wtorek, 3 września 2013

Rozdział XXV - Louise

Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i zbiegłam na dół. Zastałam Florence, przytulającą się do wielkiej pandy z błogim wyrazem na twarzy.
-Dobrze się czujesz?-spytałam, unosząc brew. Dziewczyna otworzyła oczy przerażona, że ktoś ją przyłapał.
-Tak!-pisnęła radośnie.-Nigdy nie czułam się lepiej!
Spojrzałam na nią pytająco. Po chwili siedziałyśmy w salonie, a Flo ze szczegółami opisała mi swoją randkę z Evanem. Cieszyłam się jej szczęściem, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego moja relacja z Kieranem nie była tak... słodka? Podczas gdy Florence nie mogła usiedzieć w miejscu z radości i ekscytacji, ja zastanawiałam się co zrobić z Kieranem i Gabrielem, jakby to był najgorszy z moich problemów. Nie chciałam psuć dobrego nastroju przyjaciółce, więc poszłam na górę, aby zaszyć się w mojej sypialni.
Przed oczami nadal miałam obraz pani Jessel, mojej matki. Jej brązowe włosy mogły być krótkie, a oczy piwne, ale rysów twarzy nie można było tak łatwo zmienić. Dopiero od spotkania z nią zaczęłam zauważać podobieństwa u mnie i Flo. Ale przecież nie mogłyśmy być spokrewnione. To by nie miało sensu, prawda?
Im więcej o tym myślałam, tym bardziej nabierało to sensu, dokładnie jak rozmyślanie nad ujawnioną zagadką jakiegoś serialu albo teorią spiskową.
Następnego dnia, po zajęciach, poszłam z Lynette i Cedrickiem na kręgle i jakąś kawę. Dawno nie spędzałam czasu tylko z tą dwójką. Ced oczywiście opowiadał nam coś o swojej paczce, Lyn o tym, jak żyje się jej w pustym pokoju. Kiedy zaczęła opowiadać o Charlotte, Ced zdawał się tego nie słyszeć. W pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon. Kieran. Odebrałam, chociaż z pewnym wahaniem.
-Tak?-spytałam, oddalając się o stolika.
-Hej, kochanie.-uśmiechnęłam się na samo to słowo. Wypowiadał je z taką czułością, że poczucie winy natychmiast powróciło. To, co zrobiłam z Gabrielem... wolałam o tym zapomnieć, ale nie mogłam. Uważałam to za błąd, a Kieran nie powinien żyć w nieświadomości. Ale bałam się, że jeśli mu powiem, to go stracę.
-Hej. Coś się stało?
-Właściwie tak. Oszalałem na punkcie pewnej fioletowowłosej dziewczyny.-odparł radośnie.-Wpadłabyś dzisiaj na kolację?
-Jasne.-ucieszyłam się.-Evan i Flo będą mieli dom dla siebie, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Zaśmiał się. Uzgodniliśmy godzinę, a ja się rozłączyłam. Wróciłam do stolika, a Lyn spojrzała na mnie, najwyraźniej zaskoczona moim dobrym humorem.
-Przepraszam was, ale muszę iść. Kieran zaprosił mnie na kolację.-uśmiechnęłam się.
-To wyjaśnia wszystko.-zaśmiał się Ced.-Idź. I nie martw się, ja stawiam.-powiedział, gdy sięgnęłam do torebki po portfel. Podziękowałam im, pożegnałam się i odeszłam.

W domu czekała na mnie Flo z Evanem i Gabrielem. Wszyscy siedzieli na kanapie z poważnymi minami. Gdy tylko mnie dostrzegli, wymienili spojrzenia. Gabe wstał i uściskał mnie na powitanie, ale czułam jego troskę o mnie.
-Co się stało?-spytałam, pełna najczarniejszych myśli.
-Louise...-zaczął Evan głosem cierpiętnika.-Nie jest dobrze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz