sobota, 28 września 2013

Rozdział XXXVII - Florence.

Jedna chwila potrafi zmienić życie. Kieran przedzierający się przez tłum, Louise i Gabriel niczym nieszczęśliwi kochankowie.
-Wszyscy wynocha! -ryknęłam. Podbiegłam do Kierana i pchnęłam go na ścianę. Stracił przytomność. -Evan, zadzwoń po pogotowie. Lyn przynieś ręczniki. 
Zdarłam swoją pelerynę i przyłożyłam ją do rany siostry.
-Uratuj ją. -szepnął Gabriel. 
Klęknęłam przy ciele Louise i zaczęłam wymawiać formułki. Przyłożyłam ręce do jej rany. Nic się nie działo. Pogotowie i policja zjawiły się po chwili. Pół godziny później ja, Lyn i Gabe siedzieliśmy w poczekalni a lekarze próbowali uratować Louise. Evan wraz ze strażnikami odwiózł Kierana do Instytutu. Nasza trójka trzymała się za ręce. Wszyscy milczeliśmy. Ja i Gabe modliliśmy się żeby przeżyła, żeby magia ją odratowała, Lyn natomiast nie wiedząc jeszcze kim jesteśmy modliła się żeby cokolwiek ją uratowało z resztą podejrzewam że w obecnej chwili wierzyła nawet w elfy. Była świadkiem jak uleczyłam ramię Gabriela i próbowałam uleczyć Louise. Po chwili wyszedł lekarz. Nasza trójka zerwała się na równe nogi.
-Przykro mi. Zrobiliśmy co mogliśmy. - powiedział lekarz i odszedł. Staliśmy w tróję obejmując się i płacząc. Gabriel stracił miłość swojego życia, Lyn najlepszą przyjaciółkę a ja? Siostrę, powierniczkę, przyjaciółkę... Część mnie. Wkrótce przysłali po nas psychologa. Lyn i Gabe poszli chociaż tak naprawdę wiedziałam że żadnemu z nas to nie pomoże. Podeszłam do recepcji. 
-Mogłabym zadzwonić do mamy? - powiedziałam cicho. Lekarka bez słów podała mi telefon. Wybrałam numer Isleen.
Po pierwszym sygnale.
-Florence, słyszałam o wypadku. Mówili w telewizji! Co z Louise i tym  chłopakiem? Kto strzelał. Jadę właśnie do was. -powiedziała. W tle było słychać szum samochodów.
-Ona nie żyje. - powiedziałam i rozłączyłam się. Mimo wszystko nie było mi śpieszno do rodzinnych kontaktów. Nie przyjdę do nich na kolację, nie usiądziemy przy stole i nie pomodlimy się o pokój nad duszą Louise. Nie będziemy mówić jak ważna była dla nas. Oni jej nawet nie znali. Postanowiłam powiadomić rodziców Louise w bardziej kulturalny sposób. Było mi przykro że będę im musiała powiedzieć to. Ale zawsze dla mnie byli dobrzy. Zasługiwali na prawdę. A Kieran zasługiwał na śmierć. Wybiegłam ze szpitala. Wsiadłam do taksówki i pojechałam do domu. Wchodząc natknęłam się na dużą plamę krwi. Krwi mojej siostry. Dwie godziny temu impreza trwała w najlepsze a teraz nastał czas żałoby. Dwa labradory zbiegły na dół oczekując właścicielek. Zaczęłam płakać. To nie była prawda. Wbiegłam po schodach. Ubrałam bluzę i wzięłam broń. Nie myślałam logicznie. Wbiegłam do Instytutu. Podeszłam do strażnika.
-Jaki wyrok dla zabójcy Louise? -zapytałam cicho.
-Najwyższy. - odpowiedział. - Ale nie możesz tego zrobić.
-Oboje wiemy że to zrobię. Posłuchaj. Powiesz im że wdarłam się i nie zdołaliście mnie okiełznać. Zapłacę w razie czego ci.
Strażnik wiedząc że może stracić o wiele więcej niż pracę przepuścił mnie. Weszłam do małego pokoju. Kieran siedział przy stoliku.
-Florence! W końcu ktoś znajomi. Oni twierdzą że kogoś zabiłem! Ja nic nie pamiętam.
Siadłam milcząc na przeciwko niego.
-Zabiłeś kogoś. Zabiłeś. Chciałeś zabić dwójkę. Wiesz, mam dziś urodziny. A będę pamiętać z nich śmierć. Krew w moim domu. Rozumiesz? 
-Kogo zabiłem? A kogoo nie? Nic nie pamiętam.
-Też bym nie pamiętała. Strzelałeś do Gabriela ale chybiłeś i trafiłeś w rękę. - czułam pustkę w sobie. Miałam wrażenie że w pokoju zamigotała sylwetka Louise. -Natomiast trafiłeś w czyjeś serce. Serce Louise.
Zbladł.
-Umarła. Rozumiesz? Nie ma jej. Nie uratowała jej magia ani medycyna. Zabrałeś część mnie. Miłość życia Gabriela. Najlepszą przyjaciółkę Lyn. Zostałeś skazany na karę śmierci za zabójstwo czarownicy. A ja jestem twoim katem. -wyjęłam broń i strzeliłam. Rzuciłam ją na stół i wyszłam.
-Macie ciało do pozbierania. -mruknęłam i wyszłam. Ruszyłam w strone wyjścia kiedy Evan mnie złapał.
-Proszę nie mów że go zabiłaś. -szepnął.
-Ona nie żyje. -powiedziałam głosem małego dziecka. -On ją zabił.
Wyszłam z Instytutu zostawiając Evana. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Poszłam do szemranej dzielnicy. Mieszali w niej narkomani, mafie i różne tego typu osobliwości. Wiedziałam który z nich dilerką się zajmuje. Potrzebowałam zapalić. Nie miałam nic do stracenia. Niestety w pewnym momencie poczułam ukłucie a potem zasnęłam.

Dziesięć dni później.
-Gabriel bardz mało je. Dużo śpi. Jest na silnych lekach uspokajających. Jego ojciec wrócił i umieścił go w ośrodku. Lyn kiepsko się trzyma, ale odwiedza Gabe i ciebie też jakbyś nie wiedziała. Evan też tu przychodzi. Nawet Isleen. Powinnaś w końcu coś zrobić, wydostań się stąd. Musisz pomóc Gabrielowi. Lyn cię potrzebuje. Już nie wspomnę o twoim przystojnym emo chłopaczku. A nie leżysz jak kłoda. - powiedziała moja przyjaciółka.
-Zamknij się! Louise nie żyje. Ty jesteś w mojej głowie. Wymyśliłam sobie ciebie. -szepnęłam do poduszki. Byłam rozdarta i nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz