-Gabe, jak się czujesz?-spytałam spokojnie. Chłopak wzruszył ramionami. Odwiedzałem go praktycznie codziennie, a odpowiedź zawsze była ta sama.
-Tak samo jak wczoraj. A ty?-chłopak spojrzał na mnie. Westchnęłam i wsunęłam kosmyk rudych loków za ucho.
-Chyba lepiej. Regularnie chodzę na terapię, ale nie wiem czy to coś da. Nie mogę się pogodzić z tym, że Louise już nie ma.-powiedziałam, wyciągając paczkę papierosów z torebki. Zapaliłam jednego, zaciągając się.
-Byłaś u Florence?-spytał, ale ja tylko pokręciłam głową. Nie wiedziałam czy jest sens tłumaczyć mu, że Flo może mieć tylko jednego gościa, którym jest Evan, a i tak z nim prawie nie rozmawia.-Martwię się o nią.
-Gabe, powinieneś na początek zająć się sobą.-powiedziałam, strzepując popiół papierosa.-Twój ojciec twierdzi, że jeszcze nie jesteś stabilny emocjonalnie, więc nie możesz jeszcze wyjść.
-Jestem stabilny emocjonalnie!-zaprotestował podniesionym tonem. Kilka osób siedzących na pobliskich ławkach, zwróciło się w naszą stronę. Westchnęłam.
-Wiesz co zrobiłaby teraz Louise?-spytałam. Chłopak natychmiast stracił bojowy wyraz twarzy i opuścił ramiona.
-Powiedziałaby, że właśnie to udowodniłem, wywróciła oczami i... Rzuciła jakiś tekst, mający na celu obrażenie mnie.-mruknął. Uśmiechnęłam się smutno.
-Dokładnie.-westchnęłam i powiedziałam już ciszej.-Evan powiedział mi kim jeteście i kim była Louise. I kim jest Florence.
-Nie powinien był tego robić.-Gabe zmrużył oczy.-Nie mamy pewności, czy możemy ci ufać.
Zabolało. Louise była moją przyjaciółką, a Florence dobrą koleżanką. Spodziewałam się, że obie, gdybym miała możliwość zapytać je o to, powiedziałyby, że mi ufają. Ale Gabriel, z którym rozmawiałam dzień w dzień, którego wspierałam, nie potrafił mi zaufać.
-Nie wydam waszego sekretu.-powiedziałam spokojnie, gasząc papierosa i wstając.-Muszę już iść. Chciałam jeszcze wstąpić w jedno miejsce.
-Lyn, przepraszam, jeśli cię uraziłem.-powiedział Gabe, wstając. Pokręciłam głową.
-Nie przepraszaj. Do jutra.-rzuciłam i oddaliłam się szybkim krokiem w stronę wyjścia. Na parkingu przez ośrodkiem, wpadłam na ojca Gabriela i Evana. Robert Dekker był po czterdziestce i prezentował się bardzo dobrze, chociaż sprawiał wrażenie chłodnego i sceptycznego.
-Lynette. Widzę, że nadal odwiedzają mojego syna.-stwierdził pozbawionym emocji głosem. Skinęłam głową.
-Panie Dekker. Pański syn jest... Był chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki, więc wiem co on przeżywa. Chcę mu pomóc na tyle, na ilę potrafię.-stwierdziłam pewnym głosem. Pan Dekker uniósł tylko brew, zapewne niedowierzając moim słowom.
-Twoja troska o Gabriela jest wręcz zniewalająca.-stwierdził ironicznie, przyglądając mi się uważnie.
-Miło to słyszeć.-odpowiedziałam, mając na końcu języka ripostę. Nie byłabym jednak w stanie wypowiedzieć jej na głos, głównie z szacunku do pana Dekkera. Tak zostałam wychowana.
-Robercie, możemy iść?-machocha Gabriela z pewnością nie dążyła mnie sympatią, ale jej zniecierpliwienie było silniejsze niż chęć dyskutowania ze studenką, od której na kilometr było czuć zapach papierosów.
-Oczywiście.-powiedział pan Dekker, skinął w moją stronę na znak pożegnania i ruszył za żoną. Kiedy ci dwoje zniknęli w środku, z samochodu wyszła blondwłosa dziewczyna.
-Musiałaś ich zatrzymywać? Myślałam, że nigdy sobie nie pójdą.-jęknęła. Spojrzałam na nią zaskoczona. Dziewczyna wyglądała na 17 lat i miała włosy w tym samym odcieniu, co Gabe. To musiała być jedna z jego sióstr, o których mi opowiadał. Tessa albo Ivy.
-Czemu nie poszłaś z nimi?-zmarszczyłam czoło. Dziewczyna parsknęła śmiechem i oparła się niedbale o samochód.
-Żartujesz? Już bym stamtąd nie wyszła. Miałabym podejrzenie anoreksji albo jakąś inną głupotę. Ojczulek marzy o tym, żeby mnie tam zamknąć. Odwiedzę Gabriela jak tylko uda mi się wymknąć rodzicom.-wyjaśniła. Patrzyłam na nią zaskoczona. Rodzeństwo Gabe'a było normalne, ale rodzice wydawali się być nieciekawi. Byłam pewna, że ojciec troszczy się o Gabriela, ale dziewczyna wydawała się być raczej zmęczona przebywaniem z tatą.
-Możesz się wymknąć pod pretekstem zakupów.-zaproponowałam.-Poproś, żeby podwieźli cię do centrum handlowego we wschodniej części Liverpoolu, a ja przyjadę po ciebie i przywiozę cię tutaj.
-Zrobiłabyś to dla mnie?-dziewczyna popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Skinęłam głową.
-Jesteś Tessa, prawda?-upewniłam się.
-Tak. A ty musisz być Lynette. Evan opowiadał, że odwiedzasz Gabe'a codziennie. Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki.
-Ja... Muszę iść. Tu masz mój numer.-podałam jej kawałek papieru, na którym zapisałam ciąg cyfr.-Zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebowała i jak będziesz chciała ustalić plan.
-Dzięki. Do zobaczenia.-pomachała do mnie i wsiadła do swojego samochodu. Dopiero potem zaczęło mnie zastanawiać, gdzie jest Ivy... I czy Lou wiedziała to tym, jak wygląda rodzina jej ukochanego.
Dom Lou i Flo był pusty, nie licząc dwóch labradorów, czekających na swoje właścicielki. Przychodziłam tu codziennie, żeby je nakarmić, żeby podlać kwiaty i zadbać o porządek. Zdarzyło mi się nawet tu spać. Ricky, pies Flo był raczej spokojny, chociaż sypiał w pokoju swojej pani. Za to Medusa, która należała do Lou, sypiała tylko w jednym miejscu-w salonie, dokładnie tam, gdzie jeszcze kilka dni temu była wielka plama krwi Louise. Pogłaskałam Medusę, czując różnicę między jej sytuacją, a sytuacją labradora Flo. Medusa nie będzie miała więcej możliwości zobaczenia swojej pani.
Dzisiaj psy zachowywały się inaczej. Ricky przybiegł do mnie, merdając wesoło ogonem, a Medusa zaraz za nim. Zdziwiłam się. Zwykle nawet nie zauważały mojej obecności. Weszłam do salonu i stanęłam jak wryta.
Na kanapie siedziała Isleen i mężczyzna w zbliżonym jej wieku, ubrany w garnitur.
-Lynette, na reszcie jesteś.-powiedziała Isleen.-Chcę ci przedstawić Conrada, najważniejszego przedstawiciela czarownic. Zgodził się nam pomóc we wskrzeszeniu mojej córki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz