - Florence.

Wchodzimy z Evanem do domu. Gdy zamykam drzwi, Evan obejmuje mnie i całuje. Wplatam palce w jego włosy, wzdychając cicho.
-Mam nadzieje, że teraz chociaż przez dwa dni, będzie spokój. - mruknął Evan pomiędzy pocałunkami.
-Przecież teraz zostałeś zastępcą Głównego Łowcy, panie Dekker. -zaśmiałam się. - Będziesz teraz strasznie rozchwytywany.
-Czyżbyś była zazdrosna? -szepnął mi do ucha.
-Skąd! - zaśmiałam się.
Błądzę dłońmi po jego ciele.
-Miałaś chyba robić rodzinne śniadanie. - mruknął - Tym czasem próbujesz mnie uwieść.
-Wydaje ci się. - zaśmiałam się i oderwałam się od Evana. Poszłam do kuchni, gdzie Evan dołączył do mnie. Zaczęliśmy robić śniadanie, w między czasie obsypując się pocałunkami. Do kuchni weszła Eloise trzymając za rękę Wrena. Spojrzeliśmy na nich zdziwieni. Oczywiście panowała między nimi dziwna atmosfera, ale nie spodziewałam się, że o to chodzi.
-Gratuluje! - powiedziałam szczerze ucieszona. Objęłam Wrena i Elo.
-Siadajcie. - powiedział Evan. -W końcu zrobimy to śniadanie.
Zaśmiałam się.
-Reszta wkrótce do nas dołączy.- mówię z uśmiechem.
-Jak udała się reszta planu? - pyta Wren, nie puszczając ręki Eloise.
-No więc. Gabriel pozbył się Caspera i w naszych kręgach mamy Najwyższego Łowcę Gabriela. Evan to jego zastępca. A ja otaczam się samymi psycholami z manią władzy. -mruknęłam, a Evan pojawił się obok mnie.
-Chyba Ci to jednak nie przeszkadza, skoro wychodzisz za jednego psychola, z drugim imprezujesz, a z trzecią mieszkasz. - zaśmiał się Evan.
-Florence zawsze ciągnęło do psycholi. - powiedziała Louise wchodząc do pokoju. -Dlatego się zaprzyjaźniłyśmy w Formby.
-Jesteśmy bliźniaczkami, to się nie liczy. Tak czy siak byśmy się spotkały.
-Jak następnym razem będziesz chciała pożyczyć ciuchy, też ci powiem jesteśmy bliźniaczkami to się nie liczy. - powiedziała z uśmiechem i spojrzała zaskoczona na Wrena i Elo. Oczywiście, Louise Tempest, nie daje tego po sobie poznać. -Długo już robicie to śniadanie?
-Z jakąś godzinę. - mruknął rozbawiony Evan.
-Jak mnie to nie dziwi. - Louise wywraca oczami.
-I kto to mówi? Ty i Gabriel mieliście całe ubrania pogniecione, kiedy do nas dołączyliście. - zarzucił jej Evan, uśmiechając się.
-Wybacz, że musieliśmy sobie wyczarować coś na szybko. Dan i Casper strasznie nabrudzili ubierając. - powiedziała Louise.
-Potężna Tempest nie potrafi wyprasować sobie ciuchów przy pomocy magii? - spytał rozbawiony Evan.
-Już się tak nie wymądrzaj, w przeciwieństwie do Ciebie potrafię wytrzymać jedno spotkanie Rady, bez namiętnych wiadomości do Florence! - mruknęła Lou, zabierając dzbanek z kawą.
-Wiesz, gdybyś pisała namiętne wiadomości do Florence, bałbym się o twoje zdrowie psychiczne. - odpowiedział Evan.
-Florence tu jest i tak jak Elo i Wren, nie mają ochoty słuchać o waszych namiętnych obawach. - przerwałam im kłótnie.
-Nie, niech kontynuują. - powiedział Wren. - Robi się ciekawie.
Eloise zaśmiała się.
-Tak tu jest zawsze?
-Witaj w naszej rodzinie. -powiedziałam kończąc robić śniadanie. W tej samej chwili do kuchni weszła Lynette i Tessa.
-Cześć wam! - powiedziała Lyn z uśmiechem. Spojrzała na swojego brata który wciąż obejmował Eloise. - Więc ty jesteś Eloise!
-Na to wygląda. - Eloise wstała i objęła Lyn. - Cieszę się, że w końcu możemy normalnie porozmawiać.
Lyn się zaśmiała.
-Ja też się cieszę. Dziękuje za wszystko. I za rozmowy i za opiekę nad Wrenem.
-Służę pomocą. - Eloise uśmiechnęła się zmieszana i usiadła obok Wrena.
-Siadajcie. - powiedziałam obejmując Lyn i Tess. -Jeszcze Matt, Elias i Gabriel tylko muszą dołączyć do nas.
-Elias? - spytała Lyn z uśmiechem siadając obok Tess i Louise.
-Mój bliźniak. - powiedziała Eloise.
-A tak właśnie! - powiedział Evan. - Mówiłem, że Elias to inna liga, to mi nie wierzyliście.
-Evan, jak będziesz się tak upierał, to zacznę cię podejrzewać o fascynację orientacją Eliasa. - spojrzałam na swojego chłopaka.
-Kto się mną fascynuje? - powiedział Elias, wchodząc do kuchni. Elo rzuciła mu się na szyję. - Nie uduś mnie.
-Evan. - powiedziała Louise uśmiechając się tryumfalnie w stronę mojego chłopaka.
-Wybacz stary, ale nie jesteś w moim typie. - zaśmiał się Elias, po czym przywitał się z resztą. - Na kogo jeszcze czekamy?
-Gabriel i Matt. - powiedziała Eloise.
-Na mnie już nie musicie czekać. - powiedział Matt dołączając do nas.
-Dobra, to możemy zaczynać bo Gabriel się spóźni. O ile w ogóle przyjdzie. - powiedział Evan.
-Aż tak jest zajęty? - mruknęłam, nieco zjadliwie przyciągając uwagę reszty.
-Nie ważne! - powiedziała Louise. - Nie poświęcajmy mu tyle uwagi, bo tylko na to liczy. Umieram z głodu. Nie samą kawą człowiek żyje.
Zaczęliśmy jeść. Jak prawdziwa rodzina. Najbardziej cieszyłam się z obecności Louise może dlatego, że gdy Kieran ją zaatakował, bałam się, że znowu ją straciłam.
-Właściwie, o co chodziło z twoją mocą Eloise? -spytała Lyn.
-Nie potrafiłam jej wywołać. -odpowiedziała Elo. - Potem sama sobie zawaliłam. Ale jest okej. Moc Eliasa jest lepsza!
-Wcale nie. - odpowiedział Elias.
-Potrafi przewidzieć przyszłość i zajrzeć w przeszłość. - powiedziała Elo.
-I co z tego? - mruknął Elias. - I tak zamierzam zostać Łowcą.
-Ale i tak musisz iść na studia. Sarah Ci nie odpuści. - powiedziałam, po czym westchnęłam cicho. - Od kiedy kieruje mną instynkt macierzyński?
-Może to znak. - zaśmiał się Evan.
-To znak, że od dziś śpisz na podłodze. - mruknęłam. - Myślę, że nie będzie problemu jak pójdziesz i na studia i do Instytutu.
-A ja zamierzam oprowadzić Eloise po najlepszych... - zaczęła mówić Lyn, leczy gdy Wren posłał jej zaciekawione spojrzenie, jej entuzjazm opadł.- Bibliotekach. Więc Elias, dołącz do nas. Będzie fajnie. Nie ma to jak książki i nauka.
Evan się zaśmiał.
-Już to kiedyś słyszałem. Prawda Florence?
-Nic sobie nie przypominam. - zaśmiałam się.
-Ty i Gabriel upiliście się w bibliotece i zaczęliście tańczyć na stołach. Bibliotekarka o mało was nie zabiła.
-To zdecydowanie był pomysł Florence. - powiedział Gabriel, wchodząc do kuchni. -Wybaczcie spóźnienie.
-To nie był mój pomysł. - mruknęłam.
-Jasne, jasne. - odparł, siadając na wolnym krześle. - Zawsze byłaś grzeczna, to my cię demoralizowaliśmy.
-No właśnie. -  zaśmiałam się.
Reszta śniadania minęła w przyjemnej atmosferze. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim.
-Spóźnię się do pracy. - powiedziała Eloise i pobiegła na górę.
-Od kiedy ona pracuje? - spytał Elias spoglądając na mnie.
-Nie wiem. - powiedziałam zdziwiona. - Wren?
-Też nie wiem. - powiedział równie zaskoczony jak my.
-Pracuję jako kelnerka. Czego się spodziewaliście. - powiedziała wpadając do kuchni.
-Odwiozę cię. - powiedział Wren. Lyn poszła odprowadzić ich do drzwi.
-Zaraz wracam. - mruknęłam wstając. Zamierzałam pójść do swojego pokoju, lecz Gabriel mnie zatrzymał.
-Chodź pogadać. - uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę tarasu. Siedliśmy na barierkach. Spojrzałam na niego pytająco. -Weź, to była jedna z bardziej ekscytujących nocy, a ty tylko milczysz.
-Widocznie nie ekscytowało mnie to tak bardzo jak was. - mruknęłam.
-O co chodzi Florence? - spytał Gabe zdziwiony.
-Porwali Lyn, Kieran i Nate zmartwychwstali. Ile kłopotów jeszcze będzie nas trzymać? Może teraz Carlis z martwych wstanie?
-Nie mów tak. - powiedział uśmiechając się pocieszająco. -Mamy władzę, będziemy skuteczni. To koniec kłopotów.
-Wy macie władzę. - poprawiłam go. - Mi do szczęścia jest potrzebna tylko moja rodzina.
-Przecież jesteśmy z tobą.
-Spoglądałeś rano w lustro? Bo właśnie się zmieniłeś. - powiedziałam i wróciłam do domu, zostawiając Gabriela samego. Poszłam do swojej sypialni i siadłam na łóżku. Nie wiedziałam skąd wzięło się, we mnie wrogie nastawienie do mojego przyjaciela. Moje rozmyślania przerwał Evan, wchodzący do pokoju.
-Wszystko w porządku? -spytał. Wywróciłam oczami. Zerwałam się z łóżka i znalazłam się przy Evanie. Zaczęłam go namiętnie całować.
-Florence? Co z tobą? - spytał Evan.
-Może po prostu chciałam spędzić z tobą chwilę.-mruknęłam.
-Nie odpowiadasz na większość pytań, dziwnie się zachowujesz. - przyjrzał mi się uważnie.
-Mam dość cholernych wojen, walk, waszych cholernych mani władzy. Potrzebuję normalności, wiem, jestem wraz z Louise prawdopodobnie najpotężniejszymi czarownicami czy coś. Ale do cholery, nie chce się czuć jak czterdziestka.
-Florence Fitzgerald. Nigdy nie byłaś i nie będziesz normalna. - powiedział Evan obejmując mnie w pasie. - Jesteś cholernie seksowną dwudziestką z małym hakiem, nie wiem skąd u Ciebie takie zwątpienie.
-Czepiasz się. - machnęłam dłoniom, siadając na biurku.
-Powinienem pójść do pracy. - mruknął Evan.
-To idź. - powiedziałam cicho, lecz nagle mnie oświeciło. - Idę z tobą!
Powiedziałam schodząc z biurka. Evan mnie objął.
-Czasem mnie dziwisz. - zaśmiał się.
-I tak mnie kochasz. - powiedziałam z uśmiechem.
Biblioteka Instytutu mogła mi pomóc.

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział siedemdziesiąty siódmy - Louise.

Nie umarłam. Obudził mnie delikatny głos Florence. Nie rozróżniałam słów, ale to i tak mnie uspokajało. Bolała mnie głowa i czułam się fatalnie. Chciałam się napić i pójść spać. Śnić o szkockich górach i przeżyciach Everild. Ale zamiast tego otworzyłam oczy i zobaczyłam ten sam paskudny budynek, w którym zapewne jeszcze godzinę temu usiłowałam walczyć z ludźmi Kierana.
-Louise, jak się czujesz?-spytała mnie Florence spokojnie. Pokręciłam głową i zachrypniętym głosem poprosiłam o wodę. Ktoś mi ją przyniósł.
Poczułam się trochę lepiej, chociaż nadal byłam słaba.
-Gotowa skopać parę tyłków.-mruknęłam, zapewne tak cicho, że nawet mnie nie usłyszeli. Myliłam się. Florence się zaśmiała.
-Może to nie najlepsza pora, siostrzyczko. Jeszcze byś sobie coś zrobiła, a tego na razie nie chcemy.
-Nie ma czasu do stracenia.-powiedziałam, ledwo wydobywając z siebie każde słowo. A potem mój wzrok padł na martwe ciała Kierana i Nate'a, leżące niedaleko i wpadł mi do głowy pewien pomysł. Nie byłam pewna, czy to się uda, w końcu ćwiczyłam tę sztuczkę tylko parę razy, z czego nie zawsze się udawało.
Jednak całą energię jaka mi jeszcze pozostała przeznaczyłam na podciągnięcie się do dwóch trupów. Musiałam działać szybko. Nie wiedziałam jak długo byli martwi, ale trochę ich energii jeszcze zostało. Złapałam trupy za ręce. Wiedziałam, jak irracjonalnie to brzmi w moich myślach i jak dziwacznie musiało to wyglądać dla Flo i reszty, ale nawet ich nie słyszałam. Skupiłam się na wyciągnięciu energii z Kierana i Nate'a... i udało mi się. Energii nie było dużo, ale wystarczyło, aby przywrócić mi siły.
-Louise? Co ty właśnie zrobiłaś?-Flo patrzyła na mnie zaskoczona. Zauważyłam, że Lynette i Wrena nie było już w pomieszczeniu, musieli wyjść na zewnątrz, do Tessy.
-Pobrałam od nich energię, tak jakby. Wytłumaczę ci później.-obiecałam.-Musimy lecieć do Gabriela i Evana. Dan i Casper muszą usłyszeć radosną nowinę.
-I umrzeć.-dodała moja siostra.-Na pewno czujesz się wystarczająco na siłach, żeby iść znowu walczyć?
-Tak.-skinęłam głową, aby potwierdzić moje słowa.-I zastanawiam się, czy nie lepiej wziąć Dana i Caspera jako więźniów, Mogliby się na coś przydać.
Florence tylko pokręciła głową ze śmiechem.
-Ty i te twoje pomysły.

Zjawiamy się pod budynkiem instytutu. Evan i Gabriel już na nas czekają. Kiedy nas zobaczyli, wyraźnie im ulżyło.
-Jesteście całe.-Evan przytula Florence i odchodzą na bok, żeby na chwilę porozmawiać. Gabe uśmiecha się do mnie.
-Były jakieś problemy?-podszedł do mnie. Starałam się rozluźnić, ale w momencie, kiedy Gabriel się do mnie przysunął, przypomniałam sobie historię Ever i mężczyznę, którego widziałam w budynku. Nie chciałam ranić Gabriela, ale czułam się po prostu winna. Musiałam w końcu odepchnąć od siebie te myśli i cieszyć się towarzystwem najważniejszego mężczyzny w swoim życiu. Nie wiedziałam tylko, ile mi to zajmie.
-Niewielkie, wszystko już jest okay. Opowiem ci o tym, jak już załatwimy sprawę z Danem.-obiecałam. Drugi raz tego dnia. Czekało mnie sporo wyjaśniania.
Evan i Florence w końcu do nas dołączyli.
-Możemy iść?-spytał Gabe i wszyscy kiwnęli głowami. Gabriel podał każdemu z nas pistolet, po czym on i Evan wzięli jeszcze kilka dodatkowych broni. Ja nadal miałam jakiś sztylet, prawdopodobnie tak jak Florence.
-Załatwmy to szybko.-mruknął Evan.
-Postarajmy się ich nie zabijać. Robert może chcieć wyciągnąć jakieś informacje.-zauważyłam.
-Starać się zawsze możemy.-stwierdził Gabe, ale widziałam w jego oczach, że wcale tak nie uważał. Chwyciłam Florence za rękę.
-Widzimy się w środku.
To nie potrwało długo. Dan i Casper byli w gabinecie tego pierwszego, kiedy ja i Florence się tam teleportowałyśmy. Byli zaskoczeni, ale Florence szybko sprawiła, że obaj stracili przytomność. Chwilę później dołączyli do nas Gabriel i Evan.
-Na pewno nie chcemy się pozbyć ich obu?-Evan spojrzał na mnie pytająco, z nadzieją w oczach. Spojrzałam na twarze mężczyzn i pomyślałam, co by się stało, jeśli ocaliłabym im życie.
-Pozbędziemy się.-zdecydowałam.-Robertowi powiemy, że nie było innej opcji, obrona własna. Ale poczekajmy, aż się obudzą. Lepiej jest mieć trochę zabawy.
-Okay. Gabriel, Louise, wy to zrobicie. Evan i ja pójdziemy przygotować Instytut na zmiany.-Florence złapała Evana za rękę i wyciągnęła go z gabinetu.
Ja i Gabriel zostaliśmy sami z Danem i Casperem.
-Jesteś gotowy na przejęcie władzy?-spytałam z uśmiechem, przyglądając się blondynowi. Domyślałam się, co czuł. Adrenalinę, przyspieszone bicie serca, ekscytację i strach, że coś pójdzie nie tak.
-Zdecydowanie.-uśmiechnął się.
-Którego chcesz zabić?-spytałam rozbawiona spokojem, z jakim zadałam to pytanie.
-Dana. Jest dowódcą i czuję, że muszę to zrobić, żebym mógł go zastąpić.-Gabe nie patrzył na mnie. Jego wzrok był wbity w byłego szefa. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Więc pozwolisz, że zacznę?-podeszłam do Caspera i za pomocą magii ocuciłam go. A potem postawiłam na nogi, otumanionego. Musiałam korzystać z okazji, bo byłam zdecydowanie słabsza od niego, w sensie fizycznym.
-Co zrobiliście z księgą?-spytałam. Musiałam się dowiedzieć, zanim jego ciało padnie u moich stóp.
-Nigdy jej nie znajdziecie. Nikt jej nie znajdzie.-mruknął Casper, usiłując już się wyrywać. Wyciągnęłam sztylet i poderżnęłam mu gardło. Jego krew spłynęła na moje dłonie, a jego ciało z cichym uderzeniem upadło na podłogę.
-Obaj są bezużyteczni jeśli chodzi o wyciąganie z nich informacji.-stwierdził Gabriel.-Ocuciłabyś Dana? Miejmy to już za sobą.
Skinęłam głową i dotknęłam lekko ramienia Dana, żeby go obudzić. Podziałało. Gabriel poczekał, aż ten odzyska przytomność i z szerokim uśmiechem pociągnął go do góry, tak jak ja wcześniej Caspera. Potem przyłożył sztylet do jego gardła. I nic więcej. Nie wiedziałam czemu. Zawahał się? Chciał o coś spytać, coś powiedzieć? Zerknęłam na Dana. Jeśli Gabe nie zabije go teraz, więcej okazji nie będzie.Podeszłam do blondyna i położyłam mu ręce na ramionach, przysuwając się do niego blisko.
-Zrób to. Zabij go, dla mnie.-wyszeptałam mu do ucha.
Gabriel poderżnął Danowi gardło. Moje serce zabiło szybciej. Nie wiedziałam nawet czemu. Jednak było w tej scenie coś ekscytującego i pociągającego. Gabriel chyba też to czuł, bo odwrócił się w moją stronę, z tymi samymi emocjami wypisanymi na twarzy. A potem pocałował mnie namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Cofnęłam się parę kroków, żeby usiąść na biurku, ciągnąć Gabriela za sobą. Żadne z nas nie przejmowało się krwią na naszych dłoniach, kiedy ściągaliśmy z siebie ubrania. Ani tym bardziej potem.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział siedemdziesiąty szósty - Eloise.

Otwieram oczy. Nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Była już dwudziesta pierwsza. Zeszłam na dół, ale nikogo nie zastałam. Wzięłam jabłko i wróciłam do swojego pokoju. Siedzę na łóżku i oglądam telewizję, kiedy do mojego pokoju wchodzi Wren. Gdyby nie jego spojrzenie, zaczęłabym oburzać się brakiem manier. Zrywam się z łóżka.
-Coś się stało? - pytam automatycznie.
-Uwolniliśmy Lyn.
-To świetnie. Mogę ją poznać? - kieruje się w stronę drzwi, z nadzieją, że poznam siostrę Wrena, lecz Wren łapie mnie za ręke i przyciąga do siebie. Robię krok do tyłu i opieram się o drzwi.
-Eloise Benett. Jesteś strasznie irytującą osobą. - mówi cicho, patrząc mi w oczy. -Pojawiasz się znikąd, siedzisz w pokoju Florence, w tych swoich pół różowych włosach i buntowniczym wyglądzie. Potem zaczynasz się zmieniać, wprowadzasz się tutaj i mimo zmian dalej mnie irytujesz, tym, że coś do Ciebie mnie ciągnie z niewyobrażalną siłą. I wiem, że masz tak samo. Tylko, że wtedy albo wspominasz o Tess albo uciekasz. Przez te ostatnie tygodnie, nie wiem co się dzieje po prostu. Zaburzyłaś mój spokojny świat. Tess jest dziewczyną mojej siostry, nie zranię Lyn. Z resztą odkąd się pojawiłaś, między mną a Tess nie jest tak samo. I w dodatku nie przestajesz mnie zadziwiać. Wywołujesz swoją moc, kontaktujesz się z Lyn, wciągasz mnie w to. Dzisiaj podczas ćwiczeń, to było wow. Nie mogę się już trzymać od Ciebie z daleka. Bo zwariuję.
I wtedy dzieje się najcudowniejsza rzecz na świecie. Wren całuje mnie. Jak nigdy dotąd. Najpierw delikatnie, jakby upewniał się, że to się dzieje na prawdę, a potem coraz namiętniej, jakby bał się, że zaraz się rozpadnę. Obejmuję go i przyciągam do siebie jeszcze bliżej. Z każdym jego pocałunkiem tracę zdolność logicznego myślenia. W końcu Wren, odrywa się ode mnie. Patrzę mu w oczy, nasze oddechy są nierówne.
-I to niby ty wariujesz przeze mnie? -mruknęłam. Wren się zaśmiał, a następnie usiadł na podłodze opierając się o drzwi, a ja położyłam się, opierając głowę na jego nogach. Uśmiechnęłam się do niego.
-Co? -spytał z uśmiechem.
-Nic, po prostu cieszę się. Opowiedz co mnie ominęło. -poprosiłam.
-Przyjechał Robert Dekker, powiedział, że wszystko jest gotowe. Chciałem cię obudzić, ale ustaliliśmy, że nie będziemy Cię narażać. Zjawiliśmy się w norze Kierana i Nate'a. tu potem opisze się walke XD . Odwiozłem Tess i Lyn do Dekkerów. I wtedy przyjechałem do Ciebie, nie byłem pewny co chcę powiedzieć, ale byłem pewny, że jak cię w końcu nie pocałuje, to popadnę w obłęd.
Zaśmiałam się cicho.
-Twoje emocje są skomplikowane.-zaśmiałam się. - A gdzie Florence, Louise i reszta?
-Obalają właśnie rządy Dan'a i Caspera. Gabriel i Evan zostaną ich zastępcami.
Śmieje się.
-Czy z całej tej czwórki, tylko Florence nie ma mani władzy?
-To aż dziwne. - zaśmiał się. - Jutro robi rodzinne śniadanie. Dla nas, Lou, Tess i Lyn, Matta i Eliasa, Gabe'a i Evana.
-Same pary. - zaśmiałam się, po czym doszło do mnie co właśnie powiedziałam. - W sumie to nie, Elias przecież nie ma chłopaka, Matt dziewczyny, nie wiem co z nami, i Gabriel nie jest z Louise.
-Chyba nie muszę Ci przypominać co jest między nami. -powiedział Wren, uśmiechając się.
-No nie wiem, chyba już zapomniałam. -Zaśmiałam się i wstałam żeby go pocałować.
-Powinienem już iść. - powiedział odrywając się ode mnie.
-Nie, Zostań ze mną. -uśmiechnęłam się.
-To nie jest najlepszy pomysł. - odpowiedział.
-Obiecuje, że będziemy tylko spać. Proszę. - uśmiechnęłam się.
-Dobrze. Idź się przebrać. - powiedział wstając i podając mi dłoń. Wzdycham cicho i idę się przebrać. Kiedy wracam Wren leży już na moim łóżku przebrany. Zapomniałam, że przez ostatnie dni, też tu sypiał.
-Nie ułatwiasz mi sprawy. - mruknął spoglądając na moje krótkie spodenki od piżamy. Zaśmiałam kładąc się obok niego.
-Nie marudź. - pocałowałam go delikatnie i zgasiłam światło po czym wtuliłam się we Wrena.

Obudziłam się wcześnie. Chociaż prawie całą noc rozmawiałam z Wrenem o wszystkim.
-Dzień dobry. -uśmiechnął się do mnie.
-Dzień dobry. - powiedziałam przeciągając się. -Czas na śniadanie.
Wstałam i zaczęliśmy się ubierać. Wren pocałował mnie na powitanie i zeszliśmy na dół. W kuchni Florence i Evan robili śniadanie. Albo sprawili takie wrażenie. Widok mnie i Wrena wprowadził ich w osłupienie.
-Jesteście ze sobą? - spytała Florence.
-Od wczoraj. - odpowiedziałam.
-Gratulacje! - powiedziała Flo przytulając mnie i Wrena. Czułam się jak najbardziej na miejscu.

sobota, 11 października 2014

Rozdział siedemdziesiąty piąty - Louise.

Wylądowaliśmy w obskurnym budynku, który zdecydowanie swoje najlepsze czasy miał za sobą. Po układzie pomieszczeń domyśliłam się, że to był kiedyś blok mieszkalny, ewentualnie może jakiś tani motel.
Kiedy tylko się tam pojawiliśmy, jacyś pseudo strażnicy, który siedzieli pod ścianą i nic do tej pory nie robili, rzucili się na nas. Rzuciłam tylko do nich, żeby na siebie uważali i ruszyłam w stronę strażników i gdy byli już blisko, teleportowałam się za ich plecy.
Cała akcja, która miała na celu możliwość wpuszczenia kilku ludzi Roberta przeszła gładko. Dopiero potem zaczął się największy zamęt. Ludzie wokół mnie walczyli na wszystkie sposoby. Kilku moich znajomych poległo. A ja skupiłam się tylko na tym, by znaleźć Florence i Wrena.
Nie mogłam ich nigdzie dostrzec. W szale walki zabiłam jeszcze kilku ludzi Kierana i Nate'a, zastanawiając się, jak udało im się zwerbować taką liczbę strażników. A potem spojrzałam na krew na moich rękach, która zmieniła swój kolor na czarny. Cholera.
Nie mogłam się rozpraszać, musiałam znaleźć siostrę i Wrena. Teleportowałam się na piętro, ale tam też ich nie widziałam. Wpadłam jednak na kogoś innego. Po stronie wroga. Widziałam go jedynie przez ułamek sekundy, ale nie mogłam zapomnieć tej twarzy. Przełknęłam ślinę. Przywidziało mi się, na pewno.
Skupiłam swoje myśli na Florence i znalazłam się obok niej. Sporo ryzykowałam, ale chyba udało mi się obejść bez poważniejszych zranień. Nie można tego powiedzieć o strażniku, który nachodził moją siostrę.
-Gdzie Wren?-spytałam Florence, starając się odciągnąć ją od szału walki.
-Zgubiłam go, chyba poszedł na górę, szukać Lyn.-odparła. Złapałam ją za rękę i skupiłam się na przeniesieniu do Wrena. Wiedziałam, że ryzykuję, ponownie i to nie tylko swoje zdrowie, ale też Florence, ale musiałyśmy się pospieszyć.
Wylądowałyśmy w pustej sali. No, prawie pustej, nie licząc Lynette siedzącej w kącie i Wrena, który mówił do niej cicho i spokojnie.
-Lyn!-puściłam Florence i chciałam rzucić się w stronę przyjaciółki.
-Nie tak szybko.-ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Ktoś, kogo dobrze znałam.
-Kieran.-warknęłam i spróbowałam się wyrwać, ale mi się to nie udało.
-Patrz Nate, próbują pokazać pazurki.-zaśmiał się Kieran, ignorując i mnie i Florence, która szarpała się jak mogła, zamknięta w żelaznym uścisku Nate'a.
-Puść mnie do cholery, ty pieprzony draniu!-warknęła do Nate'a, ale ten tylko się zaśmiał.
-Troszeczkę. Ale zaraz to się zmieni, pra...?-w tym momencie całe jego ciało zadrgało i puścił on Flo. Prąd, na pewno. Moja siostra była bardzo z siebie zadowolona.
Chwyciłam rękojeść mosiężnego sztyletu i pociągając za sobą Kierana, teleportowałam się bliżej Nate'a i wbiłam nóż prosto w jego serce.
Nagle poczułam, jak coś wbija się w moje plecy i przechodzi przez brzuch.Odwróciłam się i spojrzałam na Kierana, zapewne pustym wzrokiem. On tylko się uśmiechnął.
-Wybacz. Najpierw miała być twoja siostra, ale mam większą wprawę w zabijaniu ciebie.
Puścił mój nadgarstek, a ja oparłam się o ścianę, po czym osunęłam się po niej, tracąc kontakt z rzeczywistością. Widziałam jeszcze, jak Wren uderzył Kierana i przytrzymał go, kiedy Florence wbijała mu sztylet w serce.
-Dobrze, że ja mam wprawę w zabijaniu ciebie.-syknęła, a ja osunęłam się w ciemność. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam, była twarz Lynette i jej głos, wołający moje imię.
Nie chciałam znowu umierać.

wtorek, 7 października 2014

Rozdział siedemdziesiąty czwarty - Eloise

Następnego dnia, znowu spóźniam się na śniadanie, prawie całą noc nie spałam. Znowu zastaję samego Wren'a. Uśmiecham się. Nie  potrafię już ignorować tych uczuć.
-Cześć! -uśmiecham się i biorę jedną z bułek które jeszcze zostały.
-Jesteś cała w skowronkach. - powiedział zdziwiony. - Myślałem, że wrócą mordercze spojrzenia.
Czuje się, że się rumienię. Nie sądziłam, że będzie to zauważać.
-A co stęskniłeś się za nimi? - zaśmiałam się.
-Nie pochlebiaj sobie. Za twoją żądzą mordu się coś kryje. - zaśmiał się.
-Jeszcze większa żądza mordu? -zaśmiałam się, starając się zmienić temat. - Louise i Florence już wiedzą coś więcej?
-Tak, odkryły gdzie trzymają Lynette i właśnie obmyślają plany.
-O to świetnie. - powiedziałam szczerze. - Jestem potrzebna do czegoś?
-Na razie nie, a co?
-Nic. - posmutniałam. -Po prostu jakoś fajnie być potrzebną. Ale może potrenuje moc czy coś. Albo samoobronę.
-Mogę Ci pomóc. -Wren się uśmiecha. -Szczególnie w samoobronie.
-To chodź. -uśmiecham się i idziemy na górę. Strych Lou i Flo staje się powoli naszym pokojem dziennym.
Wren otwiera szafę w której jest worek treningowy, manekin, trochę broni i mata. Spoglądam na niego pytająco.
-Trenowałem kiedyś Florence. -odpowiada, rozkładając mate. -Idź się przebierz, nie będziesz trenowała przecież w dżinsach. Kiwam głową i idę do swojego pokoju, przebieram spodnie na leginsy i ubieram do tego luźną koszulkę. Biorę telefon i odczytuje sms'a od Elias'a.
No to weź się za swojego łowcę. xo Elias.
Śmieje się z jego odpowiedzi, jednak odpisuje mu, że Wren woli Tess, po czym odkładam telefon i wracam do Wrena. Lecz nigdzie go nie ma. Spoglądam zdziwiona i wtedy on atakuje mnie od tyłu, łapiąc za ręce i blokując nogi.
-Pierwsza zasada: Nigdy nie trać koncentracji. - mówi cicho.
-Podszedłeś mnie. - mruknęłam kiedy mnie puścił. 
-Dziewczyno, nie wiem czy wiesz, ale potencjalny napastnik nie zapyta cię o zgodę. 
-Skąd wiesz? Może trafię na dobrze wychowanego. 
Wren wybucha śmiechem. Wykorzystuję chwile i staram się go zaatakować. Niestety łapie mnie za obie ręce i obraca tak, że znów znalazłam się w jego uścisku.
-Zaczyna mi się ta zabawa podobać. - mruknął.
-Chyba dawno nikogo nie obejmowałeś. 
-Skąd takie podejrzenia? W końcu to ty ciągle wpadasz w moje ramiona. -zaśmiał się.
-Wydaje ci się. -odpowiadam rozbawiona. Stajemy na macie i Wren pokazuje mi parę ruchów obronnych i ataków. Przez kolejną godzinę nie udaje mi się ani jeden atak, lecz już parę razy się obroniłam.
-No dalej Elo. - Wren zachęca mnie do ataku. Krzywię się.
-Nie chce mi się. - odpowiadam siadając na macie.
-Dwie minuty przerwy. - odpowiada Wren i idzie napić się wody. Kiedy wraca i staje na przeciwko mnie, mam już dość. I wtedy znów czuje napływ magi. Mam wrażenie, że Wren nie może się poruszyć i wtedy wykorzystuję okazji. Powalam go na ziemie i blokuje jego ręce. Posyłam mu zwycięski uśmiech. Niestety mój tryumf nie trwa długo, ponieważ Wren jednym zgrabnym ruchem jest nade mną. 
-Nie zablokowałaś nogi.  Mam wrażenie, że zrobiłaś to celowo. -spogląda na mnie z uśmiechem.
-O niczym innym nie marzyłam. - szepczę. Znów ta przyciągająca bliskość. Moje serce bije z niewyobrażalną szybkością. Mam wrażenie, że Wren też to czuje.
-Co wy robicie? - pyta nowy głos, należący do Tessy. Przeklinam cicho, gdy Wren wstaje i podaje mi dłoń.
-Ćwiczyliśmy. Elo chciała nauczyć się bronić. - odpowiada Wren. 
-Coś słabo Ci idzie. - Tess zwraca się do mnie.
-Bywa i tak. - odpowiadam z uśmiechem. -Zostawię was samych. 
Wymijam Tess i idę do swojego pokoju. Wchodzę pod prysznic. Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że Wren czuje to samo co ja, albo chociaż częściowo, zjawia się Tess i bańka pryska. Kiedy wychodzę spod prysznica, wcale nie czuje się lepiej. Schodzę na dół i robię sobie herbaty. W salonie Wren i Tessa rozmawiają cicho. Staram się jak najszybciej, wyjść z kuchni. Biorę kanapkę i herbatę, po czym wracam do swojego pokoju. Ubieram słuchawki, puszczam ulubioną składankę i biorę jeden z podręczników. Nie umiem się jednak na tym skupić. Postanawiam skontaktować się z Lyn. Po paru próbach się udaje.
-Lynette? 
-Eloise? - pyta zdziwiona.
-Tak to ja. Wszystko w porządku? 
-Tak, po za tym, że jestem uwięziona. - wzdycha na głos. - Coś się stało?
-Nie. Sama postanowiłam spróbować. Nie chciałam, żebyś była sama. Mimo, że cię nie znam to też biorę udział w ratowaniu Ciebie.
-Dziękuje. - mam wrażenie, że się uśmiecha.
-Louise wspominała, że studiujesz architekturę. Ja też się wybieram.
-O to super. Wprowadzę cię na najlepsze imprezy.
-Już cię lubię. - zaśmiałam się. - Też jesteś łowcą?
-Nie, tylko Wren jest.
-Aa, rozumiem. -odpowiadam. -Dużo mi pomaga z moją mocą, wiesz w sumie za nim spotkałam Florence, to moja moc była tylko plotką.
-Spędzacie ze sobą dużo czasu? - pyta uśmiechając się.
-Zależy od okoliczności. - wzdycham. - Trenowałam dziś z nim samoobronę. Jest niesamowity w tym. 
-Mam wrażenie, że On cały jest dla Ciebie niesamowity. - zaśmiała się.
-Może i masz rację. Ale to raczej jest jednostronne. Zachowaj to dla siebie. - poprosiłam.
-Nie ma problemu. -uśmiechnęła się. -Nie mogę się doczekać poznania Ciebie.
-To już nie długo. Flo i Louise mają już plan, teraz jeszcze coś ustalają, więc wkrótce się spotkamy.
-Nie mogę się doczekać. - mówi Lyn. A wtedy wycofuje się z jej głowy. Biorę słuchawki i kładę się na łóżku. Rozważam powrót do domu. Spotykanie codziennie Wrena, staje się już problematyczne. Nie sądziłam, że mogę czuć takie przyciąganie do kogoś. Na ogół nic nie czułam.

niedziela, 5 października 2014

Rozdział siedemdziesiąty trzeci - Florence

Przeglądamy z Louise wszystkie możliwe miejsca, w których może być przetrzymywana Lynette. Wiem, jaka Lyn jest ważna dla mojej siostry. Z resztą sama uwielbiam jej towarzystwo, więc staram się jak najwięcej z siebie dawać. Rozmawialiśmy właśnie z Robertem, a raczej Louise rozmawiała, bo ja się wyłączyłam. Starałam się chociaż udawać, ale kiedy Robert tylko wyszedł, Louise spojrzała na mnie, lekko rozbawiona.
-Straciłaś wątek, prawda?-zaśmiała się. Nasze relacje były teraz coraz to lepsze i cieszyłam się z tego. Louise była dla mnie najważniejszą osobą na świecie i Evanowi trudno będzie się przebić.
-Trochę. Pójdę po kawę, okay? - uśmiechnęłam się.
-Jesteś aniołem. - odwzajemniła uśmiech i zaczęła czytać kolejne raporty. Wyszłam z naszego pokoju i ruszyłam na dół, gdzie były automaty. Znajdowaliśmy się w biurowcu Dekkerów, gdzie nikt z poza naszego ścisłego kręgu nie miał dostępu. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do schowka na miotły. Zaczęłam się szarpać, póki nie poczułam znajomego zapachu i ust dotykających mojej ręki.
-Spokojnie, tygrysku. Jeszcze się zranisz. - szepnął Evan, gdzieś nad moim uchem. Za nim się obejrzał przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam namiętnie całować. Objął mnie w pasie przyciągając do siebie.
-Jak ja cię kocham. - jęknęłam cicho, głaszcząc go po policzku.
-Ja Ciebie też, Florence. - odpowiedział cicho. - Nawet nie wiesz jak bardzo. I mam ochotę rozerwać Nate'a i Kierana za to, że nie mamy dla siebie prawie czasu, że wariuję już bez twojej obecności. Jak uratujemy Lyn i pozbędziemy się Nate'a i Kierana i potem nie obchodzi mnie, czy będzie nadchodziła apokalipsa, czy będziesz chciała swatać Gabe i Lou, po prostu nie obchodzą mnie twoje plany, musimy spędzić trochę czasu bo zwariuję.
Zaśmiałam się cicho.
-Tak bardzo tęsknisz za swoją narzeczoną? - mówię zaczepnie.
-Nie prowokuj mnie, bo nie wyjdziesz stąd tak szybko. -zaśmiał się i pocałował mnie.
-Brzmi zachęcająco, Panie Dekker. -wybucham śmiechem.
-Czy teraz powinny świerzbieć mnie ręce?* -Evan śmieje się cicho, po czym całuje delikatnie. - Nie chce się z tobą rozstawać.
-Spotkamy się wieczorem. -pocałowałam go i wyszłam ze schowka. Poszłam szybko i wróciłam do Louise.
-Podejrzewam, że dopiero zbierałaś ziarna kawy. Z pola. - zaśmiała się.
-Automat się zaciął. - mruknęłam, podając jej kubek z kawą.
-Ten sam automat, który rozmazał ci błyszczyk? - Louise zaśmiała się na widok mojej miny. - Następnym razem, powiedz twojemu automatowi, żeby przywitał się też ze swoją przyszłą szwagierką.
-Nie śpiesz się z tym tytułem. - zaśmiałam się. - Nie bierzemy na razie ślubu.
-Ale zaręczyliście się. Po prostu myślałam, że macie jakieś plany już.
-Nie. Zaręczyliśmy się, bo bardzo się kochamy Louise. Ale w ciągu najbliższego roku raczej nie stanę na ślubnym kobiercu. Nie będziesz widywała codziennie Gabriela, ani musiała znosić płaczów małych FitzDekkerków z domu Jessel.
-Florence, kocham cię, ale nie wspominaj już o FitzDekkerkach. - zaśmiała się. -Dobra, bierzemy się do pracy.
Po długich godzinach odkryłyśmy, gdzie znajduje się Lyn i gdzie Dan spotyka się z Nate'm i Kieranem.
-Jak się czujesz z tym, że Gabriel chce zostać głównym Łowcą? - spytałam nagle.
-Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że On tak na serio. - odpowiedziała po chwili.
-Evan zostanie zastępcą. - mruknęłam. -Wiem, że kochasz Gabriela. Ale nie będę próbowała was jakoś zeswatać. Nie wyobrażam sobie waszej dwójki z nikim innym, ale akceptuję twój wybór.
-Florence... - zaczęła Louise, lecz wtedy wszedł Robert, Wren, Evan i Gabriel.
-Witajcie. Mamy już niezbędne informacje. Czas opracować plan. -mówi Robert. Siadam obok Evana i bierze mnie za rękę i całuje ją delikatnie. - A więc Wren, Louise i ty Florence przeniesiecie się do kryjówki Kierana i Nate'a. Oczyścicie drogę, wiecie porażajcie prądem, zabijajcie i te sprawy. Wtedy Wren pójdzie uwolnić Lyn, a Louise i Florence zajmą się pozbyciem się Kierana i Nate'a. W tym czasie Evan i Gabriel będziecie odwracali uwagę Dana i Caspera.
-Zaraz! Nie możemy puścić Louise i Florence samych na Kierana i Nate'a! Nie wiemy do czego są zdolni. -protestuje Gabriel.
-Po pierwsze! - przerywam Gabrielowi. - Nie będziemy tam same. Po drugie, może nie pamiętasz ale ja i Louise jesteśmy prawdopodobnie najpotężniejszymi istotami na ziemi. I w czasie kiedy będę porażała prądem przykładowo Kierana, to Louise może zjawić się za nim i wbić mu sztylet w serce. Więc uspokój się. Obiecuje, że Louise się nic nie stanie.
-Hej! -zaprotestowała Louise. -Jestem tu! I potrafię o siebie zadbać.
-Nie czas na wasze miłosne kłótnie. - przerwał nam Wren. -Musimy uwolnić Lynette.
-Wren ma rację. - powiedziałam. - Powinniśmy iść.
Wstaliśmy i zaczęliśmy się szykować. Gabriel podszedł do Louise i z typową dla siebie gracją pocałował ją w policzek, a następnie powiedział jej coś na ucho. Nie wiem co było dalej, bo Evan podszedł do mnie i pocałował mnie.
-Uważajcie na siebie. Proszę. - spojrzał mi czule w oczy.
-Obiecuję.
W końcu staję obok Louise i Wrena.
-Gotowi? -pyta Louise.
-Jeszcze pytasz? - uśmiecham się. - Chodźmy skopać parę tyłków.
Louise uśmiechnęła się i przenieśliśmy się do kryjówki Nate'a i Kierana.

czwartek, 2 października 2014

Rozdział specjalny - Elias.

Siedzieliśmy z Mattem w jego aucie i obserwowaliśmy dom Dan'a i Caspera. Mieliśmy wyraźne wskazówki, których mieliśmy się trzymać. Minęła godzina w której wymieniliśmy z Mattem tylko kilka zdań.
-Właściwie skąd ty i Eloise jesteście? - spytał w końcu Matt.
-Urodziliśmy się w Londynie, ale mieszkaliśmy w wielu miejscach. - odpowiadam.
-Gdzie, na przykład? - spytał Matt, wyraźnie znudzony siedzeniem w samochodzie.
-Paryż, Budapeszt, Dubai, Szkocja i przez chwile w Rosji. Nasi rodzice często się przeprowadzali, jak się okazało to była wina kochanek ojca.
-Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zwiedziliście kawałek świata. A John?
-Nasz mama zna go całe życie, chyba dzięki odejściu ojca się zeszli. A twoi rodzice? To musiało być dla nich trudne, że musieli oddać swoje córki.
-Było parę zgrzytów z tego powodu, ale zawsze byli razem. Trochę nas to zaskoczyło, że nagle pojawiają się nasze starsze siostry i cała rodzina sielanka staje na głowie, a nasza matka oddaje życie za Louise. Ale Louise jest na prawdę świetną siostrą. Tak samo jak Flo. A ty i Eloise się dogadujecie?
-Raczej tak. - odpowiadam cicho. Nie chciałem drążyć tego tematu, aczkolwiek mój rozmówca wydawał się zaciekawiony tym. -
-Raczej?
-No wiesz, Eloise miała swój okres buntu, robiła masę głupstw, niejednokrotnie odcinała się ode mnie. A jakiś czas temu, ja się od niej odciąłem. Miałem swoje problemy. Co było to było. -wzruszyłem ramionami. Wtedy dzwoni telefon Matt'a. Odbiera i chwile prowadzi rozmowę.
-Louise dzwoniła, Casper i Dan siedzą w Instytucie więc mamy wolne na dziś.
-Świetnie. - uśmiecham się. - Zatrzymaj się w jakiejś kawiarni.
Drogę do kawiarni pokonujemy w milczeniu. W końcu podjeżdżamy pod kawiarnię i Matt wysiada ze mną. Zamawiamy kawę na wynos. Kiedy odwracamy się od sprzedawczyni, która uśmiechała się jakby reklamowała pastę do zębów, Matt mnie szturcha.
-Co z tobą, stary? Przecież ta panna na Ciebie leci. Masz dziewczynę czy jak?
-Nie, nie mam. I nie zauważyłem, że na mnie leci. Nie moja liga - uśmiecham się lekko.
-Jak to nie twoja liga, przecież dziewczyna prawie się rozpływała. - zamilkł na chwilę. - Och. Już rozumiem.
-No właśnie. -odbieramy swoją kawę i wychodzimy. Postanawiam wrócić do domu piechotą. -Jutro o tej samej porze?
-Tak. - wyrywam Matt'a z osłupienia.
-Okej, przejdę się. To niedaleko. Do jutra. - uśmiecham się do Matt'a i odchodzę. Jeden z głównych problemów homoseksualnych facetów jest taki, że fajni faceci wolą dziewczyny. Wzdycham cicho i wyciągam z kieszeni telefon. Odpisuje na wiadomości Eloise, po czym wchodzę do domu.

Następnego dnia, Matt już czeka na mnie z kubkiem kawy. Biorę go w milczeniu i wsiadamy do samochodu. Matt wygląda świetnie. Włosy miał w nieładzie, jakby dopiero je mył. No i ubiera się świetnie. W końcu przerywa moją analizę.
-Wiesz, wczoraj mnie po prostu zdziwiłeś,swoim wyznaniem. No bo, to była całkiem, całkiem dziewczyna. Ale mi nie przeszkadza, że jesteś gejem. W końcu jesteśmy tylko kumplami. Więc, to niczego nie zmienia. -mówi Matt odpalając auto.
-Dobrze wiedzieć. - zaśmiałem się cicho. - Długo pracowałeś nad tą przemową?
-No bo wczoraj poszedłeś i tak w sumie, głupio się poczułem. Wolałem to wyjaśnić. - odpowiada.
-Po prostu lubię spacery, wiesz, świeże powietrze, zdrowie i takie tam klimaty.
-Czaje. - zaśmiał się. -W moim wypadku to czyste lenistwo.
Tylko kumple. To będzie długa i ekscytująca współpraca.

wtorek, 30 września 2014

rozdział siedzemdziesiąty drugi - Eloise

Jestem z Wrenem. Chodzimy po ulicach Londynu. Jest nawet spokojnie, jak na tą porę. W końcu Wren mnie obejmuje i... wtedy dzwoni budzik. Przeklinam cicho. Nie wiem czy to dlatego, że śnił mi się Wren czy dlatego, że sen skończył się w takim momencie. Wstaję z łóżka i idę pod prysznic. W domu jest spokojnie. Wracam do swojego pokoju i przeglądam wiadomości, jest sms od Kevina, ma czas dziś o jedenastej. Jest mi to na rękę, ponieważ i tak musiałam kupić książki. Zbiegam do pustej kuchni. Nalewam sobie trochę kawy i wtedy podjeżdża taksówka. Jadę do sklepu i kupuje książki z listy. Aż w końcu, idę do kawiarni gdzie czeka już Kevin.
-Miło cię widzieć Eloise. - Kevin uśmiecha się na mój widok. W tym momencie już wiem, że nic z tego nie będzie. Nie powinnam umawiać się z kumplami Wrena. To cios poniżej pasa.
-Mi również, Kevin. - odwzajemniam uśmiech, po czym siadamy. Zamawiam swoją ulubioną kawę, po czym staram się skupić na rozmowie z nim. W końcu oznajmia, że musi iść do pracy, więc się żegnamy. Kiedy wracam do domu, Wren już czeka.
-Byłaś z Kevinem. - stwierdza.
-Byłam. - mówię odkładając książki na półkę.
-Cholera, Eloise...
-Spokojnie, między nami nic się nie wydarzyło. - przerwałam mu. - I nic się nie wydarzy, więc niech twoja przyjacielska troska będzie spokojna. 
-Och. - odpowiedział, lekko zaskoczony.
-Chcesz skontaktować się z Lyn czy dalej będziesz wtrącał się w moją prywatność?
-Ja się nie wtrącam!
W odpowiedzi przewróciłam oczami i ruszyłam na strych. Usiadłam na podłodze i parę razy ''wchodziłam'' w umysł Wrena, aż w końcu postanowiliśmy spróbować skontaktować się z Lyn.
-Nie znam jej osobiście, co utrudnia sprawę prawda? - pytam Wrena.
-Wcale nie. Pamiętaj, magia potrafi o wiele więcej niż Ci się wydaje.
Uśmiecham się lekko i skupiam się na Lynette Martin. Przez długi czas nic się nie dzieje, aż w końcu widzę celę.
-Lynette? - pytam.
-Kim jesteś? - Lyn wypowiada to pytanie na głos, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Posłuchaj, jak chcesz coś powiedzieć, to pomyśl, nie mów na głos. Kieran i Nate, nie mogą nic podejrzewać. Jestem Eloise. Jestem krewną Florence Fitzgerald. Jestem właśnie z twoim bratem, Wrenem.
-Jesteś prawdziwa czy zwariowałam? - upewnia się.
-Jestem prawdziwa. Tess się o Ciebie martwi. Wszyscy biorą udział w poszukiwaniach Ciebie. Dekkerowie z Tess, Flo i Lou wraz z rodziną, ja i mój brat, Tess i Wren. Wszystko z tobą w porządku?
-Tak. Powiedzieli, że nie zależy im na mnie lecz na Flo i Lou. - odpowiada Lyn.
-Musisz być ostrożna. Wszyscy tutaj robią wszystko co możliwe, żeby do Ciebie dotrzeć.
Wtedy dzieje się coś dziwnego. Łapie Wrena za rękę i nawiązuje między nimi połączenie. Wycofałam się z głowy Lyn, ale czułam to. Po dłuższej chwili Wren się wycofuje i połączenie znika. Patrzę na Wrena w osłupieniu, nie wiedziałam do czego zdolna jest ta moc.
-Eloise! Udało Ci się. -mówi Wren i mocno mnie przytula. Wtulam się w niego. Jest to jeden z tych uścisków o których marzy się by trwały wiecznie. W końcu odrywamy się od siebie nie chętnie. Wren bierze mnie za rękę i spogląda mi w oczy. - Wiedziałem, że Ci się uda. Jesteś stworzona do wielkich rzeczy. I kiedy Cię wczoraj zobaczyłem, pomyślałem, że jestem cholernym szczęściarzem, że mogę z tobą współpracować.
-Dopiero wczoraj? - zaśmiałam się.
-Po prostu, wyglądasz dojrzalej. Mam wrażenie, że przez te kilka tygodni zamieniłaś się z buntowniczej osóbki w dorosłą, piękną, czarownice.
-Dziękuję Wren. - uśmiecham się. - Pójdę do siebie, za nim się całkiem rozkleję. - staram sie zaśmiać. Kiedy jestem przy drzwiach, odwracam się i przyglądam się Wrenowi.
-Hm? - pyta z uśmiechem.
-Też się cieszę, że cię poznałam. Że mi pomagasz. - mówię i wychodzę starając się zachować spokój. Wchodzę do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. Chwytam telefon i piszę sms'a do Eliasa.
Chyba jestem głupia... albo się zakochałam.
Odkładam telefon i idę do łazienki. Nalewam wody do wanny i zanurzam się w niej. Leję do wody trochę różanego olejku. Zamykam oczy i rozmyślam nad wydarzeniami ostatnich tygodni, chociaż moje myśli głównie skupiają się na Wrenie i jego bliskości, która mnie przyciąga. Nigdy nic takiego nie czułam. 

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział siedemdziesiąty pierwszy - Lynette.



Samotność.
Bezsenność.
Brak wolności. 
Nie zamierzałam ronić łez. Nie chciałam okazać słabości. Byłam Lynette Martin i miałam w sobie szkocką krew. Miałam walczyć, a nie poddać się. 
Drzwi się otworzyły i do "pokoju" (jeśli to pomieszczenie można było tak nazwać) wszedł Kieran. Na początku nie mogłam uwierzyć, że on żyje. Ale teraz powoli przyzwyczajałam się do tej myśli. 
-Twoi znajomi nie spieszą się z ratunkiem.-zauważył z rozbawieniem.-A szkoda. Chciałbym już mieć śmierć tych dwóch suk za sobą.
-Louise już raz zabiłeś. Nie wystarczy Ci to?-warknęłam w odpowiedzi. Kieran pokręcił głową.
-Mnie tak. Ale Nate... Rozumiesz.
-Szybko zmieniłeś i nastawienie do Louise, i orientację.-prychnęłam.-Ale wybrałeś sobie złego zakładnika. Na mnie nikomu nie zależy.
-Gdzie twoje poczucie własnej wartości, Lynette Martin?-zaśmiał się mężczyzna.-Zależy im na tobie bardziej niż ci się zdaje. 
-Uwielbiam, jak zaczynasz gadać od rzeczy, ale trochę mnie to nie bawi. Mogę dostać papierosy?-przestałam się przejmować zarówno nim, jak i Natem. Tego drugiego praktycznie nie znałam, ale z Kieranem było zupełnie inaczej. Dzięki jego młodszemu bratu spotkałam go na jakiejś imprezie, na której byłam z Louise. Potem robiłam wszystko, żeby ich zeswatać, chociaż fakt, że on miał dziewczynę, trochę przeszkadzał. Ale w końcu mi się udało. I naprawdę lubiłam Kierana... Do czasu, kiedy oszalał. Myślałam, że był opętany i chyba wszyscy tak myśleli. Może to była prawda, a śmierć po prostu wyzwoliła w nim szaleństwo? Pewnie nigdy się nie dowiem. 
-Zastanowię się.-Kieran z poczuciem wygranej, chociaż nie byłam pewna dlaczego, wyszedł z pomieszczenia. Oplotłam nogi ramionami i skuliłam się. 
Samotność.
Bezsenność.
Brak wolności.
Trzy rzeczy, które trzymały się mnie bezustannie. I nie wiedziałam, jak długo wytrzymam, zanim oszaleję. A zapowiadało się, że spędzę tu długi czas.
-Lynette?
Podskoczyłam. Cholera jasna, to nie był mój głos w moich myślach. Tracę zmysły, świetnie. Szybko poszło.
-Kim jesteś?-spytałam. Zaczynałam rozmawiać sama ze sobą, bogowie. Albo samotność mi nie służyła, albo naprawdę potrzebowałam zapalić.
-Posłuchaj, jak chcesz coś powiedzieć, to pomyśl, nie mów na głos. Kieran i Nate nie mogą nic podejrzewać. Jestem Eloise. Jestem krewną Florence Fitzgerald. Jestem właśnie z twoim bratem, Wrenem.-głos w mojej głowie przemówił ponownie. Wren. Uśmiechnęłam się mimo woli. Mój kochany brat. Mogłam być na niego zła, ale zawsze mi przechodziło.
"Jesteś prawdziwa, czy zwariowałam?"-spytałam w myślach. Musiałam się upewnić.
-Jestem prawdziwa. Tess się o ciebie martwi. Wszyscy biorą udział w poszukiwaniach. Dekkerowie, Lou, Flo, ja i mój brat, Tess i Wren. Wszystko z Tobą w porządku?
"Tak. Powiedzieli, że nie zależy im na mnie, tylko na Flo i Lou."-odparłam, nadal nie wierząc w prawdziwość Eloise.
-Musisz być ostrożna. Wszyscy robią tutaj wszystko co możliwe, żeby do Ciebie dotrzeć.
To było ostatnie, co powiedziała do mnie Eloise. Następne co usłyszałam, był głos mojego brata.
-Netty!
"Wren!"-miałam ochotę się rozpłakać.-"To naprawdę ty?"
-Tak, naprawdę. Netty, nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwię! Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Musisz się skupić i powiedzieć mi wszystko, co może nam pomóc w znalezieniu ciebie i pokonaniu Kierana i Nate'a.
Zamykam oczy i skupiam się. A potem mówię Wrenowi wszystko, co może im pomóc. Tęsknię za nim. Za nim i za Tess.

niedziela, 28 września 2014

Rozdział siedemdziesiąty - Eloise.

Budzę się na następny dzień. Ubieram się i staram ignorować się masę nieznanych mi uczuć, kłębiących się od wczoraj. Wychodzę z pokoju i zderzam się z kimś. Nie widzę twarzy, ale jestem pewna, że to Wren. Kiedy się pojawia, czuję to. Nie podoba mi się to.
-Dzień dobry! - powiedziałam zbyt optymistycznie i zbiegłam na dół. W kuchni było sporo osób i jedli śniadanie. Louise rozmawiała o czymś z Mattem, Florence z Tessą, Elias i Evanem robili kolejne kanapki, a Gabriel siedział z jakimś mężczyzną, prawdopodobnie ojcem Matta.
-Cześć króliczku! - powiedziała Florence, zwracając uwagę wszystkich, na domiar złego Wren stał za mną.-Ale masz śliwę pod okiem! - powiedziała przyglądając mi się. - Zaradzę coś na to.
Zaczęłam obmyślać sposoby zamordowania Flo, za to, że wszyscy przyglądają się mi, lecz kiedy poczułam znane mi już ciepło uleczania, miałam to gdzieś.
-Idź, zobacz się w lusterku i wracaj tu. Pomożesz nam. -zaśmiała się i popchnęła mnie na korytarz. -Wszystko w porządku? - spytała jak już zostałyśmy same. Wyglądasz nieswojo. Wren mi powiedział co się wydarzyło wczoraj.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
-Wywołanie mocy. - Florence zaczęła przyglądać mi się. -Co się dzieje?
-Nic. Po prostu nie lubię być w centrum uwagi. -odpowiadam. - A moc, jak ją rozpracuje to będzie świetnie.
Flo posłała mi tylko uśmiech.
-Pogadamy o tym, za chwilę. - powiedziała po czym poszła otworzyć komuś drzwi. Spojrzałam w lustro i faktycznie, opuchlizna zniknęła. Wróciłam do salonu, w którym pojawił się właśnie Robert Dekker. Florence, niosła na rękach małą dziewczynkę, domyślam się, że to była najmłodsza z Dekkerów.
-Jedziemy właśnie do Mel, ma badania. Ale Ivy chciała przyjść ze mną, sprawdzić jak się mają sprawy.
-Jasne tatusiu. - powiedziała dziewczynka. - Po prostu chciałam zobaczyć Florence i Louise.Twoja praca mnie nie interesuje.
Zaczęłam się zastanawiać czy każdy Dekker, jest tak wygadany. Dziewczynka cały czas przylegała do Florence. Gabriel, Louise i Christian wyszli na korytarz z Robertem. Wren i Tessa stali z boku.
-Tata obiecał, że pójdę do Royal Opera House! - powiedziała Ivy siadając na kolanach.
-Byłam tam, to cudowne miejsce. - znów zwróciłam na siebie uwagę wszystkich. - No co?
-Nic... - powiedziała Florence. - Po prostu to...
-Do mnie nie podobne. Wiem. Wyglądam na taką która pakuje się tylko w kłopoty. Ale zaskoczę was, mam też inne hobby, po za tym.
Evan zaśmiał się cicho.
-Dostrzegam podobieństwo między Tobą a Florence. - powiedział, uśmiechając się. Florence spiorunowała go wzrokiem.
-Dobra, ludzie. Zapomnijmy na chwilę o teatrach i skupmy się na problemach. - powiedziała Louise, wchodząc do salonu. Za nią przyszła cała reszta, łącznie z moim bratem. - Dobra, plan mniej więcej się nie zmienił. Matt i Elias, robicie to samo co wczoraj. My z Louise, również. Gabe i Evan również, chociaż znają nowe wytyczne. Nowy plan dotyczy Ciebie, różowo włosa. - powiedziała Louise kończąc wstęp.
-Słucham? - powiedziałam zaskoczona.
-Twój ojczym dostarczył nam ciekawych informacji. Według tego co wiemy, twoją mocą indywidualną jest to, z czym my mieliśmy już kiedyś styczność w pewnym sensie. Potrafisz ''wejść'' do czyjegoś umysłu, widzisz wszystko jako osoba w którą ''weszłaś'' a także z nią rozmawiać. Nauczysz się tego w praktyce. Wren pomoże Ci to rozwinąć i skontaktujesz się z Lyn.
Czyli znowu mam pracować z Wrenem. Nie jestem tym faktem ucieszona, czuję jego wzrok na sobie lecz staram się Go ignorować. W końcu wszyscy zaczynają się rozchodzić. Elias podchodzi do mnie.
-Co się dzieje? Dziwnie reagujesz na Wrena? - spytał cicho.
-Wkurza mnie, nic więcej. -uśmiechnęłam się. - Baw się dobrze z Mattem.
 -I tak mi powiesz. - obiecał i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Przyglądam się wszystkim. Louise i Florence są w stanie zrobić wszystko dla swoich bliskich. Wzdycham cicho i idę do swojego pokoju. Nie pamiętam kiedy kolacja rodzinna obyła się bez awantury, w dodatku z mojej winy. Wyciągam telefon i dzwonię do mamy. Wiem, że pracuje więc nagrywam się jej na sekretarkę.
-Mamusiu. Przepraszam, za wszystko. - mówię starając się nie rozpłakać. - Na prawdę się zmienię. Obiecuję.
Rozłączam się i wtedy rozlega się pukanie do drzwi.
-Dalej będziesz mnie stalkował? - mówię poirytowana.
-Nie stalkuję cię, mamy coś do zrobienia. - odpowiada Wren, wchodząc do pokoju i siadając obok mnie.-Mam wrażenie, że unikasz mnie.
Wstrzymuję oddech. Tak, unikam Cię, ponieważ jesteś pierwszym facetem, którego mam ochotę zaciągnąć do łóżka, beznadziejnie zakochanym w dziewczynie swojej siostry. -pomyślałam.
-Wydaje Ci się. - powiedziałam najspokojniej jak umiałam. - Po prostu cała ta sytuacja jest dla mnie nowa. Przyzwyczaję się. Chodź, trenować. - uśmiechnęłam się.
Poszliśmy na strych, ponieważ tam było najwięcej miejsca i najmniej rzeczy, gdybym przypadkiem miała niekontrolowany przypływ mocy. Według Wren'a tak się często zdarza.

Dwie godziny później, nic się nie wydarzyło.
-Eloise, proszę! Mogłabyś się jeszcze na chwilę skupić? - powiedział Wren. -Pomyśl, że chciałabyś spojrzeć na siebie, z mojej perspektywy.
-Próbujemy, nic nie wychodzi! - powiedziałam wkurzona. - To jest do niczego!
I wtedy to się stało. Przyglądam się, samej sobie. Kurcze, więc tak wygląda moje różowe ombre według innych? Chyba muszę się wybrać do fryzjera.
-Powiedz coś teraz do mnie. - powiedziałam, a raczej powiedziały usta Wrena.
-Jak to nie słyszałeś moich myśli? - spytałam.
-Nie. Dopiero teraz cię słyszę. - odpowiedział Wren. Skupiłam się na powrocie do siebie. Kiedy spojrzałam na Wrena, wiedziałam, że czuje to samo, dziwne podekscytowanie, dzielenia się ciałem.
-Udało Ci się. - powiedział i uściskał mnie mocno. Spojrzał mi w oczy i znów czułam się jak wczoraj. Przyjemne mrowienie ciała, nasze oddechy w równym tempie.
-Wren? - po domu rozniósł się głos Tess.  Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową. Wyminęłam Wrena, lecz ten złapał mnie za rękę.
-Zaczekaj. -powiedział cicho.- Proszę.
-Obiecuję, że jutro przyłożę się i skontaktujemy się z twoją siostrą. - powiedziałam siląc się na normalny ton, wyplątując się z jego uścisku. W tym momencie otworzyły się drzwi i Tess weszła do środka.
-Jak wam idzie? - spytała.
-Świetnie. - odpowiedziałam. - Zostawię was samych. Mam coś do załatwienia na mieście.
Schodzę na dół, przebieram i wychodzę do miasta. Udaje zdążyć mi się na autobus.W autobusie słucham muzyki i staram opanować swoje uczucia. Tak bardzo mnie ciągnie do Wren'a, że jeszcze trochę czasu z nim, sam na sam, a nie ręczę za swoje czyny. Wychodzę z autobusu i kieruję się do salonu fryzjerskiego.
-Elosie! - mówi moja fryzjerka. - Poprawiamy fryzurę?
-Nie. - uśmiecham się. - Czas na zmiany.

Godzinę później, podziwiam swoją nową fryzurę z uśmiechem. Czas pokazać nową lepszą Eloise światu. Wchodzę do galerii handlowej i kupuję nowe ciuchy, to zawsze poprawia humor. Po zakupach, kupuję jeszcze kawę i wracam do domu. W kuchni słychać głos Florence. Przeglądam się w lustrze. Mam na sobie szarą spódniczkę, białą koszule i granatowy sweter. Do tego moje długie włosy o kolorze ciemnego blondu. Już nie pamiętam kiedy miałam naturalny kolor, muszę przyznać, że wyglądam pięknie. Śmieje się do swojego odbicia i wchodzę do kuchni, gdzie Flo gotuje obiad, a Wren siedzi i z nią rozmawia.
-Pięknie pachnie Florence. - mówię z uśmiechem. Flo i Wren spoglądają na mnie zaszokowani.
-Uczeń przerósł mistrza. - powiedziała Flo wycierając ręce. -Wyglądasz prześlicznie.
-Dziękuję Flo. - uśmiecham się i siadam obok Wrena który nadal wygląda dziwnie. -Postanowiłam pójść jednak na studia.
-Tak? - Flo spogląda na mnie ucieszona. -Jaki kierunek?
-Architektura. -uśmiecham się.
-Jestem z Ciebie dumna. - powiedziała Flo i wtedy ktoś zadzwonił do drzwi.
-Otworzysz Elo? - Flo uśmiecha się do mnie. - To pewnie Kevin, miał dostarczyć nam papiery.
-Jasne. - idę do drzwi wesołym krokiem. Otwieram i przede mną stoi przystojny mężczyzna. - Ty jesteś Kevin?
-Tak. Witaj nieznajoma - uśmiecha się.
-Wejdź, Florence już czeka. - wpuszczam go i zamykam za nim drzwi.
-A Ty kim jesteś? -wciąż na mnie patrzy.
-Jestem Eloise. Krewna Florence. - uśmiecham się i prowadzę go do kuchni.
-Cześć Kevin.
-Cześć Florence, Wren. - spogląda na nich. -Mam dla was te papiery.
Przyglądam się jak podaje im kopertę. A następnie Flo przegląda jej zawartość.
-Dziękuje Kevin. Jak zachowuje się Dan?
-Jakby nigdy nic.
-To dobrze. To nie odrywam cię od pracy. - uśmiecha się do niego.
-Odprowadzę Cię. -mówię do Kevina. Kiedy wychodzimy z kuchni, Kevin spogląda na mnie.
-Długo tu zostaniesz? - pyta mnie. Nie jestem pewna czy chodzi mu o Liverpool czy Dom Lou i Flo.
-Raczej tak. - odpowiadam w końcu.
-To może dasz się zaprosić na kawę?
-Jasne. - uśmiecham się szeroko i wpisuję mu swój numer do telefonu. - Będę czekać.
Zamykam drzwi za Kevinem  i uśmiecham się. W końcu jak chce zapomnieć się o przystojniaku, szuka się drugiego. Patrzę przez okno, odprowadzając wzrokiem Kevina, kiedy Wren staje za mną.
-Nie powinnaś się z nim umawiać. - mówi.
-A to niby czemu? - odwracam się i spoglądam na niego.
-Po prostu wiem jak traktuje dziewczyny. - odpowiada, patrząc mi w oczy. - Nie chcę, żeby cię zranił.
-To rada prosto z serca? - pytam cicho.
-Tak. - odpowiada.
Nachylam się do niego, tworząc znów to przyjemne napięcie między nami.
-To, też weź ją sobie do serca.- mówię dotykając delikatnie jego policzka. Następnie zostawiam go, zaskoczonego i ruszam do swojego pokoju.

piątek, 26 września 2014

Rozdział specjalny - Matt

Jeśli kiedykolwiek sądziłem, że w domu moich sióstr jest ciekawie, prawdopodobnie się myliłem. Może to była kwestia tego, że akurat wszyscy byli zajęci, ale do diabła, aż takiej nudy się nie spodziewałem. Jedynym wybawieniem było Playstation i kilka gier, które leżały koło filmów i muzyki. Najwyraźniej jeden z Dekkerów je tu zamontował. Nie wierzyłem, że zrobiła to Florence - była na to zbyt zajęta, ani Louise - była na takie rzeczy zbyt dumna i wyrafinowana.
Właśnie miałem dotrzeć do zakładników w jednej z gier, kiedy po schodach ktoś zbiegł. Rozproszyło mnie to na ułamek sekundy, ale moim przeciwnikom to wystarczyło.
-Cholera.-mruknąłem pod nosem, wyłączając grę.
-Co się stało?-chłopak, który zszedł po schodach spojrzał na mnie zaskoczony.
-Przegrałem. Wielkie dzięki.-mruknąłem i ruszyłem do kuchni, żeby sprawdzić czy moje kochanie siostrzyczki trzymały coś na ząb w lodówce.
-Przecież to nie moja wina.-oburzył się chłopak, idąc za mną do kuchni. Na oko mogłem stwierdzić, że jest w moim wieku, to jest, około siedemnastki, osiemnastki.
-Rozproszyłeś mnie. Tupot jaki wywołałeś zbiegając z tych schodów przywodził na myśl stado słoni.-stwierdziłem zgryźliwie, wtykając głowę do lodówki. Chłopak nic nie odpowiedział, nie usłyszałem też kroków. Spojrzałem na niego. Stał w jednym miejscu osłupiały.-Daj spokój, z natury jestem dupkiem. Louise twierdzi, że to nasza wspólna cecha i pewnie ma rację. Jestem Matt Jessel.-wyciągnąłem dłoń w kierunku chłopaka.
-Elias ... -uścisnął moją dłoń.-Jesteś bratem Florence i Louise?
-Ta. Można tak powiedzieć. A ty?
-Jestem tak jakby bratem Flo. Pasierbem jej wujka i bratem Eloise.-wyjaśnił. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem pojęcia kim jest Eloise.-Mówiąc o niej, miałem jej zanieść trochę jedzenia i coś do picia. Jest coś w tej lodówce?
-Taa, coś jest.-wzruszyłem ponownie ramionami i przepuściłem go, żeby mógł zajrzeć do lodówki.-Słyszałem, że twoja siostra miała jakiś wypadek.
-Samochodowy. Nic jej nie jest, w każdym razie poważnego.
-To dobrze.-nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc po prostu oparłem się o szafkę i przejechałem ręką po włosach. Zawsze tak robiłem, gdy sytuacja była niezręczna.
-Hej chłopaki.-Louise weszła do kuchni z zabójczym uśmiechem na twarzy, który wcale nie oznaczał, że moja siostra była szczęśliwa. Raczej... zadowolona. Zaraz za nią weszła Florence, która z kolei miała na twarzy delikatny uśmiech. Pomyśleć, jakie moje siostry były do siebie podobne, a jednocześnie zupełnie różne.
-Już skończyłyście?-spytałem zaskoczony. Louise pokiwała głową z uśmiechem.-I mam dla was zadanie.
Siostra szybko wyjaśniła mi co ja i Elias mieliśmy robić dzisiaj po południu. Chłopak, gdy tylko to usłyszał uśmiechnął się do mnie, na co odpowiedziałem krótkim wykrzywieniem warg ku górze. Pozytywna energia bijąca od Eliasa nieco mnie przerażała.

czwartek, 25 września 2014

Rozdział XXLXVIII - Eloise.

Budzę się i od razu tego żałuję, pulsujący ból głowy nie daje mi spać. Akurat Louise wchodzi do pokoju, już drugi raz.
-Przyniosłam Ci herbatę, tabletki i herbatniki. -uśmiecha się. - Tabletki uśmierzą ból, czarownica też człowiek jednak.
-Dziękuje Louise. -uśmiecham się z wdzięcznością i biorę od niej kubek z herbatą.
-Zaraz będziesz miała gościa.
-Moja mama? Ojczym? - spytałam, upijając łyk herbaty.
-Nie. Twój ojczym uspokoił mamę i wygląda, że póki co tu zostaniesz.
-Dziękuje.
-Nie ma sprawy. - powiedziała zmieszana. Zapadła cisza którą przerwało pukanie do drzwi. W drzwiach pojawił się Elias.
Uśmiechnął się do mnie.
-Zostawię was samych. -powiedziała Louise i opuściła pokój.
Eliasz usiadł obok mnie.
-Ale ty wyglądasz. - zaśmiał się.
-Więc postanowiłeś się do mnie odezwać. - odpowiadam sucho.
-Elo, jesteśmy teamem. To była kwestia czasu, moja bliźniaczko. Po prostu... -Elias wyglądał na zmieszanego.
-Chcesz mi coś powiedzieć. -kończę za niego. - Ale nie wiesz jak.
-Bo to trudne. - odpowiada.
-Powiedz, o co chodzi wprost. Jak zawsze.
-Dobrze. -wdycha.
-Unikałem Cię, bo... bo jestem homoseksualny i nie umiałem sobie poradzić z tym. Bałem się braku akceptacji.
-Elias, jesteś idiotą. Uwielbiam homoseksualistów, zamiast siedzieć w pokoju z dala ode mnie, mogliśmy robić zakupy i gadać o facetach! Matko brat, bliźniak, przyjaciel w dodatku gej! Moje marzenie się spełniło!
Elias się zaśmiał po czym objął mnie mocno.
-Kocham cię Eluś.
-Ja cię też Eli. -zaśmiałam się. - Przyniesiesz mi coś do jedzenia?
-Nie ma problemu. - wstał i poszedł do kuchni. Wrócił po chwili w skowronkach.
-Stara! Jaki tam chłopak siedzi!! - powiedział piskliwym głosem, udając nastolatkę. Wybucham śmiechem. Biorę od niego drożdżówkę i spoglądam zaciekawiona.
-Kto to? - mówię z pełnymi ustami.
-Matt. Brat Louise i Florence. I tak się składa, że jesteśmy razem przydzieleni do obserwacji. Więc wybacz siostrzyczko, ale idę na podboje miłosne. - powiedziawszy to, wyszedł dramatycznie gestykulując. Położyłam się na chwilę, lecz gdy gwar rozmów dobiegających z salonu, ucichł postanowiłam to sprawdzić. Weszłam do salonu, w którym siedział Wren. Przypomniałam sobie wydarzenie z Derekiem. Przeklinam w myślach. Nie spodziewałam się go tutaj. Uświadamiam sobie, że jestem ubrana tylko w piżamę.
-Cześć. - mówi do mnie, uśmiechając się niepewnie.
-Cześć... Szukam łazienki. - Wren pokazuje mi gestem drzwi. Kieruje się do nich szybko. Poprawiam włosy i idę do swojego pokoju. Wyciągam z walizki lekko przyduży sweter, ubieram spodnie i emu na nogi. Jest mi strasznie zimno. Wracam do salonu, jak gdyby nigdy nic.
-Gdzie wszyscy? - pytam unikając spojrzenia Wrena.
-Ratują moją siostrę. - odpowiada cicho.
-Co się stało? -pytam cicho.
-Została porwana. Ale wierzę, że Louise i Florence jej pomogą. - odpowiedział. Wtedy do pokoju weszła blondynka. Zapewne była spokrewniona z Dekkerami. Spojrzała na mnie obojętnie.
-Kim jesteś? - spytała.
-Eloise. Tak jakby siostra Florence. - odpowiadam. - A ty?
-Tessa Dekker. Siostra Gabriela i Evana. - mówi i siada obok Wrena. Przyglądam mu się i uświadamiam sobie, że Wren jest w niej zakochany. Poczułam dziwny ścisk w żołądku. Musiałam mocno uderzyć się w głowę.
-Dobrze się czujesz? -dobiegł mnie głos Wrena.
-Jasne. - skłamałam. Tessa i Wren pogrążyli się w rozmowie o Lyn, więc poszłam do góry, gdzie Louise i Florence trzymały swoje księgi. Pokój był niesamowicie urządzony. Zaczęłam je przeglądać. Zaciekawiła mnie szczególnie jedna. ,,Moc. Jak ją rozwinąć?'' zaczęłam czytać. Potrzebna była czerwona świeca i korzeń lukrecji. Na szczęście wszystko było w tym pokoju. Postępowałam według wskazówek, ale nic się nie wydarzyło. Skuliłam się na podłodze.
-Można? - Wren stał w drzwiach.
-Jasne. -odparłam monotonnie.
-Starasz się wywołać moc? - spytał zdziwiony. - Myślałem, że to tylko plotki.
-Nie. To prawda, nie potrafię nawet kwiatka wyczarować. - mruknęłam.
-Chodź. Pomogę Ci.-siadł na przeciwko mnie. Spojrzałam na niego nie ufnie. W końcu uległam. Podałam mu dłoń. - Zamknij oczy i wycisz się. Znajdź w sobie moc, złap się jakiejś pozytywnej cząstki siebie. Nie usłyszałam co mówił, bo przepełniło mnie ciepło, po chwili poczułam sie jakbym latała. Kiedy uczucie przeszło, zerwałam się na równe nogi.
-To już? - spytałam podekscytowana.
-Spróbuj. - zachęcił mnieWren.
-Jak?
-Podobnie jak z wywołaniem. -wziął moją dłoń. Po chwili pojawił się na niej, piękny biały kwiatek, dokładnie tak jak sobie wyobraziłam. Uśmiechnęłam się do Wrena, staliśmy bardzo blisko siebie. Czułam jego oddech. To jest ta wyjątkowa chwila między chłopakiem i dziewczyną? Pierwszy raz w życiu takie coś poczułam. Wren spojrzał mi w oczy.
-Powinieneś powiedzieć Tessie, co do niej czujesz. -szepnęłam, nastrój pękł jak bańka mydlana. Wren otwarł usta po czym je zamknął. Wyminęłam go bez słowa. Weszłam do swojego pokoju i zanurzyłam się pod kołdrą. Znam Wrena przez chwilę, a wywołuję we mnie tak silne emocje. Po chwili, nadszedł błogi sen.

wtorek, 23 września 2014

Rozdział XXLXVII - Florence


Po wyjściu Gabriela, nie bardo wiedziałam co ze sobą zrobić. Evan był zajęty, a Gabriel i Louise byli na zebraniu Rady. Zabrałam się właśnie, za przeglądanie zapasów ziół, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam Kierana i Nate'a. Cofnęłam się wystraszona.
-Spokojnie. - Kieran zaśmiał się. - Nie możemy wejść bez zaproszenia.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Czyli jesteś teraz jakimś stukniętym wampirem? I nie powinniście być martwi.
-Nie obrażaj nas kotku. - powiedział Nate. - Powinniśmy, ale widać takie ''wspaniałe'' czarownice nie umieją nawet porządnie zabić. W każdym bądź razie, Florence Fitzgerald przyszliśmy oficjalnie oznajmić Tobie i twojej siostrze, że szykujemy zemstę.
-Aż normalnie się boję. Zabiłyśmy was raz, drugi to będzie pestka. - odpowiedziałam nonszalancko.
-Jeszcze zobaczymy. - powiedział Kieran i razem z Nate'm rozpłynęli się w powietrzu. Spojrzałam zaskoczona w miejsce gdzie, sekundę stali. Zamknęłam drzwi i pobiegłam do kuchni. Chwyciłam swój telefon i wysłałam sms do Louise.
 Właśnie odwiedzili nas Kieran i Nate. Są demonami. Poprzysięgli zemstę. Odezwij się po zebraniu.
Złapałam torbę i pojechałam do Instytutu. Musiałam poszukać czegoś na ten temat. Zaczęłam przeglądać księgi o Demonach. Dwie godziny później przysnęłam przy księdze. Widziałam sztylet. I księgę którą już gdzieś widziałam. Otworzyłam oczy obudzona wibracją mojej komórki. Druga w nocy. Tess Dekker. 
-Halo? - odbieram telefon.
-Flo? Nie mogę się dodzwonić do Louise. Przyszli po Lyn. Powiedzieli, że mam przekazać wam, że to dopiero początek. - powiedziała spanikowana Tess. 
-Kto? - powiedziałam spoglądając na tekst który mówił, że martwych zmienić może tylko dobry Łowca i Czarownica.
-Kieran i jeszcze niejaki Nate. Pomóż Lyn. Proszę! - powiedziała zanosząc się płaczem.
-Tess. Uspokój się. Wiesz gdzie mieszka Christian?
-Wasz ojciec? No tak. - powiedziała powstrzymując płacz.
-Spotkamy się tam za pół godziny. - rozłączyłam sie. Chwyciłam swoje rzeczy. Zamiast ruszyć do swojego samochodu, ruszyłam w stronę gabinetu Dana. Jakieś cholerne przeczucie, wywołane gadaniem Gabriela. Zabije go kiedyś. Gabinet był otwarty, więc nie miałam za dużo czasu aż ktoś mnie przyłapie. Zaczęłam przeglądać rzeczy na biurku. Znalazłam wycinek o śmierci Kierana i drzewo rodzinne Nate'a. To raczej nie przypadek. Ju miałam wychodzić, gdy ujrzałam fotografię przedstawiającą Carlise'a i Dan'a na jakiejś łodzi. Czyli Gabriel miał racje. Zabrałam fotografię i wybiegłam z Instytutu. Mój samochód miał przebite opony.
-Cholerne demony próbują unicestwić mój samochód zwykłym gwoździem?! Smutne. -wrzasnęłam z nadzieją, że usłyszą. Zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie pod dom mojego ojca. Tessa stała już na chodniku.
-W końcu. - powiedziała. -Co się dzieje?
-Chyba wiem jak pozbyć się Kierana i Nate'a. Lyn nic nie będzie. Im chodzi o mnie i Louise. - powiedziałam pukając do domu Christiana. Otworzył po chwili w szlafroku. Lekko się skrzywił.
-Flo, powiedz, że chcesz posiedzieć ze swoim tatusiem bo skończyły Ci się cukierki i nie masz żadnych kłopotów. -mruknął.
-Chciałabym. - odpowiedziałam. -Potrzebuję księgi mamy.
-Wejdźcie. - wpuścił mnie i Tess do domu, po czym zaprowadził nas do sekretnego pokoju. -Czego szukacie?
-Jak zabić Demona ożywionego przez Łowcę. - odpowiadam. Christian spogląda na mnie zaskoczony.
-Florence co się dzieje?- pyta. Streszczam mu cała historię i znajdujemy księgę.
-Jest nam potrzebny Sztylet pokoleń czarownic z czystego mosiądzu. - czytam szybko. - Jak go już będziemy miały, to wtedy ja i Louise powinnyśmy odprawić rytuał który aktywuje sztylet i zabić Kierana i Nate. Banał. - mruknęłam wściekła. -Skąd weźmiemy ten cholerny sztylet?
-Dan wszystkie usunął na pewno. - powiedział Christian przypatrując się fotografii.
-Babcia Dekker! - powiedziała nagle Tess. Spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. -Na pewno ma.
-Jedziemy tam! A ty za ten czas naszykuj składniki i miej oko no Instytut. - powiedziałam do Christiana, który właśnie podawał mi kluczę do swojego samochodu.
-Jest trzecia w nocy, a do Slough w jedną strone jedzie się prawie trzy godziny. - mruknęła Tess.
-Uratujemy Lyn. Zadzwoń jeszcze raz do Louise. A jak nie, to napisz jej sms'a gdzie jedziemy. - mruknęłam, uruchamiając GPS.
Dwie godziny później wjeżdżałyśmy na podwórko Babci Dekker. Staruszka stała już na ganku wyczekując nas.
-Zapomniałam o zdolnościach twojej babci. - powiedziałam do Tess, uśmiechając się. Wyszłyśmy z samochodu i przywitałyśmy się z Babcią Dekker. Uściskała nas, po czym podała mi pakunek.
-Dwa. - powiedziała, kiedy wzięłam do ręki sztylet.
-Dziękujemy Babciu Dekker. - powiedziałam z wdzięcznością.
-Nie ma za co Flo. Pamiętaj, z każdą klątwę można zdjąć. Znaleźć inne wyjście.
-Słucham? - spojrzałam na nią zaskoczona.
-Tak, Flo? -  Babcia Dekker zamrugała parę razy, jakby niedokładnie widziała.
-Mówiła Pani, coś o klątwach.
-Nie przypominam sobie. Jedźcie już dziewczynki, macie długą drogę do pokonania. - pożegnała nas tymi słowami. Wsiadłyśmy do auta, w milczeniu. Dopiero na autostradzie, Tess się odezwała.
-Wiesz, że Babcia czasem mówi głupoty. To nie musi być jedno z jej proroctw.
-Jasne. - mruknęłam. - Ściągnij Evana i Gabriela do nas.
-Nie przejmuj się Florence. - resztę drogi przebyłyśmy w milczeniu. Dojechałyśmy pod dom. Kiedy weszłyśmy w salonie siedziała już Louise, Gabriel i Evan. Wstali na nasz widok.
-Gdzie się podziewałyście? - spytał Evan.
-Wiemy, jak zabić Kierana i Nate'a. - powiedziała Tess streszczając wszystko. Słuchając tego, uświadomiłam sobie, że nie mam żadnego planu. W salonie było czuć jakieś napięcie. Nie, to uczucie biło tylko od Lousie. Już zapomniałam o moich empatycznych zdolnościach.
-W drugim salonie śpi Elo. Miała wypadek. - usłyszałam dopiero po chwili, wszyscy spoglądali na mnie.
-Co z nią? - spytałam.
-Śpi.- powiedziała Louise. - Będzie z nią dobrze, rzuciłam zaklęcia. Bardziej wystraszona jest. Majaczyła coś o tym, że nie wie jak się wydostała z samochodu. John, powiedział, że rozbiła samochód. Sarah jest wściekła. Ale na razie tu zostanie. - uśmiechnęłam się do niej.
-Dziękuje, że jej pomogłaś. Kocham Cię. - uścisnęłam ją mocno.

Przez następną godzinę słuchałam idealnego planu mojej siostry. Kiedy w końcu wszyscy rozeszli się, aby zająć się swoimi zadaniami, miałam chwilę. Zadzwoniłam do Christiana i poprosiłam go o przysłanie Matt'a ze składnikami, w tym czasie Lou zajmowała się Eloise. Zaparzyłam herbaty. Słowa Babci Dekker krążyły mi po głowie. Moje rozmyślania przerwał Wren.
-Wróżysz z fusów? - zaśmiał się lekko, starając ukryć zdenerwowanie spowodowane zaginięciem siostry. Podeszłam do niego i przytuliłam go.
-Wszystko będzie dobrze. - zapewniłam, bardziej siebie niż go. Następnie do kuchni wpadł Eliasz.
-Cześć. Co z Eloise? - spytał nerwowo.
-Wszystko już opanowane. Chodź, zaprowadzę Cię do niej.-uśmiechnęłam się do niego i pokazałam mu gdzie ma iść. Kiedy wróciłam do kuchni, siedział już w niej Matt z przyborami potrzebnymi do rytuału. Biorę od niego rzeczy i idę na strych gdzie robię mały ołtarzyk, po środku pentagramu i przygotowuję wszystko do rytuału. Po chwili dołącza do mnie Louise i zaczynamy rytuał.

niedziela, 21 września 2014

Rozdział XXLXVI - Louise.

Złapałam Eloise zanim zdążyła upaść i natychmiast teleportowałam się z nią do pokoju gościnnego. Skrzywiłam się i w duchu przeklęłam Florence, za wychodzenie, bogowie wiedzą gdzie, o tej porze. Zapewne bawiła się radośnie z Evanem, a ja zostałam tu, by opiekować się małą włóczęgą z różowymi włosami.
Pstryknęłam palcami i ubrania dziewczyny zniknęły, a zamiast nich pojawiła się wygodna piżama. Przykryłam Eloise kołdrą i rzuciłam zaklęcie, które miało jej dać spokojny i relaksujący sen. Wychodząc zgasiłam światło i rzuciłam wzrokiem na dziewczynę. Wyglądała spokojnie i niewinnie, a mimo to nie potrafiłam poczuć do niej współczucia. Zamknęłam drzwi.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Florence, ale nie odebrała. Wcześniej zakładałam, że była z Evanem, ale z drugiej strony, kiedy byłam na spotkaniu Rady napisała mi smsa. Na temat Kierana i Nate'a. Skrzywiłam się ponownie i ponownie przeklęłam ją w duchu. A potem wybrałam numer Evana.
-Halo?-usłyszałam zaspany głos przyjaciela.
-Evan, czy jest z tobą Flo?-spytałam, zachowując obojętność. Możliwe, że Flo nic nie było.
-Nie, ale Kevin wspominał, że widział ją jakiś czas temu śpiącą w Instytucie, w bibliotece, jeśli mam być dokładny. Był trochę zaniepokojony, ale uspokoiłem go, w końcu to Flo.
Odetchnęłam z lekką ulgą. Może faktycznie nic jej nie było. To nie byłby pierwszy raz, kiedy Florence zasnęłaby nad książką.
-Dzięki Evan. Dobranoc.-rozłączyłam się i odłożyłam telefon na półkę w sypialni. Potem zeszłam na dół, włączyłam telewizor i rozsiadłam się na kanapie. Nie minęło kilka minut i spałam.

Spadałam. Powietrze było jedną rzeczą, jaka mnie otaczała. Nie miałam siły krzyczeć, chociaż chciałam. Czułam się, jakby to były ostatnie sekundy mojego życia, zanim uderzę o ziemię. Nade mną było tylko niebo, a ja leciałam w dół, jak Alicja, która wpadła do dziury, aby przenieść się do Krainy Czarów. Bałam się. Nie chciałam umierać, jeszcze nie.
I nie umarłam. Wprawdzie uderzyłam placami o twarde i kamieniste podłoże, ale tak, jakbym spadła z łóżka. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Zielone góry otaczały mnie ze wszystkich stron, a ja stałam na zboczu jednej z nich. W dolinie, niedaleko ode mnie było długie jezioro, a nad nim mała wioska.
W pierwszej chwili myślałam, że to kolejna retrospekcja, ale nikogo nie było w pobliżu. Raczej nie przenosiłabym się do innych czasów, aby pooglądać góry. Miałam tylko nadzieję, że to nie kolejna wycieczka, której nie pamiętam, jak ta do Londynu.
Ruszyłam w stronę wioski i dopiero wtedy zauważyłam, że mam na sobie długą, białą suknię. Świetnie. Nie ma to jak bawić się w przebieranki podczas snu.
Droga do wioski nie zajęła mi długo. Weszłam pomiędzy pierwsze kamienne domki i zapukałam do jednego z nich, ale odpowiedziała mi martwa cisza. Idąc dalej ulicami, zauważyłam, że cała wioska jest opustoszała, wymarła. Ten sen stawał się coraz lepszy.
Nagle usłyszałam tętent kopyt i rozmowę dwójki ludzi. Nie potrafiłam rozróżnić słów, ale wiedziałam, że jest to kobieta i mężczyzna. Zatrzymali konie niedaleko ulicy, na której stałam. Natychmiast rzuciłam się w jakiś zaułek, chociaż teoretycznie nie mogli mnie zobaczyć.
-Glen, czy zawsze musimy przyjeżdżać tutaj? To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.-powiedziała dziewczyna, której głos tak dobrze znałam. Wychyliłam się trochę, aby ją zobaczyć. Nie pomyliłam się, wpadłam po raz kolejny na moje przeszłe wcielenie.
-Za dużo czasu spędziłaś w wielkich miastach. To miejsce jest magiczne, nie czujesz tego, kochana?-mężczyzna mówił z silnym, szkockim akcentem. Wszystko nabrało sensu. Trafiłam do Szkocji. Świetnie.
-W Londynie byłam jedynie pół roku.-oburzyła się dziewczyna, na co jej towarzysz się zaśmiał.
-Ale mieszkasz w Edynburgu, najmilsza.
-Oh, nie kłóćmy się o to, błagam cię. Każde z nas ma swoją rację i spędzimy wieki, zanim dojdziemy do zgody.-poprosiła dziewczyna. Wychyliłam się jeszcze raz i spojrzałam na mężczyznę. Trzymał dziewczynę za rękę, ale w niczym nie przypominał Gabriela. Wysoki, dobrze zbudowany, o kasztanowych włosach. Nie dziwiłam się, że moje przeszłe wcielenie było w nim zadurzone. W dodatku nosił kilt. Bogowie.
-Jak sobie życzysz, najdroższa.-zaśmiał się Glen i objął dziewczynę w pasie, aby przyciągnąć ją do siebie.-W końcu nie przyjechaliśmy tu po to, by się kłócić, prawda?
-Dokładnie. Nie mamy na tyle czasu. Zaczną się zastanawiać, gdzie się podziałam...-zaczęła dziewczyna.
-A potem powiadomią Gavrila, który wyśle z Fort William ekipę poszukiwawczą, znajdą nas razem i zabiją mnie. Pamiętam Everild. Twój narzeczony ma obsesję zazdrości. -dokończył za nią Szkot i pocałował ją.
Zamarłam. Everild i Gavril. Spotkałam ich już w retrospekcji. Byli mną i Gabrielem wieki temu. Wszyscy sądzili, że są sobie przeznaczeni, tak samo jak w teraźniejszości. Ale Everild zdawała się tym nie przejmować. Nagle poczułam, że wiatr zrobił się gwałtowniejszy niż do tej pory i Szkocja zniknęła.

Otworzyłam oczy. Leżałam na kanapie w swoim domu. Słońce dopiero zaczęło wschodzić. Eloise na pewno jeszcze spała. Padłam ponownie na poduszkę. Nie byłam wyspana, bolały mnie plecy i czułam się, jakbym miała zaraz zwymiotować. Jak miałabym spojrzeć teraz Gabrielowi w oczy? Czułam się winna za to, co zrobiła Everild wieki temu. Chociaż to nie było moją winą, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Dlaczego moje sny nie mogły dotyczyć księgi? Nie, musiały skupiać się na romansach dawnej mnie z niesamowitym Szkotem. Cholera.
Nie spodziewałam się, że jeszcze teraz zasnę, ale była naprawdę wczesna godzina. Mogłam wstać około dziewiątej, bo wtedy Eloise będzie się budzić. Poszłam do kuchni i wykonałam miksturę. Musiałam odpocząć, a poprzedni sen mi to uniemożliwił.Wypiłam napój, dotarłam do kanapy i zasnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wprawdzie tylko pół godziny wcześniej, niż planowałam wstać, ale to nic nie zmieniało.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu?-Gabriel wpadł do mieszkania, nawet się ze mną nie witając. Może to i lepiej. Głos Glena nadal dźwięczał mi w głowie, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
-Zostawiłam go na górze. Coś się stało?-zmarszczyłam brwi, zamykając drzwi i idąc za nim do salonu.
-Lyn została porwana. Ale nie panikuj, Flo i Tessa się tym zajmują. Evan będzie tu za kilka minut. Dobrze się czujesz? Wyglądasz jak trup.-Gabe dopiero teraz naprawdę mnie zauważył. Skrzywiłam się. Jeśli jeszcze raz to zrobię w ciągu najbliższych kilku godzin, to już mi tak zostanie.
-Eloise wpadła przenocować, musiałam się nią zająć. A potem zasnęłam na kanapie, co nie należało do najwygodniejszych czynności w moim życiu. Dziękuję za komplement. Co z Lynette?
-Nate i Kieran. Oh, przepraszam.-Gabriel się uspokoił i podszedł do mnie, żeby mnie objąć. Automatycznie się odsunęłam. Wiedziałam, jak niezręcznie będzie to wyglądać, jeśli zostanę w miejscu, więc odwróciłam się i poszłam do kuchni.
-Chcesz kawy?-spytałam go. Gabe poszedł za mną i pokręcił głową.
-Już piłem.
-Oh, okay. Hmm... zaraz wracam. Idę się przebrać.-teleportowałam się na górę, by nie musieć znosić jego spojrzenia na plecach. Wzięłam prysznic i ubrałam się szybko. Zanim zeszłam na dół, wstąpiłam jeszcze do pokoju gościnnego. Eloise właśnie się budziła
-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się do niej.-Wyspałaś się?
-Nie bardzo.-powiedziała dziewczyna.-Mogłabym spać kilka dni.
-Na razie możesz spać. Przyjdę do ciebie później.-powiedziałam i zamknęłam drzwi. Sprawdziłam telefon, który wzięłam z sypialni. Tessa zostawiła mi kilka wiadomości na skrzynce, tak samo Gabe i Evan. Wszystkie dotyczyły tego samego. Porwania Lyn.
Wybrałam numer do Wrena. Odebrał po pierwszym sygnale.
-Tak?
-Słyszałeś o Lyn?-spytałam wprost.
-Co jej jest?-w jego głosie wychwyciłam panikę. A więc nikt mu nie powiedział.
-Nate i Kieran. Florence i Tessa podobno się tym zajmują, a będą w domu za jakąś godzinę. Możesz wtedy wpaść.
-Będę na pewno.-rozłączył się.
Zeszłam na dół, gdzie oprócz Gabriela, na kanapie siedział Evan.
-Louise.-uśmiechnął się do mnie i wstał, żeby mnie przytulić. Nie protestowałam. Musiałam z nim porozmawiać, a nie byłam pewna, czy znajdzie dla mnie czas, skoro spędzał go głównie z Florence. Na razie zwykły uścisk od przyjaciela musiał mi wystarczyć.
-Przepraszam, że nie odbierałam, nie słyszałam telefonu.
-Spokojnie, Każdemu mogło się zdarzyć.-uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem.
-Louise, chciałaś kawę.-Gabe podał mi kubek z parującym napojem. Naszej spojrzenia się spotkały i w oczach Dekkera zobaczyłam smutek pomieszany z uczuciem. Poczucie winy uderzyło mnie jeszcze bardziej.

Tessa tłumaczyła mnie, Gabrielowi i Evanowi co do tej pory udało jej się osiągnąć z Flo. W tym samym czasie moja siostra stawała się coraz bardziej zmieszana. Wiedziałam dlaczego. Za dobrze ją znałam. Bała się, że nie mamy planu, że nie zrobiliśmy tak naprawdę nic.
-Okay.-powiedziałam, kiedy Tessa skończyła.-Ja i Florence musimy odprawić rytuał, żeby sztylety zamieniły się w coś więcej niż pilniki do paznokci. Tessa, zaraz będzie tu Wren, opowiesz mu co i jak. Oprócz tego trzeba zlokalizować Lynette, a potem zastanowić się, jak sprowokować Kierana i Nate'a. Oni nie są głupi, poza tym obserwowali wojnę. Nie nabiorą się na nasze sztuczki. Zostają jeszcze Dan i Casper, którzy muszą mieć ogony. Przez całą dobę.-spojrzałam na Evana i Gabriela.-Znajdziecie odpowiednie osoby, czy mam pogadać z Wrenem albo waszym ojcem?
-Dzięki, że w nas wierzysz. Damy sobie radę.-prychnął Gabriel. Wiedziałam, że uraziłam jego męską dumę, ale trudno.
-Świetnie. Tess, ty i Wren zlokalizujcie Lyn. Tylko dyskretnie. Sprawdźcie telefon, użyjcie magii... na cokolwiek wpadniecie. Florence, potrzebuję opisu rytuału. I zadzwoń do Christiana, żeby przysłał wszystko, co do tej pory zebrał i jest konieczne do rytuału. Może wysłać Matta.
-A ty?-Gabe spojrzał na mnie, unosząc brew.
-Idę się zając Eloise, to chyba logiczne.-zerknęłam na zegarek.-Jestem w stanie założyć się o dychę, że Elias będzie tu za pół godziny.