Ruszyłam zobaczyć z kim rozmawia Louise a kiedy podeszłam do drzwi stanęłam jak zamurowana.
-Nazywam się Isleen Jessel. Mogę wejść?-spytała kobieta która mogłaby być moim starszym odbiciem. Albo Louise. Lou była zaszokowana ale nie aż tak. Isleen kimkolwiek była spojrzała na mnie. -Florence? Jak się czujesz?
Skinęłam głową nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
-Może pójdziemy do kuchni? Właśnie robiłam herbatę i kanapki. - powiedziała Louise starając się przerwać niezręczną ciszę. Usiadłam na krześle i objęłam kolana rękoma. Spojrzałam nie ufnie na kobietę. Czy jest z nami spokrewniona? Czy na prawdę nadaremno pojechałam do Rosji?
-Kim jesteś? -spytałam Isleen.
Louise siadła na krześle obok trzymając w ręce kubek kawy.
-Chyba się domyślasz. -kobieta uśmiechnęła się życzliwie.
Louise przyglądała się wszystkiemu ze spokojem.
-Chcesz powiedzieć że przychodzisz sobie jak nigdy nic i twierdzisz że jesteś moją albo naszą rodzicielką?! -spytałam z niedowierzaniem.
-Waszą. -odpowiedziała. - Na pewno od początku widziałyście między sobą podobieństwo.
Pomyślmy. Zawsze trzymałyśmy się razem, mieszkałyśmy obok siebie, obie lecimy na Dekkerów, jesteśmy czarownicami, nie raz kłócimy się jak rodzeństwo i odkryłyśmy że lubimy zabijać złych gości. Nie, to przypadek.
-Czyli jesteś naszą matką? I czarownicą?-zapytałam.
Kiwnęła głową.
-Dlaczego więc wychowywałyśmy się osobno? -zapytała Louise.
-Jak się urodziłyście ja i tata musieliśmy uciekać. Polowali na nas osuszacze. Nie wiedzieli o bliźniaczkach. Stwierdziliśmy że oddamy was pod opiekę dobrych ludzi żeby krzywda wam się nie stała. Z resztą miałyście obie trafić do Fitzgeralda.
-Trafić do Fitzgeralda?! Czyli wasz romansik to prawda?! On dla ciebie nic nie znaczył? A ja cały czas żyłam w przekonaniu że jestem sierotą i nikogo nie mam! To że Louise i jej przybrani rodzice zamieszkiwali dom obok i Lousie była zawsze przy mnie to była najlepsza rzecz w tym całym burdelu jaka mnie spotkała. Zawsze mogłam na nią liczyć i zawsze mnie rozumiała. Była dla mnie jak przyjaciółka ale i siostra. Ale nie sądziłam że łączy nas to samo DNA! -wykrzyknęłam.
-Flo. -zaczęła Louise. - Nie unoś się tak.
Wstałam i ruszyłam do wyjścia.
-Przez tyle lat byłam sama. Miałam tylko Louise i nie oczekuj że nagle będę wzorową córeczka. A jak to ujęłaś Fiztgerald został zabity na moich oczach. -wybiegłam z domu i wsiadłam do auta. Nie mogłam w to uwierzyć. Przyzwyczaiłam się do obecności Louise - jako najlepszej przyjaciółki i ją traktowałam jako rodzinę oraz wujka. Po dwudziestu latach życia mam się przyzwyczajać do tego że mam matkę? To śmieszne. Podjechałam pod dom Gabe'a i Evana. Samochodu Gabriela nie było więc za pewne był w pracy. Miałam szczęście. Zapukałam do drzwi. Evan po chwili otworzył. Wyglądał na przygnębionego.
-Posłuchaj. Kocham czarną magię i chce pokazać wszystkim na około że nie jestem słaba. Jak czasem zabiję kogoś w obronie własnej to zabiję. Jesteś łowcą też zabijasz. Jestem nowoczesną czarownicą i nie musisz za mnie zabijać. Nie stoczę się. Ale jednej rzeczy jestem najbardziej pewna. Kocham cię. Chce być z tobą na zawsze. Kocham cię od pierwszej chwili kiedy cię poznałam. Nawet jeśli z początku byłeś zwykłym emo-boyem to jesteś najcudowniejszym facetem na ziemi. I nikt tego nie zmieni. -wyrzuciłam z siebie. Evan spojrzał na mnie po czym złapał za rękę wciągnął do pokoju i zamknął za mną drzwi. Nie zdążyłam nic zrobić a pchnął mnie na drzwi i zaczął całować. Po chwili spojrzał mi w oczy.
-Jeśli to miało znaczyć ,,Ja ciebie też kocham'' to powiedz mi to jeszcze raz i jeszcze raz. -uśmiechnęłam sie.
-Florence Fitzgerald. Jesteś najcudowniejszą kobietą jaką spotkałem w życiu. Jesteś dla mnie jak powietrze. Nie mogę żyć bez ciebie. -pocałował mnie. - Kocham cię, nawet nie wiesz jak bardzo.
Szepnął. Przytuliłam się do niego a on pocałował mnie w głowę. Zdecydowanie byliśmy najdziwniejszą parą w kraju. A może i na świecie.
W końcu usiedliśmy przy kanapie na ziemi, a Evan otworzył wino. Opowiedziałam mu o całym zdarzeniu w domu a on wysłuchał wszystkiego. Spojrzałam na kieliszek z winem.
-Może powinniśmy stąd uciec? Tylko ja i ty. Daleko. Będziemy mieć pieniądze. Możemy pojechać do Peru albo do Egiptu? -spojrzałam na niego.
Evan uśmiechnął się po czym pocałował mnie w nos.
-To by było cudowne, miałbym cię cały czas dla siebie. Ale nie zostawisz Louise a ja Gabriela. Po za tym Gabrielowi i Louise trzeba uświadomić że sie kochają.
Położyłam się i ułożyłam głowę na jego kolanach. Spojrzałam na niego.
-Jeśli sami nie zdecydują być ze sobą to nie możemy w to ingerować. -szepnęłam.-Powinniśmy cieszyć się sobą a oni niech sami popełniają głupstwa nie bedąc ze sobą.
W pewnym momencie zasnęłam. Obudził nas wchodzący Gabriel.
-Nie chciałem was budzić ale muszę wam coś powiedzieć. -powiedział. - Dostałem propozycję dokończenia studiów w Nowym Jorku i podjęcia pracy zaraz po studiach. Dostanę mieszkanie i pieniądze.
-Co? Nie możesz wyjechać. -powiedzieliśmy równocześnie z Evanem.
-Możecie mnie odwiedzać. Mnie nic tu nie trzyma. -wzruszył ramionami i ruszył w stronę swojej sypialni.
-Zmieni zdanie. -powiedziałam przekonana. - Ale muszę wracać do domu.
Wstałam. Evan przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Zostań. -szepnął.
-To przyjdź do mnie. - odszepnęłam. -Zostawię ci otwarty balkon. -zaśmiałam się. -Porozmawiaj z Gabrielem i powiedz mu że nie wyjedzie a ja jadę do Louise. - pocałowałam go. -Ale będę czekać.
Puściłam do niego oko i wyszłam. Podjechałam pod dom. Isleen już nie było a Louise czytała w salonie.
-Przepraszam że tak późno. -mruknęłam.
-Martwiłam się. - powiedziała Lou. - Wyszłaś dopiero ze szpitala.
Wzruszyłam ramionami.
-Nic mi nie jest. Nie rozmawiajmy o Isleen i o tym co się wcześniej wydarzyło. -spojrzałam na przyjaciółkę a ta kiwnęła głową ze zrozumieniem.
-Właściwe to pójdę się położyć. Evan w nocy może wpaść. Ale przez balkon. -zaśmiałam się.- Też się połóż. -ruszyłam do schodów ale zatrzymałam się i odwróciłam. - Gabriel wyjeżdża do Nowego Jorku.
Powiedziałam cicho i ruszyłam do sypialni. Po chwili poczułam jak mój chłopak wchodzi do mojego łóżka i całuje mnie na dobranoc.
-Słodkich snów moja mała wiedźmo. -szepnął i po chwili oboje zasnęliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz