niedziela, 22 września 2013

Rozdział XXXIV - Louise

-Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z tobą jechał?-spytał Gabe. Westchnęłam w słuchawkę.
-Tak, jestem pewna. Muszę jeszcze wstąpić do Kierana.-powiedziałam, czując ucisk w brzuchu. Stresowałam się dzisiejszą rozmową z moim aktualnym chłopakiem, który niedługo miał stać się byłym.-Chcę mu wszystko powiedzieć.-stwierdziłam z przekonaniem.
-Może ostro zareagować, zdajesz sobie z tego sprawę?-Gabe nadal starał się mi wmówić, że jego obecność tam jest niezbędna. Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl o jego trosce.
-Tak, ale zareaguje ostrzej, jeśli ty tam będziesz.-zauważyłam.-Muszę kończyć, rodzice na mnie czekają, a Flo i Evan zaczną się zastanawiać, czemu tak długo stoję pod domem, skoro było mi tak spieszno do wyjścia.
-Wymyślisz jakąś wymówkę.-powiedział radośnie Gabe.-Jesteś świetną kłamczuchą.
-Potraktuję to jako komplement.-prychnęłam.
-To jest komplement. Dobra, nie zatrzymuję cię. Kocham cię.-rzucił niby od niechcenia, ale zapadła między nami niezręczna cisza.
-Do zobaczenia.-mruknęłam po chwili milczenia i rozłączyłam się. Ruszyłam do Formby, chcąc najpierw odwiedzić rodziców, a potem wyjaśnić sobie sprawę z Kieranem.
W domu rodziców wszystko było takie samo, jak wtedy, gdy jeszcze tu mieszkali. Uśmiechnęłam się. To miejsce zawsze było ciepłe i przytulne. To był mój dom, a osoby tu mieszkające były moimi rodzicami. Nic nie mogło tego zmienić, nawet jeśli nie byliśmy powiązani genetycznie.
-Dlaczego nigdy nie powiedzieliście mi, że jestem adoptowana?-zaczęłam prosto z mostu. Rodzice wymienili spojrzenia.
-Louise, chcieliśmy ci oszczędzić wszelkich emocji z tym związanych.-odparła mama, patrząc na mnie smutno.-Nawet gdybyś powiedziała, że nie interesują cię prawdziwi rodzice, to i tak próbowałabyś ich odnaleźć. To byłoby silniejsze od ciebie.
-Po prostu baliśmy się, że coś się zmieni.-sprostował tata, obejmując mamę ramieniem. Podeszłam do nich, żeby ich uściskać.
-Nic się nie zmieni. Kocham was.-powiedziałam, wtulając twarz w ramię taty. Bałam się, że zaraz się rozpłaczę, chociaż nie miałam żadnego poważnego powodu. Mama otarła policzki i pociągnęła nosem.
-Masz ochotę na ciasto?-spytała, żeby rozluźnić atmosferę. Wszyscy się zaśmialiśmy, a ja przytuliłam ich jeszcze mocniej.

Kieran otworzył mi drzwi zatroskany, przynajmniej taki mi się wydał. Nie spodziewał się mojej wizyty. Kiedy spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, miałam ochotę stamtąd odbiec. Kieran naprawdę się o mnie troszczył, kochał mnie. Ale to Gabriela chciałam.
-Kieran...-zaczęłam, ale on mi przerwał.
-Musimy porozmawiać?-spytał retorycznie i zaśmiał się gorzko.-Blablabla, zrywam z tobą. Tak będzie wyglądała ta rozmowa?
Zaskoczył mnie. Przez chwilę stałam jak wrośnięta w ziemię, nie mogąc zmusić mojego języka do poruszenia się; moich strun głosowych do wydania jakiegokolwiek dźwięku. Dopiero wtedy zauważyłam plik zdjęć, który trzymał w ręce. Rzucił mi je pod nogi.
-Słowa "kocham cię", które wyszły z twoich ust były zwykłym kłamstwem, czyż nie?-prychnął.-Szkoda, że z moich nie.-zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Schyliłam się, aby podnieść zdjęcia. Spodziewałam, że będą one przedstawiały mnie i Gabriela pod domem Jesselów, ale było gorzej. To była nasza pierwsza wspólna noc, pocałunek przy samochodzie, wczorajsza kłótnia i jej zakończenie. Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się niespokojnie. Ktoś obserwował każdy mój krok. Odwróciłam zdjęcia, zastanawiając się, czy na którymś z nich będzie coś napisane. I było.
"Jak kocha, to wróci. Ale on był pierwszy. - Przyjaciel"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz