Przepraszam, wiem, że zbyt rzadko dodaję notki. Ale... "Orange is the new black"... <3 - Barbra.
PS. Znacie jakieś seriale, które warto oglądać? Piszcie, jestem spragniona czegoś nowego :P.
_______________________________________________
-Chciałabym pojechać jeszcze do moich rodziców.-powiedziała Louise, podchodząc do mnie.-Widziałaś Florence? Chciałabym z nią porozmawiać.
-Wydaje mi się, że rozmawiała z twoimi braćmi. Ty nie zamieniłaś z nimi ani słowa.-zauważyłam spokojnie. Louise skrzywiła się.
-I jak na razie nie zamierzam. To nie jest dobry pomysł.-dziewczyna odwróciła wzrok.-Mają Florence. Ona jest nimi na pewno zachwycona.
-Lou...-zaczęłam, ale poddałam się. Louise była uparta i nie miałam szans, aby ją przekonać. Zerknęłam na Tessę, która siedziała na kanapie ze swoją mamą i Ivy. Złapałam jej spojrzenie. Czułam się okropnie z tym, jak ją potraktowałam. Chciałam, aby była szczęśliwa... Ale z drugiej strony nie wierzyłam, żeby jej rodzice byli zachwyceni związkiem ze starszą dziewczyną, która w dodatku jest... tym czym jest. Skrzywiłam się na samą myśl. Lubiłam to, że nie miałam żadnych mocy, ale mój brat wkroczył znów do mojego życia i zniszczył tę bańkę, w której się kryłam.
Nie chciałam przerywać teraz Tess. Potrzebowała swojej mamy bardziej niż kiedykolwiek. Weszłam na piętro i zadzwoniłam do Cedrica. Był zaskoczony moim telefonem i nie dziwiłam mu się. Przez ostatnie tygodnie było tyle do zrobienia, że zupełnie zapomniałam o moim przyjacielu, na którego zawsze mogłam liczyć.
Pożegnałam się z Florence i resztą, omijając Tessę szerokim łukiem. Nie chciałam tworzyć niezręcznej sytuacji między nami, więc wolałam jej unikać. Widziałam, że ją to zabolało. To było zło konieczne, ale co miałam zrobić? Przerwać jej rozmowę z jej mamą, której nie widziała przez dość długi czas, żeby szybko z nią porozmawiać? Nie wyszłoby z tego nic dobrego.
Cedric czekał na mnie pod akademikiem. Nadal tam mieszkałam, chociaż zaczęłam się rozglądać za własnym lokum. Bez Louise i po odrzuceniu przez Char nie miałam tam czego szukać. Jasne, byłam w dobrych stosunkach z dziewczynami, ale po prostu nie chciałam tam dłużej przebywać.
-Ced!-uściskałam go najmocniej jak umiałam. Widziałam w jego spojrzeniu, że nawet po ignorowaniu go, on nadal żywił do mnie uczucia. Ale ponownie, co miałam zrobić? Cedric był moim najlepszym przyjacielem.
-Lyn, dawno cię nie widziałem. Unikałaś mnie?-spytał z zawadiackim uśmiechem. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
-Nawet tak nie myśl. Po prostu byłam zajęta.-wyjaśniłam mu szybko, że śmierć Louise była ustawiona i oczywiście fałszywa. Jako powód podałam prześladowanie przez jakiegoś nienormalnego adoratora. Cedric uwierzył mi bez wahania. A przynajmniej takie odniosłam w tamtej chwili wrażenie. Spędziliśmy kilka godzin siedząc w moim pokoju i rozmawiając o wszystkim. Dowiedziałam się, że na święta przyjechała jego ciocia ze swoim nowym chłopakiem, z którym jego ojciec zaczął od razu prowadzić interesy. Kiedy o tym opowiadał, w jego oczach pojawiła się iskierka czegoś, czego nie do końca potrafiłam nazwać. Szaleństwa? Nadziei? Nie byłam pewna, ale nie spodobało mi się to. Szybko jednak stwierdziłam, że musiało mi się wydawać.
-Lyn? Mam nadzieję, że wyleczyłaś się już po Char.-zaczął delikatnie temat Ced. Uśmiechnęłam się smutno. Miałam nadzieję, że rozmowa nie zejdzie na te tematy, ale jednak, musiałam dać radę. Mówiłam Cedricowi o wszystkim, więc czemu nie o tym?
-Już dawno.-przyznałam.-Ja... mam kogoś nowego na oku. A ta osoba jest chyba mną zainteresowana, ale wątpię, żeby jej rodzice zaakceptowali nasz związek.
-Kto to taki? I czemu mieli by nie zaakceptować? Lyn, jesteś cudowną osobą, a my żyjemy w XXI-szym wieku! Muszą cię przyjąć.-chłopak uśmiechnął się do mnie serdecznie.-Jeśli czujesz coś do tej osoby, to zadzwoń do niej w tej chwili i powiedz jej o tym.
-Tessa Dekker.-szepnęłam. Po moich słowach w pokoju zapadła długa cisza. Rozważyłam słowa mojego przyjaciela i po chwili wyciągnęłam telefon. Podeszłam do okna i wybrałam numer Tess. Odebrała ostatnia osoba, jaką spodziewałam się usłyszeć po drugiej stronie słuchawki.
-Halo?
-Wren?-zaschło mi gardle. Odsunęłam telefon na sekundę od ucha, żeby sprawdzić, czy przez przypadek nie zadzwoniłam do brata. Nie, na pewno to był telefon Tessy.-Jesteś z Tessą?
-Lynette?-mój brat też nie za bardzo wiedział co powiedzieć.-Ja...
-Zdajesz sobie sprawę, że ona jest ponad dziesięć lat młodsza od ciebie?-mój głos stał się niezwykle piskliwy.
-To nie tak, Netty...-Wren podjął próbę tłumaczenia się, ale nie dałam mu dokończyć.
-Odwieź ją natychmiast do domu albo zadzwonię do jej rodziców. Nie chcę słuchać twoich wymówek, Wren.-rozłączyłam się. Oddychałam głęboko, starając się uspokoić. Kolejny raz nic nie wypaliło. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. Tylko nigdy nie sądziłam, że to będzie mój brat.
Poczułam dłonie Cedrica na moich ramionach.
-Przykro mi.-powiedział cicho do mojego ucha, a jego oddech przyjemnie muskał moją szyję. Odwróciłam się i zaplotłam ręce na jego szyi, całując go, wylewając przy tym wszystkie swoje emocje. Nie minęło dużo czasu, kiedy zarówno moje, jak i jego rzeczy znalazły się na ziemi. Tej nocy nie zamierzałam żałować niczego.
To postanowienie się nie spełniło.
sobota, 28 grudnia 2013
czwartek, 26 grudnia 2013
Christmas Special III -Flo.
Szalejecie z komentarzami, ale i tak dziękuje <3
Szykuje się notka związana z bohaterem którego nie będziecie się spodziewać. :D
Buziaki ~C.
_________________________________________________________________________________
Zapadła głucha cisza.
-To niemożliwe. - powiedział Robert Dekker, spoglądając z niedowierzaniem na żonę.
-Mamo! - Ivy podbiegła do Melisy. - Pamiętam cię! Wróciłaś!
Dziewczynka przytuliła mamę.
-Tak naprawdę nigdy nie odeszłam. Każde z nas zostało opętane. Spędziłam trzy lata w Maudsley Hospital. - powiedziała cicho, biorąc Ivy na ręce i przytulając mocno.
-Czy naprawdę wszystko będzie teraz kojarzyło sie z Maud? -warknął Gabriel i wyszedł na taras.
-Nie przejmujcie się. Ja to załatwię. - powiedziałam i ruszyłam za Gabrielem.
Mój były przyjaciel stał na tarasie i właśnie odpalał papierosa.
-Czy ty do cholery, musisz psuć wspólne święta? Czy twoje zakichane ego, nie może się zamknąć na jeden wieczór? Twoja matka i twoja dziewczyna wróciły a ty zachowujesz się jak prostak nienawidzący całego świata! - warknęłam.
-Ona nie jest moją dziewczyną! -wykrzyczał. Rzuciłam nim o ścianę. -Cholera Floo! Co ty wyprawiasz?
Przytrzymałam go siłą.
-Marny z Ciebie łowca, nie potrafisz bronić się przed czarownicą. - zaśmiałam się.
-Dobrze wiesz, że szkolenie zaczynam po studiach, po za tym przed tobą nie musiałem się bronić.
-No ale już musisz. Nie ważne, nie przyszłam na ploteczki. Zobaczymy teraz co się działo. - uśmiechnęłam się i wniknęłam mu w umysł. Poznałam całą historię z Maud, następnie zerwanie z Louise. I znowu jakaś blokada. -Ty cholerny dupku! Zerwałeś z Louise bo boisz się Maud. Jesteś strasznym cieniasem.
-Mogłabyś skończyć się na mnie wyżywać? Czy może przechodzisz właśnie okres i twoje magiczne libido szaleje?!
Wywróciłam oczami i odrzuciłam go w stronę ogrodu.
-Zastanów się Gabriel na sobą. Odtrącasz od siebie tych co cię kochają, ranisz Louise! Przez wasz romans umarła, a jak wróciła ty nie możesz na nią patrzeć? -odwróciłam się i wróciłam do domu.
-Coś się stało? - zapytała Lou, podchodząc do mnie.
-Nie, nic. Wichura się rozpętała. - mruknęłam.
-Chciałabym pojechać jeszcze do rodziców. - powiedziała. - Nie obrazisz się że wyjdę? Później nadrobimy wszystko.
-No okej. Ale najpierw ci coś dam. - w moich dłoniach pojawił się album. - Wiem że to jest raczej takie dziecinne ale są tu wszystkie nasze zdjęcia.
Uściskałam ją.
-I mam nadzieje że już nie umrzesz mi więcej. - pocałowałam ją w policzek. - Jedź za nim się rozpłaczę, znowu! -uśmiechnęłam się i wróciłam do gości. Szok po pojawieniu się Melisy już zanikł i atmosferę wypełniał świąteczny czas. Usiadłam w pobliżu choinki. Spojrzałam z miłością na tych wszystkich ludzi. Kochałam ich wszystkich. I cieszyłam się że mam ich wszystkich ze sobą. Po woli wszyscy zaczęli już wychodzić.
-Florence! - Melisa siadła obok mnie. - Nawet nie wiesz jak ci dziękuje. My też już pójdziemy, nie miej nam za złe.
-Nie ma problemu. - uśmiechnęłam się i pożegnałam się z Dekkerami.
-Mamo! - powiedział Evan. - Chciałbym jeszcze porozmawiać z Florence.
-Jasne! Poczekamy w aucie. -uśmiechnęła się i wyszła. Evan wziął mnie za rękę i poprowadził do mojego pokoju.
-Nawet nie wiem jak ci dziękować. -powiedział siadając obok mnie na łóżku. - Jak ją odnalazłaś?
-To nie ważne. - powiedziałam cicho. -Ważne że Elen już wami nie zawładnie.
Pogłaskał mnie po policzku.
-Tak bardzo cię kocham. - powiedział spoglądając mi w oczy. - Ale musisz coś wiedzieć. Jakiś czas temu, zanim byliśmy razem, zapisałem się na staż w The Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku i dostałem list że jestem przyjęty. To dla mnie wielka szansa. Jutro wyjeżdżam. - powiedział spokojnie. - Na miesiąc.
-Już jutro? - zapytałam szeptem.
-Ale wrócę. - przytulił mnie mocno. - Obiecuję że wrócę i potem będę cały twój.
Wtuliłam się w niego. Zeszliśmy na dół.
-Nie zrywasz ze mną, prawda? -spojrzałam na niego.
-Nie, kocham cię Florence. To taka przerwa, ale będziemy do siebie dzwonić. -pocałował mnie i wyszedł.
Zamknęłam za nim drzwi. To zabrzmiało jak zerwanie. Byłam sama w domu. Alyssa wyszła z Cameronem. Zauważyłam przy lustrze, list adresowany do mnie. Otworzyłam i zamarłam.
,, To co zrobiłaś zasłużyło na porządną zemstę. Pożałujesz tego. -Elen. P.S Twój wujek cię pozdrawia''.
Poszłam na górę i schowałam list. Położyłam się na łóżku a po chwili Rickey i Medusa dołączyły do mnie.
Szykuje się notka związana z bohaterem którego nie będziecie się spodziewać. :D
Buziaki ~C.
_________________________________________________________________________________
Zapadła głucha cisza.
-To niemożliwe. - powiedział Robert Dekker, spoglądając z niedowierzaniem na żonę.
-Mamo! - Ivy podbiegła do Melisy. - Pamiętam cię! Wróciłaś!
Dziewczynka przytuliła mamę.
-Tak naprawdę nigdy nie odeszłam. Każde z nas zostało opętane. Spędziłam trzy lata w Maudsley Hospital. - powiedziała cicho, biorąc Ivy na ręce i przytulając mocno.
-Czy naprawdę wszystko będzie teraz kojarzyło sie z Maud? -warknął Gabriel i wyszedł na taras.
-Nie przejmujcie się. Ja to załatwię. - powiedziałam i ruszyłam za Gabrielem.
Mój były przyjaciel stał na tarasie i właśnie odpalał papierosa.
-Czy ty do cholery, musisz psuć wspólne święta? Czy twoje zakichane ego, nie może się zamknąć na jeden wieczór? Twoja matka i twoja dziewczyna wróciły a ty zachowujesz się jak prostak nienawidzący całego świata! - warknęłam.
-Ona nie jest moją dziewczyną! -wykrzyczał. Rzuciłam nim o ścianę. -Cholera Floo! Co ty wyprawiasz?
Przytrzymałam go siłą.
-Marny z Ciebie łowca, nie potrafisz bronić się przed czarownicą. - zaśmiałam się.
-Dobrze wiesz, że szkolenie zaczynam po studiach, po za tym przed tobą nie musiałem się bronić.
-No ale już musisz. Nie ważne, nie przyszłam na ploteczki. Zobaczymy teraz co się działo. - uśmiechnęłam się i wniknęłam mu w umysł. Poznałam całą historię z Maud, następnie zerwanie z Louise. I znowu jakaś blokada. -Ty cholerny dupku! Zerwałeś z Louise bo boisz się Maud. Jesteś strasznym cieniasem.
-Mogłabyś skończyć się na mnie wyżywać? Czy może przechodzisz właśnie okres i twoje magiczne libido szaleje?!
Wywróciłam oczami i odrzuciłam go w stronę ogrodu.
-Zastanów się Gabriel na sobą. Odtrącasz od siebie tych co cię kochają, ranisz Louise! Przez wasz romans umarła, a jak wróciła ty nie możesz na nią patrzeć? -odwróciłam się i wróciłam do domu.
-Coś się stało? - zapytała Lou, podchodząc do mnie.
-Nie, nic. Wichura się rozpętała. - mruknęłam.
-Chciałabym pojechać jeszcze do rodziców. - powiedziała. - Nie obrazisz się że wyjdę? Później nadrobimy wszystko.
-No okej. Ale najpierw ci coś dam. - w moich dłoniach pojawił się album. - Wiem że to jest raczej takie dziecinne ale są tu wszystkie nasze zdjęcia.
Uściskałam ją.
-I mam nadzieje że już nie umrzesz mi więcej. - pocałowałam ją w policzek. - Jedź za nim się rozpłaczę, znowu! -uśmiechnęłam się i wróciłam do gości. Szok po pojawieniu się Melisy już zanikł i atmosferę wypełniał świąteczny czas. Usiadłam w pobliżu choinki. Spojrzałam z miłością na tych wszystkich ludzi. Kochałam ich wszystkich. I cieszyłam się że mam ich wszystkich ze sobą. Po woli wszyscy zaczęli już wychodzić.
-Florence! - Melisa siadła obok mnie. - Nawet nie wiesz jak ci dziękuje. My też już pójdziemy, nie miej nam za złe.
-Nie ma problemu. - uśmiechnęłam się i pożegnałam się z Dekkerami.
-Mamo! - powiedział Evan. - Chciałbym jeszcze porozmawiać z Florence.
-Jasne! Poczekamy w aucie. -uśmiechnęła się i wyszła. Evan wziął mnie za rękę i poprowadził do mojego pokoju.
-Nawet nie wiem jak ci dziękować. -powiedział siadając obok mnie na łóżku. - Jak ją odnalazłaś?
-To nie ważne. - powiedziałam cicho. -Ważne że Elen już wami nie zawładnie.
Pogłaskał mnie po policzku.
-Tak bardzo cię kocham. - powiedział spoglądając mi w oczy. - Ale musisz coś wiedzieć. Jakiś czas temu, zanim byliśmy razem, zapisałem się na staż w The Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku i dostałem list że jestem przyjęty. To dla mnie wielka szansa. Jutro wyjeżdżam. - powiedział spokojnie. - Na miesiąc.
-Już jutro? - zapytałam szeptem.
-Ale wrócę. - przytulił mnie mocno. - Obiecuję że wrócę i potem będę cały twój.
Wtuliłam się w niego. Zeszliśmy na dół.
-Nie zrywasz ze mną, prawda? -spojrzałam na niego.
-Nie, kocham cię Florence. To taka przerwa, ale będziemy do siebie dzwonić. -pocałował mnie i wyszedł.
Zamknęłam za nim drzwi. To zabrzmiało jak zerwanie. Byłam sama w domu. Alyssa wyszła z Cameronem. Zauważyłam przy lustrze, list adresowany do mnie. Otworzyłam i zamarłam.
,, To co zrobiłaś zasłużyło na porządną zemstę. Pożałujesz tego. -Elen. P.S Twój wujek cię pozdrawia''.
Poszłam na górę i schowałam list. Położyłam się na łóżku a po chwili Rickey i Medusa dołączyły do mnie.
środa, 25 grudnia 2013
Christmas Special II - Florence.
Życzę wam wszystkiego co najwspanialsze, spełnienia marzeń, prawdziwych przyjaciół i lepszego 2014 roku. Mam nadzieje że w nowym roku będziecie nas częściej odwiedzać i częściej komentować.
xoxo ~Carrie.
_____________________________________________________________________________
Podjechałam pod dom i wstawiłam auto to garażu. W między czasie sprowadziłam swojego jaguara pod dom. Pożegnałam się z Alyssą i pojechałam po Matta.
-Co to za zmiana auta? - zapytał wsiadając.
-Nie uważasz że moje volvo rzuca się w oczy? To gdzie jedziemy?
-Do Maudsley Hospital. Denmark Hill, London. -westchnął. - Chyba serio go kochasz, skoro jedziesz nie wiedząc czy to będzie jego matka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. -odpowiedziałam. Jechaliśmy w milczeniu.
-Jak sobie wyobrażasz święta? - uśmiechnął się.
-Z Louise, z wami, z Dekkerami, z Alyssą i jej bratem, Camem i Jake'm. Żeby było tak rodzinnie i świątecznie. - powiedziałam a w moich oczach zebrały się łzy. - Niestety Gabriel Dekker to najgorsza szuja roku i nie mówi mi co z Louise. Od paru tygodni czuje się jak bez serca. Bez połowy siebie. Nie umiałam pogodzić się z tym że opuściłam Louise, odzyskałam ją a potem znów straciłam. To nie jest fair.
-Wszystko się ułoży.
Pozostały czas spędziliśmy na poznawaniu siebie. Przyjechaliśmy do bardzo eleganckiego ośrodka. Trudno było powiedzieć na to psychiatryk.
-Dzień dobry. Przyszłam odwiedzić Melisę Dekker. - powiedziałam miło.
-A pani jest kim? Od lat jej nikt nie odwiedzał. - odpowiedziała recepcjonistka.
-Jestem jej córką. Przez wiele lat nie miałam kontaktu z mamą, mieszkałam w Azji z tatą. -użyłam trochę magii żeby moja historyjka zabrzmiała prawdziwie.
-Proszę za mną. Lekarz będzie chciał z panią porozmawiać.
-Oczywiście. - odpowiedziałam z uśmiechem. Matt czekał w aucie.
-Proszę wejść. -powiedziała pielęgniarka i otworzyła mi drzwi. Melisa siedziała na łóżku i czytała książkę.
-Florence?-spytała z niedowierzaniem wstając.
-Maama! - wykrzyknęłam puszczając jej oko. Rzuciłam jej się na szyję. Po chwili pielęgniarka wyszła. - Drobne kłamstwo. Przyszłam cię stąd wydostać.
-Skąd wiedziałaś? -zapytała.
-Długa historia. Wiem że to sprawka Elen. Zaczęło się od mojej siostry. Twoi synowie nie chcieli powiedzieć gdzie jest, próbowałam się wbić im do umysłu ale nie poskutkowało. Okazało się że Tessa walczyła z tym najbardziej. I potem wszystko rozwinęło się bardzo szybko. -powiedziałam cicho.
-Zrobiła ze mnie psycholkę. Rozumiem rozwijasz swoją ciemniejszą stronę Florence? -spojrzała na mnie.
-A ja rozumiem że siedzisz sobie tu i czytasz twórczość E.J. James? -zaśmiałam się.
-Witam panią, panno Florence. - powiedział wchodząc do pomieszczenia. - Rozumiem że chce pani odebrać matkę?
Przez kolejną godzinę udało wypisać mi sie Melisę z ośrodka.
-I co teraz zrobimy? - zapytała.
-Matt. Mój młodszy, starszy brat, zwiezie nas do domu mojego i mojej siostry, gdzie poczekasz do świąt aż cała mieszanka nasienia Dekkerów się zbierze w jednym gronie i wtedy pojawisz się ty.
-Masz świadomość że wraz z moim pojawieniem się blokada Elen przestanie istnieć?-powiedziała wsiadając.
Kiwnęłam głową.
-To teraz opowiadaj co się działo. Jak z Gabrielem? Bo jesteś z nim prawda?
-Spałam z nim, ale to raz. Nie jestem. W obecnej chwili bardzo go nienawidzę. Taka Short Love Story : Pojawiła się moja siostra Louise, on ją pokochał, ona go ale miała chłopaka, mieli romans, chłopak mojej siostry ją zabił, Gabriel wylądował w ośrodku takim jak ty, ja w psychiatryku, ja rozmawiałam z duchem Louise, Gabe spiskował jak wskrzesić Louise, wróciłam Louise próbowała zabić swoją bff. A potem uciekła i Gabriel jej rycerz ją schował w wieży. Na tym się kończy opowiadanie, a morał z tego że Gabriel jest zdrajcą.- przez całą drogę opowiadałam jej wszystko co się wydarzyło.- Aa! No i jestem z Evanem.
-Serio?! Myślałam że jest gejem! -powiedziała Mel z uśmiechem. - Ty mieszkasz?
Zapytała kiedy wysiadałyśmy.
-No tak.-uśmiechnęłam się. Otworzyłam drzwi i oniemiałam. Alyssa i Cameron ubierali właśnie dużą choinkę. -Co wy robicie?
-Wielkie święta! - powiedział Cameron. -Zaraz?! Czy to Melisa Dekker?
W świąteczny poranek wstałam wcześnie. Czułam że w tym dniu nie mogę zawieść nikogo. Zbiegłam na dół. Po chwili dołączyła do mnie Alyssa.
-Melisa jeszcze śpi. - powiedziała, całując mnie w policzek. -W końcu święta! I będziemy wszyscy razem.
Ali miała słowotok. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłam nie zwracając uwagi na to że miałam na sobie świąteczną piżamę i szlafrok. W drzwiach stał Christian.
-Cześć tatusiu! - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.- Wejdź.
-Przyniosłem trochę jedzenia i zobaczyć czy trzeba ci coś pomóc. -odpowiedział.
-Flo? Kto przyszedł? -powiedziała Alyssa przychodząc - Ooo! Najseksowniejszy ojciec świata! Trzeba zamieścić na czubku choinki gwiazdę. Pomożesz?-zapytała słodko.
-Jasne. -uśmiechnął się do niej. I poszedł w stronę choinki.
-Przyznaj, chcesz popatrzeć na jego tyłeczek. -powiedziałam ze śmiechem.
-Ojj, tak. A co najlepsze? Że ty nie masz u niego szans bo cie spłodził. - zaśmiała się i poszła instruować Christiana. Następnie Christian wypił z nami kawę, pogawędziliśmy i wyszedł. Po jakimś czasie Melisa zeszła i zaczęła nam pomagać. Umówiliśmy się że poczeka na górze aż po nią przyjdę. Najpierw przyszedł Cameron, potem Jake, Dekkerowie, Lyn napisała że się spóźni.
-Dziękuje że przygotowaliście większość świąt. -uścisnęłam Ali i Cama. - Jest prawie idealnie.
-Florence! - Tessa zawołała mnie do drzwi. Myślałam że to znowu taki mały naciągalski dzieciak. W drzwiach jednak zobaczyłam moją siostrę.
Uścisnęła mnie mocno.
-Louise, tęskniłam. - powiedziałam po czym się rozpłakałam.
Stałyśmy tak przez chwilę.
-Dobra Flo, nie płacz bo odstraszysz nam wszystkich gości. -zaśmiała się przez łzy. Otarłam swoje łzy.
-Tak bardzo się cieszę że tu jesteś. - powiedziałam. - A tak ogólnie, nasz ojciec Christian jest bardzo seksowny - szepnęłam jej na ucho. - Alyssa która siedziała razem ze mną w psychiatryku i mieszka chwilowo u nas strasznie na niego leci! Ale Cameron się z nią związał. Tak mniej więcej w skrócie. -zaśmiałam się.
-Poczekaj, pogadam chwilę z Gabrielem a potem opowiesz mi wszystko! - powiedziała i wyszła za Gabrielem.
-To kiedy zrobisz wielką niespodziankę Dekkerom? -zapytał Matt.
-Niebawem. - uśmiechnęłam się. Po chwili wróciła Louise i Gabriel. Widziałam że coś jest nie tak. ,,Oh, Gabriel chyba musimy pogadać.'' uśmiechnęłam się złowrogo.
-Posłuchajcie. Wiem że powinniśmy zacząć od kolacji. - powiedziałam. - Ale mam niespodziankę. Jesteśmy we wspaniałym rodzinnym gronie. A więc. Robercie, Evanie, Ivy, Tesso... - powiedziałam z uśmiechem. - Gabrielu. - prychnęłam z pogardą. - Kurczę, nie umie powiedzieć nic oficjalnego. Melisa, chodź. Ona wam wszystko wyjaśni - powiedziałam do matki mojego ukochanego stanęłam obok mojej siostry. Po chwili Melisa Dekker pojawiła się w salonie, wprowadzając wszystkich w osłupienie.
xoxo ~Carrie.
_____________________________________________________________________________
Podjechałam pod dom i wstawiłam auto to garażu. W między czasie sprowadziłam swojego jaguara pod dom. Pożegnałam się z Alyssą i pojechałam po Matta.
-Co to za zmiana auta? - zapytał wsiadając.
-Nie uważasz że moje volvo rzuca się w oczy? To gdzie jedziemy?
-Do Maudsley Hospital. Denmark Hill, London. -westchnął. - Chyba serio go kochasz, skoro jedziesz nie wiedząc czy to będzie jego matka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. -odpowiedziałam. Jechaliśmy w milczeniu.
-Jak sobie wyobrażasz święta? - uśmiechnął się.
-Z Louise, z wami, z Dekkerami, z Alyssą i jej bratem, Camem i Jake'm. Żeby było tak rodzinnie i świątecznie. - powiedziałam a w moich oczach zebrały się łzy. - Niestety Gabriel Dekker to najgorsza szuja roku i nie mówi mi co z Louise. Od paru tygodni czuje się jak bez serca. Bez połowy siebie. Nie umiałam pogodzić się z tym że opuściłam Louise, odzyskałam ją a potem znów straciłam. To nie jest fair.
-Wszystko się ułoży.
Pozostały czas spędziliśmy na poznawaniu siebie. Przyjechaliśmy do bardzo eleganckiego ośrodka. Trudno było powiedzieć na to psychiatryk.
-Dzień dobry. Przyszłam odwiedzić Melisę Dekker. - powiedziałam miło.
-A pani jest kim? Od lat jej nikt nie odwiedzał. - odpowiedziała recepcjonistka.
-Jestem jej córką. Przez wiele lat nie miałam kontaktu z mamą, mieszkałam w Azji z tatą. -użyłam trochę magii żeby moja historyjka zabrzmiała prawdziwie.
-Proszę za mną. Lekarz będzie chciał z panią porozmawiać.
-Oczywiście. - odpowiedziałam z uśmiechem. Matt czekał w aucie.
-Proszę wejść. -powiedziała pielęgniarka i otworzyła mi drzwi. Melisa siedziała na łóżku i czytała książkę.
-Florence?-spytała z niedowierzaniem wstając.
-Maama! - wykrzyknęłam puszczając jej oko. Rzuciłam jej się na szyję. Po chwili pielęgniarka wyszła. - Drobne kłamstwo. Przyszłam cię stąd wydostać.
-Skąd wiedziałaś? -zapytała.
-Długa historia. Wiem że to sprawka Elen. Zaczęło się od mojej siostry. Twoi synowie nie chcieli powiedzieć gdzie jest, próbowałam się wbić im do umysłu ale nie poskutkowało. Okazało się że Tessa walczyła z tym najbardziej. I potem wszystko rozwinęło się bardzo szybko. -powiedziałam cicho.
-Zrobiła ze mnie psycholkę. Rozumiem rozwijasz swoją ciemniejszą stronę Florence? -spojrzała na mnie.
-A ja rozumiem że siedzisz sobie tu i czytasz twórczość E.J. James? -zaśmiałam się.
-Witam panią, panno Florence. - powiedział wchodząc do pomieszczenia. - Rozumiem że chce pani odebrać matkę?
Przez kolejną godzinę udało wypisać mi sie Melisę z ośrodka.
-I co teraz zrobimy? - zapytała.
-Matt. Mój młodszy, starszy brat, zwiezie nas do domu mojego i mojej siostry, gdzie poczekasz do świąt aż cała mieszanka nasienia Dekkerów się zbierze w jednym gronie i wtedy pojawisz się ty.
-Masz świadomość że wraz z moim pojawieniem się blokada Elen przestanie istnieć?-powiedziała wsiadając.
Kiwnęłam głową.
-To teraz opowiadaj co się działo. Jak z Gabrielem? Bo jesteś z nim prawda?
-Spałam z nim, ale to raz. Nie jestem. W obecnej chwili bardzo go nienawidzę. Taka Short Love Story : Pojawiła się moja siostra Louise, on ją pokochał, ona go ale miała chłopaka, mieli romans, chłopak mojej siostry ją zabił, Gabriel wylądował w ośrodku takim jak ty, ja w psychiatryku, ja rozmawiałam z duchem Louise, Gabe spiskował jak wskrzesić Louise, wróciłam Louise próbowała zabić swoją bff. A potem uciekła i Gabriel jej rycerz ją schował w wieży. Na tym się kończy opowiadanie, a morał z tego że Gabriel jest zdrajcą.- przez całą drogę opowiadałam jej wszystko co się wydarzyło.- Aa! No i jestem z Evanem.
-Serio?! Myślałam że jest gejem! -powiedziała Mel z uśmiechem. - Ty mieszkasz?
Zapytała kiedy wysiadałyśmy.
-No tak.-uśmiechnęłam się. Otworzyłam drzwi i oniemiałam. Alyssa i Cameron ubierali właśnie dużą choinkę. -Co wy robicie?
-Wielkie święta! - powiedział Cameron. -Zaraz?! Czy to Melisa Dekker?
W świąteczny poranek wstałam wcześnie. Czułam że w tym dniu nie mogę zawieść nikogo. Zbiegłam na dół. Po chwili dołączyła do mnie Alyssa.
-Melisa jeszcze śpi. - powiedziała, całując mnie w policzek. -W końcu święta! I będziemy wszyscy razem.
Ali miała słowotok. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłam nie zwracając uwagi na to że miałam na sobie świąteczną piżamę i szlafrok. W drzwiach stał Christian.
-Cześć tatusiu! - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.- Wejdź.
-Przyniosłem trochę jedzenia i zobaczyć czy trzeba ci coś pomóc. -odpowiedział.
-Flo? Kto przyszedł? -powiedziała Alyssa przychodząc - Ooo! Najseksowniejszy ojciec świata! Trzeba zamieścić na czubku choinki gwiazdę. Pomożesz?-zapytała słodko.
-Jasne. -uśmiechnął się do niej. I poszedł w stronę choinki.
-Przyznaj, chcesz popatrzeć na jego tyłeczek. -powiedziałam ze śmiechem.
-Ojj, tak. A co najlepsze? Że ty nie masz u niego szans bo cie spłodził. - zaśmiała się i poszła instruować Christiana. Następnie Christian wypił z nami kawę, pogawędziliśmy i wyszedł. Po jakimś czasie Melisa zeszła i zaczęła nam pomagać. Umówiliśmy się że poczeka na górze aż po nią przyjdę. Najpierw przyszedł Cameron, potem Jake, Dekkerowie, Lyn napisała że się spóźni.
-Dziękuje że przygotowaliście większość świąt. -uścisnęłam Ali i Cama. - Jest prawie idealnie.
-Florence! - Tessa zawołała mnie do drzwi. Myślałam że to znowu taki mały naciągalski dzieciak. W drzwiach jednak zobaczyłam moją siostrę.
Uścisnęła mnie mocno.
-Louise, tęskniłam. - powiedziałam po czym się rozpłakałam.
Stałyśmy tak przez chwilę.
-Dobra Flo, nie płacz bo odstraszysz nam wszystkich gości. -zaśmiała się przez łzy. Otarłam swoje łzy.
-Tak bardzo się cieszę że tu jesteś. - powiedziałam. - A tak ogólnie, nasz ojciec Christian jest bardzo seksowny - szepnęłam jej na ucho. - Alyssa która siedziała razem ze mną w psychiatryku i mieszka chwilowo u nas strasznie na niego leci! Ale Cameron się z nią związał. Tak mniej więcej w skrócie. -zaśmiałam się.
-Poczekaj, pogadam chwilę z Gabrielem a potem opowiesz mi wszystko! - powiedziała i wyszła za Gabrielem.
-To kiedy zrobisz wielką niespodziankę Dekkerom? -zapytał Matt.
-Niebawem. - uśmiechnęłam się. Po chwili wróciła Louise i Gabriel. Widziałam że coś jest nie tak. ,,Oh, Gabriel chyba musimy pogadać.'' uśmiechnęłam się złowrogo.
-Posłuchajcie. Wiem że powinniśmy zacząć od kolacji. - powiedziałam. - Ale mam niespodziankę. Jesteśmy we wspaniałym rodzinnym gronie. A więc. Robercie, Evanie, Ivy, Tesso... - powiedziałam z uśmiechem. - Gabrielu. - prychnęłam z pogardą. - Kurczę, nie umie powiedzieć nic oficjalnego. Melisa, chodź. Ona wam wszystko wyjaśni - powiedziałam do matki mojego ukochanego stanęłam obok mojej siostry. Po chwili Melisa Dekker pojawiła się w salonie, wprowadzając wszystkich w osłupienie.
Christmas Special I - Louise
Te święta miały być wyjątkowe. Wyjątkowe pod każdym względem. Chciałam je spędzić z rodziną i najbliższymi znajomymi. Ale dzięki Maud, nie mogłam tego zrobić. Zmieniłam się. Patrząc na siebie w lustrze, nadal myślałam, że widzę Maud. Bałam się, że w każdej chwili ona znowu zepchnie mnie w najciemniejszy zakamarek mojego umysłu i zamknie mnie tam bez dostępu do świata zewnętrznego. I co gorsza... nie tylko ja miałam takie obawy.
-Gabriel, unikasz mnie. Proszę, oddzwoń. Tęsknię za tobą. Kocham cię.-kolejna wiadomość została nagrana. I zapewne tak jak reszta - odebrana i zignorowana. Od dwóch dni byłam we własnym ciele sama i czułam się nieswojo. Ale nie było nikogo, kogo mogłabym prosić o wsparcie.
-Gabriel, unikasz mnie. Proszę, oddzwoń. Tęsknię za tobą. Kocham cię.-kolejna wiadomość została nagrana. I zapewne tak jak reszta - odebrana i zignorowana. Od dwóch dni byłam we własnym ciele sama i czułam się nieswojo. Ale nie było nikogo, kogo mogłabym prosić o wsparcie.
-Czyżby ukochany cię porzucił?-odwróciłam się, słysząc głos dochodzący zza moich pleców. Ciemnowłosa kobieta przypatrywała mi się z triumfującego uśmiechem na twarzy. Jej ciało było nieskalane żadną blizną ani poparzeniem. W przeciwieństwie do mojego.
-Coś mogło go zatrzymać.-odpowiedziałam, odwracając od niej wzrok. Podniosłam rękę do twarzy i przejechałam nią po świeżej ranie na policzku. Nie wierzyłam, że Gabe był tak płytki, żeby porzucić mnie z powodu blizny na twarzy, ale to mogło wpłynąć na jego decyzję. Albo nie chciał ryzykować życia swojego i swoich bliskich, skoro mąż Maud przeżył spotkanie z nami. Carlisle Hawthorne. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie jest krewnym Cedrica, ale szybko wyprowadzono mnie z błędu. Na szczęście. Nie zniosłabym tego, że mój przyjaciel jest... Po prostu zły.
-Usprawiedliwiasz go. To słodkie. Ale zdradzę ci pewien sekret.-Maud nachyliła się do mojego ucha.-On nie wróci. Zostawił cię, bo po tym wszystkim ma cię dość.
-Kłamiesz. Albo wymyślasz bajki, żeby poczuć się lepiej, co jest na równi z kłamaniem.-zauważyłam, krzywiąc się.-Muszę stąd wyjść. Muszę się z nim spotkać.-zaczęłam podnosić się z łóżka, ale Maud mnie powstrzymała.
-Louise, kochana, twoje ciało potrzebuje czasu. Jestem ci to winna.
-Nie, nie jesteś. Zwalniam cię z długu, a teraz pozwól mi wyjść. Są święta. Chcę się z nimi zobaczyć. Wszystkimi.
-Jeśli stąd wyjdziesz, więcej nie wrócisz, zrozumiano?-Maud spojrzała na mnie ostro. Skinęłam głową i Zerwałam się z łóżka, aby się ubrać. Musiałam jak najszybciej dostać się do domu. Maud patrzyła na mnie zniesmaczona, kiedy wychodziłam. Byłam na drugim końcu miasta, nie miałam samochodu ani pięniędzy. Dotarcie do domu mogło mi zająć cały dzień, gdyby nie to, że po kilku minutach spaceru zatrzymał się przy mnie samochód. Szyby miał przyciemniane, a kiedy jedna z nich, na tylnym siedzeniu pasażera, się uchyliła, zobaczyłam w niej twarz, której nie chciałam już nigdy oglądać...
-Potrzebuje pani podwózki, panno Tempest?-spytał mężczyzna.
-Nawet jeśli, to nie od ciebie.-warknęłam.-Boję się, że mogłabym skończyć potem martwa w jakimś rowie.-odparłam.
-Nie wygłupiaj się. Zależało mi na pokonaniu Maud, nie ciebie. Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś przestała się wygłupiać i wsiadła do tego samochodu.-Carlisle powiedział to z taką stanowczością, że poczułam, że nie mam wyboru. Jednak stałam jeszcze chwilę w milczeniu.-Do diabła, panno Tempest, niechże pani wsiądzie do samochodu. Są święta, więc proszę to potraktować, jako prezent.
Nigdy nie sądziłam, że mężczyzna, który był dobrze po czterdziestce, chodził w szytych na miarę garniturach i jeździł z szoferem, okaże się mordercą, który ponad wszystko pragnie władzy. A jednak. I w dodatku, mężczyzna ten zdawał się być miły w święta, co kontrastowało ze słowami, które kierował do mnie zaledwie kilka dni temu.
-Dziękuję.-powiedziałam, wysiadając z samochodu pod eleganckim domkiem, w którym nigdyś mieszkałam z Florence. Zastanawiałam się, czy moja siostra przyjmie mnie z powrotem.
Zadzwoniłam do drzwi i usłyszałam szczekanie labradorów. Medusa. Miałam nadzieję, że ktoś się o nią troszczył, kiedy mnie nie było.
Drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich Tessę, która na mój widok rozdziawiła usta ze zdziwienia.
-Florence!-krzyknęła z uśmiechem na ustach.
-Co? Kto to? Do cholery, jeśli to znowu ten przeklęty dzieciak proszący o pieniądze, to...-przestała krzyczeć, kiedy zobaczyła moją twarz.
-Louise.-powiedziała cicho. Do oczu napłynęły mi łzy. Weszłam do domu i uściskałam moją siostrę najmocniej jak umiałam.
Nie potrafiłam znieść ignorancji ze strony Gabriela. Musiałam z nim porozmawiać, a okazja nadarzyła się niedługo przed przyjściem Christiana i chłopaków. I to był błąd, rozmawianie z nim właśnie wtedy.
-Mogę wiedzieć, dlaczego mnie unikasz?-spytałam, podchodząc do niego, gdy wyciągał zakupy z bagażnika swojego samochodu.
-Nie unikam cię.-odparł szybko i obojętnie. Jakby ledwo zauważył moją obecność.
-Jasne, że nie.-mruknęłam ironicznie.-Powiesz mi o co chodzi, czy będziesz psuł wszystkim święta?
-Dobra!-niemal krzyknął.-Unikam cię, bo nie mogę na ciebie patrzeć!
To zabolało. Zabolało tak mocno, jak to możliwe. Na chwilę straciłam oddech. Gabriel patrzył na mnie lodowatym wzrokiem.
-Nie mogę na ciebie patrzeć, bo ciągle widzę Maud. Nie potrafię już tego wyprzeć z pamięci, jak wcześniej. Ciągle martwię się, że twoje oczy podjadą do góry, zostawiając same białka... A ty nie będziesz już Louise tylko Maud... Nie potrafię pojąć, że to już się nie zdarzy, bo czuję się, jakby cząstka tej kobiety pozostała w tobie na zawsze. Zakochałem się w Louise, a nie jakimś pokręconym pomieszaniu Maud i Lou.
-Myślisz, że nie boję się tego? Myślisz, że ze mną wszystko w porządku? Że przeszłam do porządku dziennego z tym ciemnym zakamarkiem, do którego mnie wpychała? Potrzebuję teraz twojego wsparcia, Gabe, a ty ze mną zrywasz? Idź do diabła.-spoliczkowałam go i wróciłam do domu. Wszystko musiało być dzisiaj idealne, tak jak chciała Flo.
_________________________________________
Rozdział może i nie jest to bardzo świąteczny rozdział, ale taki dostaniecie od Carrie oraz ode mnie, ale 25.12 :).
Ale na razie, chciałabym Wam złożyć życzenia. Życzę Wam, abyście te święta spędzili w gronie osób, które są bliskie waszemu sercu. Aby prezenty, które dostaniecie wywołały uśmiech na Waszych twarzach. Abyście mogli zjeść ile wlezie i nie przytyć. I żebyście byli szczęśliwi. Zawsze :)
Barbra :*
niedziela, 22 grudnia 2013
Rozdział XLIII - Florence.
Wstałam wczesnym rankiem i zaczęłam zbierać rzeczy. Spakowałam laptop, notes i parę potrzebnych książek na temat rodów czarodziei. Wybrałam numer Matt'a.
-Cześć braciszku. - rzuciłam do słuchawki, kiedy tylko się zgłosił. -Wiem że dzwonię nie w porę, ale możemy się spotkać za godzinę w bibliotece instytutu?
-Dla ciebie wszystko. - rzucił, po czym się rozłączył. Zbiegłam na dół, gdzie Alyssa jadła już swoje śniadanie. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam karmę dla psów. Labradory szczęśliwie czekały już przy swoich miskach.
-Idziesz na zajęcia? - zapytała Alyssa.
-Nie, mam ważniejsze sprawy na głowie. - odpowiedziałam.
-Kochanie, nie bądź na mnie zła. Nie chciałam być nie miła, przepraszam.- powiedziała cicho.
-Nic się nie stało. Ale muszę serio coś załatwić. - pocałowałam ją w policzek.- Wieczorem się zobaczymy.
Wybiegłam z domu i wsiadłam do auta. Mój młodszy, starszy brat siedział przy stoliku z laptopem.
-Cześć Florence. - powiedział uśmiechając się do mnie. - Co się dzieje?
-Musimy odkryć czyjąś tożsamość. -powiedziałam siadając obok niego.
-To ma związek z Louise? -spojrzał na mnie zaciekawiony.
-Bardziej z jej kochasiem, Gabrielem. Ale może to mieć większy związek z Lou niż mi się wydaje.
-Czeekaj! Czyli dalej nie wiesz co z Louise? I czy twój przyjaciel nie miał na imie Gabriel?
-Były przyjaciel! A Louise... nie wiem co z nią tak na prawdę. Przejdźmy do sedna. Próbowałam się dowiedzieć co u Lou, wchodząc w umysł Evana i napotkałam blokadę. Potem próbowałam na Tessie i wiem że to ma związek z ich macochą która pojawiła się w niespodziewany sposób w ich życiu. Nagle!
-I nie próbowałaś z pogadać z którymś z Dekkerów? -spojrzał na mnie.
-A pomyślałeś że oni mogą być zaślepieni? Nie stracę chłopaka. Szukamy informacji.
W ten sposób spędziliśmy pół dnia na poszukiwaniach.
-Hej! Mam coś. Elen Lloyd. Pochodzi z rodu potężnych czarownic. Jej główną umiejętnościom jest wpływanie na ludzkie decyzje. Dwadzieścia lat temu przepadła w niewyjaśnionych okolicznościach. -spojrzał na mnie. - To ona?
-Wszystko by się zgadzało. Nie znam wprawdzie jej panieńskiego nazwiska. Weź poszukaj książki o największych rodach czarownic. -spojrzałam zaciekawiona na tekst który znalazł mój brat. Chwile później wrócił z książką. Wyszukałam ród Lloydów.
-Jest. Elen Lloyd. Siostra Maud Lloyd. Maud wyszła za Carl... tu już zamazane. Jakby ktoś nie chciał żeby ktoś przeczytał.
-Możliwe. - odpowiedział cicho - Jak przygotowania do świąt?
-Nie szykuje się jeszcze. -odpowiedziałam. - Dzięki za pomoc braciszku, to mi dużo wyjaśniło. Może przyjdziecie wszyscy w święta? Nie chce być sama.
-Jasne. Chętnie wpadniemy. - pocałował mnie w policzek i się rozeszliśmy. Wsiadłam w auto i nieświadomie pojechałam pod biuro Elen. Czekałam aż wyjdzie. W końcu się doczekałam.
-Hej! Ładnie to tak mężowi i jego dzieciom mieszać w głowach? - rzuciłam za nią, wychodząc z auta.
-Florence. - uśmiechnęła się. - Witaj, co tu robisz?
-Odpowiedz na moje pytanie. -zażądałam.
-Nie wiem o czym mówisz. - odpowiedziała.
-Daj spokój. Powiedz mi lepiej co się stało z matką Evana?
Ujrzałam jej prawdziwe oblicze.
-Wciąż żyje. Przekonana że jest wariatką. -zaśmiała się.-Widzisz we wszystkim jest metoda.
Poczułam nagły przypływ siły. Rzuciłam ją do ściany. Resztę wydarzeń pamiętałam jak przez mgłę. W końcu wróciła mi świadomość. Spojrzałam na Elen. Martwą Elen. Zabiłam Elen. Zabiłam macochę Evana, Gabriela, Tess i Ivy. Zabiłam żonę Roberta. Muszę schować ciało. Złapałam ją za ramiona i zaciągnęłam na tyły, gdzie stały śmietniki. Porzuciłam ciało i zatarłam wszelkie ślady mojej obecności tutaj. Znalazłam się pod drzwiami Evan'a. Zapukałam.
Mój chłopak otworzył mi w samych spodniach z dresu, był lekko zaspany. Dobra, może i nie wygląda ale ma całkiem spore mięśnie.
-Jesteś sam? - powiedziałam po chwili przypatrywania się jego zgrabnemu ciału.
-Tak. - odpowiedział przyglądając mi się. Przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam całować. Zamknęliśmy drzwi i ruszyliśmy do jego pokoju.
Obudziłam się wtulona w Evana. Mój chłopak przyglądał mi się z uśmiechem.
-Nie chcesz mnie w ten sposób częściej odwiedzać? -zapytał.
-Pomyśle nad tym. - uśmiechnęłam się. -Idziemy na śniadanie?
-Jasne. -wstał z łóżka i zaczął się ubierać. - Mam cię ubrać czy sama wstaniesz?
-No już wstaje, chciałam sobie popatrzeć trochę. -zaśmiałam się. Kiedy weszliśmy do kuchni, przeżyłam szok.
-Cześć dzieci, zjecie naleśniki?- powiedziała Elen.
Przecież ją zabiłam. Schowałam jej ciało. Zrobiło mi się niedobrze.
-Coś się stało? -zapytał zatroskany Evan. - Zbladłaś.
-Jakoś mi słabo. Wrócę do domu. - mimo protestów Evana, ruszyłam do drzwi. Kiedy starałam się uspokoić w aucie zadzwonił Matt.
-Hej Flo. Chyba namierzyłem matkę twojego chłopaka. - rzucił do słuchawki.
-Już jadę. - powiedziałam po czym się rozłączyłam, a następnie odpaliłam samochód. To była moja szansa na pozbycie się Elen.
-A pomyślałeś że oni mogą być zaślepieni? Nie stracę chłopaka. Szukamy informacji.
W ten sposób spędziliśmy pół dnia na poszukiwaniach.
-Hej! Mam coś. Elen Lloyd. Pochodzi z rodu potężnych czarownic. Jej główną umiejętnościom jest wpływanie na ludzkie decyzje. Dwadzieścia lat temu przepadła w niewyjaśnionych okolicznościach. -spojrzał na mnie. - To ona?
-Wszystko by się zgadzało. Nie znam wprawdzie jej panieńskiego nazwiska. Weź poszukaj książki o największych rodach czarownic. -spojrzałam zaciekawiona na tekst który znalazł mój brat. Chwile później wrócił z książką. Wyszukałam ród Lloydów.
-Jest. Elen Lloyd. Siostra Maud Lloyd. Maud wyszła za Carl... tu już zamazane. Jakby ktoś nie chciał żeby ktoś przeczytał.
-Możliwe. - odpowiedział cicho - Jak przygotowania do świąt?
-Nie szykuje się jeszcze. -odpowiedziałam. - Dzięki za pomoc braciszku, to mi dużo wyjaśniło. Może przyjdziecie wszyscy w święta? Nie chce być sama.
-Jasne. Chętnie wpadniemy. - pocałował mnie w policzek i się rozeszliśmy. Wsiadłam w auto i nieświadomie pojechałam pod biuro Elen. Czekałam aż wyjdzie. W końcu się doczekałam.
-Hej! Ładnie to tak mężowi i jego dzieciom mieszać w głowach? - rzuciłam za nią, wychodząc z auta.
-Florence. - uśmiechnęła się. - Witaj, co tu robisz?
-Odpowiedz na moje pytanie. -zażądałam.
-Nie wiem o czym mówisz. - odpowiedziała.
-Daj spokój. Powiedz mi lepiej co się stało z matką Evana?
Ujrzałam jej prawdziwe oblicze.
-Wciąż żyje. Przekonana że jest wariatką. -zaśmiała się.-Widzisz we wszystkim jest metoda.
Poczułam nagły przypływ siły. Rzuciłam ją do ściany. Resztę wydarzeń pamiętałam jak przez mgłę. W końcu wróciła mi świadomość. Spojrzałam na Elen. Martwą Elen. Zabiłam Elen. Zabiłam macochę Evana, Gabriela, Tess i Ivy. Zabiłam żonę Roberta. Muszę schować ciało. Złapałam ją za ramiona i zaciągnęłam na tyły, gdzie stały śmietniki. Porzuciłam ciało i zatarłam wszelkie ślady mojej obecności tutaj. Znalazłam się pod drzwiami Evan'a. Zapukałam.
Mój chłopak otworzył mi w samych spodniach z dresu, był lekko zaspany. Dobra, może i nie wygląda ale ma całkiem spore mięśnie.
-Jesteś sam? - powiedziałam po chwili przypatrywania się jego zgrabnemu ciału.
-Tak. - odpowiedział przyglądając mi się. Przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam całować. Zamknęliśmy drzwi i ruszyliśmy do jego pokoju.
Obudziłam się wtulona w Evana. Mój chłopak przyglądał mi się z uśmiechem.
-Nie chcesz mnie w ten sposób częściej odwiedzać? -zapytał.
-Pomyśle nad tym. - uśmiechnęłam się. -Idziemy na śniadanie?
-Jasne. -wstał z łóżka i zaczął się ubierać. - Mam cię ubrać czy sama wstaniesz?
-No już wstaje, chciałam sobie popatrzeć trochę. -zaśmiałam się. Kiedy weszliśmy do kuchni, przeżyłam szok.
-Cześć dzieci, zjecie naleśniki?- powiedziała Elen.
Przecież ją zabiłam. Schowałam jej ciało. Zrobiło mi się niedobrze.
-Coś się stało? -zapytał zatroskany Evan. - Zbladłaś.
-Jakoś mi słabo. Wrócę do domu. - mimo protestów Evana, ruszyłam do drzwi. Kiedy starałam się uspokoić w aucie zadzwonił Matt.
-Hej Flo. Chyba namierzyłem matkę twojego chłopaka. - rzucił do słuchawki.
-Już jadę. - powiedziałam po czym się rozłączyłam, a następnie odpaliłam samochód. To była moja szansa na pozbycie się Elen.
czwartek, 19 grudnia 2013
Rozdział XLII - Louise
Mam nadzieję, że tęskniliście. Jeśli tak, to niestety, ale tego nie widać. Ale mimo wszystko wracamy z kolejnymi rozdziałami o Louise, Florence i reszcie.
Z okazji zbliżających się świąt (nie tylko u nas, ale również w Liverpoolu ;) ) planuję napisać dla Was świąteczny rozdział, który będzie trochę inny od pozostałych. Zostanie prawdopodobnie napisany w poniedziałek i opublikowany we wtorek lub środę (trzymajcie kciuki za motywację).
Miłego czytania, Wasza Barbra :)
_______________________________________________________________
Jeszcze tylko trzy dni. Jeszcze tylko trzy dni będę musiała spędzić w tej klatce, jaką stanowił dla mnie mój własny umysł.
Kiedy Tessa wyszła, Maud powiedziała Gabrielowi, żeby ją znalazł i był gotowy za dwie godziny. Sama udała się do piwnicy. Podeszła do stołu, na którym leżało ciało, oświetlone przez jedną, słabą żarówkę wiszącą pod sufitem. Maud spojrzała na swoje nowe naczynie, do którego niedługo miała wejść. Nowe ciało było starsze od mojego i niższe. Włosy kobiety były ciemnobrązowe, prawie czarne, a cera lekko opalona. Z myśli Maud wyłapałam, że bardzo podobnie wyglądało jej ciało, które nosiła ponad 20 lat temu. Cofnęłam się w jak najdalszy kąt umysłu, który dzieliłam z Maud. Ostatnim czego w tej chwili chciałam było oglądanie nowego naczynia mojego pasożyta.
Czekałam, aż Maud wyjdzie z piwnicy, znajdzie Gabriela i Tessę, i pojadą do jej męża. Wolałam oczywiście, żeby poczekała, aż jej nowe ciało będzie nadawało się do użytku, żeby nie musiała niszczyć mojego. Wiedziałam, że z tej "wyprawy" wrócę z przynajmniej jedną głęboką raną.
-Jeszcze tylko dwa dni, Louise. Potem twoje ciało będzie tylko twoje.-Maud wypowiedziała te słowa na głos, chociaż wystarczyłoby, gdyby skierowała je do mnie w myślach.
"Połamane, poparzone i półżywe? Dzięki, Maud, jesteś taka hojna i dobra..." pomyślałam ironicznie. Kobieta wywróciła moimi oczami, jak dziwacznie by to nie brzmiało.
-Powinnaś docenić, że w jakimś stopniu będzie ono żywe, a nie narzekać. Nie tęsknisz za pocałunkami Gabriela?-ironiczny uśmiech wykrzywił jej... moją twarz.
"Tęsknię bardziej za odzyskaniem prywatności i mojego ciała, które sobie pożyczyłaś." skierowałam do niej myśl przepełnioną jadem i złością. Maud nie odpowiedziała. Zepchnęła mnie jeszcze głębiej, abym nie mogła jej przeszkadzać. W takich momentach traciłam kontakt ze wszystkim, co mnie otaczało. Nie widziałam tego co Maud, nie słyszałam, nie czułam. Byłam pozbawioną zmysłów namiastką czarownicy zamkniętą w czerni własnego umysłu. Tych stanów nienawidziłam najbardziej. To było gorsze niż klatka. Było jak cela bez okien, z dźwiękoszczelnymi ścianami. Nigdy nie życzyłabym nikomu zamknięcia w tej części umysłu. Nawet Maud.
-Możemy jechać.-powiedział Gabriel, trzymając Tessę za ramię. Kilka metrów za nimi stał Wren, który patrzył na mnie, jakby miał ochotę mnie zabić. Zresztą, pewnie miał. Poczucie winy było uczuciem, którego nie lubiłam do siebie dopuszczać, ale w tym przypadku było ono dobre. Przypominało mi, że mam jeszcze ludzkie odruchy. Postanowiłam, że pierwszą rzeczą jaką zrobię po odzyskaniu ciała, będzie rozmowa z Wrenem. Musiałam go przeprosić za to, co wydarzyło się trzy lata temu w Formby.
Całą drogę siedziałam cicho, nawet nie próbując rozmawiać z Maud. Razem z nią wpatrywałam się w śnieg, który padał za szybą samochodu. Przeliczyłam szybko dni w głowie. Do świąt zostało półtora tygodnia. Miałam cichą nadzieję, że do tego czasu wszystko będzie już w miarę normalne, ale wiedziałam, że to niemożliwe. To, co mieliśmy zaraz zacząć, nie skończy się tak szybko.
Ale czy wymagałam za dużo, prosząc o jeden, spokojny dzień, który mogłabym spędzić śpiewając kolędy z bliskimi?
"Tak. Jeśli nie uda nam się go dzisiaj zatrzymać, on odbierze ci każdą szczęśliwą chwilę." odparła Maud.
Z okazji zbliżających się świąt (nie tylko u nas, ale również w Liverpoolu ;) ) planuję napisać dla Was świąteczny rozdział, który będzie trochę inny od pozostałych. Zostanie prawdopodobnie napisany w poniedziałek i opublikowany we wtorek lub środę (trzymajcie kciuki za motywację).
Miłego czytania, Wasza Barbra :)
_______________________________________________________________
Jeszcze tylko trzy dni. Jeszcze tylko trzy dni będę musiała spędzić w tej klatce, jaką stanowił dla mnie mój własny umysł.
Kiedy Tessa wyszła, Maud powiedziała Gabrielowi, żeby ją znalazł i był gotowy za dwie godziny. Sama udała się do piwnicy. Podeszła do stołu, na którym leżało ciało, oświetlone przez jedną, słabą żarówkę wiszącą pod sufitem. Maud spojrzała na swoje nowe naczynie, do którego niedługo miała wejść. Nowe ciało było starsze od mojego i niższe. Włosy kobiety były ciemnobrązowe, prawie czarne, a cera lekko opalona. Z myśli Maud wyłapałam, że bardzo podobnie wyglądało jej ciało, które nosiła ponad 20 lat temu. Cofnęłam się w jak najdalszy kąt umysłu, który dzieliłam z Maud. Ostatnim czego w tej chwili chciałam było oglądanie nowego naczynia mojego pasożyta.
Czekałam, aż Maud wyjdzie z piwnicy, znajdzie Gabriela i Tessę, i pojadą do jej męża. Wolałam oczywiście, żeby poczekała, aż jej nowe ciało będzie nadawało się do użytku, żeby nie musiała niszczyć mojego. Wiedziałam, że z tej "wyprawy" wrócę z przynajmniej jedną głęboką raną.
-Jeszcze tylko dwa dni, Louise. Potem twoje ciało będzie tylko twoje.-Maud wypowiedziała te słowa na głos, chociaż wystarczyłoby, gdyby skierowała je do mnie w myślach.
"Połamane, poparzone i półżywe? Dzięki, Maud, jesteś taka hojna i dobra..." pomyślałam ironicznie. Kobieta wywróciła moimi oczami, jak dziwacznie by to nie brzmiało.
-Powinnaś docenić, że w jakimś stopniu będzie ono żywe, a nie narzekać. Nie tęsknisz za pocałunkami Gabriela?-ironiczny uśmiech wykrzywił jej... moją twarz.
"Tęsknię bardziej za odzyskaniem prywatności i mojego ciała, które sobie pożyczyłaś." skierowałam do niej myśl przepełnioną jadem i złością. Maud nie odpowiedziała. Zepchnęła mnie jeszcze głębiej, abym nie mogła jej przeszkadzać. W takich momentach traciłam kontakt ze wszystkim, co mnie otaczało. Nie widziałam tego co Maud, nie słyszałam, nie czułam. Byłam pozbawioną zmysłów namiastką czarownicy zamkniętą w czerni własnego umysłu. Tych stanów nienawidziłam najbardziej. To było gorsze niż klatka. Było jak cela bez okien, z dźwiękoszczelnymi ścianami. Nigdy nie życzyłabym nikomu zamknięcia w tej części umysłu. Nawet Maud.
-Możemy jechać.-powiedział Gabriel, trzymając Tessę za ramię. Kilka metrów za nimi stał Wren, który patrzył na mnie, jakby miał ochotę mnie zabić. Zresztą, pewnie miał. Poczucie winy było uczuciem, którego nie lubiłam do siebie dopuszczać, ale w tym przypadku było ono dobre. Przypominało mi, że mam jeszcze ludzkie odruchy. Postanowiłam, że pierwszą rzeczą jaką zrobię po odzyskaniu ciała, będzie rozmowa z Wrenem. Musiałam go przeprosić za to, co wydarzyło się trzy lata temu w Formby.
Całą drogę siedziałam cicho, nawet nie próbując rozmawiać z Maud. Razem z nią wpatrywałam się w śnieg, który padał za szybą samochodu. Przeliczyłam szybko dni w głowie. Do świąt zostało półtora tygodnia. Miałam cichą nadzieję, że do tego czasu wszystko będzie już w miarę normalne, ale wiedziałam, że to niemożliwe. To, co mieliśmy zaraz zacząć, nie skończy się tak szybko.
Ale czy wymagałam za dużo, prosząc o jeden, spokojny dzień, który mogłabym spędzić śpiewając kolędy z bliskimi?
"Tak. Jeśli nie uda nam się go dzisiaj zatrzymać, on odbierze ci każdą szczęśliwą chwilę." odparła Maud.
niedziela, 24 listopada 2013
Rozdział XLI - Tessa
Mężczyzna, który wszedł do pokoju nie mógł pozostać przeze mnie nie zauważony. Momentalnie rozdziawiłam usta... Ze zdziwienia? Z zachwytu? Nie potrafiłam nazwać tego odczucia. Wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy. Wyglądał jak... Nie potrafiłam tego pojąć. Zerknęłam na Lynette stojącą kilka kroków za nim. W ich rysach twarzy było coś podobnego. Rodzeństwo? Nie trudno mi w to było uwierzyć. Lyn wspomniała, że ma starszego brata, ale nie wyobrażałam sobie takiego kogoś. Chociaż Lynette była piękna, nigdy nie wyobrażałam sobie jej brata... Tak.
-Morderczyni.-to jedno słowo wydobyło się z jego ust i nagle cały jego urok zniknął. Wpatrywał się w Louise, a właściwie Maud. Gabriel natychmiast stanął między nimi.
-Jak ją nazwałeś?-warknął, patrząc na starszego Martina z nieskrywaną nienawiścią. W tym momencie zrozumiałam, że Gabriel prawdziwie kocha Louise i jest gotów poświęcić dla niej wszystko. Nie był w stanie znieść jakiejkolwiek jej zniewagi, nawet jeśli miał to przypłacić życiem.
-Morderczynią.-powiedział mężczyzna, nadal patrząc na Louise ponad ramieniem mojego brata.-Trzy lata temu, w Formby, zamordowała mojego przyjaciela, Keegana.-powiedział. Lynette dotknęła delikatnie ramienia brata.
-Wren, musiała zajść jakaś pomyłka...-próbowała mu wytłumaczyć, ale widać było, że jej nie słucha. Lyn spojrzała na Maud, siedzącą niczym pasożyt w ciele Louise Tempest.-Maud, pozwól jej to rozwiązać.-poprosiła delikatnie. Oczy dziewczyny podjechały do góry i po ułamku sekundy była z nami Louise. Zauważyłam, że Gabriel odwrócił wzrok od sceny przemiany, wzdrygając się. Zmarszczyłam brwi. Był w stanie poświęcić wiele dla Louise, ale... ale nie dla Maud.
-Wren, tak?-Lou popatrzyła na mężczyznę i zrobiła krok w jego stronę.-Chodzi ci o Keegana, który flirtował z Florence?
-Czarnowłosą czarownicą? Tak, ten. Rzuciłaś na niego zaklęcie, a potem wrzuciłaś jego ciało do morza. Nie próbuj się tłumaczyć, widziałem dowody.
-Do... dowody?-Lou wyglądała na przerażoną, a z kolei w oczach Wrena widziałam triumf.
-Zdjęcia, które zrobił strażnik, Logan Wells, zanim ktoś usiłował wyczyścić mu pamięć i je usunął.-Lynette, stojąca za bratem patrzyła na całą scenę zszokowana.
-To był wypadek...-zaczęła Louise, ale Wrenowi to wystarczyło jako przyznanie się do winy.
-Nie ujdzie ci to na sucho!-syknął i wyszedł z domu, kipiąc ze złości. Lynette wybiegła za nim, krzycząc, żeby się zatrzymał i to przemyślał. Popatrzyłam na mojego brata i jego ukochaną, a potem na Camerona, który stał na baczność cały czas, który Wren spędził w pokoju. Wyszłam wolno z domu, sprawdzić, czy u Lyn wszystko w porządku. Stała na podjeździe w samym swetrze, a po jej policzkach spływały łzy. Latarnia oświetlała jej twarz i włosy, w których topiły się płatki śniegu.
-Lynette?-zagadnęłam delikatnie. Natychmiast otarła policzki.
-Tessa. Wren powiedział, że na razie nic nie zrobi, ale nie odjechał w pokojowym nastroju.-powiedziała cicho.
-Jest twoim bratem. Nie zrobi nic, co mogłoby cię zranić, prawda?-uśmiechnęłam się lekko i otarłam kciukiem kolejną łzę, która spływała po jej policzku. Lynette spojrzała mi w oczy.
Wtedy nie widziałam w niej dziewczyny, która prawie umarła, ani dziewczyny, która potrafiła upić się do nieprzytomności na niemal każdej imprezie. Widziałam niewyżytą artystkę, wolną duszę, kobietę, która chciała tylko być szczęśliwa. Poczułam jej dłoń na swoim policzku, jej plecy pod moją dłonią, jej usta oddalone o milimetry od moich. Zamknęłam oczy. Chciałam tego. Chciałam pocałunku Lynette, w tamtej chwili najbardziej na świecie. Chciałam być wolna od Elen i taty, od wszelkich trosk, od dziwnych dziewczyn moich braci, od wszystkiego. Chciałam być tak wolna, jak Lynette, chciałam się z nią złączyć.
Ale pocałunek nie nastąpił. Dziewczyna odsunęła się ode mnie głaszcząc mnie po policzku.
-Nie mogę ci tego zrobić. Nie jestem teraz najlepszym materiałem na bycie czyimkolwiek wsparciem.-powiedziała cicho.
-Nie musisz być wsparciem. Możesz mnie po prostu pocałować i więcej nie będziemy o tym wspominać.-wyszeptałam. Lynette przez chwilę się wahała, ale przycisnęła swoje usta do moich.
-Uwolnię Louise za trzy dni.-oznajmiła Maud, kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie.-Do tego czasu moje ciało powinno być już gotowe do użycia. A przed tym, Gabriel i Tessa, idziecie ze mną. Będę was potrzebować. Lynette, Cameron i Jake, macie pilnować, żeby nikt tutaj przypadkiem nie namieszał. Inaczej będę musiała zostać w waszej znajomej trochę dłużej, co wam jest chyba bardzo nie na rękę, mam rację?
Nikt nie odpowiedział. Miałam już dość Maud.
-Gdzie mamy z tobą jechać?-spytał w końcu Gabriel.
-Do mojego męża, oczywiście.
Wstałam. Nie chciałam więcej tego słuchać. Każde słowo, jakie padało z tych ust, wywoływało u mnie okropną irytację. Wybiegłam z domu i ruszyłam w stronę centrum. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego.
Usiadłam na ławce w parku, chowając twarz w dłoniach i usiłując się uspokoić.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę i ujrzałam Wrena, patrzącego na mnie z troską. Uśmiechnęłam się lekko na jego widok. Był przystojny, naprawdę przystojny.
-Niespecjalnie.-wyznałam szczerze. Mężczyzna usiadł na ławce, obok mnie.
-Możesz mi o tym opowiedzieć. Mamy czas.
_____________________
Jak zwykle przepraszam, za tak długi czas oczekiwania. Chociaż wnioskując po komentarzach, nikt nie czekał. Kocham Was.
xxxx B.
-Morderczynią.-powiedział mężczyzna, nadal patrząc na Louise ponad ramieniem mojego brata.-Trzy lata temu, w Formby, zamordowała mojego przyjaciela, Keegana.-powiedział. Lynette dotknęła delikatnie ramienia brata.
-Wren, musiała zajść jakaś pomyłka...-próbowała mu wytłumaczyć, ale widać było, że jej nie słucha. Lyn spojrzała na Maud, siedzącą niczym pasożyt w ciele Louise Tempest.-Maud, pozwól jej to rozwiązać.-poprosiła delikatnie. Oczy dziewczyny podjechały do góry i po ułamku sekundy była z nami Louise. Zauważyłam, że Gabriel odwrócił wzrok od sceny przemiany, wzdrygając się. Zmarszczyłam brwi. Był w stanie poświęcić wiele dla Louise, ale... ale nie dla Maud.
-Wren, tak?-Lou popatrzyła na mężczyznę i zrobiła krok w jego stronę.-Chodzi ci o Keegana, który flirtował z Florence?
-Czarnowłosą czarownicą? Tak, ten. Rzuciłaś na niego zaklęcie, a potem wrzuciłaś jego ciało do morza. Nie próbuj się tłumaczyć, widziałem dowody.
-Do... dowody?-Lou wyglądała na przerażoną, a z kolei w oczach Wrena widziałam triumf.
-Zdjęcia, które zrobił strażnik, Logan Wells, zanim ktoś usiłował wyczyścić mu pamięć i je usunął.-Lynette, stojąca za bratem patrzyła na całą scenę zszokowana.
-To był wypadek...-zaczęła Louise, ale Wrenowi to wystarczyło jako przyznanie się do winy.
-Nie ujdzie ci to na sucho!-syknął i wyszedł z domu, kipiąc ze złości. Lynette wybiegła za nim, krzycząc, żeby się zatrzymał i to przemyślał. Popatrzyłam na mojego brata i jego ukochaną, a potem na Camerona, który stał na baczność cały czas, który Wren spędził w pokoju. Wyszłam wolno z domu, sprawdzić, czy u Lyn wszystko w porządku. Stała na podjeździe w samym swetrze, a po jej policzkach spływały łzy. Latarnia oświetlała jej twarz i włosy, w których topiły się płatki śniegu.
-Lynette?-zagadnęłam delikatnie. Natychmiast otarła policzki.
-Tessa. Wren powiedział, że na razie nic nie zrobi, ale nie odjechał w pokojowym nastroju.-powiedziała cicho.
-Jest twoim bratem. Nie zrobi nic, co mogłoby cię zranić, prawda?-uśmiechnęłam się lekko i otarłam kciukiem kolejną łzę, która spływała po jej policzku. Lynette spojrzała mi w oczy.
Wtedy nie widziałam w niej dziewczyny, która prawie umarła, ani dziewczyny, która potrafiła upić się do nieprzytomności na niemal każdej imprezie. Widziałam niewyżytą artystkę, wolną duszę, kobietę, która chciała tylko być szczęśliwa. Poczułam jej dłoń na swoim policzku, jej plecy pod moją dłonią, jej usta oddalone o milimetry od moich. Zamknęłam oczy. Chciałam tego. Chciałam pocałunku Lynette, w tamtej chwili najbardziej na świecie. Chciałam być wolna od Elen i taty, od wszelkich trosk, od dziwnych dziewczyn moich braci, od wszystkiego. Chciałam być tak wolna, jak Lynette, chciałam się z nią złączyć.
Ale pocałunek nie nastąpił. Dziewczyna odsunęła się ode mnie głaszcząc mnie po policzku.
-Nie mogę ci tego zrobić. Nie jestem teraz najlepszym materiałem na bycie czyimkolwiek wsparciem.-powiedziała cicho.
-Nie musisz być wsparciem. Możesz mnie po prostu pocałować i więcej nie będziemy o tym wspominać.-wyszeptałam. Lynette przez chwilę się wahała, ale przycisnęła swoje usta do moich.
-Uwolnię Louise za trzy dni.-oznajmiła Maud, kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie.-Do tego czasu moje ciało powinno być już gotowe do użycia. A przed tym, Gabriel i Tessa, idziecie ze mną. Będę was potrzebować. Lynette, Cameron i Jake, macie pilnować, żeby nikt tutaj przypadkiem nie namieszał. Inaczej będę musiała zostać w waszej znajomej trochę dłużej, co wam jest chyba bardzo nie na rękę, mam rację?
Nikt nie odpowiedział. Miałam już dość Maud.
-Gdzie mamy z tobą jechać?-spytał w końcu Gabriel.
-Do mojego męża, oczywiście.
Wstałam. Nie chciałam więcej tego słuchać. Każde słowo, jakie padało z tych ust, wywoływało u mnie okropną irytację. Wybiegłam z domu i ruszyłam w stronę centrum. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego.
Usiadłam na ławce w parku, chowając twarz w dłoniach i usiłując się uspokoić.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę i ujrzałam Wrena, patrzącego na mnie z troską. Uśmiechnęłam się lekko na jego widok. Był przystojny, naprawdę przystojny.
-Niespecjalnie.-wyznałam szczerze. Mężczyzna usiadł na ławce, obok mnie.
-Możesz mi o tym opowiedzieć. Mamy czas.
_____________________
Jak zwykle przepraszam, za tak długi czas oczekiwania. Chociaż wnioskując po komentarzach, nikt nie czekał. Kocham Was.
xxxx B.
środa, 20 listopada 2013
Rozdział XL - Florence.
Hej. Takie dwie sprawy mam. Pierwsza : Komentujcie. Serio! Wiecie jak dla nas autorek to jest motywujące? A druga. Kolejny raz zaktualizowałam wygląd Florence :3
/Carrie
_____________________________________________________________
-Louise, potrzebuje odpoczynku i spokoju. - powiedział Gabriel, przeskakując z nogi na nogę. Spadł już pierwszy śnieg a spotkanie w parku nie było dobrym pomysłem.
-No ale chyba możesz mnie do niej dopuścić! - spojrzałam na niego wściekle. - To moja siostra i najlepsza przyjaciółka!
-Musisz dać nam czas! - odpowiedział Gabe.
Tego było już za wiele.
- Od trzech dni nie mogę z nią porozmawiać! Tego już za wiele Gabriel! Powiedz o co się dzieje?!
-Nic! -zaprotestował.
-Wiesz co, Gabriel? Mam dość twoich kłamstw, żałuję że poznałam cię z Louise! Stałeś się zakochanym kundlem i wciąż mnie okłamujesz! Mogłeś wyjechać do tego zakichanego Nowego Jorku i wyrywać panienki jak kiedyś! Możesz się do mnie więcej nie zbliżać! -warknęłam i odwróciłam się na pięcie.
-Florence! -Gabriel złapał mnie za ramię. Nagle poczułam przypływ złości i odrzuciłam Gabriela za pomocą magii. Wylądował parę metrów dalej. Spojrzał na mnie zdziwiony. Uciekłam, bojąc się że Gabriel coś zauważy. Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się coś takiego. Wróciłam do domu. Evana nie było a Alyssa siedziała przed telewizorem, oglądała jakiś film i jadła pizzę.
-Tyłek ci zgrubnie i Cameron znajdzie sobie jakiegoś patyczaka! - mruknęłam, rzucając torbę na podłogę.
-Wcale nie! Cameron będzie miał więcej ciała do kochania! - odkrzyknęła Alyssa.
-Tak mówi każda dziewczyna przed ewoluowaniem w grubą masę tłuszczu. -uśmiechnęłam się.
Alyssa spiorunowała mnie wzrokiem.
-Lepiej powiedz gdzie się puszczałaś o tej porze, młoda damo! - spojrzała na mnie groźnie.
-Słuchałam kłamstw Gabriela. -siadłam obok niej. -Chodź grubasie, idziemy na zakupy!
-Nie! - odskoczyła ode mnie i próbowała zrobić rękoma krzyż - A kysz! Kupiłaś mi tyle ciuchów że przez rok prania nie muszę robić! Wiem co mam ubierać na wykłady, a co na inne okazje! Ja rozumiem, masz problemy emocjonalne ale ja mam dość zakupów! - mruknęła.
-Ja nie mam żadnych problemów. - uśmiechnęłam się. - Co z tego że mój były przyjaciel z którym w pewnym momencie się przespałam, mimo że byłam zakochana w jego bracie, utrudnia mi kontakt z moją zmartwychwstałą siostrą która jest również moją moją najlepszą przyjaciółką odkąd pamiętam i razem pochowałyśmy pierwszego trupa? Będę żyć teraz dla siebie! Tak jak na nasz wiek przystało. - oznajmiłam entuzjastycznie.
Alyssa spojrzała na mnie i zrobiła wagę z rąk.
-Patrick Swayze i Dirty Dancing czy wywody podećpanej Florence? - udawała że waży te dwie rzeczy. - Przykro mi, Patrick Swayze ważniejszy.
Zaśmiałam się i wstałam. Poszłam do kuchni i naszykowałam kolację oraz nakarmiłam psy. Ktoś zapukał do drzwi. Pobiegałam otworzyć zaciekawiona kto mógł przyjść.
-Michael? - ujrzałam przystojnego wolontariusza poznanego w psychiatryku- Co tu robisz?
-Wpadłem was odwiedzić. - uśmiechnął się. - Mam wino!
Zaśmiałam się.
-Proszę wejdź. Jestem tylko ja i Alyssa. - uśmiechnęłam się zamykając za nim drzwi.
-Przepraszam że tak bez zapowiedzi. -uśmiechnął się do mnie. -Cześć Lyssa.
-Michaś! - rzuciła mu się na szyję. - Co tu robisz? Tylko nie mów że przyszedłeś po mnie? Nigdzie nie idę!
Zaśmiał się.
- Nie, przyszedłem was odwiedzić tylko. -zmierzwił włosy Alyssie. -I muszę z tobą porozmawiać.
-Złowrogo to zabrzmiało. - powiedziałam wyczuwając napięcie. -To ja pójdę do fryzjera! Bardzo chce mieć czerwone włosy! Bawcie się.
Złapałam kurtkę i wybiegłam z domu. Wsiadłam do Volvo i ruszyłam do mojego ulubionego salonu. Zostałam obsłużona od razu. Nie żebym miała coś do rudych włosów, ale przypominały mi wszystko z tamtego okresu. Kiedy wyszłam już zadowolona z nowego koloru włosów, zadzwonił mój telefon.
-Cześć Evan. - uśmiechnęłam się do słuchawki.
-Co się wydarzyło między tobą i Gabrielem? -zapytał cicho.
Wywróciłam oczami.
-Gabriel mnie wkurzył i mam dość go już dość. Nie mam zamiaru go dalej słuchać. Jeśli się do mnie zbliży potraktuje go paralizatorem - warknęłam.
-A propo przemocy. Powiedział mi że odepchnęłaś go za pomocą magii. I zrobiłaś to całkiem niekontrolowanie. - Mój słodki i kochany chłopak zaczął być irytujący.
-To było całkiem kontrolowane. Ja wiem, ty i twój braciszek jesteście jak jakieś gejowskie bliźniaki jednojajowe ale to że jestem z tobą, nie oznacza, że będę tolerować kłamstwa Gabriela. Jeśli chcesz kogoś obwiniać, to właśnie jego. A tymczasem idę przepuszczać mój spadek. -rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Dlaczego do cholery nikt mi nie może powiedzieć co się dzieje z Louise? -pomyślałam. - Zaraz, nikt nie chce mi powiedzieć to wyciągnę to z nich siłą. Ruszyłam więc do domu, kogoś kogo nazywałam mentorką. Selma była kobietą w średnim wieku. No i rzecz jasna, była czarownicą, cholernie dobrą czarownicą, zajmowała się czarną magią.
Zanim zdążyłam zapukać Selma mi otworzyła.
-Hej. Spodziewałam się ciebie bardzo ślicznie wyglądasz. - uśmiechnęła się, wpuszczając mnie do środka.
-Serio? -spytałam zaskoczona, wiedziałam że moce Selmy są potężne ale nie że aż tak.
-Nie. -zaśmiała się. - Widziałam jak parkujesz. Co cię do mnie sprowadza?
-Pamiętasz jak mówiłaś że możesz mnie nauczyć przenikać umysły jak tylko poczuje się na tyle silna? No więc ja w tej sprawie.
-Czekałam na to! - powiedziała ucieszona. - Pierwszą rzeczą jaką musisz wiedzieć, nie przenikniesz do czyjegoś umysłu, jeśli ktoś dawno temu umieścił w nim jakąś myśl, zmusił do zgodzenia się z czymś etc. Nie chodzi o to że np. znajdziesz sobie łosia który ma ci nosić kawę. Chodzi o to że jak na przykład, spodoba ci się jakiś chłopak i wmówisz mu że jesteś jego dziewczyną. I wciąż jesteście razem. Wtedy nikt inny nie uwolni go. To jakby klątwa.
Wróciłam do domu dosyć późno. Ale nauka z Selmą przyniosła upragniony efekt. Okazało się że Alyssa poszła gdzieś z Michaelem. Ruszyłam na górę i rzuciłam się na łóżko. Po chwili zasnęłam.
Nazajutrz obejrzałam się dokładnie w lustrze. Uśmiechnęłam się. Dziś wdrążam swój nowy plan w życie. Otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej czarną mini do tego ubrałam koszulę z wycięciem po bokach. Ubrałam pończochy i czarne botki z ćwiekami. Na korytarzu, zaczęłam robić sobie makijaż.
-Hej Flo! - zawołała Alyssa z kuchni. - Nie zgadniesz co się wydarzyło! Michael jest moim bratem. Wiem, niedorzecznie to brzmi, ale sprawdziliśmy to i wszystko się zgadza. Michael jest moim prawdziwym bratem!
Weszłam do kuchni. Alyssa wypuściła talerze z rąk.
-Zmieniłaś się. - powiedziała zaskoczona.
-Wcale. -odrzekłam z pewnością. Postanowiłam przeniknąć Alyssie do umysłu. Tak, żeby sprawdzić czy Michael ma szczere zamiary. Zaczęłam ,,przeczesywać'' jej myśli. Jej umysł był przejrzysty.
-Hej! Co robisz?! - powiedziała oburzona.
Zamrugałam.
-Wpatrujesz się we mnie jak głupia ale mnie nie słuchasz! Pytałam czy idziesz do Evana? - zapytała.
-Może, muszę iść na wykłady. -powiedziałam wyjmując z lodówki jogurt pitny.
-W takim stroju? - krzyknęła.
-Daj sobie spokój, dobrze? -wywróciłam oczami.
-Wyglądasz dość obcesowo, może jednak się przebierzesz?- powiedziała spokojniej.
-Nie, nie przebiorę się. Skończcie mi mówić co mam robić, skoro sami nie mówicie mi prawdy. -złapałam skórkową kurtkę i torbę i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i wysłałam sms'a do Evana żebyśmy się spotkali w Starbucksie za piętnaście minut. Kiedy dojechałam Evan pił już kawę, na mój widok się zakrztusił. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.
-Witaj. - powiedziałam spokojnie. - Przepraszam za wczoraj.
Evan przyglądał mi się. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam namiętnie. Po chwili, spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Bardzo podoba mi się nowa Florence. -uśmiechnął się.
-Też tak myślę. -odpowiedziałam wesoło. -Dobra, muszę iść na wykłady w końcu.
-Mogę ci dać osobiście wykłady. - Evan uśmiechnął się.
Zaśmiałam się. Pocałowałam go, obejmując delikatnie. Próbowałam przebić mu się do umysłu, ale nie umiałam.
-Coś się stało? - Evan zmarszczył brwi.
-Nie, tak cudownie całujesz że rozważałam pozostanie z tobą. -powiedziałam i prawie nie kłamałam. -Ale nie mogę opuszczać zajęć. Wiem, mam w spadku bardzo dobrze prosperującą firmę. Ale nie chce być milionerem z przypadku bez wykształcenia. Wpadnę później.
Pocałowałam go przelotnie i poszłam na zajęcia.
Zajęcia minęły spokojnie. Od razu zdobyłam swoje upragnione kółko różańcowe składające się z popularnych osób. No bo kto by się nie chciał zaprzyjaźnić z chodzącym dolarem? Wsiadłam do samochodu i zamieniłam swoją spódniczkę w spodnie. Magia jednak bywa przydatna. Do głowy przyszedł mi pomysł. Zadzwoniłam do Tessy i zaprosiłam ją na kawę. Może w jej umyśle uda mi si coś wyczytać. Młodsza, starsza siostra mojego chłopaka przyszła dość szybko.
-Cieszę się że mogłyśmy się spotkać. - uśmiechnęłam się.
-To ja się cieszę że wyciągnęłaś mnie od Elen! Jest koszmarem.
-Nie ma sprawy. -uśmiechnęłam się i zamówiłyśmy kawę. Tessa zaczęła opowiadać o terrorze Elen, więc postanowiłam wniknąć w jej umysł. I rzeczywiście odnalazłam tam wpływ Elen który umysł Tessy prawie zablokował. Uśmiechnęłam się w myślach, w końcu miałam coś konkretnego. Co oczywiście nie zmieniało faktu że nadal mam tysiąc pytań. Pogadałyśmy jeszcze chwile a następnie Tessa oznajmiła ze musi już iść. Ja postanowiłam dowiedzieć się coś o Elen. Kim była i dlaczego mieszała w głowie Dekkerów?
/Carrie
_____________________________________________________________
-Louise, potrzebuje odpoczynku i spokoju. - powiedział Gabriel, przeskakując z nogi na nogę. Spadł już pierwszy śnieg a spotkanie w parku nie było dobrym pomysłem.
-No ale chyba możesz mnie do niej dopuścić! - spojrzałam na niego wściekle. - To moja siostra i najlepsza przyjaciółka!
-Musisz dać nam czas! - odpowiedział Gabe.
Tego było już za wiele.
- Od trzech dni nie mogę z nią porozmawiać! Tego już za wiele Gabriel! Powiedz o co się dzieje?!
-Nic! -zaprotestował.
-Wiesz co, Gabriel? Mam dość twoich kłamstw, żałuję że poznałam cię z Louise! Stałeś się zakochanym kundlem i wciąż mnie okłamujesz! Mogłeś wyjechać do tego zakichanego Nowego Jorku i wyrywać panienki jak kiedyś! Możesz się do mnie więcej nie zbliżać! -warknęłam i odwróciłam się na pięcie.
-Florence! -Gabriel złapał mnie za ramię. Nagle poczułam przypływ złości i odrzuciłam Gabriela za pomocą magii. Wylądował parę metrów dalej. Spojrzał na mnie zdziwiony. Uciekłam, bojąc się że Gabriel coś zauważy. Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się coś takiego. Wróciłam do domu. Evana nie było a Alyssa siedziała przed telewizorem, oglądała jakiś film i jadła pizzę.
-Tyłek ci zgrubnie i Cameron znajdzie sobie jakiegoś patyczaka! - mruknęłam, rzucając torbę na podłogę.
-Wcale nie! Cameron będzie miał więcej ciała do kochania! - odkrzyknęła Alyssa.
-Tak mówi każda dziewczyna przed ewoluowaniem w grubą masę tłuszczu. -uśmiechnęłam się.
Alyssa spiorunowała mnie wzrokiem.
-Lepiej powiedz gdzie się puszczałaś o tej porze, młoda damo! - spojrzała na mnie groźnie.
-Słuchałam kłamstw Gabriela. -siadłam obok niej. -Chodź grubasie, idziemy na zakupy!
-Nie! - odskoczyła ode mnie i próbowała zrobić rękoma krzyż - A kysz! Kupiłaś mi tyle ciuchów że przez rok prania nie muszę robić! Wiem co mam ubierać na wykłady, a co na inne okazje! Ja rozumiem, masz problemy emocjonalne ale ja mam dość zakupów! - mruknęła.
-Ja nie mam żadnych problemów. - uśmiechnęłam się. - Co z tego że mój były przyjaciel z którym w pewnym momencie się przespałam, mimo że byłam zakochana w jego bracie, utrudnia mi kontakt z moją zmartwychwstałą siostrą która jest również moją moją najlepszą przyjaciółką odkąd pamiętam i razem pochowałyśmy pierwszego trupa? Będę żyć teraz dla siebie! Tak jak na nasz wiek przystało. - oznajmiłam entuzjastycznie.
Alyssa spojrzała na mnie i zrobiła wagę z rąk.
-Patrick Swayze i Dirty Dancing czy wywody podećpanej Florence? - udawała że waży te dwie rzeczy. - Przykro mi, Patrick Swayze ważniejszy.
Zaśmiałam się i wstałam. Poszłam do kuchni i naszykowałam kolację oraz nakarmiłam psy. Ktoś zapukał do drzwi. Pobiegałam otworzyć zaciekawiona kto mógł przyjść.
-Michael? - ujrzałam przystojnego wolontariusza poznanego w psychiatryku- Co tu robisz?
-Wpadłem was odwiedzić. - uśmiechnął się. - Mam wino!
Zaśmiałam się.
-Proszę wejdź. Jestem tylko ja i Alyssa. - uśmiechnęłam się zamykając za nim drzwi.
-Przepraszam że tak bez zapowiedzi. -uśmiechnął się do mnie. -Cześć Lyssa.
-Michaś! - rzuciła mu się na szyję. - Co tu robisz? Tylko nie mów że przyszedłeś po mnie? Nigdzie nie idę!
Zaśmiał się.
- Nie, przyszedłem was odwiedzić tylko. -zmierzwił włosy Alyssie. -I muszę z tobą porozmawiać.
-Złowrogo to zabrzmiało. - powiedziałam wyczuwając napięcie. -To ja pójdę do fryzjera! Bardzo chce mieć czerwone włosy! Bawcie się.
Złapałam kurtkę i wybiegłam z domu. Wsiadłam do Volvo i ruszyłam do mojego ulubionego salonu. Zostałam obsłużona od razu. Nie żebym miała coś do rudych włosów, ale przypominały mi wszystko z tamtego okresu. Kiedy wyszłam już zadowolona z nowego koloru włosów, zadzwonił mój telefon.
-Cześć Evan. - uśmiechnęłam się do słuchawki.
-Co się wydarzyło między tobą i Gabrielem? -zapytał cicho.
Wywróciłam oczami.
-Gabriel mnie wkurzył i mam dość go już dość. Nie mam zamiaru go dalej słuchać. Jeśli się do mnie zbliży potraktuje go paralizatorem - warknęłam.
-A propo przemocy. Powiedział mi że odepchnęłaś go za pomocą magii. I zrobiłaś to całkiem niekontrolowanie. - Mój słodki i kochany chłopak zaczął być irytujący.
-To było całkiem kontrolowane. Ja wiem, ty i twój braciszek jesteście jak jakieś gejowskie bliźniaki jednojajowe ale to że jestem z tobą, nie oznacza, że będę tolerować kłamstwa Gabriela. Jeśli chcesz kogoś obwiniać, to właśnie jego. A tymczasem idę przepuszczać mój spadek. -rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Dlaczego do cholery nikt mi nie może powiedzieć co się dzieje z Louise? -pomyślałam. - Zaraz, nikt nie chce mi powiedzieć to wyciągnę to z nich siłą. Ruszyłam więc do domu, kogoś kogo nazywałam mentorką. Selma była kobietą w średnim wieku. No i rzecz jasna, była czarownicą, cholernie dobrą czarownicą, zajmowała się czarną magią.
Zanim zdążyłam zapukać Selma mi otworzyła.
-Hej. Spodziewałam się ciebie bardzo ślicznie wyglądasz. - uśmiechnęła się, wpuszczając mnie do środka.
-Serio? -spytałam zaskoczona, wiedziałam że moce Selmy są potężne ale nie że aż tak.
-Nie. -zaśmiała się. - Widziałam jak parkujesz. Co cię do mnie sprowadza?
-Pamiętasz jak mówiłaś że możesz mnie nauczyć przenikać umysły jak tylko poczuje się na tyle silna? No więc ja w tej sprawie.
-Czekałam na to! - powiedziała ucieszona. - Pierwszą rzeczą jaką musisz wiedzieć, nie przenikniesz do czyjegoś umysłu, jeśli ktoś dawno temu umieścił w nim jakąś myśl, zmusił do zgodzenia się z czymś etc. Nie chodzi o to że np. znajdziesz sobie łosia który ma ci nosić kawę. Chodzi o to że jak na przykład, spodoba ci się jakiś chłopak i wmówisz mu że jesteś jego dziewczyną. I wciąż jesteście razem. Wtedy nikt inny nie uwolni go. To jakby klątwa.
Wróciłam do domu dosyć późno. Ale nauka z Selmą przyniosła upragniony efekt. Okazało się że Alyssa poszła gdzieś z Michaelem. Ruszyłam na górę i rzuciłam się na łóżko. Po chwili zasnęłam.
Nazajutrz obejrzałam się dokładnie w lustrze. Uśmiechnęłam się. Dziś wdrążam swój nowy plan w życie. Otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej czarną mini do tego ubrałam koszulę z wycięciem po bokach. Ubrałam pończochy i czarne botki z ćwiekami. Na korytarzu, zaczęłam robić sobie makijaż.
-Hej Flo! - zawołała Alyssa z kuchni. - Nie zgadniesz co się wydarzyło! Michael jest moim bratem. Wiem, niedorzecznie to brzmi, ale sprawdziliśmy to i wszystko się zgadza. Michael jest moim prawdziwym bratem!
Weszłam do kuchni. Alyssa wypuściła talerze z rąk.
-Zmieniłaś się. - powiedziała zaskoczona.
-Wcale. -odrzekłam z pewnością. Postanowiłam przeniknąć Alyssie do umysłu. Tak, żeby sprawdzić czy Michael ma szczere zamiary. Zaczęłam ,,przeczesywać'' jej myśli. Jej umysł był przejrzysty.
-Hej! Co robisz?! - powiedziała oburzona.
Zamrugałam.
-Wpatrujesz się we mnie jak głupia ale mnie nie słuchasz! Pytałam czy idziesz do Evana? - zapytała.
-Może, muszę iść na wykłady. -powiedziałam wyjmując z lodówki jogurt pitny.
-W takim stroju? - krzyknęła.
-Daj sobie spokój, dobrze? -wywróciłam oczami.
-Wyglądasz dość obcesowo, może jednak się przebierzesz?- powiedziała spokojniej.
-Nie, nie przebiorę się. Skończcie mi mówić co mam robić, skoro sami nie mówicie mi prawdy. -złapałam skórkową kurtkę i torbę i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i wysłałam sms'a do Evana żebyśmy się spotkali w Starbucksie za piętnaście minut. Kiedy dojechałam Evan pił już kawę, na mój widok się zakrztusił. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.
-Witaj. - powiedziałam spokojnie. - Przepraszam za wczoraj.
Evan przyglądał mi się. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam namiętnie. Po chwili, spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Bardzo podoba mi się nowa Florence. -uśmiechnął się.
-Też tak myślę. -odpowiedziałam wesoło. -Dobra, muszę iść na wykłady w końcu.
-Mogę ci dać osobiście wykłady. - Evan uśmiechnął się.
Zaśmiałam się. Pocałowałam go, obejmując delikatnie. Próbowałam przebić mu się do umysłu, ale nie umiałam.
-Coś się stało? - Evan zmarszczył brwi.
-Nie, tak cudownie całujesz że rozważałam pozostanie z tobą. -powiedziałam i prawie nie kłamałam. -Ale nie mogę opuszczać zajęć. Wiem, mam w spadku bardzo dobrze prosperującą firmę. Ale nie chce być milionerem z przypadku bez wykształcenia. Wpadnę później.
Pocałowałam go przelotnie i poszłam na zajęcia.
Zajęcia minęły spokojnie. Od razu zdobyłam swoje upragnione kółko różańcowe składające się z popularnych osób. No bo kto by się nie chciał zaprzyjaźnić z chodzącym dolarem? Wsiadłam do samochodu i zamieniłam swoją spódniczkę w spodnie. Magia jednak bywa przydatna. Do głowy przyszedł mi pomysł. Zadzwoniłam do Tessy i zaprosiłam ją na kawę. Może w jej umyśle uda mi si coś wyczytać. Młodsza, starsza siostra mojego chłopaka przyszła dość szybko.
-Cieszę się że mogłyśmy się spotkać. - uśmiechnęłam się.
-To ja się cieszę że wyciągnęłaś mnie od Elen! Jest koszmarem.
-Nie ma sprawy. -uśmiechnęłam się i zamówiłyśmy kawę. Tessa zaczęła opowiadać o terrorze Elen, więc postanowiłam wniknąć w jej umysł. I rzeczywiście odnalazłam tam wpływ Elen który umysł Tessy prawie zablokował. Uśmiechnęłam się w myślach, w końcu miałam coś konkretnego. Co oczywiście nie zmieniało faktu że nadal mam tysiąc pytań. Pogadałyśmy jeszcze chwile a następnie Tessa oznajmiła ze musi już iść. Ja postanowiłam dowiedzieć się coś o Elen. Kim była i dlaczego mieszała w głowie Dekkerów?
wtorek, 12 listopada 2013
Rozdział specjalny - Wren
Dzisiaj dość nietypowy rozdział, gdyż poznamy perspektywę Wrena, brata Lynette. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić :). I wybaczcie rzadkość dodawania postów. Mam naprawdę sporo roboty.
Indżojcie!
________________________________
Zdawałem sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę były te dziewczyny. Dwiema niewyedukowanymi czarownicami, które myślały, że magia jest zabawą. Nic bardziej mylnego. Była poważną sprawą, tylko one nie potrafiły tego dostrzec.
Indżojcie!
________________________________
TRZY LATA TEMU
Zdawałem sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę były te dziewczyny. Dwiema niewyedukowanymi czarownicami, które myślały, że magia jest zabawą. Nic bardziej mylnego. Była poważną sprawą, tylko one nie potrafiły tego dostrzec.
-Zarząd się nie ucieszy jak im powiemy.-mruknął mój partner, Kee. Pracowaliśmy razem już kilka lat, jednocześnie studiując. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego przyjaciela niż on.
-Nie mamy wyjścia. To co one robią, może być niebezpieczne i w końcu będzie kosztować kogoś życie.-odparłem, obserwując jak dopiero co zerwany kwiatek więdnie pod dotykiem brązowowłosej dziewczyny.
Obie były w wieku mojej siostry, Lynette. Uśmiechnąłem się na samą myśl o niej. Nie widziałem Netty trzy miesiące, gdyż spędziłem je na obserwowaniu dwóch zupełnie mi obcych nastolatek. I pomimo tego, jak obrzydliwie to brzmi, to obserwowałem je tylko wtedy, gdy uprawiały magię. Obie były czarownicami, mieszkającymi obok siebie. Jedna z nich miała brązowe, długie włosy i błysk szaleństwa w oczach, a druga miała prawie czarne włosy, które sięgały jej do ramion i cały czas czuć było od niej smutek i nostalgię.
-Powinniśmy wysłać podrzędnych strażników, żeby ich pilnowali, kiedy my pojedziemy do zarządu.-zaproponował Keegan. Pasowało mi to. Nie miałem dłużej ochoty oglądać ich tajemnych schadzek w lesie, podczas których rozmawiały o facetach, przyspieszając jednocześnie więdnięcie kwiatów. Jakoś nie było to w moim stylu.
-Logan Wells chodzi z nimi do szkoły. Jest młody, ale zdaję się być odpowiednim materiałem na strażnika. Dobierzemy mu jeszcze jednego chłopaka i mamy to z głowy.
Kee spojrzał na mnie unosząc brew.
-Aż tak ci się nie podoba oglądanie dwóch pięknych dziewcząt?-parsknął śmiechem, na co ja wywróciłem oczami.
-One są w wieku mojej siostry. Czuję się jak przestępca i fakt, że obie są bardzo ładne nie gra tu roli.
-Bardziej podoba ci się czarna czy brązowa?-spytał mój przyjaciel, jakby nie słyszał żadnych moich wcześniejszych słów. Westchnąłem ciężko.
-To nie ma znaczenia. To jest tylko nasze zadanie. Mamy uważać, żeby nikt nie ucierpiał na ich zabawie, zgłosić je do zarządu, a potem znaleźć kogoś, kto zajmie się ich magiczną edukacją...-nie dane mi było dokończyć.
-Obie są do siebie bardzo podobne, ale w tej czarnowłosej jest coś takiego... rozumiesz?-Kee zerknął na mnie i zaśmiał się widząc moją skwaszoną minę.-Daj spokój, żartuję sobie. Idziemy?
Po kilku dniach okazało się, że to wcale tak naprawdę nie były żarty. Kee zaczął rozmawiać z czarnowłosą dziewczyną, a i ona nie była obojętna na jego zaloty. Chociaż dla niej to była raczej zabawa, niż coś poważnego. Któregoś dnia nie wytrzymałem i kazałem mu to zakończyć.
-Inaczej zgłoszę to do zarządu. Nie wolno nam się z nimi bratać.-warknąłem.-Jesteśmy ich aniołami stróżami, do diabła, a nie zakochanymi chłopakami. Wybraliśmy sobie los strażników i musimy z tym żyć. To zaszło za daleko, Keegan!
-Czy wy zawsze jesteście tacy przewrażliwieni? To tylko niewinny flirt, spokojnie. Jeśli tak ci na tym zależy, to z tym skończę. Pójdę nawet teraz do niej i powiem, że wyjeżdżam, zadowolony?-Kee był wyraźnie poirytowany. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Więcej się w nich nie pojawił.
-Nie mamy wyjścia. To co one robią, może być niebezpieczne i w końcu będzie kosztować kogoś życie.-odparłem, obserwując jak dopiero co zerwany kwiatek więdnie pod dotykiem brązowowłosej dziewczyny.
Obie były w wieku mojej siostry, Lynette. Uśmiechnąłem się na samą myśl o niej. Nie widziałem Netty trzy miesiące, gdyż spędziłem je na obserwowaniu dwóch zupełnie mi obcych nastolatek. I pomimo tego, jak obrzydliwie to brzmi, to obserwowałem je tylko wtedy, gdy uprawiały magię. Obie były czarownicami, mieszkającymi obok siebie. Jedna z nich miała brązowe, długie włosy i błysk szaleństwa w oczach, a druga miała prawie czarne włosy, które sięgały jej do ramion i cały czas czuć było od niej smutek i nostalgię.
-Powinniśmy wysłać podrzędnych strażników, żeby ich pilnowali, kiedy my pojedziemy do zarządu.-zaproponował Keegan. Pasowało mi to. Nie miałem dłużej ochoty oglądać ich tajemnych schadzek w lesie, podczas których rozmawiały o facetach, przyspieszając jednocześnie więdnięcie kwiatów. Jakoś nie było to w moim stylu.
-Logan Wells chodzi z nimi do szkoły. Jest młody, ale zdaję się być odpowiednim materiałem na strażnika. Dobierzemy mu jeszcze jednego chłopaka i mamy to z głowy.
Kee spojrzał na mnie unosząc brew.
-Aż tak ci się nie podoba oglądanie dwóch pięknych dziewcząt?-parsknął śmiechem, na co ja wywróciłem oczami.
-One są w wieku mojej siostry. Czuję się jak przestępca i fakt, że obie są bardzo ładne nie gra tu roli.
-Bardziej podoba ci się czarna czy brązowa?-spytał mój przyjaciel, jakby nie słyszał żadnych moich wcześniejszych słów. Westchnąłem ciężko.
-To nie ma znaczenia. To jest tylko nasze zadanie. Mamy uważać, żeby nikt nie ucierpiał na ich zabawie, zgłosić je do zarządu, a potem znaleźć kogoś, kto zajmie się ich magiczną edukacją...-nie dane mi było dokończyć.
-Obie są do siebie bardzo podobne, ale w tej czarnowłosej jest coś takiego... rozumiesz?-Kee zerknął na mnie i zaśmiał się widząc moją skwaszoną minę.-Daj spokój, żartuję sobie. Idziemy?
Po kilku dniach okazało się, że to wcale tak naprawdę nie były żarty. Kee zaczął rozmawiać z czarnowłosą dziewczyną, a i ona nie była obojętna na jego zaloty. Chociaż dla niej to była raczej zabawa, niż coś poważnego. Któregoś dnia nie wytrzymałem i kazałem mu to zakończyć.
-Inaczej zgłoszę to do zarządu. Nie wolno nam się z nimi bratać.-warknąłem.-Jesteśmy ich aniołami stróżami, do diabła, a nie zakochanymi chłopakami. Wybraliśmy sobie los strażników i musimy z tym żyć. To zaszło za daleko, Keegan!
-Czy wy zawsze jesteście tacy przewrażliwieni? To tylko niewinny flirt, spokojnie. Jeśli tak ci na tym zależy, to z tym skończę. Pójdę nawet teraz do niej i powiem, że wyjeżdżam, zadowolony?-Kee był wyraźnie poirytowany. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Więcej się w nich nie pojawił.
WSPÓŁCZEŚNIE
Netty stała przed posiadłością, wypatrując mnie. Zaparkowałem samochód i podszedłem do niej. Dobrze było wrócić do siostry. Uściskałem ją na powitanie.
-Co wymagało ode mnie takiego pośpiechu, siostrzyczko?-spytałem z szerokim uśmiechem na ustach.
-Prawdę mówiąc, chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu, a muszę jechać do moich przyjaciół. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żeby jechać ze mną?-spojrzała na mnie niewinnie. Nie mogłem odmówić.
Zajechaliśmy pod dom, podobno należący do jakiegoś chłopaka, który był znajomym znajomej mojej siostry. Było to trochę pogmatwane, ale cóż - czego się nie robi dla młodszego rodzeństwa? Z domku wszedł chłopak, którego kojarzyłem. Był strażnikiem, którego kilka lat temu przydzielono do jednej z dziewczyn, którymi opiekowałem się z Keeganem. Jake.
-Lynette, wszyscy są w środku, ja jadę do Flo...-zaczął chłopak, ale kiedy mnie zauważył, zamilkł i skinął głową.-Sir. Panie Martin, co pana tu sprowadza?
-Ja... Jake, tak? Mów mi Wren.-wyciągnąłem do niego dłoń, którą on uściskał, zapatrzony we mnie.-Przyjechałem tu z moją siostrą. Mam nadzieję, że to nie problem?
-Nie, w żadnym razie. Cameron na pewno będzie w niebo wzięty. A teraz, jeśli wybaczycie, muszę jechać do drugiego domu.-minął nas i wsiadł do samochodu. Po chwili odjechał, a my weszliśmy do domu. Wszyscy siedzieli w salonie. Pierwszą osobą, jaka rzuciła mi się w oczy, była dziewczyna z fioletowymi włosami, siedząca na kanapie. Nie widziałem jej twarzy, dopóki nie odgarnęła włosów z twarzy... I wtedy wiedziałem już kim ona jest. Zamarłem. Wszystkie wspomnienia sprzed trzech lat wróciły z ogromną siłą.
Zarząd informujący mnie o zaginięciu Keegana. Potem o odnalezieniu jego ciała. Zabiła go wiedźma. Koniec dochodzenia, nie wiemy która. Ale ja wiedziałem. Czarnowłosa nie miała jeszcze wtedy takiej mocy, żeby zabić dorosłego człowieka. Ale brązowowłosa owszem. Może i zmieniła się wizualnie, ale i tak ją poznałem.
-Morderczyni.-warknąłem, jak najgorszą obelgę, patrząc w niebieskozielone, lekko szalone oczy Louise Tempest.
piątek, 8 listopada 2013
Za nim zjawiła się Florence. - Gabriel i Evan.
Evan i Gabriel siedzieli w barze swojego wujka. Evan czytał książkę, siedząc przy barze od czasu do czasu rozmawiając z wujkiem, natomiast Gabriel sączył drinka grając w bilarda. Typowy wieczór braci Dekkerów. Za niedługo przyjdzie ich matka z ich małą i starszą siostrzyczką, a po chwili dołączy ojciec. Zjedzą kolację i powygłupiają się.
Gabriel pociągnął łyk whiskey, po czym wbił kolejną bilę. Siadł obok brata.
-Po co czytasz te dyrdymały? - mruknął wywracając oczami. -Nawet nie wiesz czy pójdziesz na te swoje upragnione studia.
-Ty zanim zacząłeś medycynę , oglądałeś wszystkie sezony Doktora House'a i Grey's Anatomy, czy to nie to samo? - Evan uśmiechnął się rozbawiony.
-Długo myślałeś nad ripostą? - zaśmiał sie Gabriel.
Evan zamierzał odpowiedzieć kiedy podeszła do nich wróżka. Nie chodziło o skrzydlatą postać z bajki, czy cygańską naciągaczkę. Była to starsza kobieta, obdarzona darem widzenia przyszłości.
-Wkrótce spotka was miłość, silniejsza od was, porywająca i namiętna. Będzie to przeznaczenie. Nie walczcie z nim, bo będzie niosło za sobą krwawe żniwo. - powiedziała i odeszła.
Gabriel zaśmiał się.
-Moja miłość czeka właśnie na wyścig. - mruknął.
-Ty i te twoje nielegalne wyścigi. Odpuść trochę co?
-Dobra, dobra. -odpowiedział Gabe. -Spadam.
Gabriel wziął kurtkę i ruszył ku wyjściu. Zaparkowana przed wejściem Mazda RX-7 wyglądała cudownie.
,,Że niby się zakocham w kimś innym niż to cudo?'' - pomyślał. Dotarcie na wyścig zajęło mu mało czasu. Na ogół na początek ludzie się zbierali i każdy oglądał kto i czym jeździ. Gabriel swobodnie oparł się o auto. Po chwili podeszła do niego czarnowłosa dziewczyna.
-Dwieście trzydzieści dziewięć koni i silnik z obrotowymi tłokami? -zapytała z podziwem.
-O czika się zna na autach. - mruknął Gabriel lustrując dziewczynę. Wyglądała jak gotyckie emo na wakacjach. Czarne włosy z pasemkami w kolorze krwi, grzywka na bok, czarny sweterek z krzyżem i krótkie spodenki jeansowe oraz czarne rajstopy.
-Och, orzeszek taki pewny siebie. - zaśmiała się. - Spotkamy się na torze.
Odwróciła się na pięcie. Gabriel wyczuł w niej magie. Musiał się przekonać kim ona jest. Na nieszczęście wyścig się zaczynał. Magiczne emo wsiadło do Porsche Carrera GT. Więc wcale głupia nie była, nawet ładna - pomyślał Gabriel po chwili jednak się skarcił za dekoncentrację.
Wyścig minął szybko. Gabriel na początku prowadził, lecz po chwili emo wyprzedziła go. Nie mieli kiedy się przekonać kto by wygrał bo zjechała się policja. Gabriel ruszył w stronę baru. Zaparkował na starym miejscu i miał wejść już, gdy zobaczył stojące Porsche po drugiej stronie. Podszedł do niego zaintrygowany.
-Czym jesteś? -zapytał dziewczynę.
-Jestem Florence. - odpowiedziała z uśmiechem. - Czarownica.
-Aaa i rozumiem że czarami napędzasz swoje autko? - uniósł brew.
-Nie, do tego używam wyciągu z łowcy. - puściła oko i ruszyła w stronę baru.
Gabriel był zaintrygowany czarownicą. Ruszył za nią.
-Jesteś tu nowa, prawda? - zapytał.
-Brawo, Sherlocku. - uśmiechnęła sie słodko.
-Skąd jesteś? -spojrzał na nią.
-Nie znam cię na tyle żeby wyjawić tą tajemnicę. - odpowiedziała z udawaną powagą. Ruszyła w stronę baru gdzie wciąż siedział Evan.
-Patrz. Znalazłem ją przed barem. To czarownica. - powiedział Gabe do brata.
-Hau, Hau. - odpowiedziała.
Evan poczuł się jak porażony prądem. Florence wyglądała jak anioł wśród ludzi i Evan widząc ją niecałą minutę wiedział, że pozbycie się tego, co poczuł zajmie mu całe lata. Pewnie był przewrażliwiony. Wydawało mu się, to wina wróżki. Pewnie się upiła i głupoty gadała.
-Jestem Evan Dekker, Gabriel jest moim bratem. - uśmiechnął się do niej.
-A ja Florence Fitzgerald. - odpowiedziała również uśmiechając się. Zamówiła sobie martini.
-Powiedz, co tu robisz? - zapytał Evan.
-Będę zaczynać tu studia. Po za tym, potrzebowałam zmiany miejsca. - odpowiedziała.
-Jakie zaczynasz studia? - zapytał zafascynowany Evan.
-Prawo. - uśmiechnęła się. - A ty? Studiujesz?
-Też będę zaczynał. Historię sztuki. - uśmiechnął się.
-A ja studiuję medycynę. -wtrącił się Gabriel. Nagle zauważył Camerona i Jake'a. Łowców. Siedzieli z tyłu i przyglądali się im. Wieczór upłynął na piciu i zapoznawaniu się.
Tydzień później:
Gabriel wracał z wykładów kiedy jego wzrok przyciągnęła dziewczyna wprowadzająca się do Akademika. Była niesamowita. Wpatrywał się zauroczony, kiedy zadzwonił Evan.
-Gabriel, wracaj szybko. -rzucił i rozłączył sie.
Kiedy dojechał na miejsce w pokoju siedział ojciec, Tessa i Evan oraz kobieta która wkrótce zostanie ich macochą. Oczywiście nikt o tym nie wiedział.
-Jestem Elen. Chodzi o waszą matkę. Ona... opętała ją czarna magia. To koniec. - powiedziała jakby oznajmiała pogodę. Robert Dekker wstał i objął Elen.
-Życie toczy się dalej, Elen z nami zamieszka. - oznajmił. Wszyscy chcieli zaprotestować ale nikt nie umiał. Jakby coś ich powstrzymywało.
-No świetnie! -rzuciła Tessa i wybiegła z domu.
-Przyzwyczai się. -Elen rzuciła Robertowi przesłodzony uśmiech.
W ten sposób zmieniło się życie rodziny Dekkerów.
Gabriel pociągnął łyk whiskey, po czym wbił kolejną bilę. Siadł obok brata.
-Po co czytasz te dyrdymały? - mruknął wywracając oczami. -Nawet nie wiesz czy pójdziesz na te swoje upragnione studia.
-Ty zanim zacząłeś medycynę , oglądałeś wszystkie sezony Doktora House'a i Grey's Anatomy, czy to nie to samo? - Evan uśmiechnął się rozbawiony.
-Długo myślałeś nad ripostą? - zaśmiał sie Gabriel.
Evan zamierzał odpowiedzieć kiedy podeszła do nich wróżka. Nie chodziło o skrzydlatą postać z bajki, czy cygańską naciągaczkę. Była to starsza kobieta, obdarzona darem widzenia przyszłości.
-Wkrótce spotka was miłość, silniejsza od was, porywająca i namiętna. Będzie to przeznaczenie. Nie walczcie z nim, bo będzie niosło za sobą krwawe żniwo. - powiedziała i odeszła.
Gabriel zaśmiał się.
-Moja miłość czeka właśnie na wyścig. - mruknął.
-Ty i te twoje nielegalne wyścigi. Odpuść trochę co?
-Dobra, dobra. -odpowiedział Gabe. -Spadam.
Gabriel wziął kurtkę i ruszył ku wyjściu. Zaparkowana przed wejściem Mazda RX-7 wyglądała cudownie.
,,Że niby się zakocham w kimś innym niż to cudo?'' - pomyślał. Dotarcie na wyścig zajęło mu mało czasu. Na ogół na początek ludzie się zbierali i każdy oglądał kto i czym jeździ. Gabriel swobodnie oparł się o auto. Po chwili podeszła do niego czarnowłosa dziewczyna.
-Dwieście trzydzieści dziewięć koni i silnik z obrotowymi tłokami? -zapytała z podziwem.
-O czika się zna na autach. - mruknął Gabriel lustrując dziewczynę. Wyglądała jak gotyckie emo na wakacjach. Czarne włosy z pasemkami w kolorze krwi, grzywka na bok, czarny sweterek z krzyżem i krótkie spodenki jeansowe oraz czarne rajstopy.
-Och, orzeszek taki pewny siebie. - zaśmiała się. - Spotkamy się na torze.
Odwróciła się na pięcie. Gabriel wyczuł w niej magie. Musiał się przekonać kim ona jest. Na nieszczęście wyścig się zaczynał. Magiczne emo wsiadło do Porsche Carrera GT. Więc wcale głupia nie była, nawet ładna - pomyślał Gabriel po chwili jednak się skarcił za dekoncentrację.
Wyścig minął szybko. Gabriel na początku prowadził, lecz po chwili emo wyprzedziła go. Nie mieli kiedy się przekonać kto by wygrał bo zjechała się policja. Gabriel ruszył w stronę baru. Zaparkował na starym miejscu i miał wejść już, gdy zobaczył stojące Porsche po drugiej stronie. Podszedł do niego zaintrygowany.
-Czym jesteś? -zapytał dziewczynę.
-Jestem Florence. - odpowiedziała z uśmiechem. - Czarownica.
-Aaa i rozumiem że czarami napędzasz swoje autko? - uniósł brew.
-Nie, do tego używam wyciągu z łowcy. - puściła oko i ruszyła w stronę baru.
Gabriel był zaintrygowany czarownicą. Ruszył za nią.
-Jesteś tu nowa, prawda? - zapytał.
-Brawo, Sherlocku. - uśmiechnęła sie słodko.
-Skąd jesteś? -spojrzał na nią.
-Nie znam cię na tyle żeby wyjawić tą tajemnicę. - odpowiedziała z udawaną powagą. Ruszyła w stronę baru gdzie wciąż siedział Evan.
-Patrz. Znalazłem ją przed barem. To czarownica. - powiedział Gabe do brata.
-Hau, Hau. - odpowiedziała.
Evan poczuł się jak porażony prądem. Florence wyglądała jak anioł wśród ludzi i Evan widząc ją niecałą minutę wiedział, że pozbycie się tego, co poczuł zajmie mu całe lata. Pewnie był przewrażliwiony. Wydawało mu się, to wina wróżki. Pewnie się upiła i głupoty gadała.
-Jestem Evan Dekker, Gabriel jest moim bratem. - uśmiechnął się do niej.
-A ja Florence Fitzgerald. - odpowiedziała również uśmiechając się. Zamówiła sobie martini.
-Powiedz, co tu robisz? - zapytał Evan.
-Będę zaczynać tu studia. Po za tym, potrzebowałam zmiany miejsca. - odpowiedziała.
-Jakie zaczynasz studia? - zapytał zafascynowany Evan.
-Prawo. - uśmiechnęła się. - A ty? Studiujesz?
-Też będę zaczynał. Historię sztuki. - uśmiechnął się.
-A ja studiuję medycynę. -wtrącił się Gabriel. Nagle zauważył Camerona i Jake'a. Łowców. Siedzieli z tyłu i przyglądali się im. Wieczór upłynął na piciu i zapoznawaniu się.
Tydzień później:
Gabriel wracał z wykładów kiedy jego wzrok przyciągnęła dziewczyna wprowadzająca się do Akademika. Była niesamowita. Wpatrywał się zauroczony, kiedy zadzwonił Evan.
-Gabriel, wracaj szybko. -rzucił i rozłączył sie.
Kiedy dojechał na miejsce w pokoju siedział ojciec, Tessa i Evan oraz kobieta która wkrótce zostanie ich macochą. Oczywiście nikt o tym nie wiedział.
-Jestem Elen. Chodzi o waszą matkę. Ona... opętała ją czarna magia. To koniec. - powiedziała jakby oznajmiała pogodę. Robert Dekker wstał i objął Elen.
-Życie toczy się dalej, Elen z nami zamieszka. - oznajmił. Wszyscy chcieli zaprotestować ale nikt nie umiał. Jakby coś ich powstrzymywało.
-No świetnie! -rzuciła Tessa i wybiegła z domu.
-Przyzwyczai się. -Elen rzuciła Robertowi przesłodzony uśmiech.
W ten sposób zmieniło się życie rodziny Dekkerów.
sobota, 2 listopada 2013
Rozdział XLIX - Louise
Wiecie jakie to uczucie, być w swoim ciele i nie móc nad nim panować? Nie mówię o utracie kontroli przez jakieś środki odurzające. Mówię o prawdziwym więzieniu. Kiedy jesteś całkowicie przytomny i trzeźwy, ale nie możesz nic zrobić, a twoje ciało i tak się porusza. Bo ktoś inny nad nim panuje. Ktoś, kto siedzi tam razem z tobą. Nie, nie wiecie.
No cóż, tak się właśnie czułam, przez cały ten czas, kiedy musiałam dzielić ciało z Maud. To było nienormalne, nienaturalne.
-Powiesz nam kim jest twoje dziecko?-spytał Gabriel, po raz kolejny podczas tej rozmowy. Maud jednak skutecznie ignorowała jego natrętne pytania. Sama próbowałam to z niej wydobyć kilka razy, ale milczała jak grób.
-Tessa, podaj mi proszę butelkę wody.-usłyszałam głos Maud wydobywający się z moich ust. Skrzywiłam się wewnętrznie. To było najgorsze uczucie. Poruszałam ustami, ale słowa, które z nich wypływały wcale nie należały do mnie. Tessa podała jej wodę i Maud wzięła kilka łyków.
-Maud, mogłabyś nam powiedzieć jaki masz właściwie plan?-spytał Jake ponownie, parkując pod domem Camerona.
-Ponownie zignoruję wasze pytania. Dowiecie się w swoim czasie. Na razie powinniście uspokoić waszych znajomych, powiedzieć, że Louise jest cała i zdrowa, ale niestabilna psychicznie i musicie się nią zająć.-stwierdziła Maud. Ogarnęła mnie złość. Nie mogli wytłumaczyć im co się stało?
-Już to zrobiliśmy.-powiedział Cameron. Wysiedli z samochodu. Cameron, Jake i Tessa ruszyli w stronę domu szepcząc między sobą, ale Gabriel został z Maud koło samochodu.
-Pozwól mi porozmawiać z Lou.-zażądał od kobiety, patrząc na nią wrogo. Patrząc na mnie. To nie było przyjemne uczucie. Chciałam mu powiedzieć, żeby tak na mnie nie patrzył, ale nie mając kontroli nad własnym ciałem, nie miałam jak. Ułamek sekundy później poczułam, że wracam do swojego ciała... Tak właściwie.
-Gabriel.-powiedziałam, żeby sprawdzić, czy słowa na pewno należą do mnie. Należały. Chłopak uśmiechnął się i spojrzał na mnie z czułością. Postanowiłam, że na te kilka minut, które dała nam Maud nie będę się wściekać za wrogie spojrzenia. Pocałowałam go, oplatając ramionami jego szyję. Powrót do własnego ciała był nawet dziwniejszy niż siedzenie w nim jak w więzieniu.
-Louise, musimy porozmawiać.-poprosił Gabe, odsuwając się ode mnie.-Musisz mi dokończyć tę opowieść. O swojej rodzinie. Proszę.
-Mamy dla siebie max 10 minut, a ty chcesz, żebym opowiadała ci o sytuacji sprzed prawie ćwierć wieku?-spojrzałam na niego zaskoczona.
-Louise, po prostu chcę usłyszeć tę historię. Mamy mało czasu, wiem, ale... proszę.-spojrzał na mnie błagalnie. Westchnęłam i oparłam się o samochód.
-Czarownik zamordował Maud z zimną krwią, nie przejmując się uczuciem, jakie kiedyś do niej żywił, o ile żywił. Zabrał swoje dziecko i wyjechał, prawdopodobnie do Londynu, gdzie poślubił zwykłą kobietę, aby jego potomek lub potmkini miała opiekę. W tym samym czasie rodziny musiały oddać swoje dzieci, aby uchronić je przed tym czarownikiem. Kiedy wszyscy myśleli, że zagrożenie minęło, część rodziców wróciła po swoje dzieci i wkrótce potem zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Dla reszty rodzin to było ostrzeżenie, żeby dzieci zostały tam, gdzie są. Tak było bezpieczniej.
-Myślisz, że czarownik miał wpływ na zaginięcie tych rodzin?-Gabe zmarszczył czoło. Kiwnęłam głową.
-Chciałam porozmawiać o tym z Isleen, ale... teraz nie mam już jak.-poczułam gulę w gardle. Isleen oddała za mnie swoje życie. Przynajmniej chciała. Chciała, żebym ja żyła, nawet kosztem jej życia.-Mogę jednak porozmawiać o tym z Christianem, moim tatą. Chcę się dowiedzieć co dokładnie się stało.
-I kim jest ten czarownik.-dodał Gabe, a ja skinęłam głową... i po chwili znów byłam zepchnięta na kraniec mojego umysłu, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
No cóż, tak się właśnie czułam, przez cały ten czas, kiedy musiałam dzielić ciało z Maud. To było nienormalne, nienaturalne.
-Powiesz nam kim jest twoje dziecko?-spytał Gabriel, po raz kolejny podczas tej rozmowy. Maud jednak skutecznie ignorowała jego natrętne pytania. Sama próbowałam to z niej wydobyć kilka razy, ale milczała jak grób.
-Tessa, podaj mi proszę butelkę wody.-usłyszałam głos Maud wydobywający się z moich ust. Skrzywiłam się wewnętrznie. To było najgorsze uczucie. Poruszałam ustami, ale słowa, które z nich wypływały wcale nie należały do mnie. Tessa podała jej wodę i Maud wzięła kilka łyków.
-Maud, mogłabyś nam powiedzieć jaki masz właściwie plan?-spytał Jake ponownie, parkując pod domem Camerona.
-Ponownie zignoruję wasze pytania. Dowiecie się w swoim czasie. Na razie powinniście uspokoić waszych znajomych, powiedzieć, że Louise jest cała i zdrowa, ale niestabilna psychicznie i musicie się nią zająć.-stwierdziła Maud. Ogarnęła mnie złość. Nie mogli wytłumaczyć im co się stało?
-Już to zrobiliśmy.-powiedział Cameron. Wysiedli z samochodu. Cameron, Jake i Tessa ruszyli w stronę domu szepcząc między sobą, ale Gabriel został z Maud koło samochodu.
-Pozwól mi porozmawiać z Lou.-zażądał od kobiety, patrząc na nią wrogo. Patrząc na mnie. To nie było przyjemne uczucie. Chciałam mu powiedzieć, żeby tak na mnie nie patrzył, ale nie mając kontroli nad własnym ciałem, nie miałam jak. Ułamek sekundy później poczułam, że wracam do swojego ciała... Tak właściwie.
-Gabriel.-powiedziałam, żeby sprawdzić, czy słowa na pewno należą do mnie. Należały. Chłopak uśmiechnął się i spojrzał na mnie z czułością. Postanowiłam, że na te kilka minut, które dała nam Maud nie będę się wściekać za wrogie spojrzenia. Pocałowałam go, oplatając ramionami jego szyję. Powrót do własnego ciała był nawet dziwniejszy niż siedzenie w nim jak w więzieniu.
-Louise, musimy porozmawiać.-poprosił Gabe, odsuwając się ode mnie.-Musisz mi dokończyć tę opowieść. O swojej rodzinie. Proszę.
-Mamy dla siebie max 10 minut, a ty chcesz, żebym opowiadała ci o sytuacji sprzed prawie ćwierć wieku?-spojrzałam na niego zaskoczona.
-Louise, po prostu chcę usłyszeć tę historię. Mamy mało czasu, wiem, ale... proszę.-spojrzał na mnie błagalnie. Westchnęłam i oparłam się o samochód.
-Czarownik zamordował Maud z zimną krwią, nie przejmując się uczuciem, jakie kiedyś do niej żywił, o ile żywił. Zabrał swoje dziecko i wyjechał, prawdopodobnie do Londynu, gdzie poślubił zwykłą kobietę, aby jego potomek lub potmkini miała opiekę. W tym samym czasie rodziny musiały oddać swoje dzieci, aby uchronić je przed tym czarownikiem. Kiedy wszyscy myśleli, że zagrożenie minęło, część rodziców wróciła po swoje dzieci i wkrótce potem zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Dla reszty rodzin to było ostrzeżenie, żeby dzieci zostały tam, gdzie są. Tak było bezpieczniej.
-Myślisz, że czarownik miał wpływ na zaginięcie tych rodzin?-Gabe zmarszczył czoło. Kiwnęłam głową.
-Chciałam porozmawiać o tym z Isleen, ale... teraz nie mam już jak.-poczułam gulę w gardle. Isleen oddała za mnie swoje życie. Przynajmniej chciała. Chciała, żebym ja żyła, nawet kosztem jej życia.-Mogę jednak porozmawiać o tym z Christianem, moim tatą. Chcę się dowiedzieć co dokładnie się stało.
-I kim jest ten czarownik.-dodał Gabe, a ja skinęłam głową... i po chwili znów byłam zepchnięta na kraniec mojego umysłu, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
czwartek, 24 października 2013
Rozdział XLVIII- Florence
Po godzinie zadzwonił Jake, zapewniając że znaleźli Louise i że wszystko wytłumaczą jak wrócą. Postanowiłam wrócić do domu. Czułam się oszukana przez Evana i całą resztę, ale musiałam wrócić. Kiedy weszłam, ciało zniknęło a Evan i Alyssa siedzieli niespokojnie na sofie. Evan zerwał się żeby mnie uściskać ale zrobiłam unik.
-Co z Lyn? -zapytałam Alyssę, ignorując Evana.
-Jest w szpitalu. W ciężkim stanie, nie chcieli nas do niej wpuścić. -powiedziała cicho.
Skinęłam głową. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Christiana.
-Christian? Może przyjedziesz do nas? Weź ze sobą Matt'a i Phil'a. - powiedziałam spokojnym tonem, siląc się żeby mój głos brzmiał przyjaźnie.
-Jasne. - powiedział mój ojciec i się rozłączył.
Postanowiłam przygotować obiad, ruszyłam w stronę kuchni, starając sobie przypomnieć podstawowe czynności. W głowie miałam mętlik.
-Możesz powiedzieć o co ci chodzi? Bo za nic nie wiem! A skoro już zaczynamy mówić o przewinieniach, to może wytłumaczysz co robiłaś z dwoma chłopakami, na jakimś zadupiu chodź powinnaś być w psychiatryku?! - warknął Evan, wyraźnie poirytowany moim zachowaniem.
-Do niczego nie doszło! -spojrzałam na niego gniewnie. - Jesteś cholernym idiotą, jeśli myślisz że cię zdradziłam. I to tylko dowód że mi nie ufasz. Natomiast wy, chcieliście oszukać śmierć, nikt mnie nie poinformował łaskawie chociaż ci ufałam! Zginęła moja matka, zginął jakiś gościu, Lyn o mało co nie została uduszona przez Louise. Zrobiliście z niej potwora! Jak z Louise nie będzie wszystko dobrze, to pomyśl co się stanie z Gabrielem! A przy okazji zamordowanie dwóch osób pójdzie na marne.
-Florence! - uniósł się.
-Zamknij się, okej? Muszę przygotować posiłek dla mojej rodziny, która straciła kogoś kogo kochała!
Gdy skończyłam nakrywać do stołu, zadzwonił dzwonek. Alyssa i Evan siedzieli na kanapie. Otworzyłam drzwi i wpuściłam swoją rodzinę. Zamknęłam drzwi i uściskałam Christiana, następnie spojrzałam na braci.
-Chłopaki, posłuchajcie. Nie jestem siostrą roku, przez całe życie wychowywałam się z myślą, że jestem sierotą. Mimo starań waszej matki, nie chciałam dać jej szansy. Ale jest mi przykro. Gdybym wiedziała że, to się tak potoczy, zapobiegłabym. - objęłam braci, po czym zaprosiłam ich do stołu. Usłyszałam żałosne skomlenie.
-Cholera, czy nikt nie wpadł na to żeby wypuścić psy?! - warknęłam w stronę Evana. Otworzyłam drzwi na taras, a dwa labradory wbiegły do domu.
-Witajcie skarby. - zaczęłam głaskać oba pieski. -Stęskniłam się za wami.
W końcu dołączyłam do rodziny. Evan i Alyssa jedli z nami. Atmosfera była smutna, więc nikt nie nawiązywał rozmowy. Po obiedzie, Christian i moi bracia postanowili pojechać do siebie. Postanowiłam pokazać Alyssie jej pokój, żeby mogła się odświeżyć. Postanowiłam pójść poprzeglądać magiczne książki. Studiowałam właśnie rozdział o nietrafionych zaklęciach, kiedy do pokoju wślizgnął się Evan.
-Kocham cię, jasne? Nie chciałem cię okłamywać, ale wyjścia nie miałem. Działałem w dobrej sprawie. - powiedział zamykając drzwi.
-Twoja dobra sprawa chce nas zabić! -spojrzałam na niego.
-Nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem! -znalazł się przy mnie i spojrzał mi w oczy.
-Daj mi spokój. - mruknęłam. - Jestem na ciebie wściekła.
Evan uśmiechnął się po czym przyparł do ściany.
-Teraz to cię nienawidzę. - odsunęłam głowę.
Pocałował mnie w szyje.
-A jednak chyba nie. - mruknął mi do ucha. -Tęskniłem.
Objęłam go za szyję po czym nogami oplotłam w pasie, pocałowałam go. W pewnym momencie usłyszeliśmy czyjeś kroki.
-Ktoś miał jeszcze przyjść? - zapytał szeptem Evan, odrywając się niechętnie.
Pokręciłam przecząco głową, podeszliśmy cicho do drzwi. Uchyliłam je i dostrzegłam...
-Cameron? -szepnęłam cicho, zaskoczona że wchodzi do sypialni Alyssy a następnie poukładałam fakty. Mój przyjaciel w końcu się zakochał. Evan i ja zeszliśmy po cichu na dół. I położyliśmy się na kanapie. Zasnęłam po chwili.
-Co z Lyn? -zapytałam Alyssę, ignorując Evana.
-Jest w szpitalu. W ciężkim stanie, nie chcieli nas do niej wpuścić. -powiedziała cicho.
Skinęłam głową. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Christiana.
-Christian? Może przyjedziesz do nas? Weź ze sobą Matt'a i Phil'a. - powiedziałam spokojnym tonem, siląc się żeby mój głos brzmiał przyjaźnie.
-Jasne. - powiedział mój ojciec i się rozłączył.
Postanowiłam przygotować obiad, ruszyłam w stronę kuchni, starając sobie przypomnieć podstawowe czynności. W głowie miałam mętlik.
-Możesz powiedzieć o co ci chodzi? Bo za nic nie wiem! A skoro już zaczynamy mówić o przewinieniach, to może wytłumaczysz co robiłaś z dwoma chłopakami, na jakimś zadupiu chodź powinnaś być w psychiatryku?! - warknął Evan, wyraźnie poirytowany moim zachowaniem.
-Do niczego nie doszło! -spojrzałam na niego gniewnie. - Jesteś cholernym idiotą, jeśli myślisz że cię zdradziłam. I to tylko dowód że mi nie ufasz. Natomiast wy, chcieliście oszukać śmierć, nikt mnie nie poinformował łaskawie chociaż ci ufałam! Zginęła moja matka, zginął jakiś gościu, Lyn o mało co nie została uduszona przez Louise. Zrobiliście z niej potwora! Jak z Louise nie będzie wszystko dobrze, to pomyśl co się stanie z Gabrielem! A przy okazji zamordowanie dwóch osób pójdzie na marne.
-Florence! - uniósł się.
-Zamknij się, okej? Muszę przygotować posiłek dla mojej rodziny, która straciła kogoś kogo kochała!
Gdy skończyłam nakrywać do stołu, zadzwonił dzwonek. Alyssa i Evan siedzieli na kanapie. Otworzyłam drzwi i wpuściłam swoją rodzinę. Zamknęłam drzwi i uściskałam Christiana, następnie spojrzałam na braci.
-Chłopaki, posłuchajcie. Nie jestem siostrą roku, przez całe życie wychowywałam się z myślą, że jestem sierotą. Mimo starań waszej matki, nie chciałam dać jej szansy. Ale jest mi przykro. Gdybym wiedziała że, to się tak potoczy, zapobiegłabym. - objęłam braci, po czym zaprosiłam ich do stołu. Usłyszałam żałosne skomlenie.
-Cholera, czy nikt nie wpadł na to żeby wypuścić psy?! - warknęłam w stronę Evana. Otworzyłam drzwi na taras, a dwa labradory wbiegły do domu.
-Witajcie skarby. - zaczęłam głaskać oba pieski. -Stęskniłam się za wami.
W końcu dołączyłam do rodziny. Evan i Alyssa jedli z nami. Atmosfera była smutna, więc nikt nie nawiązywał rozmowy. Po obiedzie, Christian i moi bracia postanowili pojechać do siebie. Postanowiłam pokazać Alyssie jej pokój, żeby mogła się odświeżyć. Postanowiłam pójść poprzeglądać magiczne książki. Studiowałam właśnie rozdział o nietrafionych zaklęciach, kiedy do pokoju wślizgnął się Evan.
-Kocham cię, jasne? Nie chciałem cię okłamywać, ale wyjścia nie miałem. Działałem w dobrej sprawie. - powiedział zamykając drzwi.
-Twoja dobra sprawa chce nas zabić! -spojrzałam na niego.
-Nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem! -znalazł się przy mnie i spojrzał mi w oczy.
-Daj mi spokój. - mruknęłam. - Jestem na ciebie wściekła.
Evan uśmiechnął się po czym przyparł do ściany.
-Teraz to cię nienawidzę. - odsunęłam głowę.
Pocałował mnie w szyje.
-A jednak chyba nie. - mruknął mi do ucha. -Tęskniłem.
Objęłam go za szyję po czym nogami oplotłam w pasie, pocałowałam go. W pewnym momencie usłyszeliśmy czyjeś kroki.
-Ktoś miał jeszcze przyjść? - zapytał szeptem Evan, odrywając się niechętnie.
Pokręciłam przecząco głową, podeszliśmy cicho do drzwi. Uchyliłam je i dostrzegłam...
-Cameron? -szepnęłam cicho, zaskoczona że wchodzi do sypialni Alyssy a następnie poukładałam fakty. Mój przyjaciel w końcu się zakochał. Evan i ja zeszliśmy po cichu na dół. I położyliśmy się na kanapie. Zasnęłam po chwili.
niedziela, 20 października 2013
Rozdział XLVII - Tessa
Najpierw narzekacie na brak rozdziałów, a potem skąpicie nawet komentarzy? Nieładnie.
xxxx Barbra
________________________
-Też chcę jechać!-krzyknęłam, chwytając brata za kurtkę. Gabe odwrócił się rozzłoszczony. Natychmiast odsunęłam się od niego na krok. Miał minę, jakby chciał mnie uderzyć.
-Nie mamy na to czasu, Theresa!-warknął. Wracaj tam i pomóż im zająć się Lyn. Powiedz im, co stało się Conradowi i Isleen.
-Evan im powie.-odparłam.-Błagam, pozwól mi jechać.
-Wsiadaj.-warknął i otworzył drzwi do samochodu, w którym siedzieli Jake i Cameron. Potem praktycznie wepchnął mnie do środka.-Jedziemy.-mruknął do chłopaków. Ci wymienili tylko zaskoczone spojrzenia.
-Gdzie?-spytał Jake.-I... Gabe, nie chciałbym psuć tego momentu, ale nie znam dziewczyny, która wsiadła do mojego auta, co niespecjalnie mi się podoba.
-Jestem Tessa, młodsza siostra Gabriela.-powiedziałam szybko.-Widzieliście Louise? Wybiegła z domu i...
-Louise? Tess, ona... nie żyje.-zauważył ostrożnie Cam. Wywróciłam oczami.
-Wskrzesiliśmy ją.-Gabriel tracił cierpliwość.-Odpalaj ten durny samochód i jedź do Formby. Mogła przenieść się do domu swoich rodziców.
-Przenieść się? Czyli... teleportować?-spytałam, otwierając szeroko oczy. Gabe kiwnął głową. Jake uruchomił silnik i ruszyliśmy w stronę małego miasteczka, łamiąc po drodze wszystkie przepisy.
W domu państwa Tempestów paliło się światło. Gdy samochód się zatrzymał, Gabe wyskoczył z niego i ruszył w stronę drzwi. Ja i Cam pobiegliśmy za nim. Gabe nie zawracał sobie głowy pukaniem, po prostu wszedł do domu. Weszłam zaraz za nim i stanęłam jak wryta. Louise stała na środku salonu, wewnątrz pentagramu. Wokół niej płonęły świece. Dziewczyna szeptała jakieś słowa. Gabe chciał do niej podejść, ale coś go zatrzymało. Jakby dookoła symbolu utworzyła się bariera.
Gabe jednak się nie poddał. Zgasił jedną ze świec i ją przewrócił. Powietrze zadrżało. Mój brat zrobił to samo z pozostałymi świecami. Kiedy skończył, pentagram zniknął, a Louise patrzyła na niego morderczym wzrokiem. Jej twarz wykrzywił po chwili ironiczny uśmiech.
-Gabriel. Odnalazłeś ukochaną.-powiedziała Louise. Gabe stanął jak słup soli.
-Ty nie jesteś Louise.-powiedział spokojnie. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie znałam Louise, więc nie potrafiłam rozpoznać, czy to ona czy nie. Sądziłam jednak, że Gabe się na tym pozna.
-Częściowo masz rację.-odparła kobieta. Jej głos nie pasował do wyglądu Louise. Był dojrzały i przepełniony rozsądkiem.-Mam jej ciało, a ona jest gdzieś w głębi mnie, ale ja nie jestem nią.
-Więc kim jesteś?-spytał Jake, zbliżając się do niej.
-Jestem wspomnieniem. Jestem kobietą, która szuka zemsty. Kobietą, która chce uporządkować pewne sprawy, które pozostawiła dwadzieścia dwa lata temu bez nadzoru.
-Isleen poświęciła swoje życie dla Louise, nie dla ciebie.-warknęłam. Wszystko co zrobiliśmy poszło na marne. A mogło się udać. Louise mogła wrócić i być z nami... całkowicie normalna. Ale ktoś nie chciał do tego dopuścić.
-Isleen poświęciła swoje życie dla mnie.-odparła kobieta, siedząca wewnątrz ciała Louise.-A kiedy ja wróciłam, a zaklęcie nadal mogło zadziałać, przywróciłam Louise. Dla niej trzeba było poświęcić kogoś innego... A Conrad wydał się dobrym wyborem. Nie będzie więcej potrzebny.
-Kim jesteś?-zapytał Gabriel dobitnie. Kobieta utkwiła niebieskozielone oczy, kiedyś należące do Louise, w moim bracie i uśmiechnęła się.
-Nazywają mnie żoną króla i matką potwora. Lecz tak naprawdę mam na imię Maud i tak możecie się do mnie zwracać.-odpowiedziała.
-Czy... czy Louise słyszy o czym rozmawiamy?-spytał Gabe niepewnie. Maud kiwnęła głową.
-Mogę pozwolić ci przez chwilę z nią porozmawiać.-powiedziała. Nagle jej oczy podjechały do góry i widać było same białka. Trwało to zaledwie dwie sekundy, zanim wróciło do normalności. Louise albo Maud zaniosła się kaszlem.
-Cholera!-głos, który wydobył się z krtani dziewczyny brzmiał już młodziej. Gabe rzucił się w stronę dziewczyny.
-Louise.-objął ją, a ona odwzajemniła uścisk.-Jak to się stało, że musisz dzielić ciało z kimś innym?
-Wślizgnęła się przede mną.-odpowiedziała, nie wypuszczając Gabriela z uścisku. Nie żeby on chciał się odsunąć.-Zraniła Tessę i Lyn, kiedy byłam jeszcze zamroczona. Gabe, nie możesz jej ufać. Ona jest niesamowicie potężna.
-Kim ona tak naprawdę jest?-spytałam.
-To długa historia. Dwadzieścia parę lat temu żyły dwadzieścia trzy najpotężniejsze rodziny czarowników, które postanowiły zamieszkać w jednym miejscu. W miasteczku Chamberlain. Dowodził nimi jeden czarownik. W tamtych latach urodziło się przynajmniej jedno dziecko w każdej rodzinie. Potem wszyscy musieli uciekać, gdyż czarownik stworzył jakiś plan, który im się nie spodobał. Nie mieli oni jednak siły z nim walczyć. Nawet jego żona, Maud, odwróciła się od niego. Wyjechała, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, ale czarownik na to nie pozwolił. Gdy tylko urodziło się dziecko, zabił ją z zimną krwią i...-nagle oczy Louise znów podjechały do góry, a kiedy wróciły, stała przed nami Maud.
-Koniec bajek. Bierzemy się do pracy.
xxxx Barbra
________________________
-Też chcę jechać!-krzyknęłam, chwytając brata za kurtkę. Gabe odwrócił się rozzłoszczony. Natychmiast odsunęłam się od niego na krok. Miał minę, jakby chciał mnie uderzyć.
-Nie mamy na to czasu, Theresa!-warknął. Wracaj tam i pomóż im zająć się Lyn. Powiedz im, co stało się Conradowi i Isleen.
-Evan im powie.-odparłam.-Błagam, pozwól mi jechać.
-Wsiadaj.-warknął i otworzył drzwi do samochodu, w którym siedzieli Jake i Cameron. Potem praktycznie wepchnął mnie do środka.-Jedziemy.-mruknął do chłopaków. Ci wymienili tylko zaskoczone spojrzenia.
-Gdzie?-spytał Jake.-I... Gabe, nie chciałbym psuć tego momentu, ale nie znam dziewczyny, która wsiadła do mojego auta, co niespecjalnie mi się podoba.
-Jestem Tessa, młodsza siostra Gabriela.-powiedziałam szybko.-Widzieliście Louise? Wybiegła z domu i...
-Louise? Tess, ona... nie żyje.-zauważył ostrożnie Cam. Wywróciłam oczami.
-Wskrzesiliśmy ją.-Gabriel tracił cierpliwość.-Odpalaj ten durny samochód i jedź do Formby. Mogła przenieść się do domu swoich rodziców.
-Przenieść się? Czyli... teleportować?-spytałam, otwierając szeroko oczy. Gabe kiwnął głową. Jake uruchomił silnik i ruszyliśmy w stronę małego miasteczka, łamiąc po drodze wszystkie przepisy.
W domu państwa Tempestów paliło się światło. Gdy samochód się zatrzymał, Gabe wyskoczył z niego i ruszył w stronę drzwi. Ja i Cam pobiegliśmy za nim. Gabe nie zawracał sobie głowy pukaniem, po prostu wszedł do domu. Weszłam zaraz za nim i stanęłam jak wryta. Louise stała na środku salonu, wewnątrz pentagramu. Wokół niej płonęły świece. Dziewczyna szeptała jakieś słowa. Gabe chciał do niej podejść, ale coś go zatrzymało. Jakby dookoła symbolu utworzyła się bariera.
Gabe jednak się nie poddał. Zgasił jedną ze świec i ją przewrócił. Powietrze zadrżało. Mój brat zrobił to samo z pozostałymi świecami. Kiedy skończył, pentagram zniknął, a Louise patrzyła na niego morderczym wzrokiem. Jej twarz wykrzywił po chwili ironiczny uśmiech.
-Gabriel. Odnalazłeś ukochaną.-powiedziała Louise. Gabe stanął jak słup soli.
-Ty nie jesteś Louise.-powiedział spokojnie. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie znałam Louise, więc nie potrafiłam rozpoznać, czy to ona czy nie. Sądziłam jednak, że Gabe się na tym pozna.
-Częściowo masz rację.-odparła kobieta. Jej głos nie pasował do wyglądu Louise. Był dojrzały i przepełniony rozsądkiem.-Mam jej ciało, a ona jest gdzieś w głębi mnie, ale ja nie jestem nią.
-Więc kim jesteś?-spytał Jake, zbliżając się do niej.
-Jestem wspomnieniem. Jestem kobietą, która szuka zemsty. Kobietą, która chce uporządkować pewne sprawy, które pozostawiła dwadzieścia dwa lata temu bez nadzoru.
-Isleen poświęciła swoje życie dla Louise, nie dla ciebie.-warknęłam. Wszystko co zrobiliśmy poszło na marne. A mogło się udać. Louise mogła wrócić i być z nami... całkowicie normalna. Ale ktoś nie chciał do tego dopuścić.
-Isleen poświęciła swoje życie dla mnie.-odparła kobieta, siedząca wewnątrz ciała Louise.-A kiedy ja wróciłam, a zaklęcie nadal mogło zadziałać, przywróciłam Louise. Dla niej trzeba było poświęcić kogoś innego... A Conrad wydał się dobrym wyborem. Nie będzie więcej potrzebny.
-Kim jesteś?-zapytał Gabriel dobitnie. Kobieta utkwiła niebieskozielone oczy, kiedyś należące do Louise, w moim bracie i uśmiechnęła się.
-Nazywają mnie żoną króla i matką potwora. Lecz tak naprawdę mam na imię Maud i tak możecie się do mnie zwracać.-odpowiedziała.
-Czy... czy Louise słyszy o czym rozmawiamy?-spytał Gabe niepewnie. Maud kiwnęła głową.
-Mogę pozwolić ci przez chwilę z nią porozmawiać.-powiedziała. Nagle jej oczy podjechały do góry i widać było same białka. Trwało to zaledwie dwie sekundy, zanim wróciło do normalności. Louise albo Maud zaniosła się kaszlem.
-Cholera!-głos, który wydobył się z krtani dziewczyny brzmiał już młodziej. Gabe rzucił się w stronę dziewczyny.
-Louise.-objął ją, a ona odwzajemniła uścisk.-Jak to się stało, że musisz dzielić ciało z kimś innym?
-Wślizgnęła się przede mną.-odpowiedziała, nie wypuszczając Gabriela z uścisku. Nie żeby on chciał się odsunąć.-Zraniła Tessę i Lyn, kiedy byłam jeszcze zamroczona. Gabe, nie możesz jej ufać. Ona jest niesamowicie potężna.
-Kim ona tak naprawdę jest?-spytałam.
-To długa historia. Dwadzieścia parę lat temu żyły dwadzieścia trzy najpotężniejsze rodziny czarowników, które postanowiły zamieszkać w jednym miejscu. W miasteczku Chamberlain. Dowodził nimi jeden czarownik. W tamtych latach urodziło się przynajmniej jedno dziecko w każdej rodzinie. Potem wszyscy musieli uciekać, gdyż czarownik stworzył jakiś plan, który im się nie spodobał. Nie mieli oni jednak siły z nim walczyć. Nawet jego żona, Maud, odwróciła się od niego. Wyjechała, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, ale czarownik na to nie pozwolił. Gdy tylko urodziło się dziecko, zabił ją z zimną krwią i...-nagle oczy Louise znów podjechały do góry, a kiedy wróciły, stała przed nami Maud.
-Koniec bajek. Bierzemy się do pracy.
Rozdział XLVI-Florence
W nawiązaniu do ostatniego posta Barbs i ostatnich komentarzy. Pisanie wymaga weny i czasu, a niedawno zaczął się rok szkolny. Może niektórzy z was mają to gdzieś ale jednak od pisania ważniejsza jest nauka. Dodatkowo i ja i Basia mamy przeróżne obowiązki domowe i tym podobne. Staramy się dawać jak najczęściej posty ale to nie są wakacje gdzie pisałyśmy po cztery posty dziennie. Jeśli się nie podoba, to już wasz problem.
xoxo Carrie.
____________________________________________________________________________
Wbiegłam do domu i zobaczyłam moją przyjaciółkę i siostrę. Tą którą uważałam za zmarłą. Właśnie próbowała zabić Lyn. W pomieszczeniu był gdzieś Gabriel i Tessa. Jakiś mężczyzna leżał martwy na podłodze.
-Louise! -postarałam się odwrócić jej uwagę i uratować Lyn -Przestań! Nie chcesz jej skrzywdzić. To twoja przyjaciółka. Była przy tobie kiedy mnie nie było, zna twoje sekrety i dzieliła się swoimi z tobą. Nie chcesz jej zabić. - mamrotałam jakieś uspokajające formułki niczym blondynka z jakiejś hiszpańskiej telenoweli.
-Zamknij się kretynko. - powiedziała Louise. Postanowiłam użyć mocy, chodź tak naprawdę nasze moce były identyczne. Więc to nic by nie dało. Po chwili wbiegła Alyssa i pomogła mi okiełznać moją siostrę. W pewnym momencie Lyn uświadomiła sobie co się dzieje, poczułam że ustępuje a następnie spojrzała na mnie i uciekła.
-Gabriel! -zawołałam. Przybiegł bo chwili. - W aucie czekają Cameron i Jake. Znajdźcie Louise.
-Trzeba wezwać pogotowie! - powiedziała Tessa, podbiegając do Lyn.
-Co wy tu odwaliliście? - warknęłam podchodząc do trupa. - Dlaczego nikt mi nie powiedział? Dlaczego jesteście tak cholernie nie rozważni!
W drzwiach pojawił się Evan. Spojrzałam na niego gniewnie, po czym przyparłam mocą do ściany.
-Wiedziałeś?! - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
-Florence... -zaczął, ale szybko mu przerwałam.
-Daruj sobie! Mniej bolałoby, gdybyś przespał się z drużyną cheerleaderek! -puściłam go.
Alyssa dzwoniła właśnie po jakieś czarownice, a pogotowie było w drodze. Wybiegłam z domu i wybrałam numer Gabe'a. Musieliśmy znaleźć Lou. Była niebezpieczna dla świata. Zrobili z mojej siostry cholernego zombie! Ruszyłam biegiem w miejsca w które przypuszczalnie Louise mogłaby pójść.
__________________________________________________________________________
A teraz przepraszam za długość rozdziału. Brak weny ponieważ akurat tą część rozwinie Barbs ;)
xoxo Carrie.
____________________________________________________________________________
Wbiegłam do domu i zobaczyłam moją przyjaciółkę i siostrę. Tą którą uważałam za zmarłą. Właśnie próbowała zabić Lyn. W pomieszczeniu był gdzieś Gabriel i Tessa. Jakiś mężczyzna leżał martwy na podłodze.
-Louise! -postarałam się odwrócić jej uwagę i uratować Lyn -Przestań! Nie chcesz jej skrzywdzić. To twoja przyjaciółka. Była przy tobie kiedy mnie nie było, zna twoje sekrety i dzieliła się swoimi z tobą. Nie chcesz jej zabić. - mamrotałam jakieś uspokajające formułki niczym blondynka z jakiejś hiszpańskiej telenoweli.
-Zamknij się kretynko. - powiedziała Louise. Postanowiłam użyć mocy, chodź tak naprawdę nasze moce były identyczne. Więc to nic by nie dało. Po chwili wbiegła Alyssa i pomogła mi okiełznać moją siostrę. W pewnym momencie Lyn uświadomiła sobie co się dzieje, poczułam że ustępuje a następnie spojrzała na mnie i uciekła.
-Gabriel! -zawołałam. Przybiegł bo chwili. - W aucie czekają Cameron i Jake. Znajdźcie Louise.
-Trzeba wezwać pogotowie! - powiedziała Tessa, podbiegając do Lyn.
-Co wy tu odwaliliście? - warknęłam podchodząc do trupa. - Dlaczego nikt mi nie powiedział? Dlaczego jesteście tak cholernie nie rozważni!
W drzwiach pojawił się Evan. Spojrzałam na niego gniewnie, po czym przyparłam mocą do ściany.
-Wiedziałeś?! - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
-Florence... -zaczął, ale szybko mu przerwałam.
-Daruj sobie! Mniej bolałoby, gdybyś przespał się z drużyną cheerleaderek! -puściłam go.
Alyssa dzwoniła właśnie po jakieś czarownice, a pogotowie było w drodze. Wybiegłam z domu i wybrałam numer Gabe'a. Musieliśmy znaleźć Lou. Była niebezpieczna dla świata. Zrobili z mojej siostry cholernego zombie! Ruszyłam biegiem w miejsca w które przypuszczalnie Louise mogłaby pójść.
__________________________________________________________________________
A teraz przepraszam za długość rozdziału. Brak weny ponieważ akurat tą część rozwinie Barbs ;)
piątek, 18 października 2013
Rozdział XLV - Lynette
Na samym początku chciałabym przeprosić, za długi czas, jaki minął od ostatniej publikacji. Ponieważ teraz moja kolej na rozdział, Caro mogła mnie tylko popędzać. A ja? A ja się uczyłam, imprezowałam i szukałam mojej weny (okazało się, że nie było jej pod szafą :) ). Ale wracam do czynnego udzielania się i mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale program nauczania w klasie pre-IB nie należy do najluźniejszych :(.
Przemęczona, po robieniu filmiku na TOK, 3 kartkówkach i robieniu koleżance tutoriala na informatykę, Wasza Barbra ;*.
___________________________
-Wszystko idzie dobrze.-zapewniła mnie Tessa, zaciągając się. Miała 17 lat i teoretycznie powinnam być jej odpowiedzialną, starszą przyjaciółką, ale było mi w tamtym momencie wszystko jedno. Strzepałam popiół, wzdychając.
-Ile wam jeszcze zajmie robienie syna Frankensteina z mojej najlepszej przyjaciółki?-spytałam. Tessa parsknęła śmiechem i wzruszyła ramionami.
-Conrad jest dobrej myśli. Najwyżej kilka dni. Byłaś u Florence?-spytała zaciekawiona. Przytaknęłam.
-Rozmawiałam z nią trochę. Wypisują ją w poniedziałek, więc powinniście się pospieszyć.-posłałam jej znaczące spojrzenie. Tessa obiecała, że przekaże wszystko Conradowi i Isleen, po czym ruszyła szybkim krokiem w stronę domu Flo i Louise. Zgasiłam papierosa i zadzwoniłam do Cedrica. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa.
-Ced, tu Lynette. Chciałabym się z tobą spotkać... muszę z tobą porozmawiać. Zadzwoń do mnie, proszę.-rozłączyłam się.
Przemęczona, po robieniu filmiku na TOK, 3 kartkówkach i robieniu koleżance tutoriala na informatykę, Wasza Barbra ;*.
___________________________
-Wszystko idzie dobrze.-zapewniła mnie Tessa, zaciągając się. Miała 17 lat i teoretycznie powinnam być jej odpowiedzialną, starszą przyjaciółką, ale było mi w tamtym momencie wszystko jedno. Strzepałam popiół, wzdychając.
-Ile wam jeszcze zajmie robienie syna Frankensteina z mojej najlepszej przyjaciółki?-spytałam. Tessa parsknęła śmiechem i wzruszyła ramionami.
-Conrad jest dobrej myśli. Najwyżej kilka dni. Byłaś u Florence?-spytała zaciekawiona. Przytaknęłam.
-Rozmawiałam z nią trochę. Wypisują ją w poniedziałek, więc powinniście się pospieszyć.-posłałam jej znaczące spojrzenie. Tessa obiecała, że przekaże wszystko Conradowi i Isleen, po czym ruszyła szybkim krokiem w stronę domu Flo i Louise. Zgasiłam papierosa i zadzwoniłam do Cedrica. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa.
-Ced, tu Lynette. Chciałabym się z tobą spotkać... muszę z tobą porozmawiać. Zadzwoń do mnie, proszę.-rozłączyłam się.
Dwie godziny później stałam w drzwiach mojego pokoju nie wierząc własnym oczom. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna stał przy mojej komodzie i przeglądał notatki, które tam rozrzuciłam.
-Wren!-zapiszczałam jak małe dziecko i rzuciłam się bratu na szyję.
-Cześć, Netty.-uśmiechnął się i przytulił mnie opiekuńczo. Tylko on miał prawo nazywać mnie Netty. Dla wszystkich innych byłam po prostu Lyn.
-Co ty tu robisz?-zapytałam w końcu, kiedy skończyliśmy się witać. Wren zmarszczył czoło, jak zwykle, gdy był zatroskany lub zmartwiony.
-Musimy porozmawiać. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że na świecie są różne... Stworzenia, które są podobne do ludzi... Które są ludźmi, przynajmniej w pewnym stopniu.-brat przyglądał mi się uważnie. Zamarłam. Wiedział o wiedźmach.
-Ty... Mówisz o wiedźmach?-spytałam niepewnie. Wren skinął głową.
-O wiedźmach, łowcach, strażnikach, osuszaczach i wielu innych stworzeniach.-Wren nie spuszczał ze mnie wzroku.-Jakaś wiedźma była w tym pokoju i to przez długi czas.
-Louise...-szepnęłam.-Skąd ty to wiesz?
-To jest instynkt.-odparł.-Lynette, musisz w końcu dowiedzieć się, czym jesteś.
W tamtym momencie czułam się jak małe, przerażone dziecko. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czym byłam? Niemożliwe, żebym również należała do tamtego świata. Chociaż Alyssa stwierdziła, że przyciągać wiedźmy... Mój brat potrafił je wyczuć...
-Opowiedz mi.-poprosiłam. W połowie opowieści, przerwał nam telefon. Odebrałam.
-Lyn! Przyjedźcie jak najszybciej!-Tessa była podespkscytowana. Sama aż się zerwałam.
-Udało się?
-Na to wygląda. Szybko!-dziewczyna się rozłączyła.
-Wren, muszę iść. Możesz tu przenocować i spotkamy się jak wrócę.-obiecałam i wybiegłam z pokoju. Po kilku minutach byłam na miejscu. Weszłam do domu i zauważyłam Louise, trzymającą nóż na gardle Tessy. Isleen nie widziałam, a Conrad leżał na ziemi z nożem w klatce piersiowej. Gabe na wpół siedział obok niego, nieprzytomny, opierając się o ścianę.
-Lynette. Czekałam na ciebie.-uśmiechnęła się moja przyjaciółka. Odepchnęła od siebie Tessę.-Łap brata i zniknij mi z oczu.-warknęła. Stałam jak skamieniała, ale Tessa spełniła jej życzenie. Louise znów zwróciła się do mnie.-Teraz twoja kolej, przyjaciółko.
-Nie.-wydusiłam z siebie, ledwo potrafiąc mówić. Tylko to jedno słowo wyszło z moich ust. Nie zdołałam powiedzieć nic więcej. Moje myśli pędziły jak szalone. To nie tak powinno się skończyć. Byliśmy tacy ostrożni, uważaliśmy, żeby się nie wychylać. Ale nie udało nam się. Nie, nie udało się mnie. Oni dadzą jakoś radę. Tylko bałam się o Tessę. Jeśli Gabriel już nie odzyska swojego dawnego nastroju, to ona nie wytrzyma. Skuliłam się ze strachu. Nigdy nie byłam odważna, a ta sytuacja mnie przerastała. Płakałam, błagałam o litość, jak ostatni tchórz. Ale tym przecież właśnie byłam.
-Cicho.-odezwała się postać, niegdyś tak mi bliska. Próbowałam stłumić szloch, ale nie potrafiłam. Nagle zabrakło mi powietrza. Ktoś, kogo mogłam nazwać kiedyś przyjacielem nie ruszył się z miejsca, ale za pomocą magii, nie dopuszczał do mnie powietrza, którego tak łapczywie próbowałam nabrać w obolałe płuca. Po chwili miałam mroczki przed oczami i nie widziałam już nic.
-Cicho.-odezwała się postać, niegdyś tak mi bliska. Próbowałam stłumić szloch, ale nie potrafiłam. Nagle zabrakło mi powietrza. Ktoś, kogo mogłam nazwać kiedyś przyjacielem nie ruszył się z miejsca, ale za pomocą magii, nie dopuszczał do mnie powietrza, którego tak łapczywie próbowałam nabrać w obolałe płuca. Po chwili miałam mroczki przed oczami i nie widziałam już nic.
niedziela, 6 października 2013
Rozdział XLIV - Florence
Siedziałam na łóżku i czytałam artykuł o rozmowach z duchami. Nie wierzyłam w takie sprawy, ale warto spróbować. Skupiłam się na Louise. Po chwili pojawiła się jej postać.
-W końcu! Myślałam że wiecznie będziesz myśleć że jestem tylko twoim uronieniem. Ja rozumiem masz ze sobą problemy ale ja tu jestem. A ty mnie skutecznie od siebie odcięłaś. Tak się nie postępuje siostrzyczko!- powiedziała oburzona.
-Spoko, nie ma problemu. -uśmiechnęłam się. - Co u Ciebie?
-A no nic, obserwuje sobie twoje nudne szpitalne życie, no i umarłam. Nic nowego. - powiedziała wywracając oczami.
-Przepraszam, ale jak lądujesz w wariatkowie to się zastanawiasz czy wariujesz. - odpowiedziałam skruszona.
-No już dobrze. - odpowiedziała uśmiechając się.
-Trochę dziwnie się czuję. Szkoda że nie mogę cię przytulić. - powiedziałam cicho. - Dlaczego właściwie jesteś duchem? W sensie utknęłaś tu.
-Trudno to wyjaśnić. Chciałam przejść na drugą stronę ale coś mnie zatrzymywało. Uczucia Lyn, twoje i Gabriela, trudno było rozróżnić które mocniej. Więc zostałam.
-Zawsze tak tu będziesz?
-Nie wiem. -wzruszyła ramionami. -Ktoś idzie! Wrócę później.
Po chwili usłyszałam pukanie a następnie w drzwiach pojawiły się dwie postacie.
-Florence, czy ty zawsze musisz się wpakować w jakieś bagno? - powiedział Cameron. Druga towarzysząca mu postać, roześmiała się.
-Jake? Cameron? Gdzie wy do cholery się podziewaliście? - rzuciłam im się na szyje.
-Na Jamajce, zioło paliliśmy. - odpowiedział Cameron.
-Jasne, ja natomiast zostałam profesjonalną striptizerką. - mruknęłam.
-Pokażesz? - wyrwało się Jake'owi. Roześmialiśmy się.
-Mamy dla ciebie coś. - Cameron podał mi mój telefon. - Oddali ci. Chcieliśmy sobie poczytać twoje niegrzeczne esemesy z Dekkerem ale masz blokadę.
Pokazałam mu język. Odblokowałam telefon na którym było sporo wiadomości. Odczytałam najnowszą.
,,Kto by pomyślał, twoja rodzina, przyjaciele i chłopak mają przed tobą sekrety. Siedzą razem i spiskują. Jedź do posiadłości w Cambridge po odpowiedzi. Inaczej ktoś niedoświadczony pożałuje.
-Przyjaciel''
W załączniku znajdowało się zdjęcie gdzie Dekkerowie, Lyn, jakiś obcy mężczyzna oraz moja matka. Na podłodze siedziała Ivy i bawiła się z psami. Przeraziłam się. Nie mogłam pozwolić żeby Ivy stała się krzywda.
-Chłopaki, co byście powiedzieli na wypad do Cambridge na weekend? My i jeszcze Alyssa. W prawdzie mam wyjść w poniedziałek ale znając wasze umiejętności to uda wam się zwolnić mnie i Alyssę wcześniej. Dla Lys weźcie albo zwolnienie tymczasowe albo coś. O ile chcecie. -uśmiechnęłam się.
-Jasne! - powiedział z entuzjazmem Cameron.
Jake skinął głową.
-Tylko nikt nie może się dowiedzieć. Ja załatwię żeby wszyscy myśleli że tu będę jeszcze do poniedziałku. -uśmiechnęłam się.
-Jasne, to pójdziemy załatwić to i owo i wrócimy po was. - puścili oko i wyszli.
Zadzwoniłam do osób zajmujących się rezydencją i uprzedziłam o przyjeździe tak aby mogli wszystko przygotować. Następną osobą odwiedzającą mnie była Lyn. Powitałam ją z uśmiechem.
-Jak się czujesz? - zapytała mnie.
-Nie narzekam. W końcu mnie wypisują. A to już powód do radości. -uśmiechnęłam się. - A u Ciebie jak?
-A lepiej już. Nie umie się przyzwyczaić do zmian. - westchnęła.
-Rozumiem. Wszystko tak gwałtownie się zmieniło. Nawet nie wiedziałam że Louise tu jest. A tu bum! Pojawia się ona, Gabriel przestał jeździć w wyścigach, ja i Evan zostaliśmy parą, poznałam Ciebie. Całe życie do góry nogami.
Zaśmiała się.
-Louise już taka była. - uśmiechnęła się. Zauważyłam w jej zachowaniu coś dziwnego. Nie potrafiłam tego zinterpretować, ale ewidentnie coś było nie tak. Muszę się dowiedzieć co. Ale to po weekendzie. Mam dowód że ,,Przyjaciel'' miał racje.
-A co z Gabrielem? Wyszedł już? -zmieniłam gwałtownie temat.
-Tak, dziś rano. - uśmiechnęła się. - Jego rodzina miała jakąś naradę. Rodzinne sprawy. Podobno jego ojciec chce się osiedlić tutaj ale ich macocha kręci nosem.
W tym co mówiła nie wszystko było prawdą. Czułam to.
-To będzie ciekawe. A jak Rickey? - znów zmiana tematu.
-Tęskni za swoją panią. - Lyn spojrzała na zegarek. - Muszę już iść. Do zobaczenia w poniedziałek.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła. Czekałam tylko na przyjście Christiana. I pojawił się nie całą godzinę później. Wprowadziłam go w mój plan. Zgodził się i obiecał że nikomu nic nie powie. Potem mi pomógł się spakować. Zajęło to więcej czasu niż myślałam. Potem już czekałam na pielęgniarkę. Kiedy weszła od razu się zerwałam. Byłam wolna. Dołączyłam do Jake i Cam'a i wspólnie zaczekaliśmy na Alyssę. Przyszła chwilę później z walizką i torbą.
-Florence, o co chodzi? Powiedzieli że jestem wypisana i jadę gdzieś z przystojnymi mężczyznami.
Zaśmiałam się.
-No cóż, udało mi się Ciebie stąd wyciągnąć, jedziemy do Cambrige na weekend... - odwróciłam się i spojrzałam za Cam'a i Jake'a. - Ale przystojnych mężczyzn nie widzę. - zaśmiała się. - Chłopaki to jest Alyssa, moja kompanka wśród świrów. -zwróciłam się do Lys. - To natomiast są Cameron i Jake. Są łowcami i moimi przyjaciółmi. Możesz na nich liczyć.
Uśmiechnęłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę samochodu. Jechaliśmy mustangiem Camerona. Uwielbiałam to auto. Cameron pozwolił mi prowadzić a sam wgramolił się na tylne siedzenie obok Aly. Obok mnie usiadł Jake i uśmiechnął się do mnie. Odjechaliśmy. Droga minęła nam na gadaniu o różnych pierdołach. Cieszyłam się z wolności. Rezydencja Fitzgeraldów mieściła się na skraju miasta. Podjechałam pod bramę i poczekałam aż się otworzy. Następnie podjechałam pod dom. Nie zmienił się odkąd tu byłam ostatni raz. Drzwi otworzyła nam poczciwa nieco starawa Amestia. Pracowała u mojego wujka od wielu lat a mi zastępowała babcię. Postawiliśmy torby i obeszliśmy dom i jezioro.
-Pięknie tu. - powiedziała Lys.
-Co tu właściwie robimy? -zapytał Jake.
-Odpoczywamy. -wywróciłam oczami. -Po tym wszystkim chce odpocząć z przyjaciółmi.
-No właśnie! - Cameron wziął mnie pod ramię. - Nie narzekaj babciu.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę salonu.
-Pod traktuj to jako VIP-owską imprezę. - powiedziałam do Jake'a uruchamiając odtwarzacz. Następnie otworzyłam barek. - Częstujcie się! Wszystko nasze!
Wzięłam butelkę martini i napiłam się.
Cameron kręcił się przy Alyssie. A może mi się wydawało. Pod wieczór Cam i Lys mieli już nieźle w czubie, wyszłam na taras i spojrzałam na jezioro.
-Nie za zimno? -Jake okrył mi ramiona kurtką.
-Dziękuje -uśmiechnęłam się.
-Jak się czujesz? - przyjrzał mi się z troską.
-Dobrze. Już jest dobrze. - skłamałam.
Podszedł do mnie.
-Florence. -szepnął po czym nachylił się z zamiarem pocałowania mnie. Odsunęłam się.
-Nie mogę. - szepnęłam. - Jestem z Evanem.
-Rozumiem. - widziałam ból w jego oczach. - Nie jesteś mi obojętna.
-Jesteś moim przyjacielem. - odpowiedziałam. - Ale mam Evana.
Skinął głową. Dołączyliśmy do pozostałych. Po północy wszyscy stwierdziliśmy że chce nam się spać. Rozlokowałam przyjaciół i poczekałam aż zasną. Wymknęłam się z pokoju i poszłam do biura wujka. Było tu dużo informacji. Między innymi księgi czarów i informacje na temat osuszaczy. Pozbierałam wszystko i postanowiłam się zająć tym w domu.
Po chwili dostałam sms.
,,Teraz ty masz sekret przed nimi. Evan nie będzie szczęśliwy.- P''
Załącznikiem było zdjęcie z tarasu. Przeklnęłam cicho. Będe musiała zająć się panem P.
Na następny dzień obudziłam się z krzykiem. Wszyscy stali przy łóżku.
-Coś niedobrego się dzieje. Wracamy do Liverpool'u.
-W końcu! Myślałam że wiecznie będziesz myśleć że jestem tylko twoim uronieniem. Ja rozumiem masz ze sobą problemy ale ja tu jestem. A ty mnie skutecznie od siebie odcięłaś. Tak się nie postępuje siostrzyczko!- powiedziała oburzona.
-Spoko, nie ma problemu. -uśmiechnęłam się. - Co u Ciebie?
-A no nic, obserwuje sobie twoje nudne szpitalne życie, no i umarłam. Nic nowego. - powiedziała wywracając oczami.
-Przepraszam, ale jak lądujesz w wariatkowie to się zastanawiasz czy wariujesz. - odpowiedziałam skruszona.
-No już dobrze. - odpowiedziała uśmiechając się.
-Trochę dziwnie się czuję. Szkoda że nie mogę cię przytulić. - powiedziałam cicho. - Dlaczego właściwie jesteś duchem? W sensie utknęłaś tu.
-Trudno to wyjaśnić. Chciałam przejść na drugą stronę ale coś mnie zatrzymywało. Uczucia Lyn, twoje i Gabriela, trudno było rozróżnić które mocniej. Więc zostałam.
-Zawsze tak tu będziesz?
-Nie wiem. -wzruszyła ramionami. -Ktoś idzie! Wrócę później.
Po chwili usłyszałam pukanie a następnie w drzwiach pojawiły się dwie postacie.
-Florence, czy ty zawsze musisz się wpakować w jakieś bagno? - powiedział Cameron. Druga towarzysząca mu postać, roześmiała się.
-Jake? Cameron? Gdzie wy do cholery się podziewaliście? - rzuciłam im się na szyje.
-Na Jamajce, zioło paliliśmy. - odpowiedział Cameron.
-Jasne, ja natomiast zostałam profesjonalną striptizerką. - mruknęłam.
-Pokażesz? - wyrwało się Jake'owi. Roześmialiśmy się.
-Mamy dla ciebie coś. - Cameron podał mi mój telefon. - Oddali ci. Chcieliśmy sobie poczytać twoje niegrzeczne esemesy z Dekkerem ale masz blokadę.
Pokazałam mu język. Odblokowałam telefon na którym było sporo wiadomości. Odczytałam najnowszą.
,,Kto by pomyślał, twoja rodzina, przyjaciele i chłopak mają przed tobą sekrety. Siedzą razem i spiskują. Jedź do posiadłości w Cambridge po odpowiedzi. Inaczej ktoś niedoświadczony pożałuje.
-Przyjaciel''
W załączniku znajdowało się zdjęcie gdzie Dekkerowie, Lyn, jakiś obcy mężczyzna oraz moja matka. Na podłodze siedziała Ivy i bawiła się z psami. Przeraziłam się. Nie mogłam pozwolić żeby Ivy stała się krzywda.
-Chłopaki, co byście powiedzieli na wypad do Cambridge na weekend? My i jeszcze Alyssa. W prawdzie mam wyjść w poniedziałek ale znając wasze umiejętności to uda wam się zwolnić mnie i Alyssę wcześniej. Dla Lys weźcie albo zwolnienie tymczasowe albo coś. O ile chcecie. -uśmiechnęłam się.
-Jasne! - powiedział z entuzjazmem Cameron.
Jake skinął głową.
-Tylko nikt nie może się dowiedzieć. Ja załatwię żeby wszyscy myśleli że tu będę jeszcze do poniedziałku. -uśmiechnęłam się.
-Jasne, to pójdziemy załatwić to i owo i wrócimy po was. - puścili oko i wyszli.
Zadzwoniłam do osób zajmujących się rezydencją i uprzedziłam o przyjeździe tak aby mogli wszystko przygotować. Następną osobą odwiedzającą mnie była Lyn. Powitałam ją z uśmiechem.
-Jak się czujesz? - zapytała mnie.
-Nie narzekam. W końcu mnie wypisują. A to już powód do radości. -uśmiechnęłam się. - A u Ciebie jak?
-A lepiej już. Nie umie się przyzwyczaić do zmian. - westchnęła.
-Rozumiem. Wszystko tak gwałtownie się zmieniło. Nawet nie wiedziałam że Louise tu jest. A tu bum! Pojawia się ona, Gabriel przestał jeździć w wyścigach, ja i Evan zostaliśmy parą, poznałam Ciebie. Całe życie do góry nogami.
Zaśmiała się.
-Louise już taka była. - uśmiechnęła się. Zauważyłam w jej zachowaniu coś dziwnego. Nie potrafiłam tego zinterpretować, ale ewidentnie coś było nie tak. Muszę się dowiedzieć co. Ale to po weekendzie. Mam dowód że ,,Przyjaciel'' miał racje.
-A co z Gabrielem? Wyszedł już? -zmieniłam gwałtownie temat.
-Tak, dziś rano. - uśmiechnęła się. - Jego rodzina miała jakąś naradę. Rodzinne sprawy. Podobno jego ojciec chce się osiedlić tutaj ale ich macocha kręci nosem.
W tym co mówiła nie wszystko było prawdą. Czułam to.
-To będzie ciekawe. A jak Rickey? - znów zmiana tematu.
-Tęskni za swoją panią. - Lyn spojrzała na zegarek. - Muszę już iść. Do zobaczenia w poniedziałek.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła. Czekałam tylko na przyjście Christiana. I pojawił się nie całą godzinę później. Wprowadziłam go w mój plan. Zgodził się i obiecał że nikomu nic nie powie. Potem mi pomógł się spakować. Zajęło to więcej czasu niż myślałam. Potem już czekałam na pielęgniarkę. Kiedy weszła od razu się zerwałam. Byłam wolna. Dołączyłam do Jake i Cam'a i wspólnie zaczekaliśmy na Alyssę. Przyszła chwilę później z walizką i torbą.
-Florence, o co chodzi? Powiedzieli że jestem wypisana i jadę gdzieś z przystojnymi mężczyznami.
Zaśmiałam się.
-No cóż, udało mi się Ciebie stąd wyciągnąć, jedziemy do Cambrige na weekend... - odwróciłam się i spojrzałam za Cam'a i Jake'a. - Ale przystojnych mężczyzn nie widzę. - zaśmiała się. - Chłopaki to jest Alyssa, moja kompanka wśród świrów. -zwróciłam się do Lys. - To natomiast są Cameron i Jake. Są łowcami i moimi przyjaciółmi. Możesz na nich liczyć.
Uśmiechnęłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę samochodu. Jechaliśmy mustangiem Camerona. Uwielbiałam to auto. Cameron pozwolił mi prowadzić a sam wgramolił się na tylne siedzenie obok Aly. Obok mnie usiadł Jake i uśmiechnął się do mnie. Odjechaliśmy. Droga minęła nam na gadaniu o różnych pierdołach. Cieszyłam się z wolności. Rezydencja Fitzgeraldów mieściła się na skraju miasta. Podjechałam pod bramę i poczekałam aż się otworzy. Następnie podjechałam pod dom. Nie zmienił się odkąd tu byłam ostatni raz. Drzwi otworzyła nam poczciwa nieco starawa Amestia. Pracowała u mojego wujka od wielu lat a mi zastępowała babcię. Postawiliśmy torby i obeszliśmy dom i jezioro.
-Pięknie tu. - powiedziała Lys.
-Co tu właściwie robimy? -zapytał Jake.
-Odpoczywamy. -wywróciłam oczami. -Po tym wszystkim chce odpocząć z przyjaciółmi.
-No właśnie! - Cameron wziął mnie pod ramię. - Nie narzekaj babciu.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę salonu.
-Pod traktuj to jako VIP-owską imprezę. - powiedziałam do Jake'a uruchamiając odtwarzacz. Następnie otworzyłam barek. - Częstujcie się! Wszystko nasze!
Wzięłam butelkę martini i napiłam się.
Cameron kręcił się przy Alyssie. A może mi się wydawało. Pod wieczór Cam i Lys mieli już nieźle w czubie, wyszłam na taras i spojrzałam na jezioro.
-Nie za zimno? -Jake okrył mi ramiona kurtką.
-Dziękuje -uśmiechnęłam się.
-Jak się czujesz? - przyjrzał mi się z troską.
-Dobrze. Już jest dobrze. - skłamałam.
Podszedł do mnie.
-Florence. -szepnął po czym nachylił się z zamiarem pocałowania mnie. Odsunęłam się.
-Nie mogę. - szepnęłam. - Jestem z Evanem.
-Rozumiem. - widziałam ból w jego oczach. - Nie jesteś mi obojętna.
-Jesteś moim przyjacielem. - odpowiedziałam. - Ale mam Evana.
Skinął głową. Dołączyliśmy do pozostałych. Po północy wszyscy stwierdziliśmy że chce nam się spać. Rozlokowałam przyjaciół i poczekałam aż zasną. Wymknęłam się z pokoju i poszłam do biura wujka. Było tu dużo informacji. Między innymi księgi czarów i informacje na temat osuszaczy. Pozbierałam wszystko i postanowiłam się zająć tym w domu.
Po chwili dostałam sms.
,,Teraz ty masz sekret przed nimi. Evan nie będzie szczęśliwy.- P''
Załącznikiem było zdjęcie z tarasu. Przeklnęłam cicho. Będe musiała zająć się panem P.
Na następny dzień obudziłam się z krzykiem. Wszyscy stali przy łóżku.
-Coś niedobrego się dzieje. Wracamy do Liverpool'u.
Rozdział XLIII - Lynette.
-Nie.-wydusiłam z siebie, ledwo potrafiąc mówić. Tylko to jedno słowo wyszło z moich ust. Nie zdołałam powiedzieć nic więcej. Moje myśli pędziły jak szalone. To nie tak powinno się skończyć. Byliśmy tacy ostrożni, uważaliśmy, żeby się nie wychylać. Ale nie udało nam się. Nie, nie udało się mnie. Oni dadzą jakoś radę. Tylko bałam się o Tessę. Jeśli Gabriel już nie odzyska swojego dawnego nastroju, to ona nie wytrzyma. Skuliłam się ze strachu. Nigdy nie byłam odważna, a ta sytuacja mnie przerastała. Płakałam, błagałam o litość, jak ostatni tchórz. Ale tym przecież właśnie byłam.
-Cicho.-odezwała się postać, niegdyś tak mi bliska. Próbowałam stłumić szloch, ale nie potrafiłam. Nagle zabrakło mi powietrza. Ktoś, kogo mogłam nazwać kiedyś przyjacielem nie ruszył się z miejsca, ale za pomocą magii, nie dopuszczał do mnie powietrza, którego tak łapczywie próbowałam nabrać w obolałe płuca. Po chwili miałam mroczki przed oczami i nie widziałam już nic.
DWA DNI WCZEŚNIEJ
-Możecie wskrzesić Louise?-Gabe patrzył na Isleen i Conrada z nadzieją i niedowierzaniem.
-Jesteśmy w stanie to zrobić.-odparł mężczyzna opanowanym tonem. Zastanawiałam się, jak zareaguje Flo, ale postanowiłam nie dawać jej złudnej nadziei. Gabe mógł to jeszcze jakoś znieść, ale Florence nie byłaby w stanie poradzić sobie ze stratą Louise po raz drugi.
-To na co czekamy?-spytał chłopak, patrząc po kolei na nas wszystkich. Zacisnęłam usta i zerknęłam na Tessę, która uniosła brew i wzruszyła ramionami.
-Prawdę mówiąc, czekaliśmy na ciebie.-stwierdziła Isleen. Gabe posłał mi pytające spojrzenie, nie rozumiejąc, o co chodzi kobiecie.
-Uzgodniliśmy, że lepiej będzie, jeśli będziesz z nami w tym czasie.-odpowiedziałam.
-No to jestem. Nie traćmy czasu.-powiedział Gabe zdecydowanie. Tessa uśmiechnęła się, szczęśliwa, że jej brat wraca do normalności.
-Gabe ma rację.-odezwała się.-Louise na pewno nas obserwuje i zastanawia się, czemu się tak wleczemy.
-No to przywróćmy ją, żeby mogła nam to wygarnąć.-uśmiechnęłam się. Isleen i Conrad wymienili znaczące spojrzenia.
-Powinienem was tylko ostrzec, że Louise może... nie być taka, jak wcześniej.-wszyscy popatrzyliśmy na przywódcę czarowników zdziwieni. W salonie zapadła cisza.
-Nie interesuje mnie to.-Gabe przerwał milczenie.-Chcę po prostu odzyskać Lou. Nawet jeśli ona będzie inna, nawet jeśli nie będzie mnie już chciała - musi żyć.
-To wy zajmijcie się czarami, a ja pojadę do Florence.-powiedziałam i po chwili siedziałam w swoim samochodzie, jadąc w stronę szpitala psychiatrycznego. Kiedy weszłam do sali, Florence siedziała z Evanem i jego młodszą siostrą - Ivy. Uśmiechnęłam się na ten widok i ruszyłam w ich stronę, ale ktoś mnie zatrzymał. Odwróciłam się i zobaczyłam kogoś, kogo się nie spodziewałam.
-Lys?-zapytałam, nie wierząc własnym oczom.
-Lynette.-dziewczyna patrzyła na mnie, jakby sama zobaczyła ducha.-Co ty tu robisz?
-Przyszłam odwiedzić... przyjaciółkę.-odparłam, nie wiedząc, jak inaczej nazwać Florence.-A ja powinnam ci zadać to samo pytanie.
-Siedzę tu od dziewięciu miesięcy.-Alyssa pociągnęła mnie na kanapę. Zerknęłam na Flo, nadal śmiejącą się w towarzystwie Evana i Ivy.
-Twoja ciotka powiedziała, że pojechałaś studiować do Londynu. Nie sądziłam, że... będziesz zamknięta... tutaj.-rozejrzałam się po ponurym pomieszczeniu. Lys się zaśmiała.
-Typowe dla niej. Nie podobał jej się mój sposób bycia, więc mnie tu zamknęła.-dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię, jak to miała w zwyczaju robić, gdy się denerwowała.
-Sposób bycia?-uniosłam brew pytająco. Lys przez chwilę nie odpowiadała. Znałam ją od liceum. Chodziłyśmy do jednej klasy, przyjaźniłyśmy się. Potem chciałyśmy zamieszkać razem na studiach, ale Lys musiała mieszkać ze swoją ciocią, która ograniczała jej kontakt ze społeczeństwem tak bardzo, jak to możliwe. Starałam się ją wprawdzie często odwiedzać, ale to nie było takie proste. W końcu 9 miesięcy temu, jej ciotka poinformowała mnie, że Lyssa wyjechała do Londynu studiować. Zapytałam, czemu nie dała mi wcześniej znać, ale kobieta zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
-Lyn, możesz pomyśleć, że zamknięto mnie tutaj słusznie, ale... uważam, że powinnam ci powiedzieć. Ja... nie jestem taka jak ty. Jestem czarownicą.-wyznała. Przez chwilę patrzyłam na nią w kompletnym szoku. Dlaczego wszystkie moje przyjaciółki muszą mieć magiczne zdolności?
-Wierzę ci. Moja zmarła przyjaciółka też nią była.-powiedziałam cicho.
-Siostra Florence, Louise?-Lys zmarszczyła brwi, a ja kiwnęłam głową.
-Rozmawiałaś z Florence?-dziewczyna kiwnęła głową, nadal intensywnie nad czymś myśląc.-Halo, Lys, co jest?
-Działasz jak magnes na wiedźmy, Lyn. Czym ty jesteś?
-Cicho.-odezwała się postać, niegdyś tak mi bliska. Próbowałam stłumić szloch, ale nie potrafiłam. Nagle zabrakło mi powietrza. Ktoś, kogo mogłam nazwać kiedyś przyjacielem nie ruszył się z miejsca, ale za pomocą magii, nie dopuszczał do mnie powietrza, którego tak łapczywie próbowałam nabrać w obolałe płuca. Po chwili miałam mroczki przed oczami i nie widziałam już nic.
DWA DNI WCZEŚNIEJ
-Możecie wskrzesić Louise?-Gabe patrzył na Isleen i Conrada z nadzieją i niedowierzaniem.
-Jesteśmy w stanie to zrobić.-odparł mężczyzna opanowanym tonem. Zastanawiałam się, jak zareaguje Flo, ale postanowiłam nie dawać jej złudnej nadziei. Gabe mógł to jeszcze jakoś znieść, ale Florence nie byłaby w stanie poradzić sobie ze stratą Louise po raz drugi.
-To na co czekamy?-spytał chłopak, patrząc po kolei na nas wszystkich. Zacisnęłam usta i zerknęłam na Tessę, która uniosła brew i wzruszyła ramionami.
-Prawdę mówiąc, czekaliśmy na ciebie.-stwierdziła Isleen. Gabe posłał mi pytające spojrzenie, nie rozumiejąc, o co chodzi kobiecie.
-Uzgodniliśmy, że lepiej będzie, jeśli będziesz z nami w tym czasie.-odpowiedziałam.
-No to jestem. Nie traćmy czasu.-powiedział Gabe zdecydowanie. Tessa uśmiechnęła się, szczęśliwa, że jej brat wraca do normalności.
-Gabe ma rację.-odezwała się.-Louise na pewno nas obserwuje i zastanawia się, czemu się tak wleczemy.
-No to przywróćmy ją, żeby mogła nam to wygarnąć.-uśmiechnęłam się. Isleen i Conrad wymienili znaczące spojrzenia.
-Powinienem was tylko ostrzec, że Louise może... nie być taka, jak wcześniej.-wszyscy popatrzyliśmy na przywódcę czarowników zdziwieni. W salonie zapadła cisza.
-Nie interesuje mnie to.-Gabe przerwał milczenie.-Chcę po prostu odzyskać Lou. Nawet jeśli ona będzie inna, nawet jeśli nie będzie mnie już chciała - musi żyć.
-To wy zajmijcie się czarami, a ja pojadę do Florence.-powiedziałam i po chwili siedziałam w swoim samochodzie, jadąc w stronę szpitala psychiatrycznego. Kiedy weszłam do sali, Florence siedziała z Evanem i jego młodszą siostrą - Ivy. Uśmiechnęłam się na ten widok i ruszyłam w ich stronę, ale ktoś mnie zatrzymał. Odwróciłam się i zobaczyłam kogoś, kogo się nie spodziewałam.
-Lys?-zapytałam, nie wierząc własnym oczom.
-Lynette.-dziewczyna patrzyła na mnie, jakby sama zobaczyła ducha.-Co ty tu robisz?
-Przyszłam odwiedzić... przyjaciółkę.-odparłam, nie wiedząc, jak inaczej nazwać Florence.-A ja powinnam ci zadać to samo pytanie.
-Siedzę tu od dziewięciu miesięcy.-Alyssa pociągnęła mnie na kanapę. Zerknęłam na Flo, nadal śmiejącą się w towarzystwie Evana i Ivy.
-Twoja ciotka powiedziała, że pojechałaś studiować do Londynu. Nie sądziłam, że... będziesz zamknięta... tutaj.-rozejrzałam się po ponurym pomieszczeniu. Lys się zaśmiała.
-Typowe dla niej. Nie podobał jej się mój sposób bycia, więc mnie tu zamknęła.-dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię, jak to miała w zwyczaju robić, gdy się denerwowała.
-Sposób bycia?-uniosłam brew pytająco. Lys przez chwilę nie odpowiadała. Znałam ją od liceum. Chodziłyśmy do jednej klasy, przyjaźniłyśmy się. Potem chciałyśmy zamieszkać razem na studiach, ale Lys musiała mieszkać ze swoją ciocią, która ograniczała jej kontakt ze społeczeństwem tak bardzo, jak to możliwe. Starałam się ją wprawdzie często odwiedzać, ale to nie było takie proste. W końcu 9 miesięcy temu, jej ciotka poinformowała mnie, że Lyssa wyjechała do Londynu studiować. Zapytałam, czemu nie dała mi wcześniej znać, ale kobieta zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
-Lyn, możesz pomyśleć, że zamknięto mnie tutaj słusznie, ale... uważam, że powinnam ci powiedzieć. Ja... nie jestem taka jak ty. Jestem czarownicą.-wyznała. Przez chwilę patrzyłam na nią w kompletnym szoku. Dlaczego wszystkie moje przyjaciółki muszą mieć magiczne zdolności?
-Wierzę ci. Moja zmarła przyjaciółka też nią była.-powiedziałam cicho.
-Siostra Florence, Louise?-Lys zmarszczyła brwi, a ja kiwnęłam głową.
-Rozmawiałaś z Florence?-dziewczyna kiwnęła głową, nadal intensywnie nad czymś myśląc.-Halo, Lys, co jest?
-Działasz jak magnes na wiedźmy, Lyn. Czym ty jesteś?
piątek, 4 października 2013
Rozdział XLII - Florence
Spałam sobie smacznie kiedy ktoś zapukał cicho. Do pokoju weszły dwie osoby.
-Śpisz? -Alyssa zapytała chichocząc. -Floooo! Obudź się.
-Czego się drzesz? Co tu robisz? Która godzina? -zapytałam zaspana.
-Wcale się nie drę, przyszliśmy do Ciebie pogadać i jest trzecia w nocy. - odpowiedziała i zapaliła lampkę. Za nią stał Michael z torbą.
-Co tu robisz? -spytałam zaskoczona wstając.
-No więc, Michael jest wiedźmą. I łowcą. I on jest pokojowo nastawiony. -Alyssa chichotała jak głupia.
-Co wy jej za tabletki dajecie?! Też takie chce. - powiedziałam do Michaela.
-Daj spokój, mamy wino, paluszki i papierosy. - odpowiedział.
-Wow, podryw na metala? Jak mniemam po wypiciu wina zaczniemy tańczyć pogo bez ubrań. - mruknęłam z przekąsem.
-Mi pasuje! - odpowiedział wesoło.
-Dajcie spokój, jedno i drugie. Przyszlibyśmy wcześniej ale był problem. Wstawaj gości masz! - mruknęła mi do ucha.
-Nawet tu nie mogę się wyspać. -mruknęłam i siadłam na podłodze. -Okej, wyjaśnij mi twój fenomen łowcza czarownico. -zwróciłam się do Michaela.
-No więc na świecie zdarzają się łowcy obdarzeni magią, to taka specjalna moc, jakby dwie atomówki w jednej.
Wybuchłam śmiechem a Alyssa mi zawtórowała natomiast Michael spiorunował nas wzrokiem.
-Takie umiejętności zdarzają się dosyć rzadko a i pojawiają się w różnym wieku. Taki jest mój fenomen. - zakończył opowieść.
-To było głębokie. - powiedziała Lys udając powagę.
Zaśmiałam się.
-Dobra! Ile ona wypiła? -zapytałam Michaela.
-Zwędziła mi jedną butelkę. - odpowiedział śmiejąc się. - Tak właściwie dlaczego ty tu siedzisz?
-Właściwie to nie wiem. A dlaczego właśnie ty tu siedzisz i narażasz się na konsekwencje? - spojrzałam na niego.
-Co mi szkodzi? - odpowiedział.
-Widzisz! On ma takie Yolo na życie! - odpowiedziała Alyssa. - Właściwie ja tu nie chce siedzieć. Chce stąd wyjść i zacząć spokojne życie. - posmutniała. - Chce kontynuować studia, znaleźć mieszkanie, pracę i przestać być wyrzutkiem.
-A ja bym chciał podróżować i imprezować. W sumie i jedno i drugie. -zaśmiał się.- A ty czego chcesz Florence?
-Sama nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, odkąd Louise umarłam moje życie zatrzymało się. Nie wiedziałam co chcę robić. -Musimy gadać o takich smutnych rzeczach?
-No w sumie nie. Ale najlepiej poznać się od bagiennej strony a potem gadać o fajnych rzeczach. - odpowiedziała Alyssa. - Właściwie dlaczego tu pracujesz? I jak to możliwe? Jesteś o rok starszy od nas!
-Uczyłem się w domu przyspieszonym tokiem nauki. A pracuję bo nie wiem co chcę jeszcze robić.
-Dlatego zrobiłeś sobie przystanek w świruskowie? -zapytałam.
-Mniej więcej. - odpowiedział z uśmieszkiem. -A propo waszego zbierania informacji na temat wojny czarownic, macie coś nowego?
Następnie wymieniliśmy się informacjami.
-Nie widzę sensu szukania informacji, jeśli to diabelskie nasienie lub jego potomek chodzi po świecie to przyjdzie po nas, ale równie dobrze może już gdzieś leży w ziemi i raczej nic go nie obchodzi. - powiedziałam po długim namyśle. - To nie nasza wojna tylko naszych rodziców, my powinniśmy zająć się sobą.
Moi goście spojrzeli na mnie zdziwieni ale nie skomentowali tego. Po piątej postanowili sie wymknąć a ja zdrzemnąć. Rano przyszła do mnie doktorka, zapominałam jej imienia a że nie nosiła plakietki po prostu zwracałam się do niej pani doktor. Popytała co u mnie i jak się czuje. Odpowiadałam zgodnie z prawdą.
-Mam dla ciebie świetne wieści - powiedziała wychodząc.
-Jakie? - zapytałam zdziwiona. Może dostanę te tabletki co Alyssa.
-Pod koniec tygodnia cię wypisujemy. -uśmiechnęła sie i zamknęła za sobą drzwi. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Nie byłam gotowa do wyjścia. Bałam się go. Bałam się ,,Przyjaciela'', domu bez Louise i wszystkiego. Około południa ktoś otworzył drzwi, najpierw nikt się nie pokazywał, ale po chwili ujrzałam dziewczynkę o długi blond włosach i mocno niebieskich oczach.
-Ivy? Co tu robisz? - zapytałam zdziwiona.
-Przyszliśmy cię odwiedzić - powiedziała wchodząc do pokoju. - Evan rozmawia z lekarzem. Dziewczynka wspięła się na łóżko i przytuliła mnie mocno. Objęłam ją. Bardzo rzadko widywałam Ivy iż jej ojciec wysłał ją do szkoły z internatem. Ale kiedy bywała u Evana i Gabriela to bardzo często się nią opiekowałam.
-Tata i Evan powiedzieli że leżysz w takim szpitalu i mi się bardzo smutno zrobiło ale bardzo chciałam cię odwiedzić. Tata nic nie wie ale Evan dał się przekonać. Nie jesteś zła? - spojrzała na mnie wyczekująco.
-Nie skąd. -uśmiechnęłam się do niej. - Cieszę się że przyszłaś. Bardzo.
Dziewczynka uśmiechnęła sie szeroko. Zdjęła plecaczek który miała na sobie.
-Mam dla ciebie laurkę i cukierki. Zawsze jem cukierki jak mi smutno. No chyba że moja nadęta macocha albo opiekunka nade mną ślęczy. Wtedy wolę ich nie wyjmować bo mi je zabierają. - otworzyła plecak i podała mi woreczek z cukierkami i kartkę.- To jesteś ty, taka uśmiechnięta. Jak wtedy co przyjechałaś z Evanem i Gabrielem do naszego domu i jak jeździliśmy razem konno a potem wyzwałaś mojego tatę na pojedynek siatkówki. I pomogłaś Tessie wybrać strój na tańce! Wtedy było fajnie! A teraz ty jesteś taka smutna, Gabriel też i Evan. A przy tacie kręci się ta wstrętna zołza.
Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę ta wasza macocha jest taka zła? -wprawdzie widziałam ją dwa razy ale na krótko.
-Tak! Czasami mam nadzieje że tak się naje że pęknie. Nie lubimy jej. Tata też nie jest szczęśliwy. Ale udaje. Wszyscy w tej rodzinie coś udają. Ale Evan cię mocno kocha. Pytałam go! A on mnie nigdy nie okłamuje. -Mała trajkotała wesoło. Czasami marzyłam żeby mieć taką córkę.
Zaraz potem dołączył do nas Evan. Uśmiechnął się do mnie i posłał mi szybkiego całusa.
-Mam dobre wieści! Florence wypuszczają za tydzień! - powiedział wesoło. Ivy rzuciła mi się na szyje i zaczęła mi opowiadać gdzie razem pójdziemy. Spiorunowałam wzrokiem swojego chłopaka. Pewnie podejrzewał że będę chciała tu zostać dłużej a teraz nie miałam wyjścia.
Popołudnie spędziłam przyjemnie. Evan i ja tuliliśmy się do siebie a Ivy leżała nam na nogach i opowiadała o szkole. Dopiero Ivy uświadomiła mi że powinnam wrócić do normalności. Może nawet dam szansę Is. Wieczorem uśmiechnęłam się do samej siebie. Teraz będę silna. - pomyślałam. Dla Louise.
-Ivy? Co tu robisz? - zapytałam zdziwiona.
-Przyszliśmy cię odwiedzić - powiedziała wchodząc do pokoju. - Evan rozmawia z lekarzem. Dziewczynka wspięła się na łóżko i przytuliła mnie mocno. Objęłam ją. Bardzo rzadko widywałam Ivy iż jej ojciec wysłał ją do szkoły z internatem. Ale kiedy bywała u Evana i Gabriela to bardzo często się nią opiekowałam.
-Tata i Evan powiedzieli że leżysz w takim szpitalu i mi się bardzo smutno zrobiło ale bardzo chciałam cię odwiedzić. Tata nic nie wie ale Evan dał się przekonać. Nie jesteś zła? - spojrzała na mnie wyczekująco.
-Nie skąd. -uśmiechnęłam się do niej. - Cieszę się że przyszłaś. Bardzo.
Dziewczynka uśmiechnęła sie szeroko. Zdjęła plecaczek który miała na sobie.
-Mam dla ciebie laurkę i cukierki. Zawsze jem cukierki jak mi smutno. No chyba że moja nadęta macocha albo opiekunka nade mną ślęczy. Wtedy wolę ich nie wyjmować bo mi je zabierają. - otworzyła plecak i podała mi woreczek z cukierkami i kartkę.- To jesteś ty, taka uśmiechnięta. Jak wtedy co przyjechałaś z Evanem i Gabrielem do naszego domu i jak jeździliśmy razem konno a potem wyzwałaś mojego tatę na pojedynek siatkówki. I pomogłaś Tessie wybrać strój na tańce! Wtedy było fajnie! A teraz ty jesteś taka smutna, Gabriel też i Evan. A przy tacie kręci się ta wstrętna zołza.
Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę ta wasza macocha jest taka zła? -wprawdzie widziałam ją dwa razy ale na krótko.
-Tak! Czasami mam nadzieje że tak się naje że pęknie. Nie lubimy jej. Tata też nie jest szczęśliwy. Ale udaje. Wszyscy w tej rodzinie coś udają. Ale Evan cię mocno kocha. Pytałam go! A on mnie nigdy nie okłamuje. -Mała trajkotała wesoło. Czasami marzyłam żeby mieć taką córkę.
Zaraz potem dołączył do nas Evan. Uśmiechnął się do mnie i posłał mi szybkiego całusa.
-Mam dobre wieści! Florence wypuszczają za tydzień! - powiedział wesoło. Ivy rzuciła mi się na szyje i zaczęła mi opowiadać gdzie razem pójdziemy. Spiorunowałam wzrokiem swojego chłopaka. Pewnie podejrzewał że będę chciała tu zostać dłużej a teraz nie miałam wyjścia.
Popołudnie spędziłam przyjemnie. Evan i ja tuliliśmy się do siebie a Ivy leżała nam na nogach i opowiadała o szkole. Dopiero Ivy uświadomiła mi że powinnam wrócić do normalności. Może nawet dam szansę Is. Wieczorem uśmiechnęłam się do samej siebie. Teraz będę silna. - pomyślałam. Dla Louise.
Subskrybuj:
Posty (Atom)