-Musimy za nią jechać! -Gabe zerwał się z kanapy.
Wywróciłam oczami. Wiedziałam że Louise nie będzie zadowolona z mojej pomocy ale pomoc Łowców to będzie przegięcie. Musiałam po kolei pozbyć się obojga.
-Gabrielu. Ona nie jest głupia. Pojechała obmyślić plan. Myślisz że sama pojedzie w paszczę lwa? -zaczęłam uspokajać Gabe. Spojrzał na mnie. -No właśnie.
A potem go uśpiłam. Nie powinnam korzystać z czarnej magi ale ona mnie od zawsze pociągała. A po za tym co złego było w tym czynie?
-Dlaczego to zrobiłaś? -zapytał Evan spoglądając mi w oczy.
-Bo Louise wróci, pewnie pojechała do Lyn. Rano obmyślimy plan i pojedziemy wszystkich ratować. A teraz musi pobyć sama. Wiem jaka jest. Za to Gabe zaraz by ruszył z nie przemyślaną misją zgrywania bohatera. -westchnęłam cicho i przykryłam przyjaciela.
-Chodź na górę. Gabe się nie obudzi. - złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę schodów.
Evan się zatrzymał.
-Dlaczego używasz czarnej magii, przecież nigdy nie używałaś ciemnej strony? - przyjrzał mi się.
Cholera. Zapomniałam. Chłopak-idealny nie przepada za tą stroną. Nie chcę wejść w etap abstrahowania niektórych informacji w związku bo to się najczęściej kończy rozpadem szczególnie że związek mój i Evana był niezwykle dualistyczny ale nie czas na tą rozmowę.
-Skarbie, nie martw się. To było tylko raz. Przecież to było dla jego dobra.-uśmiechnęłam się.
-Florence. - zaczął ale nie dokończył bo go pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek ale po chwili się odsunął. -Odchodzisz od tematu! Co przede mną ukrywasz?
-Używam czarnej magi! -wyrzuciłam z siebie wkurzona jego apodyktycznością - Lubię to! Już od dawna to robie!
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? Mógłbym Ci pomóc to zwalczyć. Jak możesz być tak infantylna? -wyrzucił gniewnie. Jego słowa były jak policzek.
-Przesadziłeś! Nie jestem infantylna, robię to całkowicie świadomie i lubię czarną magię. Nie masz prawa mi rozkazywać nawet jeśli jesteś moim chłopakiem. -warknęłam.
-To może przestane nim być! -odwrócił się w stronę wyjścia.
-I dobrze! -wrzasnęłam za nim. Trzasnął drzwiami i wyszedł. Poszłam na górę się przebrać. Musiałam to zrobić. - powtarzałam sobie w myślach. To chwilowe. Siadłam na podłodze. Nawet nie doszliśmy do drugiej randki. Dlaczego tak mu to przeszkadzało? To nic takiego. Wstałam i zbiegłam na dół. Weszłam do garażu i wsiadłam na czarnego ścigacza. Ruszyłam w stronę Formby. Droga była pusta przez co mogłam rozmyślać. Czułam się pusto. Mam nadzieje że Louise nic nie jest. Nie zniosłabym dwóch strat na raz. Nie mogłam pozwolić sobie na łzy. Podjechałam do motelu w pobliżu naszych starych posiadłości i zostawiłam tam motor. Ruszyłam drogą na skróty pod dom przyjaciółki. Akurat do niego wchodziła. Podbiegłam do okna prowadzącego do salonu i przyjrzałam się. Na kanapie siedział Logan. Nagle ktoś odciągnął mnie do tyłu i pozbawił przytomności. Obudziłam się w jakimś białym pomieszczeniu. Chyba byłam w niebie. Podniosłam dłoń żeby przysłonić sobie oczy kiedy zauważyłam że jestem przykuta do ścian. Postać stojąca nade mną uśmiechnęła się złośliwe.
-Witaj Florence w naszych progach. -powiedział osuszacz. - Zostałaś honorowym dawcą. Niestety twoją moc i krew możesz oddać nam jedynie z własnej woli. Więc albo ją oddasz albo zamienimy cię w jednego z naszych. Pomyśl co się stanie jak nagle będziesz pragnąć krwi swojej przyjaciółki - siostry albo chłopaka.
Nie zrozumiałam wszystkich słów, możliwe że coś mi umknęło. Chyba mnie odurzyli.
-Eks-chłopaka. -mruknęłam nieświadomie.
-Tym lepiej. Znajdziemy ci do pary kogoś z naszych. Masz do wyboru śmierć albo coś znacznie gorszego. -zaśmiał się. Potem straciłam przytomność. Obudziłam się w lepszym stanie. Nie mogłam użyć magi. Coś ją blokowałam.
-Obudziłaś się! - powiedział znajomy głos. Odwróciłam głowę i zobaczyłam wuja przykutego do ściany.
-Jak się czujesz? -zapytałam zmęczonym głosem. Kręciło mi się w głowie.
-Kiepsko. Ale widzę że ty nie lepiej. -odpowiedział.
Ktoś nowy wszedł do pomieszczenia.
-Florence. Obudziłaś się jak miło. Jaką decyzję podjęłaś? -mężczyzna podszedł i uwolnił moje ręce.
-Idź do diabła! Nie dostaniecie mnie ani mojej mocy! -warknęłam.
-Więcej szacunku. -warknął osuszacz. -Albo pożałujesz!
-Bo co mi zrobisz?! -zaśmiałam się.
-Tobie skarbie nic. Jesteś zbyt cenna. Natomiast twój wujek jest nam nie potrzebny. -wyjął broń i strzelił do niego. - Masz 12 godzin na decyzję! Potem dołączysz do naszych szeregów.
Wyszedł. Podpełzam do wujka.
-Matko, przepraszam to moja wina. - zaczęłam płakać.
-Florenca - powiedział słabo. -Byłem na to przygotowany. Musisz mnie wysłuchać. Dawno temu miałem romans. Z twoją matką. Niestety ona miała męża. Zaszła z nim w ciąże. Ale okazało się że to ciąża bliźniacza prawdopodobnie przyrodnia. Zaczęły się złe czasy. Musiałem cię zabrać od twojej matki ponieważ ty jesteś moją córką. Twoja siostra trafiła do adopcji. Pech chciał że wprowadzili się obok nas.
Zamyśliłam się. Obok nas mieszkała tylko Louise. Zbladłam. Louise jest moją siostrą? Bliźniaczką? Prawdopodobnie przyrodnią?
-Musisz na siebie uważać. -szepnął i zamknął oczy.
-Nie! -wrzasnęłam i potrząsłam nim.
Zaczęłam płakać. Drzwi znowu się otworzyły. Tym razem stanął w nich Nate.
-Obudzi się. -powiedział niewzruszony.- Rana nie jest najgorsza a w nabojach był środek nasenny. Żebyś szybciej podjęła decyzję. -Siadł obok mnie.
Zamyśliłam się. Czy jego dziwne uczucie było udawane czy czuł coś do mnie. Czas wypróbować swój urok.
-Jeśli zdecydowałabym zostać z wami na stałe to kiedy byście mnie przemienili? I kto by to zrobił? -zaczęłam udawać zainteresowaną.
Uśmiechnął się.
-Ktoś kto byłby potem twoim mężem. Byłabyś potężna ze względu na twoje korzenie. Mogłabyś zostać królową wszystkiego. Stałoby się to za trzy albo cztery dni. -opowiadał mi to szczerze. Więc myśli że na serio chcę podjąć się tej drogi.
-A kto byłby moim mężem? -zapytałam cicho.
-Ktoś z mojej rangi, jesteśmy potencjalnymi następcami tronu. Ja oraz trzech innych osuszaczy. Żaden nas nie ma żony.Jeśli byś podjęła decyzję dostaniesz lepszy pokój. Będziesz obsługiwana i będziesz podejmować decyzję co do twojego przyszłego życia. Nie jesteśmy aż tak bezwzględni. Na razie masz wybór.
Nachyliłam się do niego.
-Czyli mogę sobie kogoś sama wybrać?-uśmiechnęłam się. Musiałam wybadać czy nadal mnie pragnie. -Mogę sobie wziąć Ciebie?
Spojrzał na mnie zaskoczony. Musiałam go jakoś przekonać że jestem nim zainteresowana i ''wspólnym żywotem'' chociaż na samą myśl cofało mi się wczorajsze śniadanie. Nachyliłam się i pocałowałam go zachłannie. Odwzajemnił. Przygryzłam jego wargę po czym zaczęłam ją delikatnie pieścić. Jego pożądanie dawało o sobie znać. Oderwałam się. Przenieśliby mnie i miałabym cztery dni na obmyślenie planu ucieczki.
-Zgadzam się. -powiedziałam siadając na nim okrakiem. -Ale musisz mi najpierw odpowiedzieć na parę pytań.
-Możemy wrócić do tego później. - nachylił się żeby mnie pocałować. Odwróciłam głowę.
-Nie. Jeśli chcesz się bawić to w lepszych warunkach. -oznajmiłam słodziutkim tonem. -Trzymacie tu rodziców Louise?
-Tak, tak. Nic im nie jest. Wypuścimy ich.- złapał mnie i wstał. - Idziemy do twojego apartamentu. Prowadząc mnie mijaliśmy straż i kodowane drzwi.
-Ile osób tu mieszka? -zapytałam cicho.
-Szóstka oraz dwunastu strażników sześciu osuszaczy i sześciu ludzkich. Ludzie stróżują w dzień.-otworzył drzwi i ukazała mi się okazała sypialnia. -Tu zamieszkamy na razie. Potrzebujesz czegoś?
-Tego co zwykle zapas puszkowanej coli, coś do zjedzenia, puder, szampon i wsuwki do włosów.-uśmiechnęłam się niewinnie. Ciekawe czy domyśli się do czego potrzebuje tych rzeczy.
-Przyśle je. Przyniesie je fryzjerka i kosmetyczka. Musisz się godnie prezentować skoro zostaniesz moją żoną. -wyszedł. Był psychopatycznie zakochany we mnie. Dostrzegałam w nim podobieństwo do Logana. Może ich drzewo genologiczne się pokrywały? Nie zdziwiłabym się. Po jakimś czasie przyszła fryzjera i kosmetyczka. Wyglądały jak klony bliźniaczek Olsen. Moje zamówione rzeczy pojawiły się chwile później przyniesione przez starszą kobietę. Dostałam również bukiet róż.
-Z pana Nathaniela to niezły absztyfikant. - powiedziała starsza pani i wyszła.
Po trzech godzinach miałam zafarbowane włosy i byłam po różnorodnych zabiegach kosmetycznych. W tym cholernym pokoju nie było lustra wiec nie mogłam zobaczyć katastrofy na moich włosach. Od początku znajomości Nate krytykował moje włosy. Twierdził że są niegodne mojej urody. Czy włosy nie zaliczają się do urody? Widocznie chłopak ma wielką pustkę w głowie. Podeszłam do stolika i zabrałam spinkę, puder, jedna puszkę coli i małe nożyczki którą gwizdnęłam kosmetyczce. Zaczęłam majstrować przy zamku kiedy drzwi się otworzyły. Miałam rozgrzebany panel więc zakryłam go. Okazało się że to Nate. Zaczął mnie całować. Zauważyłam wiszący u jego boku sztylet. Musiałam go złapać. Nate otworzył oczy i dojrzał rozgrzebany panel.
-Ty... -zamachnął się na mnie ale w ostatniej chwili uchyliłam się i wbiłam sztylet w jego serce. Po chwili leżał martwy na ziemi. Pierwszy raz kogoś zabiłam. Nie miałam czasu na rozmyślanie. Musiałam uciekać. Pamiętałam drogę. Będąc na schodach prowadzących do piwnicy ktoś mnie zawołał. Potknęłam się i upadłam na dół. Straciłam przytomność. Kiedy ocknęłam się byłam w ambulansie. A potem znów zamknęłam oczy.
Kerri, zostaniesz inwalidką jak rozwalisz Flocka i Evkę -_-
OdpowiedzUsuń