sobota, 28 września 2013

Rozdział XXXV -Flo

Kiedy Evan postanowił wrócić do Gabriela na jakiś czas postanowiłam wziąć się za porządki. Kiedy myłam schody zadzwonił dzwonek. Podeszłam do drzwi i zobaczyłam znajomego kuriera.
-Witam, panno Fitzgerald. - powiedział Ben. Był młody około dwudziestki na karku. - Paczka do pani.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-A od kogo? -podpisałam się i wzięłam paczkę.
-Nadawca anonimowy.-wzruszył ramionami. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do kuchni by otworzyć paczkę. W pudełku były śpioszki z wyszytym napisem ,,Florence''. Zszokowana wzięłam kartkę i przeczytałam ,,Smutna sierotka Florence, szkoda by było utracić rodzinę której i tak nie chcesz. Zastanów się komu na tobie zależy? -Przyjaciel.''
Nie wiedziałam kto to ale to miało podobną treść do rozmazanego kota na moim volvo. Wyrzuciłam śpioszki do śmietnika a kartkę podpaliłam.
Wysłałam sms'a do Gabriela i Evana żeby wpadli bo robimy noc filmową. Zaczęłam wszystko przygotowywać. Powinniśmy się odstresować. Louise jeszcze nie przyszła więc miałam czas wszystko ogarnąć. Wsiadłam w samochód i pojechałam do sklepu. Wybrałam parę paczek chipsów i popcorn. Kiedy płaciłam przy kasie podeszła do mnie Lyn.
-Cześć Flo! - powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Hej. -odpowiedziałam biorąc torbę z zakupami.
-Dałabyś się namówić na kawę? -Lyn uśmiechnęła się pogodnie.
-Jasne, tylko wrzucę zakupy do samochodu. -uśmiechnęłam się i zapakowałam zakupy do auta po czym wróciłam do dziewczyny. Poszłyśmy do małej przytulnej kawiarni. Złożyłyśmy zamówienie.
-Wiem że ty też masz urodziny, ale niezręcznie mi było robić coś za waszymi plecami więc sądziłam że nie bęziesz mieć mi za złe że to Louise będzie mieć niespodziankę urodzinową. -uśmiechnęła się do mnie. -Oczywiście wszystko razem zaplanujemy. Ale za plecami Lou. Jesteś za?
Spojrzałam na nią zaskoczona. Była nieźle nakręcona.
-Jasne. -uśmiechnęłam się. - Impreze można zrobić w u nas, w Halloween. Przebieraną.
-Ekstra pomysł! -powiedziała z dużym entuzjazmem.- W maskach! To doda tajemniczości!
Po godzinie wszystko zaplanowałyśmy. Lou miała wspaniałą przyjaciółkę. Pożegnałam się z nią i wróciłam do domu. Mojej siostry jeszcze nie było. Napisałam kiedy wróci a ona odpisała że za niedługo. Siadłam na kanapie przed tv i spokojnie zaczęłam czekać. W końcu usłyszałam przekręcany klucz w zamku i zobaczyłam w drzwiach zapłakaną Lou. Wstałam i podbiegłam do niej.
-Co sie stało? - spytałam ją zmartwiona.
-Kieran ze mną zerwał. - powiedziała cicho. Przytuliłam ja mocno. Odwołałam chłopaków i puściłam jakiś głupi romantyczny film i pozwoliłam się wypłakać Louise.

Dwa tygodnie później...
-Wszystkiego najlepszego. -ktoś wykrzyczał mi w ucho pochylając się nade mną.
-Louise, która godzina? -mruknęłam zaspana.
-Siódma rano. - powiedziała wesoło. -Wstawaj. Twój chłopak tu jedzie!
Po czym zbiegła na dół. Zwlekłam się z łóżka i złapałam za telefon. Wybrałam numer Lyn. Nie odebrała więc zapewne jeszcze spała. Nagrałam się jej na sekretarkę.
-Hej Lyn. Wszystko zaplanowane. Zabieram Lou na jakąś imprezę. Potem przypomni mi się że czegoś zapomniałam i wrócimy do domu. Was wpuszczą Gabriel i Evan którzy przyjdą wcześniej. Resztę planu już znasz. - odłożyłam słuchawkę. Ubrałam się i zbiegłam na dół. W nasz plan było wtajemniczone sporo osób. Czarownice i łowcy pojawią się wcześniej żeby poustawiać alkohol, napoje, przekąski i ozdoby. Louise zalewała właśnie kawę.
-Śniadanie urodzinowe, siostrzyczko. - powiedziała z uśmiechem. Jutro ja zamierzałam zrobić jej śniadanie urodzinowe. Stara tradycja. Skończyłyśmy właśnie jeść kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłyśmy drzwi a w nich stali Gabriel i Evan oraz dwa kremowe labradory.
-Wszystkiego najlepszego dziewczyny. - powiedzieli po czym nas uściskali. Wpuściliśmy ich oraz dwa psy które jak okazało się miały zostać naszymi nowymi współlokatorami. Siadłam na podłodze i przytuliłam się do mojego labradora. Polizał mnie po twarzy.
-Widzisz Evan, mówiłem ci żebyś zmienił pastę do zębów. To nie, a teraz twoja dziewczyna całuje się z psem. -mruknął Gabriel.
-Po prostu mu zazdrościsz bo sam całujesz się tylko z własnym odbiciem. -uśmiechnęłam się słodko do Gabriela. Całe popołudnie spędziliśmy w czwórkę. A raczej w szóstkę. Około szesnastej chłopcy wyszli pod pretekstem ważnego telefonu z instytutu. Wypuściłam psy na dwór i dołączyłam się do przygotowań. Moje przebranie składało się z czarnych rajstop i krótkich spodenek, czarnego kusego topu i czerwonej pelerynki. Czerwony kapturek dla dorosłych. Maska była czerwona.
-Nie chcesz spędzić urodzin z chłopakiem? -zapytała Lou kiedy wychodziłyśmy.
-Daj spokój. Wpadnę do niego w tym stroju później. -zaśmiałam się. - Chce spędzić czas z tobą. Wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy.
-Cholera, zapomniałam zaproszeń.-mruknęłam i zawróciłam. Podjechałam pod dom. Świeciła się mała lampka. To znak że wszyscy czekali.
-Lou! -udałam panikę. - Ktoś jest w domu!
Wybiegłyśmy z auta i pobiegłyśmy w stronę drzwi.
-Niespodzianka! Wszystkiego najlepszego Louise i Florence! -powiedziało duże grono naszych znajomych. Następnie zaczęły się uściski po czym impreza się zaczęła. Uśmiechnęłam się i wyszłam do ogrodu. Evan miał mnie znaleźć. Oparłam się o drzewo kiedy ciemnowłosy chłopak w masce. Podszedł do mnie a ja zaczęłam go całować. Tylko że...
-Kim jesteś? -odepchnęłam chłopaka który nie był Evanem.
-Wszystkiego najlepszego Flo. A raczej najgorszego. -powiedział intruz i znikł! Usiadłam roztrzęsiona pod drzewem. Ktoś z nas albo osuszać albo przyjaciel... ktoś kto nie życzy mi najlepiej.
 Mam cie! Co się stało?!-mój chłopak zdjął maskę  klęknął przy mnie. Opowiedziałam mu wszystko a on mnie przytulił.
-Złapiemy go. I zabijemy za to. -pocałował mnie. Od razu się odprężyłam. Zaczęłam go całować. Weszliśmy do schowka na narzędzia. Gdzie zaczęłam pozbywać się jego części stroju. A on moich.
-Nigdy tego nie robiłem w schowku. -zaśmiał się cicho po wszystkim.
-Ja też nie. Ale nie będziemy się bawić w ,,Pięćdziesiąt twarzy Grey'a''. -pocałowałam go lekko i ubrałam swoją pelerynkę i maskę. Chciałam wyjść kiedy Evan złapał mnie za rękę. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno.
-Kocham cię Florence. -szepnął. -Wiem że ciągle ci to mówię i że brzmi to banalnie ale naprawdę tak jest. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.
-Ja ciebie też kocham. I wcale o nie brzmi banalnie. -uśmiechnęłam się.- Tylko nie zostawiaj mnie. Ani dzisiaj ani nigdy.
Pocałował mnie w dłoń.
-Nigdy cię nie zostawię. -powiedział i ruszyliśmy dołączyć do reszty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz