Obudziłam się w chwili kiedy do mojego pokoju wszedł pielęgniarz.
-Dzień dobry. -powiedziałam zaspanym głosem.
-Ty mówisz. - powiedział zaskoczony.
Uśmiechnęłam się.
-Tak. I jestem bardzo głodna. -powiedziałam spokojnym głosem. -Mogłabym dostać jakąś książkę? I wykąpać się? I lepsze ubranie dostać? I zobaczyć się z Gabrielem Dekkerem i Lyn?
-Spokojnie kwiatuszku. - pielęgniarz się zaśmiał. - Najpierw musisz porozmawiać z lekarzem. Zawołam go.
-Dziękuje. -powiedziałam spokojnie. Kiedy pielęgniarz wyszedł przede mną pojawiła się sylwetka Louise.
-Lyn i Isleen chcą mnie wskrzesić. - powiedziała spoglądając na mnie.
-Przepraszam, wiem że sobie ciebie wymyśliłam. -odpowiedziałam jej.
Louise wywróciła oczami.
-Serio? Jestem duchem. Ty jesteś wiedźmą. A po za tym co z twoim postanowieniem ,,Będę silna'' wierz mi, ta klitka to całkowite zaprzeczenie.
Zamknęłam oczy a potem sylwetka znikła.
Drzwi się otworzyły. W nich pojawiła się kobieta w średnim wieku.
-Jestem doktor Meredith. -siadła przede mną. -Jak się czujesz?
-Bezpiecznie i smutno. - odpowiedziałam cicho. - Ale wiem że mi pomożecie, Louise chciałaby żebym tu była i pozwoliła wam mi pomóc.
-Bardzo dorosłe podejście. -kobieta uśmiechnęła się. - Myślę że będziesz mogła wyjść do pokoju wspólnego i przyjmować więcej gości. Znasz kobietę imieniem Sarah Morgan?
-Tak, to wspólniczka mojego wujka. Zmarłego wujka. - posmutniałam. - A dlaczego pani pyta?
-Chce cię odwiedzić. Twój chłopak często przychodzi. I powinniśmy poinformować twoją mamę.
-Jasne, nie mam nic przeciwko. -powiedziałam.
-W takim razie zaraz dostaniesz śniadanie i będziesz mogła iść poznać innych. -uśmiechnęła się i wyszła.
Po chwili pojawił się pielęgniarz.
-Dzisiejsze śniadanie to naleśniki z syropem i kakao! -podał mi talerz.
-Serio tak tu karmicie? -spytałam zdziwiona.
-A ty myślałaś że co? -zaśmiał się.
-Nie wiem sama. Jak się nazywasz? -zapytałam zaciekawiona.
-Michael. -uśmiechnął się.
-Fajne imię. Ja jestem Florence. -powiedziałam i polałam naleśniki syropem. Zaczęłam jeść.
-Wiemy to. -siadł i uśmiechnął się. - Myślałem że nigdy się już nie odezwiesz.
-Też tak myślałam. Ale muszę iść dalej. - wyjść stąd, sfałszować swoją śmierć i wyjechać zabijać osuszaczy. -Louise by tego chciała. Była bardzo silna. Mam jakieś ubranie zmienne?
-Twoja mama przyniosła ci czarny dres i jakieś kosmetyki.
-Bosko - uśmiechnęłam się i dokończyłam śniadanie. - Będę gotowa za dziesięć minut.
Umyłam się, związałam włosy w kucyk i ubrałam dres. Wyglądałam miare normalnie.
Pokój wspólny był wielki. Siedzieli przy nim różni ludzie. Jedna dziewczyna siedziała samotnie.Wyczułam w niej magię. Podeszłam do niej.
-Jesteś czarownicą. -siadłam obok.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
-O czym ty mówisz?-udała zdziwioną.
-Weź nie ściemniaj. Też mnie wyczułaś.
-No dobra. -zaczęła ostrożnie. - Co tu robisz?
-Sama nie wiem a ty? -spojrzałam na nią.
-Ciotka mnie zamknęła. Jestem Alyssa. A ty?
-Florence -uśmiechnęłam się. - Dlaczego cię zamknęła?
-Wychowuje się z nią odkąd pamiętam. Ona nie znosiła magii. I nikt mi z tym nie pomógł. Szukałam pomocy, potem osuszacze zabili mojego chłopaka. I w końcu miała powód żeby mnie zamknąć. A ludzie trzymają się ode mnie z daleka.
-Nie ma to jak być świrem wśród świrów. -zaśmiałyśmy się. Spoważniałam. - A co się stało z twoimi rodzicami?
-Dwadzieścia dwa lata temu byli zmuszeni mnie oddać i uciekać. Tyle wiem.- odpowiedziała cicho.
-Poważnie? U mnie było to samo. - odpowiedziałam zdziwiona.
-Podobno wśród czarownic nie związanych w żaden sposób wybuchła wojna. Był jeden bardzo potężny czarownik i on chciał takie czarownice jak my dołączyć do siebie. On jako przywódca oczywiście czerpał by połowę naszej mocy ale nie wiem czy to prawda i co było dalej. -powiedziała cicho.
-Mogłybyśmy się o tym się dowiedzieć coś. -szepnęłam. -Ale musimy udawać normalnie nienormalne.
-Wiem, robię tak od miesięcy. Wiem jak stąd wyjść. Ale przeważnie tu wracam bo nie mam się gdzie podziać.
-Nie chciałaś znaleźć twoich biologicznych rodziców? - spytałam zdziwiona.
-Nie wiedziałam jak. Mogą już nie żyć. -powiedziała a ja zaczęłam myśleć o swojej matce.
Niestety po chwili po Alyssę przyszedł lekarz i musiała pójść. Siedziałam na kanapie kiedy pojawiła się Sarah. Uściskałam ją mocno. Porozmawiałyśmy o spadku po wujku, o firmie, o tym co u niej, co u mnie. Zawzięcie unikała tematu Louise. Kiedy wychodziła postanowiłam ją jeszcze zapytać.
-Pomyślałaś żeby wskrzesić wujka? -zapytałam zaciekawiona.
-Ludzie umierają Florence, zaakceptuj to. -powiedziała i wyszła.
Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Zaczęłam płakać.
ciekawy blog ; )
OdpowiedzUsuń