sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XXIV -Flo

Powrót do Liverpoolu upłynął spokojnie. Nie spałam i całą drogę analizowałam fakty. Kupiłam Louise pamiątkę z Rosji a teraz wracałam z niczym. Wysiadłam na lotnisku i nie wiedziałam co ze sobą począć. Wróciłam do domu i rzuciłam torbę na łóżko, mojej przyjaciółki nie było więc miałam cały dom dla siebie. Wyjęłam prezent dla Lou i położyłam jej na łóżku. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie zupkę z torebki. Zadzwoniłam do Evana. Nagrałam mu się na sekretarkę. Następnie napisałam do Lou że wróciłam. Kiedy dojadłam ktoś zadzwonił do drzwi. Powlokłam się żeby otworzyć i ujrzałam w nich Evana.
-Wyglądasz jak banda smutnych emosków. - powiedział z uśmiechem. Wpuściłam go i zamknęłam za nim drzwi.
- I tak się czuję. - mruknęłam.
-Opowiedz mi. - poprosił. Usiedliśmy na schodach na piętro i opowiedziałam mu o mojej wyprawie do Rosji.
-Jesteś totalnie nie odpowiedzialna że naraziłaś się na takie niebezpieczeństwo. - spojrzał mi w oczy. Nie umiałam już wytrzymać. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Odwzajemnił ten pocałunek. Zasypał mnie kolejnymi.
-Flo, nie możemy. - powiedział odrywając się ode mnie.
-Och, zamknij się. - przyciągnęłam go do siebie z powrotem. Wziął mnie na ręce i zaniósł po schodach do sypialni. Pozbyliśmy się naszych ubrań i całkowicie straciliśmy kontrolę. Później leżałam wtulona w niego i kreśliłam kółka na jego nagim torsie.
-To nie tak powinno być. - powiedział Evan chowając twarz w moje włosy.
-Nie podobało Ci się? -podniosłam głowę i spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Bardzo mi się podobało, ale powinienem o Ciebie zabiegać, adorować cię i zapraszać na randki.
Zaśmiałam się.
-Nadal możesz, możemy zapomnieć o tym co się wydarzyło. -odpowiedziałam rozbawiona.
-Nie mógłbym tego zapomnieć. -spojrzał na mnie z uśmiechem. Leżeliśmy ta jeszcze chwilę. -Ubieraj się. Zabiorę cię gdzieś.
Ubrałam się i pocałowałam Evana w usta.
-Evan. -szepnęłam przytulając się do niego.
-Tak?
-Kocham cię. -spojrzałam mu w oczy.
-Wiem. -pocałował mnie. -Ja ciebie też.
Wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę swojego auta. Jego auto pachniało nim samym. Siedziałam opierając głowę na jego ramieniu. Włączył odtwarzać i płytę Radiohead. Jedną z moich ulubionych.
-Właściwie gdzie jedziemy? -zapytałam.
-Zobaczysz. -uśmiechnął się. Podjechaliśmy pod wesołe miasteczko. Zaśmiałam się wychodząc z auta.
-To tu mnie zabierasz? -zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go.-Dobre miejsce na pierwszą randkę. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Ruszyliśmy na wszelkie możliwe atrakcje. Robiliśmy masę zdjęć. Evan postanowił mi wygrać wielką pandę. Z jego zdolnościami to nie było trudne. Kiedy mnie odwoził przeglądaliśmy ze śmiechem zdjęcia.
Zatrzymaliśmy się pod domem.
-Wejdziesz? -zapytałam uśmiechnięta.
-Muszę wracać.-pocałował mnie. -Mam coś jeszcze dla Ciebie.
Otworzył małe pudełko i wyciągnął z niego mały naszyjnik z naszymi inicjałami. Zapiął mi go na szyi i ponowie pocałował. Niechętnie się z nim rozstałam. Wzięłam ogromną pandę i weszłam do domu. Oparłam się o drzwi z uśmiechem.

Rozdzial XXIII - Louise

Zaparkowałam samochód pod niewielkim, białym domkiem z widocznym numerem 20 nad drzwiami. Na skrzynce pocztówej można było dostrzec ozdobny napis "Jesselowie". Przełknęłam ślinę i sprawdziłem w telefonie jeszcze raz adres, który dostałam od Kevina. Wszystko się zgadzało.
Sięgnęłam dłonią do klamki samochodu, ale zawahałam się. Czy naprawdę chciałam tam iść i ich spotkać? Miałam co do tego mieszane uczucia. Ale w końcu byli moimi rodzicami. Co mi zaszkodzi ich poznać? Wysiadłam z samochodu i w tym momencie rozdzwonił się mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz... Gabriel. Serce podeszli mi do gardła, na samą myśl o nim, ale odebrałam.
-Tak?
-Lou, czy jesteś tam, gdzie myślę, że jesteś?-spytał wprost. Nie był zachwycony moim pomysłem, ale nie zamierzałam dawać mu kontroli nad moim życiem.
-Owszem, jestem i nie zamierzam...-musiałam urwać, bo blondyn odwrócił mnie twarzą do siebie i pocałował gwałtownie. Zaparło mi dech w piersiach. Przejechał językiem po moich wargach, powodując moją kapitulację. Oparłam się o samochód, obejmując go w pasie. Ale potem przypomniałam sobie o Kieranie, więc oderwałam się od niego.-Śledziłeś mnie?-oburzyłam się, ale niewinne spojrzenie Gabriela sprawiło, że mój gniew nie trwał długo.
-Musiałem. Nie pójdziesz tam sama. To oni mogą odpowiadać za porwanie, jak również za usiłowanie zabójstwa Flo. Właściwie, jak ona się czuje?-Gabe zmienił szybko temat.
-Od kiedy wróciła, nie najlepiej.-przyznałam.-Gabriel, moim zdaniem ci ludzie nie porywaliby przybranych rodziców swojej córki. Z tego, co czytałam w aktach są po prostu miłymi ludźmi, pomocnymi i uczciwymi. Mają psa i dwóch synów. Jeden ma 16, a drugi 14 lat. Naprawdę masz ich za morderców i porywaczy?
-Mam ich za ludzi, którzy oddali małą dziewczynkę innym rodzicom. Mam ich za ludzi, którzy nawet cię nie znają. Nie wiedzą jak piękna i mądra jesteś, bo mieli taki kaprys.-słyszałam jad i gniew w jego głosie. Było to powodem, dla którego nic mu nie powiedziałam. 
-Po pierwsze, nie znasz ich i na razie nie poznasz.-posłałam mu znaczące spojrzenie.-A po drugie... Kieran.-posmutniałam.
-Wtedy nie przejmowałaś się Kieranem.-przypomniał mi. Westchnęłam. Miał rację.-I teraz też nie powinnaś. Jesteśmy daleko od Liverpoolu. Kieran nas tu nie znajdzie.

Kiedy Florence wyszła, opadłam znów na kanapę, a Gabe obok mnie. Byłam wstrząśnięta. Najchętniej opowiedziałabym o wszystkim Kieranowi, ale to oznaczałoby mnóstwo niewygodnych pytań. Gabe był w tej chwili jedynym, któremu mogłam się zwierzyć. 
Kiedy poszedł nalać nam następną kolejkę, wszystkie emocje, jakie się we mnie dusiły, wyrywały się, żeby wydostać się na zewnątrz. Podeszłym do chłopaka i pocałowałam go z całą pasją, namiętnością i pożądaniem, jakie czułam do niego odkąd się poznaliśmy. Na początku był zaskoczony, ale potem odwzajemnił pocałunek.
-Chodźmy.-szepnęłam i pociągnęłam go w stronę wyjścia. Korytarz był pusty, więc nie musieliśmy się kryć. Gdy tylko zamknęłam drzwi do mojej sypialni, wszystko potoczyło się gwałtownie i namiętnie. Może to alkohol tak na mnie podziałał, a może to po prostu te wszystkie emocje... Ale musiałam pokazać Gabrielowi co do niego czuję.
Zasnęłam w jego ramionach, chcąc aby tamta chwila trwała wiecznie. Ze snu wyrwało mnie jedynie krótkie pukanie do drzwi, ale nie miałam siły nawet się odezwać. Zapadłam znowu w sen, a kiedy się obudziłam, Gabriel patrzył na mnie swoimi pięknymi oczami.

-To nie zmienia faktu, że nie powinniśmy tego robić. A teraz... Przepraszam, ale muszę się z nimi zobaczyć.-powiedziałam, wyplątując się z jego objęć. 
-Idę z tobą.-oznajmił. Zaprotestowałam, ale on to zignorował. Podeszłam do furtki i nacisnęłam na dzwonek. Kiedy drzwi się otworzyły, rozdziawiłam usta ze zdziwienia. Kobieta, która stała w progu domku wyglądała jak starsza wersja mnie... Albo Florence.

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział XXII -Flo.

Przez ostatnie dwa tygodnie Lou spędzała każdą wolną chwilę z Kieranem. Odpowiadało mi to, mogłam zająć się poszukiwaniami. Musiałam znaleźć Logana albo Nate, chciałam ich zabić jak oni mnie. Całe dnie spędzałam na poszukiwaniach. Dzisiaj wieczorem miała odbyć się impreza z okazji zakupu naszego domu. Siedziałam w samochodzie i powtarzałam plan. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę instytutu. Dziś wszyscy byli w terenie. Instytut pilnowało paru strażników ale ostatnio byłam tam tak często że myśleli że znów przyszłam do biblioteki Instytutu. Ruszyłam w stronę biblioteki i upewniłam się że nikogo nie ma po czym zbiegłam do archiwum. Nigdy nie włamywałam się do takich miejsc. Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Wyjęłam spinkę i kartę po czym zaczęłam mocować się z zamkiem. Usłyszałam kliknięcie. Musiałam znaleźć rząd F a potem znaleźć nazwisko Fitzgerald. Moje i mojego wujka akta tkwiły pod moją bluzą.  Wyszłam z uśmiechem i ruszyłam w stronę domu. W międzyczasie przebrałam się w czerwoną, zwykłą i krótką sukienkę. Weszłam widząc ludzi których znałam i nowych. Ruszyłam w stronę swojego pokoju i ukryłam akta. Nikt ich nie znajdzie póki sobie tego nie zażyczę. Zeszłam na dół i odprężyłam się. Wzięłam kieliszek z szampanem i postarałam się odnaleźć kogoś znajomego.
-Fajna impreza. -ktoś podszedł do mnie. Odwróciłam się a przede mną stał Jake.
-Nie narzekam. -uśmiechnęłam sie. -Widziałeś może Louise?
Okazało się że Louise była w swoim salonie. Kiedy weszłam obok niej stał Gabe i mówił coś kojącym głosem. Zbladłam. Czyżby się dowiedzieli o moim małym włamaniu.
-Co się stało? -spojrzałam na przyjaciółkę celowo ignorując Gabriela.
-Louise jest adoptowana. -mruknął Gabe.
-Co? -podeszłam do przyjaciółki i przytuliłam ją. -Pogadamy później. Idź do sypialni, połóż się i odpocznij.
-Nic mi nie jest. - Louise spojrzała na mnie.
-Ale nie wyglądasz w nastroju do imprezowania. -zaprotestowałam.  -Ale okej nie zmuszam cię.
Uśmiechnęłam się i wyszłam.
Impreza trwała i trwała. Nigdzie nie widziałam Louise więc uznałam że poszła odpocząć. Zatańczyłam parę tańców z Jake'm. Potem plotkowałam z Lyn, która jak okazało się jest bardzo otwarta i miła. Kiedy wyszli ostatni goście szybko ogarnęłam bałagan. W końcu zawlekłam się na górę, drzwi z pokoju Louise były zamknięte a kiedy zapukałam nikt nie odpowiadał więc uznałam że po prostu zasnęła. Weszłam do pokoju i zaczęłam przeglądać akta. Nie było mojego aktu urodzenia. Jakbym nigdy się nie urodziła - pomyślałam. Bardziej interesujące były akta mojego wujka. Miał jedno dziecko. Czemu ja o tym nie wiem? Miał siostrę. Charlotte Fitzgerald miała dwójkę dzieci może ja byłam jednym z nich. Mieszkała w Rosji. Był nawet adres. Złapałam telefon i zadzwoniłam na lotnisko i po taksówkę. Szykuje się mała podróż. Zapakowałam parę rzeczy do torby i wyrwałam kartkę z zeszytu.
,,Najdroższa Louise. Wyjechałam. Wrócę za parę dni. Wszystko okej. Przepraszam ale musiałam wyjechać. Pogadamy jak wrócę. xoxo Flo.'' i przykleiłam do drzwi. Zbiegłam na dół i wsiadłam do taksówki. Jedną z zalet wychowywania się z wujkiem było to że znałam biegle siedem języków w tym Rosyjski. Z resztą całe dzieciństwo jak nie uczyłam się języków to uczęszczałam na tańce, basen czy szermierkę. Na lotnisku zeszło mi szybko ponieważ chyba każdy wiedział kim jestem. Nie cieszyło mnie to. Wsiadłam do samolotu. Kiedy zasnęłam znowu pojawił się ten sen.
Siedzę w samochodzie z Evanem. Kłócimy się o coś a po chwili zaczynamy się całować, otwieram oczy i widzę przed sobą Nate'a. Dziś pojawiła się kolejna część.
-Florence, mogłaś być moja. -powiedział Nate. - Ale nie chciałaś, więc będziesz musiała umrzeć. Niestety twoje przyjaciele mnie szukają. Nie mogę cię nękać na żywo, ale bądź pewna że będziesz mnie widywać w snach.
Budzę się gwałtownie i widzę przed sobą stewardessę.
-Panno Fitzgerald. Lądujemy. - powiedziała. Kiedy wyszłam był wczesny ranek. Napisałam sms'a do  Lou i ruszyłam na spotkanie z Charlotte. Dojechałam taksówką do biednej dzielnicy w której mieszkała. Dziwnie się z tym czułam. Jeśli była moją matką to powinna być bogatsza. I jeśli była siostrą wujka to dlaczego była biedna. Zapukałam w drzwi. Otworzyła mi wysoka blond kobieta przypominająca Marilyn Monroe.  Tyle że bez makijażu. Za jej plecami mieszkanie wyglądało jak wielka pracownia krawiecka.
-Charlotte Fitzgerald? -zapytałam po angielsku.
-Tak, a pani w jakiej sprawie? -spojrzała na mnie jakbym przyszła zabrać jej cały dobytek ale bynajmniej mówiła w moim języku.
-Jestem Florence Fitzgerald, mieszkam z twoim bratem. -spojrzałam na nią wyczekująco.
-Powiedz Adrianowi że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ubzdurał sobie że wychowa cię na swoją córkę a nawet nie jest pewien czy jesteś jego dzieckiem. Rozdzielił cię z siostrą i nie wiadomo czy nie obudził w tobie złej natury. Nie chce mieć z wami nic wspólnego! -zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.  W końcu otrząsnęłam się i ruszyłam w stronę miasta. Zaczęłam płakać. Czego oczekiwałam? Że otworzy mi drzwi i powie ,,Córeczko, cieszę się że cię widzę?''. Tymczasem zostawiła mnie z informacjami których nie brałam pod uwagę. I dlaczego mówiła o mojej złej naturze? Przecież nie jestem jakimś demonem -pomyślałam. Wróciłam na lotnisko i postanowiłam zaczekać na mój lot.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział XXI - Louise

-Czyli twierdzisz, że seksowny koleś, który wydał fortunę na twoje obrazy usiłował cię zamordować i porwał moich rodziców?-spytałam z niedowierzaniem, a Florence potwierdziła to kiwnięciem głową. Westchnęłam i skrzywiłam się.-Chyba powinnyśmy powiedzieć Dekkerom. Albo strażnikom.-zauważyłam. Flo odwróciła wzrok, gdy wspomniałam o braciach.
-Evan ze mną nie rozmawia, a Gabe... pewnie też nie będzie chciał zamienić ze mną słowa.-mruknęła. Wyciągnęłam telefon, żeby zadzwonić do któregoś z nich.
-Dobra, załatwię to, a ty pogadaj ze strażnikami.-powiedziałam i zadzwoniłam do Gabriela. Miałam nadzieję, że odbierze, chociaż była praktycznie czwarta w nocy. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos w słuchawce.
-Louise?-od razu wiedziałam, że go obudziłam i poczułam się winna. Ale szybko odgoniłam to uczucie. Należało mu się, skoro przespał się z moją najlepszą przyjaciółką.-Która godzina? Coś się stało?
-Gabe, mamy problem...-powiedziałam z przejęciem.-Florence o mało nie została zamordowana. Możecie przyjechać do mojego domu?
-Flo... CO?-wykrzyczał. W tle słyszałam, jak zrywa się gwałtownie i zaczyna zbierać.-Lou, zaraz tam będziemy.
Rozłączył się, a ja... nie wiedziałam co zrobić w następnej kolejności. Moje koszmary ostatnio się zmieniały. Najpierw było to co zwykle-ciało w wodzie. Ale potem... potem całowałam jakiegoś mężczyznę. Zawsze myślałam, że Kierana, ale kiedy odrywałam się od niego i otwierałam oczy widziałam Gabriela. Dlatego unikałam starszego Dekkera jak ognia, a z Kieranem starałam się spędzać każdą wolną chwilę. Układało się między nami świetnie, tylko... tylko nie czułam iskier. Może potrzebowałam czasu, żeby to dostrzec i tyle.
Przez następne dwa tygodnie wszystko było takie samo. Nate'a nie znaleziono. Logana też nie. Dekkerów widywałam raz na kilka dni. Jedyną zmianą była przeprowadzka. Cedricowi nie robiło to różnicy, zwłaszcza, że mój nowy dom był tylko kilka przecznic dalej, ale Lynette strasznie to przeżywała. Nie zamierzałam jej zupełnie opuszczać, bo bądź co bądź, była moją przyjaciółką.
-Wyglądasz w tym naprawdę dobrze.-uśmiechnął się Kieran któregoś wieczoru, podziwiając mnie w nowej kreacji, którą zakupiłam wcześniej tego dnia. Sukienka była krótka i czarna, bez żadnych zdobień. Dzisiaj miałyśmy oficjalnie świętować zakup i udekorowanie domu z Florence.
-Mam nadzieję. Jakoś... stresuję się tym przyjęciem.-westchnęłam. Mieszkanie Kierana było małe i zabałaganione, ale podobało mi się. Było przytulne, ciepłe i należało do mojego chłopaka, który właśnie podchodził do mnie, aby rozpiąć zamek sukienki. Kiedy opadła na ziemię, odwróciłam się do niego, oddychając głęboko. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale potem wszystko potoczyło się szybko. Jego usta odnalazły moje i wylądowaliśmy na jego kanapie, pozbywając się ubrań. Miałam nadzieję, że to nie będzie kolejny koszmar. Otworzyłam oczy, wzdychając niekontrolowanie. To był Kieran, z całą pewnością. Oddałam się przyjemności, pragnąc tylko zapomnieć o wszystkich problemach.

Znajomi kręcili się po naszym nowym domu, popijając szampana i zajadając się ciastkami. Kieran wdał się w dyskusję dotyczącą medycyny z jakimś studentem z niższego roku, więc rozmawiałam co chwila z kimś innym, wypatrując w tłumie Lyn albo Cedrica. Zanim jednak ich znalazłam, poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Ktoś odwrócił mnie twarzą do siebie i z zaskoczeniem zauważyłam, że to Gabriel, który prezentował się niesamowicie w garniturze. Obok niego stał Kevin, którego kojarzyłam z instytutu. Musieli się czegoś dowiedzieć.
-Złapali Nate'a albo Logana czy znaleźli moich rodziców?-zapytałam zdenerwowana, spoglądając na obu mężczyzn. Kev zerknął na Gabriela, szukając jakiejś pomocy, ale blondyn był zbyt zajęty wlepianiem we mnie oczu.
-Louise, moglibyśmy przejść do bardziej prywatnego miejsca?-spytał Kevin. Skinęłam głową i machnęłam ręką, aby poszli za mną. Weszliśmy po schodach, aby chwilę później znaleźć się w małym saloniku. Flo i ja stwierdziłyśmy, że dwa salony będą idealnym rozwiązaniem, bo każda będzie mogła udekorować to według własnego gustu. Osobiście wolałam urządzić mniejszy pokój, tak jak robiłam to jeszcze w Formby. Stanęłam na przeciw Gabriela i Kevina, wręcz drżąc z przejęcia.
-Znaleźliśmy twoich rodziców.-oznajmił Kev, a ja wypuściłam z ulgą powietrze z płuc.
-Nie ciesz się tak.-uśmiechnął się Gabe, rozsiadając się na kanapie. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co chodzi. Przecież nie mogli znaleźć ciał moich rodziców... Gabriel nie byłby wtedy taki zadowolony, przynajmniej miałam taką nadzieję.
-Louise, wygląda na to, że jesteś adoptowana.-powiedział Kevin. Przez chwilę sądziłam, że to żart. Nawet ich o to zapytałam, ale obaj zachowali powagę. Nogi się pode mną ugięły. Zapewne bym upadła, gdyby nie silne ręce Gabriela, które złapały mnie w ostatniej chwili. Chłopak pomógł mi usiąść, a ja spojrzałam na Kevina.
-Czyli... znaleźliście moich prawdziwych rodziców?-chłopak skinął głową. Opadłam na kanapę, nie wiedząc co robić. Moi rodzice, ci którzy mnie wychowali, nadal tkwili nie wiadomo gdzie, ale znaleziono moich "prawdziwych" rodziców. Niezbyt uczciwa wymiana. Gabriel poprosił Kevina, żeby wyszedł i spędził trochę czasu z ludźmi, a potem wstał i zamknął drzwi na klucz. Gapiłam się w jeden punkt nie wiedząc co myśleć. Gabe nalał mi szkockiej z małego barku i podał mi szklankę. Po chwili była ona pusta.

Rozdział XX -Flo.

Następnie dni spędzałam w hotelu. Nie chodziłam na zajęcia ale Jake przychodził i dawał mi notatki. Nie próbował się przystawiać do mnie co było miłe. Louise romansowała z Kieranem. A Gabe i Evan nie odzywali się do mnie. Byłam na paru randkach z Nate'm. Był czarujący ale potem o mało co nie straciłam kontroli nad sobą. Próbował mnie wciągnąć w narkotyki. Narkotyki działały na wiedźmę gorzej niż na zwykłego człowieka. Po za tym odciągał mnie od Louise. Kiedy powiedział żebym  z nim wyjechała  poczułam się jakby coś mnie zmuszało do zgodzenia się. I wtedy z nim zerwałam. Ale te wspomnienia wydawały mi się mgliste.
 Siedziałam na parapecie i oglądałam miasto kiedy zadzwonił telefon. Nieznany numer.
-Tak? -zapytałam rozmówcę.
-Florence Fitzgerald. Dlaczego podpaliłaś swoje mieszkanie?-usłyszałam znajomy głos.
-Wujek?! Dlaczego miałeś wyłączony telefon? Wiesz ile się wydarzyło? - głos mi się zaczął łamać. Opowiedziałam mu wszystko po kolei.
-Spokojnie kruszynko, zajmiemy się tym razem. Przelałem na twoje konto trochę gotówki i kup sobie jakieś nowe mieszkanie. A i nie planuj nic na weekend za dwa tygodnie.
-Dlaczego? -mruknęłam zdziwiona.
-A co nie chcesz się z wujkiem spotkać? Po za tym twoje urodziny się zbliżają. -odpowiedział rozbawiony. Usłyszałam głos jego sekretarki co oznaczało że musi kończyć.
Uśmiechnęłam się. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam szarą bluzę i ciemne wytarte rurki. Wyglądałam jak Evan w damskiej wersji. Posłałam buziaka swojemu odbiciu. Wysłałam sms'a do Louise gdzie jest. Okazało się że nie poszła na zajęcia i siedzi w Akademiku, napisałam jej że przyjadę po nią i pojedziemy szukać domu. W międzyczasie wstąpiłam do Amelie po katalogi z meblami. Resztę ocalałych rzeczy z mojego mieszkania wraz ze ścigaczami trzymałam w wynajętym garażu. Kiedy podjechałam Lou już czekała na chodniku. Przywitałyśmy się i pojechałyśmy w kierunku dzielnicy z małymi dworkami. Zdecydowałyśmy obejrzeć tam jeden z domów które zostały niedawno wystawione na sprzedaż. Stał trochę na uboczu ale był piękny. Pośrednik który zajmował się sprzedażą mieszkań był miły. Oprowadził nas po domu. Na parterze znajdował się duży salon, dwie łazienki, kuchnia i jadalnia oraz małe pomieszczenie dla służby i wyjście na taras. Na piętrze były cztery sypialnie dwie z nich z nich miały swoją łazienkę, osobna łazienka i mały schowek. Nad nami był strych który można było zaaranżować na pokój czarownic. Potem wyszłyśmy na taras. Z tarasu był piękny widok na ogród który był pełen drzew i krzewów.
-Lousie. -spojrzałam na przyjaciółkę. - Jak ci się podoba?
-Myślisz że mogłybyśmy wstawić tu jacuzzi? -zapytała z uśmiechem.
Zaśmiałyśmy się. Godzinę później podpisałyśmy umowę i posiadałyśmy mały dworek na własność. Najciekawszy okazał się wybór mebli. Każda z nas miała różne koncepcje ale zgadzałyśmy że chcemy dużą plazmę do salonu, wieżę i barek z dużym wyborem alkoholu. Na końcu postanowiłyśmy wybrać meble do swoich sypialni. Moja miała mieć kolor wrzosów. Szafę miałam wbudowaną w ścianę, czarne biurko miało stać za drzwiami, duże lustro obok szafy i łóżko z baldachimem w kolorze zbliżonym do ścian. Prócz tego jeszcze duży regał na książki.
-Powinniśmy zamówić dwie trumny. -mruknęłam oglądając łóżka do sypialni.
-Po co? - Louise spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Jakby było trzeba pozbyć się braci Dekkerów. -zaśmiałyśmy się.
-Właściwie co się stało między tobą i Evanem? -zapytała Lou odkładając katalog.
-Wyznał mi że mnie kocha. A ja kazałam mu się odpieprzyć. -szepnęłam. -Nie wiem dlaczego, ja też go kocham i przeraża mnie to uczucie. Mam wrażenie że byliśmy sobie przeznaczeni. Odkąd się poznaliśmy rozumieliśmy się bez słów. A coś, jakaś siła kazała mi to powiedzieć mu. Od tego czasu obu nie widziałam. Gabe przysłał mi koszyk żelków i czekoladek i tyle. A ty masz z nimi jakiś kontakt?
-Nie. -pokręciła głową.  Nie wiedziałam czy mówiła prawdę ale odpowiadała mi taka odpowiedź. - Ile zajmie realizacja naszego zamówienia?
-Myślę że około dwóch dni. -uśmiechnęłam sie. Za dwa dni opuszczę hotel i zamieszam z moją najlepszą przyjaciółką. Jedynym naszym problemem będzie odnalezienie jej rodziców i dowiedzenie się kto i dlaczego chciał mnie zabić. Na razie udawałyśmy że wszystko jest okej. Odwiozłam Lou do jej akademika i pojechałam w stronę hotelu. Zatrzymałam się na światłach i uświadomiłam sobie że wcale nie jadę do hotelu. Znalazłam się pod domem Gabe'a i Evana. Samochodu Gabriela nie było ale Evan był w domu. Świeciło się światło. Na dworze zanosiło się na burzę. Jak zwykle z resztą. Zapukałam do drzwi oczekując że Evan wyjdzie w tej swojej bluzie i spojrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma. Myliłam się.
-Evan, otwórz proszę! Wiem że tam jesteś. -zaczęły mi łzy lecieć. -Ja ciebie też kocham. Nie wiem co mi się stało w szpitalu. Porozmawiajmy.
Nikt mi nie otworzył. Wróciłam do hotelu i położyłam się na łóżku. Moje myśli pobłądziły w stronę mojej przyrodniej siostry bliźniaczki. Nurtowało mnie pytanie czy była podobna do mnie i czy istnieje. Kiedy zasnęłam śniło mi się że ktoś próbuje mnie zamordować, znowu. Widziałam tylko zielone oczy. Kiedy obudziłam sie zalana potem okazało się że to nie był sen. Morderca uciekł za nim dojrzałam jego twarz, widziałam zielone oczy. I nagle uświadomiłam sobie kim ta osoba była i co zrobiła. Złapałam torbę ze swoimi rzeczami i uciekłam. Wsiadłam w samochód i ruszyłam do Akademika Louise. Była trzecia w nocy więc była zdziwiona i lekko wkurzona że wyciągnęłam ją z łóżka o tej porze.
-Wiem kto chciał mnie zabić! I kto odpowiada za porwanie twoich rodziców. -oznajmiłam.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział XIX -Flo.

Godzinę później byłam w ruinach mojego mieszkania. Wprawdzie dużo czasu zajęło mi przekonanie lekarzy że wychodzę ale to nie był mój największy problem. Ocalała tylko moja sypialnia z powodu nałożonej większej ilości zaklęć chroniących.
-Ktoś z premedytacją podpalił pani mieszkanie. Ma pani szczęście że nie było pani tu. Ktoś myślał że pani tu jest. -powiedział strażnik. Miałam ochotę go udusić. Mam szczęście że leżałam w szpitalu?! I czemu do cholery ciągle nadużywał słowa pani?! - Czy ma pani jakiś wrogów?
Hm... pomyślmy. Evan i Gabe są na mnie wściekli, to samo Cameron i jeszcze Logan i jego kumple i ludzie którzy mają pretensje o to że znów przyjaźnie się z Lou.
-Nic mi o tym nie wiadomo. Aczkolwiek drugi raz ktoś próbował mnie zabić. -mruknęłam. ,,Do trzech razy sztuka'' - pomyślałam. Poszłam do sypialni i zaczęłam zbierać swoje rzeczy do pudeł i walizek. Nie miałam właściwie gdzie pójść. Gdybym nie zraniła Evana i Gabe'a. Przypomniała mi się rozmowa z Evanem.

Obudziłam się a on siedział obok mnie. Trzymał mnie za rękę.
-Obudziłaś się. -szepnął. Spojrzał na mnie czule. -Jak się czujesz?
Cofnęłam rękę i dotknęłam głowy.
-Boli. Co tu robisz? -zapytałam oschle. Jak nie ja. Cieszyłam się że siedzi przy mnie ale coś się przez to przebijało. Nie umiałam z tym walczyć.
-Florence Fitzgerald. Kocham cię. Nie wyobrażam sobie żebym miał być gdzie indziej. -pocałował mnie w dłoń. Kocha mnie! Kocha mnie! Otwieram usta żeby odpowiedzieć ,,Ja ciebie też''.
-Nienawidzę cię! Możesz się stąd wynieś? Jak możesz mnie kochać? Spałam z twoim bratem. Weź swój emo tyłek i wynoś się stąd. -warknęłam. Następnie weszła pielęgniarka i przeprosiła na chwile Evan'a. Straciłam przytomność. Potem  już nie przyszedł. 

Zaczęłam płakać. Coś było nie tak. Nie wiem co. Przecież ja go kocham. Louise weszła do mojej sypialni i przytuliła mnie mocno.
-Nie płacz. Kupimy dom! Pozwolę ci urządzić salon. I będziesz mogła kupić sobie psa. I nikt cię w nim nie skrzywdzi. - przemawiała do mnie jak do małego dziecka. Ale byłam jej wdzięczna. Miałam sporą sumę na koncie, dostałam pieniądze z ubezpieczenia i sprzedaży obrazów. Znałam zaprzyjaźnionych ludzi mający sklep z meblami którzy mieli u mnie spory dług. Więc mogłyśmy wybrać sobie meble jakie chciałyśmy. 
-Louise - powiedziałam z uśmiechem spoglądając na przyjaciółkę. -Cieszę się że tak entuzjastycznie spoglądasz na to wszystko. Chcę jednak żebyś nie przeciążała swojego budżetu jak na razie. Musimy odnaleźć twoich rodziców. Mogę przecież zamieszkać w... - ciężko mi było wymówić to słowo. -Akademiku. 
-Przecież chciałaś ze mną mieszkać. Ktoś musi mieć na ciebie oko! W końcu ktoś cię zabije a tylko ja mam do tego prawo.
Wybuchnęłyśmy śmiechem i spakowałyśmy resztę moich rzeczy.

Rozdział XVIII - Louise

Dźwięki, które wydawały maszyny przyprawiały mnie już o ból głowy. Florence wyglądała na jeszcze chudszą niż zazwyczaj. Jej oczy był zamknięte nie przerwanie od ponad doby. Evan siedział po drugiej stronie łóżka, pustym wzrokiem wpatrując się we Flo. Gabe pojechał do instytutu, sprawdzić, czy złapali osobę, która ją napadła... Na razie nie było jednak od niego żadnych wieści.
-Powinnaś się przespać.-zauważył Kieran, wchodząc do sali. Przychodził tutaj dość często i jako jedyny dbał o wszystko, o czym ja i bracia Dekkerowie zapomnieliśmy. Pokręciłam głową. Byłam śpiąca, ale jednocześnie nie umiałabym zasnąć. Musiałam siedzieć przy Flo. 
-Louise, on ma rację. Nie spałaś od... Dawna.-zauważył Evan. On zdążył się już wyspać kilka godzin temu.
-Spróbuję.-mruknęłam i położyłam się na kanapie, która stała pod ścianą. Kieran podszedł do mnie i pocałował mnie. Powiedział, że wpadnie potem i wyszedł.
Żałowałam, że nie przyjrzałam się lepiej napastnikowi, który zaatakował Florence, ale musiałam ją ratować. Wprawdzie przy pomocy kilku czarów zadbałam o to, żeby nie umarła , ale musiałam zachować pozory. Dźgnięta nożem dziewczyna nie wstanie nagle i nie zacznie tańczyć.
Wernisaż wydawał się teraz odległym wspomnieniem. Byłam zła na Gabriela, ale nie miałam kiedy mu tego wypomnieć. Za bardzo martwiłam się o Flo. To jednak zbliżyło mnie z Kieranem. Pomyśleć, że w trakcie przyjęcia, przez chwilę zastanawiałam się, czy nie dać Gabrielowi szansy. 
Chwilę później znów byłam na motorówce i usiłowałam podnieść ciało, aby wrzucić je do wody... Worek jednak się odwinął i ukazał twarz Florence. Wrzasnęłam, potykając się o coś i nagle ktoś mnie podtrzymał. Odwróciłam się i zobaczyłam Logana uśmiechającego się szaleńczo. Próbowałam się uwolnić z jego uścisku, ale nie potrafiłam. 
-Lou, obudź się.-usłyszałam głos, który dochodził jakby znikąd. Logan zaczął się rozmazywać, tak jak motorówka i morze. Znowu byłam w sali szpitalnej, a nade mną pochylał się Gabriel. Zerwałam się natychmiast, ale byłam zaplątana w koc, którym uprzednio się przykryłam.-Zły sen?
-Nie gorszy niż ten tutaj.-warknęłam, nadal zła na blodnyna. Chłopak zmarszczył brwi.
-Evan, ja i Lou przejdziemy się po kawę, zaraz wrócimy.-oznajmił i pomógł mi wyplątać się z koców. Potem złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę automatu z kawą.-Okej, wyjaśnisz mi czemu jesteś na mnie zła?-spytał poirytowany, gdy zatrzymaliśmy się, żeby wziąć napoje. 
-Naprawdę tak trudno ci się domyślić? Czyżby wszechwiedzący, cudowny Gabe Dekker czegoś nie potrafił pojąć?-drażniłam się z nim. Chłopak zacisnął zęby.
-Jeśli będziesz tak traktować każdego chłopaka, któremu się podobasz, to zostaniesz starą panną.-odparował. Prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
-Jeśli będziesz sypiał z najlepszymi przyjaciółkami wszystkich dziewczyn, które ci się podobają, to skończysz w grobie w wieku 24 lat.-syknęłam.
-Może jakaś zaintersuje się mną w porę, żebym nie musiał sypiać z jej najlepszą przyjaciółką.
-Jasne. To dowodzi tego, ile wiesz o kobietach. Lubimy być zdobywane, a ty poddałeś się na starcie. To ty skończysz samotnie. Ja mam Kierana.
-Tak, kolesia, który zerwał z dziewczyną, bo mu się znudziła, a kilka dni później znalazł sobie następną ofiarę!-Gabriel przybliżył się do mnie. Tego już było za wiele.
-Oh, świetnie! Czyli masz mnie za ofiarę? Dla twojej wiadomości, to Em zerwała z Kieranem, bo jej się znudził, a nie odwrotnie.-w szale kłótni zrobiłam jeszcze krok do przodu, zmniejszając odległość między nami.-A ja potrafię dać sobie radę ze złamanym sercem i odrzuceniem, jeśli takie nastąpi. W przeciwieństwie do ciebie. 
-Nie mam cię za ofiarę.-wydusił przez zaciśnięte zęby Gabe.-Mam cię za silną, odważną i niezależną dziewczynę. W dodatku mądrą i piękną. Problem polega na tym, że nie potrafisz dostrzec, że jesteś dla kogoś ważna.
-Potrafię.-szepnęłam. Jego słowa zaparły mi dech w piersiach.-Gabe, znamy się zaledwie kilka dni. Nic o mnie nie wiesz.
-Nie pozwalasz mi się dowiedzieć.-odburknął chłopak, patrząc mi w oczy. Dzieliły nas centymetry, ale... Nie mogłam tego zrobić. Przecież byłam teraz z Kieranem. Odwróciłam wzrok i cofnęłam się.
-I może lepiej, żeby tak pozostało. Kup tą kawę, bo Evan zacznie się zastanawiać, gdzie zniknęliśmy. Gabe westchnął i odwrócił się w stronę automatu, a ja oparłam się o ścianę, aby uspokoić oddech.

Tydzień później Flo nadal leżała w szpitalu, ale odzyskała przytomność. Przyniosłam jej z mieszkania ważniejsze rzeczy oraz ubrania, a także szkicownik. Evan odbył z nią poważną rozmowę, po czym przestał przychodzić. Tak samo Gabe, co akurat powitałam z ulgą. 
-Okej, o co poszło między tobą a Dekkerami?-spytałam ją w końcu. Flo rzuciła mi znudzone spojrzenie. 
-Evan ma przecież swoją blondynę, a Gabe... No cóż, ciężko opisać teraz naszą relację.-Flo wruszyła ramionami.-Gdybyś dała mu szansę, to ty skończyłabyś z nim w łóżku.-posłała mi znaczące spojrzenie, a ja skrzywiłam się.
-Możesz sobie wziąć Gabe'a.-mruknęłam.-Nie jest w moim typie. W dodatku, jestem z Kieranem i świetnie się nam układa.
-Jak chce... Ej!-Flo oburzyła się nagle, patrząc w stronę drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Camerona, chłopaka ze zdjęć. Zmarszczyłam brwi. Z nim też się pokłóciła?
-Flo, nie jest dobrze.-powiedział, ale Florence mu przerwała.-W two...
-Nie interesuje mnie to! Cameron wynoś się w tej chwili!
-W twoim domu wybuchł pożar.-dokończył Cam.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział XVII - Flo.

Obudziłam się z niezłym kacem moralnym. Próbując się obrócić na drugą stronę zleciałam z kanapy. A więc kanapa była dziś moim wrogiem. Gdzieś w salonie wibrował mój telefon. Odnalazłam go z pomocą magii i zobaczyłam kto dzwoni. Okazało się że to Evan. Wcisnęłam odrzuć. Dostałam sms z przypomnieniem o dzisiejszej wystawie moich prac. Jęknęłam cicho. Nie chce nigdzie iść. Chce walnąć się na sofie z popcornem, lodami i jeszcze większą ilością lodów, puścić sobie ,,Dirty Dancing'' na dvd i pozwolić mojemu sercu zdechnąć do końca.
Podeszłam do lustra. Wyglądałam koszmarnie. Złapałam telefon i napisałam do Louise o wystawie i że może przyjść z osobą towarzyszącą. Po niecałej minucie ktoś zadzwonił. Podejrzewałam że to Lou. Odebrałam nie spoglądając na wyświetlacz.
-Halo? -mruknęłam siadając na schodach.
-Mamy problem. - powiedział Evan. - Flo?
-Nie! Kalkuta z Teresy. Swoje problemy rozwiązuj z blondyną. -warknęłam i rozłączyłam się. Dla pewności wyłączyłam telefon. Fajnie było by mieć pieska - pomyślałam. Taki mały, ruchliwy zwierzak wniósłby wiele radości do mojego mieszania. Poszłam wziąć długą kąpiel. Od razu poczułam się lepiej. Następną godzinę myślałam co ubrać. Zdecydowałam na czarne rajstopy, szare podkolanówki a do tego czarną spódniczkę i kwadratowe ponczo. Włosy pokręciłam i nałożyłam lekki makijaż. Byłam gotowa do wyjścia. Postanowiłam pójść spacerem. Kiedy doszłam jeszcze nic się nie zaczęło. Na moje szczęście. Is poinstruowała mnie co mam robić. Kiedy zaczęli schodzić się goście z wymuszonym uśmiechem zamieniałam z każdym parę zdań. Po godzinie Isabell oznajmiła że wszystkie obrazy sprzedane. Co mnie obchodziły obrazy. Najchętniej sprzedałabym swoje serce. Cameron nie pojawił się co mnie niezmiernie cieszyło. Wzięłam kieliszek wina i przystanęłam przy jednym z obrazów.
-Sądzę że artystka wyrażała tęsknotę za czymś stałym -powiedział nowy obcy głos. Spojrzałam na przybysza. Wysoki kruczowłosy mężczyzna. Gdzieś w moim wieku może niewiele starszy. Nie rozpoznał mnie.
-Skąd takie wnioski? -zapytałam spoglądając na niego z zainteresowaniem.
-Cóż niepewne pociągnięcia pędzlem, barwy zimne co zmusza do zastanowienia się nad przekazem malarki. Obraz daje dużo do myślenia, dlatego go kupiłem. Po za tym z plotek usłyszałem że malarka jest sierotą. -wystawił dłoń a ja z rozbawieniem podałam mu swoją. Ucałował ją. - Jestem Nathaniel Tabolt.
-Miło mi. Florence Fitzgerald. -uśmiechnęłam się widząc zmieszanie Nathaniela.
-Przepraszam jeśli moje słowa Cię uraziły. -spojrzał mi w oczy. Przez chwile coś mówił lecz nic nie słyszałam, wpatrywałam się w jego oczy, były piękne. Nagle nic nie czułam, miałam wrażenie że ktoś mi zabrał mózg. Zamrugałam parę razy i wszystko wróciło do normy. -Może dasz się gdzieś zaprosić.
-Chętnie. -wyjęłam długopis i kartkę z małej torebki i napisałam swój numer. Przy barze stała Lou i chłopak z którym wczoraj tańczyła. Spoglądała na mnie z wyczekiwaniem. Kawałek dalej stali bracia Dekkerowie. Nie miałam ochoty widzieć żadnego. Podałam Nate'owi kartkę z numerem po czym pocałowałam go w policzek. -Zadzwoń szybko.
Uśmiechnęłam się i odwróciłam się do przyjaciółki.
-Hej Lou! -uściskałam ją mocno i ucałowałam w policzki. -Cieszę się że jesteś!
To dziwne ale czułam się lepiej. Spojrzałam na chłopaka który przyszedł z Louise.
-Cześć! Jestem Florence. -podałam mu swoją dłoń.
-A ja Kierran. -odwzajemnił uścisk. - Piękne obrazy.
-Dziękuje -uśmiechnęłam się. Chciałam coś powiedzieć Louise ale Evan bezczelnie mi przerwał.
-Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? - zapytał. ,,Bo jesteś paskudnym dupkiem'' - pomyślałam.
-Ponieważ nie mam ochoty z tobą rozmawiać. -odparłam znudzona.
-Posłuchaj to nie miało tak być. Ta blondynka nic nie znaczyła. To z tobą chciałem przyjść. Poczułem jakiś przymus żeby przyjść z Angelą. To przypadek. -spojrzał na mnie niepewnie. Tego było już za wiele.
-A ja przypadkiem przeleciałam twojego brata. -odpaliłam. Gabe zakrztusił się drinkiem którego sączył nie zważając na to o czym mówimy. - Ale to nic nie znaczyło.
Wyminęłam go i wybiegłam na ulicę. Zaczęłam wolno iść. Musiałam się uspokoić. Nagle poczułam silne uderzenie w głowę. Upadłam na ulicę. Zauważyłam nóż który wbił mi się w żebro. Następna była krew chyba moja. Bolała mnie głowa. Usłyszałam krzyk Louise a potem odgłosy walki. Zamknęłam oczy. ,,Nie spisałam testamentu'' - pomyślałam. Kiedy ponownie otworzyłam oczy widziałam nad sobą Lou. Mówiła coś. Za nią majaczyły inne sylwetki.
-Lou - powiedziałam słabym głosem. - Chciałabym mieć pieska.
A potem straciłam przytomność.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział XVI - Louise

Kiedy brązowowłosy chłopak odciągnął Florence gdzieś na bok, Gabe ruszył w moim kierunku. Uśmiechnął się do mnie.
-Czyli sądzisz, że napalone studentki się mną nie zainteresują?-zapytał rozbawiony. Wywróciłam oczami i skierowałam się w stronę kuchni, gdzie stały alkohole i przekąski. Gabriel oczywiście ruszył za mną.
-Nie. Jesteś zbyt blisko mnie, żeby cię zauważyły.-odparłam, nalewając sobie wina musującego do kubka.
-Czyli myślą, że jesteśmy razem?-uniósł brew pytająco. Skrzywiłam się, poirytowana. Chociaż z drugiej strony, pochlebiało mi jego zainteresowanie mną.
-Może im się tak wydawać. Wyprowadź je z błędu i zamknij się w pokoju z którąś z nich.-prychnęłam. W głębi serca nie chciałam, żeby mnie posłuchał. Ale przecież nie powinno mnie to obchodzić.
-Mam nawet jedną na oku.-zaśmiał się chłopak i uniósł kubek z winem w geście wznoszenia toastu.-Twoje zdrowie, Louise Tempest.
-Giń, przepadnij, siło nieczysta.-mruknęłam i stuknęłam się z nim kubkami. Nagle podbiegła do mnie Lynette.
-Lou!-stanęła koło nas i zaczęła trajkotać.-Paczka Cedrica przyszła i brat Patricka, Kieran też! Musisz z nim porozmawiać! Błagam, jesteś jedyna, która może to zrobić!-Lyn zrobiła wielkie oczy, jak zwykle, gdy o coś błagała.-Nie daruję sobie, jeśli Kieran wyjdzie, bo go zostawią... Wiesz, paczka Ced'a raczej się z nim nie trzyma, więc on nie ma tutaj żadnych znajomych oprócz ciebie!
-Kieran Rowel?-Gabe upewnił się, czy dobrze usłyszał. Kiedy Lyn potwierdziła skinieniem głowy, chłopak zrobił zdziwione oczy.-Jest na moim roku, też studiuje medycynę.
-Nie zostaliśmy chyba sobie przedstawieni.-zauważyła Lyn, mrużąc oczy i wyciągnęła dłoń.-Lynette Martin.
-Gabriel Dekker. Co studiujesz?-zapytał blondyn, a ja po cichu wycofałam się z kuchni, aby znaleźć Kierana.
Poznaliśmy się przez Patricka, który był na moim roku i tak jak ja studiował religioznawstwo. Kieran był jego starszym bratem, a Pat był przyjacielem Cedrica. Kilka razy umówiliśmy się na kawę, ale było to czysto przyjacielskie spotkanie, biorąc pod uwagę fakt, że Kieran wtedy się z kimś spotykał.
Zauważyłam go rozglądającego się za kimś po salonie i pomachałam do niego. Uśmiechnął się i odmachał mi.
-Louise, miło cię znowu widzieć.-przywitał się ze mną, gdy już znalazłam się w odpowiedniej odległości od niego. Uśmiechnęłam się.
-Nawzajem. Nie spodziewałam się zobaczyć cię tutaj, na imprezie ludzi z innego roku.-powiedziałam, szczerze zaskoczona.
-Patrick wspominał, że będzie ciekawie, po za tym, lubię jedną z mieszkanek tego domu.
-Doprawdy?-zaśmiałam się.-Znam ją?
-Nawet bardzo dobrze.-chłopak nie przestawał się uśmiechać. Dawno z nikim nie flirtowałam i zapomniałam jakie to uczucie. No, może Gabriel mi je przypomniał, przynajmniej w pewnym stopniu, ale nie chciałam teraz o nim myśleć. Pewnie wyląduje w sypialni Lynette zanim się obejrzę.
-Co u Em?-zapytałam, nie tracąc zdrowego rozsądku. Emanuela była dziewczyną Kierana, piękną latynoską. Kieran uśmiechnął się smutno.
-To już skończone.-wzruszył ramionami.-To też jest powód, dla którego przyszedłem.
-Oh.-zamrugałam parę razy, aby upewnić się, czy to nie sen. Czyżby Kieran naprawdę chciał zacząć związek ze mną?
-Louise, chciałabyś wybrać się gdzieś ze mną niedługo?-zapytał z czarującym uśmiechem. W jego zielonych oczach widać było nadzieję.
-Na randkę?-upewniłam się. Kieran skinął głową.-Z przyjemnością.
-To świetnie.-uśmiechnął się radośnie, po czym wskazał na "parkiet".-Zatańczymy?
-Z przyjemnością.-odparłam lekko, uśmiechając się. Wprawdzie piosenka była szybka, Kieran przyciągnął mnie do siebie, a ja zaplotłam ręce na jego karku, czując się wspaniale. Gdzieś w tłumie mignął mi Gabe, zmierzający do wyjścia, a Lynette, która stała przy wejściu do kuchni, patrzyła na mnie sceptycznie. Nie zamierzałam się jednak tym przejmować. Nie wiedziałam też gdzie jest Florence, a Evana widziałam z jakąś blondynką, ale te fakty szybko mi umykały. To była szansa na związek z Kieranem Rowlem i nie zamierzałam jej zaprzepaścić. 

Po kilku tańcach i drinkach z Kieranem poczułam się zmęczona. Pożegnałam się z nim szybkim pocałunkiem. Nie, tego nawet nie można było nazwać pocałunkiem. Cmoknęłam go po prostu w usta na pożegnanie. Kiedy weszłam do pokoju, wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Flo, ale odezwała skę poczta głosowa. No cóż, może była z Evanem. Miałam taką nadzieję. 
Położyłam się spać, drżąc z ekscytacji. Kieran Rowel... Świetnie się dogadywaliśmy i w dodatku był niesamowicie przystojny. Miał brązowe włosy, kilkudniowy zarost i zielone oczy, a do tego jego sylwetka była wysportowana, ale pełna gracji... Nie mogłam przestać o nim myśleć. Emanuela wyleciała z obrazka, więc wszytsko wydawało się teraz prostsze... Gdyby nie Gabriel, który uporczywie wracał do moich myśli. Znałam go zaledwie dwa dni! Nie mogło przecież nic się stać przez dwa dni. 
Zasnęłam, myśląc o Kieranie. Kiedy się obudziłam, Lyn jeszcze spała. Wygrzebałam się z łóżka z niemiłosienym bólem głowy. W kuchni na pewno były tabletki przeciwbólowe. Owinęłam się w szlafrok i zeszłam na dół. W sobotni poranek wszyscy, oprócz Chas, jeszcze spali. Chastity nigdy nie piła na imprezach i zawsze wstawała pierwsza, żeby zrobić jakieś śniadanie. Teraz jednak siedziała na kanapie z książką w dłoni. 
-Dzień dobry.-uśmiechnęła się na mój widok. Pewnie musiałam wyglądać przeuroczo. Zaczęłyśmy krótką rozmowę na temat wczorajszej imprezy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. 
-Evan?-widok czarnowłosego łowcy mnie zaskoczył.-Co ty tu...
-Lou, muszę z tobą porozmawiać... Na temat Logana.-chłopak zerknął w głąb domu i uśmiechnął się nerwowo na widok Chas. Najwyraźniej bał się, że wyda jakiś sekret.
-Poczekaj, ubiorę się tylko.-jęknęłam i popędziłam na górę. Wrzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy, po czym wróciłam do Evana, który odpowiadał lakonicznie na pytania, które zadawała mu Chas.-Okej, możemy iść na jakieś śniadanie i wszystko mi wyjaśnisz.
-Nie ma mowy o śniadaniu. Jedziemy do instytutu strażników.

Rodział XV -Flo

Pożegnaliśmy się z Lou i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. W międzyczasie dostałam sms'a że u Louise ma być jutro impreza i że z chłopakami jesteśmy zaproszeni. Zaparkowałam swoje auto na parkingu pod ziemnym i wróciłam do Gabe'a i Evana. Przekazałam im informację o imprezie po czym się pożegnaliśmy. Weszłam do swojego mieszkania i otworzyłam okno. Ubrałam dresowe spodnie i bejsbolówkę na górę i postanowiłam wziąć się za porządki. Otworzyłam swoją pracownie. Sztaluga i farby były starannie schowana a czterdzieści moich obrazów leżało poukładane o ścianę. Po za Isabell - moją sąsiadką która miała własną galerię - nikt ich nie widział a ona zawsze chciała je wystawić u siebie. Napisałam jej sms'a czy nadal je chce. Postanowiłam je sprzedać a trzydzieści procent z zarobków brałaby Isabell więc zapewne się zgodzi. Zaczęłam opakowywać obrazy kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Zbiegłam na dół i otworzyłam je a w nich stał Jake.
-Pisałaś że wyjeżdżasz. -uśmiechnął się.
-Owszem. Ale już wróciłam. -powiedziałam. Na szczęście moja walizka stała na widoku.  -Myślałam że wrócę później. 
-Przyniosłem Ci notatki. -wyjął staranne kartki w koszulce i mi je podał.
-Dziękuje! -uśmiechnęłam się. -Wejdziesz? Wprawdzie robię porządki ale chętnie napiję się z tobą kawy.
-Jasne. -wszedł i rozejrzał się. -Śliczne mieszkanie.
-Dzięki. -zamknęłam za nim drzwi i poszłam nastawić wodę na kawę.
Jake w tym czasie zobaczył jeden z moich obrazów.
-Malujesz? -zapytał podziwiając obraz.
-Trochę. Właśnie je pakuje. Koleżanka chce je pokazać w swojej galerii po czym sprzedać. -powiedziałam zalewając kawę.
-Może zamiast prawa powinnaś zostać artystką. Naprawdę masz talent. -mruknął z podziwem.
-Prawo jest mi przeznaczone. -zaśmiałam się cicho. 
-To będzie wielka strata dla świata sztuki. -puścił mi oko. -Pomóc ci z tymi obrazami? 
-Nie trzeba. -uśmiechnęłam się. -Poradzę sobie.
Podszedł i wziął swój kubek z kawą. 
-Nalegam. -spojrzał na mnie z uśmiechem.
W końcu się zgodziłam. Po godzinie miałam wszystkie zapakowane i ustawione na dole pod drzwiami.
-Zaprosisz mnie na pokaz prawda? -zapytał z uśmiechem.
-Jasne. -odpowiedziałam chodź nie wiedziałam czy sama pójdę. Pogadaliśmy jeszcze chwile po czym pożegnałam się z nim. Następnego dnia nie było zajęć więc od rana siedziałam w galerii Isabell która ustala szczegóły pokazu. Wróciłam do domu i zaczęłam się przygotowywać do imprezy. Już miałam wychodzić kiedy w drzwiach pojawił się Gabe.
-Evan będzie później więc podwiozę cię. -powiedział.
-Cześć Flo. Jak miło cię widzieć. -mruknęłam lekko urażona tym że się ze mną nie przywitał.
Zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Gabe wyglądał dziś jakby od rana się szykował.
-Odwaliłeś się jak żaba na otwarcie kanału. -rzuciłam wsiadając do jego auta.
Mruknął coś w odpowiedzi. Na imprezie podeszłam od razu do Lou która stała z jakąś dziewczyną i chłopakiem. Przytuliłam ją na powitanie. Dziewczyna spoglądała na mnie jakbym była kosmitą.
-Przepraszam że wcześniej nie przyszłam. Byłam trochę zajęta. - powiedziałam uśmiechając się przepraszająco.
-Nic się nie stało, Flo. -rzuciła. -Poznaj Lyn i Ced'a.
-Hej! -spojrzałam na nich. Lyn wyglądała jakby planowała morderstwo a Ced lustrował mnie wzrokiem. -Ślicznie wyglądasz. -powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Zgodzę się. -powiedział Gabe pojawiając się za mną.
-Dzięki. Wy też. Szczególnie ty Gabe! Ale nie jesteś w typie napalonych studentek. -powiedziała Lou i wybuchnęłyśmy śmiechem a następnie wyciągnęła mnie na parkiet zostawiając Gabe'a. Nie raz razem tańczyłyśmy na różnych imprezach. Najciekawiej było kiedy byłyśmy już pijane. W pewnym momencie ktoś mnie odciągnął. To był Cameron.
-Co tu robisz? - zapytałam go zdziwiona. Cam nie gustował w studenckich imprezach. 
-Mógłbym zapytać o to samo. Musimy pogadać. -pociągnął mnie. Rzuciłam Lou przepraszające spojrzenie. 
-Hej! Złamiesz mi rękę. -warknęłam lekko zaszokowana zachowaniem. Kiedy wychodziliśmy wpadłam na Evana który przyszedł... Z jakąś blondynką. Poczułam się jakby ktoś mnie spoliczkował. Evan zaczął coś mówić ale Cameron pociągnął mnie i nie usłyszałam co miał do powiedzenia. Kiedy wyszliśmy na dwór zaczynało zbierać się na burzę. 
-Mogę wiedzieć co Ci odbiło? Wyjeżdżasz gdzieś a jak wracasz to nie raczysz mnie poinformować a na dodatek szalejesz na jakiejś imprezie studenckiej. To nie w twoim stylu.
-Skąd możesz wiedzieć co jest w moim stylu co? -wytknęłam mu. -Zrobiłeś mi obciach! Zachowujesz się jakbyś miał do mnie jakieś prawa. Oświecę cie. Nie masz! 
Cameron złapał mnie i zaczął całować ale tak jak chłopak całuje dziewczynę usłyszałam jak ktoś się odwracał i trzask drzwi. To był Evan. Z daleka to wyglądało całkiem inaczej za pewne. Odepchnęłam go zaszokowana.
-Co? Co ty? Co?! Jesteś gejem! -wyrzuciłam z siebie. 
-Uświadomiłem sobie że z nikim nie czuje się jak z tobą. Ani z dziewczyną ani z chłopakiem. To Ciebie pragnę! -wyrzucił z siebie.
-Przecież! Matko! Spałeś w moim łóżku! Nie raz zachowywałam się przy tobie jak przy kumpelach. Przebierałam. Matko! -odwróciłam się i uciekłam w stronę budynku. Lou tańczyła z jakimś chłopakiem. Wyglądało na to że byli blisko. Gabe znikł a Evan miział blondynkę. Nie miałam tu czego szukać. Wyszłam z powrotem na podwórko. Na szczęście Cameron zniknął. Samochód Gabe'a też. Zaczęło już padać. Ruszyłam w stronę swojego mieszkania. W moich oczach pojawiały się łzy. Starałam się je ocierać ale było ich coraz więcej. Byłam przemoczona, zapłakana i zapewne rozmazał mi się makijaż. Nie miałam dokąd pójść. Weszłam na podziemny parking i poszperałam w kieszeni. Znalazłam kluczę z auta. Wiedziałam gdzie pojadę. Wsiadłam do auta i za pomocą magi się wysuszyłam a oczy wytarłam nawilżaną chusteczką. Ruszyłam w stronę instytutu. Instytut strażników mieścił się obok szpitala psychiatrycznego dojechanie tam zajęło mi pół godziny. Kiedy przeszukano mnie zostałam zaprowadzona pod celę Logana.
-Wyglądasz koszmarniej niż zwykle. -rzuciłam do chłopaka siedzącego pod ścianą. Siadłam na krześle i spojrzałam na niego przez kraty.
-Umieram. -mruknął. -Za dwa dni umrę.
-Taa, wpadłam cię rozgrzeszyć. -rzuciłam posyłając mu znudzone spojrzenie -Skąd wiesz że mam siostrę? Gdzie ona jest? Czemu chcą mojej głowy?
-Flo, Flo, Flo. Nie tyle pytań na raz. -uśmiechnął się zjadliwie. - Osuszacze od dawna spędzali czas na badaniu twojej historii. Jesteś owocem romansu. Twoja matka która była dość potężna miała romans z równie potężnym czarownikiem. Masz w sobie moc dwóch rodów. Jest potężna ale nie wiedziałaś o podwójnej mocy przez co szkoliłaś się jak jakaś zwyczajna czarownica. Twoja siostra jest dzieckiem twojej mamy i męża. Ich moc na pewno była związana już dawno temu. Wiesz przyciągali się przez co moc twojej siostry jest potężna ale jednolita. Twoja powoduje konflikt. Ale ktoś doświadczony na pewno umiał by ją kontrolować. Sama twoja krew jest atrakcyjna i pięknie pachnie. -uśmiechnął się z rozmarzeniem.
-Eee, dzięki świrze. Ale nie dam ci jej. - odparowałam. -Wiesz kim są moi rodzice?
-Niestety nie. Nie wiem też kim jest twoja siostra. -spojrzał na mnie.
-Dlaczego mi to wszystko mówisz? -spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Bo i tak umieram. Nikt mnie nie uratował więc równie dobrze możesz o tym wiedzieć. Po za tym jesteśmy tacy sami Flo.
Uniosłam brwi rozbawiona.
-A oświecisz mnie w czym? Bo jakoś nie widzę podobieństwa między nami.-powiedziałam starając opanować paniczny śmiech. 
-Oboje jesteśmy dziećmi z romansu. Nie mamy nikogo. Mógłbym ci pomóc odnaleźć rodziców. -podszedł do mnie. Szczęście że dzieliła nas krata. 
-Przecież za dwa dni i tak umrzesz. Więc to tylko marna próba naciągnięcia mnie na pomoc.-odsunęłam się od niego.
-Jeśli dasz mi swojej krwi to pożyje dłużej. Możemy stąd wyjechać. Pomogę ci ich odnaleźć! -spojrzał na mnie.
-Jesteś nienormalny! -wrzasnęłam i odwróciłam się w strone wyjścia.
Zaczął się śmiać. Jak jakiś psychopata. Chyba zaczęłam rozumieć dlaczego obok instytutu mieścił się psychiatryk.
-Pamiętaj Florence Fitzgerald! Ciebie i siostrę łączy niezwykła więź! Jesteście sobie bliższe niż zwyczajne siostry. 
Reszty nie usłyszałam. Jadąc do domu postanowiłam podjechać pod dom Evana i Gabe'a. Samochodu Evana nie było. Postanowiłam pójść do Gabe'a na chwile. Zaparkowałam kawałek dalej i ruszyłam do domu przyjaciela. Zapukałam. Gabriel wyglądał równie żałośnie jak ja. Miał na sobie czarną podkoszulkę opinającą jego mięśnie i spodnie z dresu.
-Evan jeszcze nie wrócił? -zapytałam cicho.
-Nie. Wejdziesz? - Uchylił drzwi. Przeszłam obok niego i  położyłam torbę na kanapie. Spojrzałam na niego. Dobrze wiedział że Evan mi się podoba. Jemu podobała się Lousie. I oboje dziś dostaliśmy kosza. W jednym momencie znalazł się przy mnie i zaczął mnie zachłannie całować. Odwzajemniłam to. Obojgu nam brakowało czułości. Obiekty naszych uczuć bawiły się z kimś innym. Jednym ruchem wziął mnie na ręce i ruszył w stronę sypialni nie przerywając pocałunku. Zamknął drzwi od sypialni i położył mnie na łóżku. Po wszystkim leżeliśmy obok siebie milcząc. Każde z nas rozmyślało o tym nagłym wybuchu namiętności i pożądania. Poczekałam jak Gabe zasnął i wymknęłam się. Było już późno. Evana nadal nie było a jeśli wrócił to nie słyszeliśmy go.  Kiedy doszłam do swojego auta o mało co nie wrzasnęłam. Na masce mojego auta był martwy  kot z wbitym w niego nożem. A pod tym napisane krwią ,, Ty możesz być następna''. Przyłożyłam dłoń do ust chcąc powstrzymać wymioty. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Wzięłam z bagażnika miotełkę i zepchnęłam kota. Pojawiły się już robaki. Odwróciłam wzrok od zwierzęcia i wyrzuciłam miotłę do śmietnika. Miałam wrażenie że mój żołądek fiknął salto. Musiałam pojechać na myjnie. Na szczęście najbliższa samoobsługowa, całodobowa myjnia była pięć kilometrów od domu Gabriela. Modliłam się żeby po drodze nie spotkać żadnego wozu policyjnego bo miałabym niezłe kłopoty.Umycie auta zajęło mi dużo czasu bo nadal walczyłam z odruchem wymiotnym. W końcu dojechałam do domu. Pierwsze co zrobiłam po wejściu pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam ulubioną pidżamę ze Snoop'ym. Wzięłam koc i postanowiłam spać w salonie. Sprawdziłam czy drzwi są zamknięte i położyłam się pod koc. Dostałam ataku płaczu. Miałam wrażenie że żyję w jednym wielkim koszmarze. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XIV - Louise

-Powinnaś zamieszkać u mnie. Na jakiś czas. Razem jesteśmy silniejsze.-powiedziała Florence, a mnie zamurowało. Pokręciłam głową.
-Nie mogę. Mieszkam z Lyn i Char, i innymi dziewczynami. Nie mogłabym od nich nagle odejść.-powiedziałam spokojnie, zasmucona.
-Byłabyś bezpieczniejsza. I ja też. Poza tym Gabe i Evan mieliby na nas oko. Nie daj się prosić. Przecież nie proszę cię o odcięcie się od nich zupełnie.-Flo posłała mi znaczące spojrzenie. Westchnęłam.
-To nie jest decyzja, którą mogę podjąć teraz.-powiedziałam przepraszająco. Flo kiwnęła głową. Gabe i Evan opierali się o swój samochód, zaparkowany przed naszym. Flo i ja wysiadłyśmy.
-Co tu właściwie robimy?-spytał Gabriel, kiedy zamknęłyśmy drzwi samochodu.
-To jest dom studencki, w którym mieszka Louise.-wyjaśniła Flo. Zmroziłam ją spojrzeniem. Jeszcze tego brakowało, żebym przypadkowo wpadała na Gabriela od czasu do czasu, wychodząc z własnego domu.
-Pełen napalonych studentek?-nie zdziwiłabym się, gdyby Gabrielowi zaczęła ciec ślina. Wywróciłam oczami i uściskałam Flo.
-Dam ci znać, okej? Mogłybyśmy się spotkać jutro. Wpadnij do mnie.-wskazałam na dom za sobą. Flo uśmiechnęła się i skinęła głową. Ustaliłyśmy godzinę, a potem poszłam pożegnać się z chłopakami. Przytuliłam Evana, a potem podeszłam do Gabe'a i... nie wiedziałam co robić. Przytulić go? Dać buziaka w policzek? Uderzyć albo powiedzieć mu coś złośliwego? Łatwiej by było, gdyby on wykonał jakiś ruch, ale Gabe po prostu stał i patrzył na mnie ze swoim czarującym uśmiechem.
-Do zobaczenia.-powiedziałam ze skwaszoną miną. Gabe zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie, żeby zamknąć mnie w uścisku.
-Do zobaczenia, Louise.-uśmiechnął się do mnie. Pomachałam do wszystkich i weszłam do domu. W salonie siedziały Charlotte, Alice i Fancy. Joy i Prudence szykowały coś do jedzenia.
-Hej dziewczyny.-uśmiechnęłam się do koleżanek, zrzucając buty z nóg. Przywitałyśmy się, a ja poszłam na górę, do pokoi. Lynette nie była sama - jej gościem był Cedric. Zdziwiłam się widząc go tutaj.
-Ced.-uśmiechnęłam się do niego i uściskałam go, a potem cmoknęłam Lyn na przywitanie.-Co tu robicie?
-Właśnie planowaliśmy jutrzejszą imprezę. Przyjdziesz, prawda? Musisz przyjść.-Lyn zrobiła wielkie, kocie oczy. Zaśmiałam się.
-Tak, raczej przyjdę.-uśmiechnęłam się do niej, siadając na naszych złączonych łóżkach.-Przepraszam was, ale muszę się przebrać.-powiedziałam i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu jakiś ubrań. Cedric się zaśmiał.
-Czyżby nowy chłopak?-spytał rozbawiony, zauważając, że mam na sobie to samo, co poprzedniego ranka. Posłałam mu poirytowane spojrzenie.
-Nie, nagły wyjazd do domu rodzinnego. Nie miałam czasu nic ze sobą wziąć.-wyjaśniłam. Ced pokiwał głową z miną mówiącą "jasne, jasne". Machnęłam na to ręką. Ced zawsze wiedział to, co chciał.
Będąc w łazience, napisałam smsa do Florence o jutrzejszej imprezie. Napisałam jej też, że może zaprosić chłopaków, ale wolałam uniknąć kolejnego spotkania z Gabrielem.
Zwłaszcza, że działał na mnie w taki sposób.

Rozdział XIII - Flo.

Skinęłam głową.
-Poradzimy sobie. Razem. -uśmiechnęłam się- Pójdę się napić.
Ubrałam kapcie i ruszyłam na dół. W salonie było ciemno. Nalałam sobie wina do kieliszka i stanęłam przy oknie wypatrując przez nie.
-Nie umiesz spać? -usłyszałam za sobą. Drgnęłam lekko wystraszona. - Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć. - powiedział Evan. ,,Gdybyś serio mnie wystraszył teoretycznie byłbyś już martwy'' - pomyślałam. To dziwne że prawie się nie wystraszyłam.
-Nie wystraszyłeś. Nie jestem zmęczona. -powiedziałam cicho i odwróciłam się żeby na niego spojrzeć.  -Przepraszam że cię odepchnęłam, nie byłam sobą.
-Zranił cię prawda? -ruszył wolno w moim kierunku.
-Przyzwyczaiłam się. -mruknęłam po czym napiłam się wina. Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Czułam jego ciepły oddech.
-Jesteś niezwykła. Żaden dupek tego nie zmieni. -szepnął. Odłożyłam kieliszek i przyciągnęłam go do siebie. Tak bardzo brakowało mi bliskości drugiej osoby. Jego usta były miękkie. Przez chwile walczyliśmy o dominację. Jego pocałunki były słodkie. Objął mnie w pasie i posadził na kredensie. Wplotłam dłonie w jego włosy a drugą rękę położyłam na torsie. Jęknęłam cicho kiedy delikatnie przygryzł mi wargę. Gładził delikatnie moje plecy a drugą rękę wplótł w moje dłonie. Zaczął całować mnie po szyi. Tyle czekałam na ten moment. Wrócił do całowania moich ust. Niespodziewanie któreś z nas strąciło kieliszek który upadł z hukiem na ziemie.
Spojrzałam na niego.
-Ja... przepraszam. -ruszyłam biegiem w stronę pokoju zanim zdążył mnie złapać. Wpadłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Chwile później usłyszałam pukanie. Nie otworzyłam.
-Dobranoc Florence. -szepnął Evan i odszedł.
Położyłam się do łóżka. Straciłam kontrolę. Jego usta były takie miękkie. Drugi raz już dzisiaj. Obejmował mnie jakbym była z porcelany. Moje myśli przeżywały tornado. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
Kiedy się obudziłam wszyscy jeszcze spali. Ubrałam się i wyszłam pobiegać. Miałam wrażenie że biegłam dziś o wiele szybciej niż zwykle. Jak wracałam kupiłam rogaliki na śniadanie. W kuchni przygotowałam śniadanie.
Pierwszy na dół zszedł Gabe.
-Hej. -uśmiechnął się. -Zawsze jesteś rannym ptaszkiem?
-Jakbyś mnie nie znał. -zaśmiałam się. Czułam w sobie jakąś niespotykaną lekkość. Następnie na śniadanie zeszła Lou a po chwili zjawił się Evan. Kiedy Gabe i Lou się przekomarzali przyłapałam jak Evan patrzy na mnie. Czy myślał o wczorajszym pocałunku? Zapewne. Zarumieniłam się parząc sobie herbatę. Evan i ja nie wspomnieliśmy ani słowem o wczorajszym pocałunku. Właściwie nie wiele się odzywał. Po posiłku wstaliśmy i pozbieraliśmy nasze rzeczy po czym ruszyliśmy w stronę Liverpool'u. Lou dziś była w dobrej formie. Rozmawiałyśmy co już wiedziałyśmy. Dojechałyśmy za nim zaczęłyśmy podejmować decyzje co dalej. Zatrzymałam się pod akademikiem przyjaciółki.
-Louise? -spojrzałam na przyjaciółkę.
-Tak, Flo? -przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie.
-Powinnaś zamieszkać u mnie. Na jakiś czas. Razem jesteśmy silniejsze.

Rozdział XII - Louise

Patrzyłam jak Flo krępuje Logana, nieświadoma tego, że cały czas byłam w ramionach Evana. Tego samego Evana, którego wcześniej nazywałam "emo". No cóż, przynajmniej był milszy niż jego brat i zdecydowanie ciekawiej się z nim rozmawiało.
Aż trudno mi było uwierzyć, że dzisiaj się poznaliśmy. Jednego dnia zdarzyło się naprawdę dużo. Miałam wrażenie, że minął co najmniej tydzień.
-Powinniśmy iść do domu i złapać trochę snu.-powiedziałam, wyplątując się z objęć czarnowłosego łowcy.-I nie zdążyłam zrobić zakupów, więc powinniśmy wstąpić do jakiegoś sklepu.
Usiłowałam znaleźć sobie zajęcie, żeby nie myśleć o Loganie. Zawsze było w nim coś okropnego i wiele razy próbował skraść mi pocałunek, ale nigdy nie zniżył się do przemocy. Jeśli ta moc na niego wpłynęła... Wolałam nie myśleć, jacy byli inni jego pokroju.
Ja i Florence zrobiłyśmy zakupy, a Gabe i Evan czekali w tym czasie na strażników. Spotkaliśmy się dopiero potem, w domu. Gabriel i Evan mieli spać w pokoju gościnnym, a ja i Flo w moim. Ale żadne z nas nie potrafiło zasnąć, więc siedzieliśmy w salonie i piliśmy jakieś tanie wino.
-Pójdę się położyć.-powiedziałam cicho, wstając. Zerknęłam na zegarek, który pokazywał 2 nad ranem. Nie było tak źle. Uśmiechnęłam się do reszty i poszłam do góry. Zabrałam swoją piżamę i skierowałam swoje kroki do łazienki. Prysznic jednak nie zmył szoku, jaki nadal czułam po wydarzeniach z dzisiejszego dnia.
Gdy wyszłam na łazienki, wpadłam na Gabriela, który jak zwykle obdarzył mnie aroganckim uśmieszkiem. Na sam ten widok moje usta wykrzywiły się w grymasie, który równie dobrze mógłby być uśmiechem. Nagle wyraźnie zadałam sobie sprawę, że mam na sobie jedynie cieniutką bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki, w których spałam.
-Gabriel.-powiedziałam, nie zastanawiając się jakie słowa wypłyną z moich ust.
-Louise. Zapamiętałaś jak mam na imię.-chłopak się zaśmiał, a ja odwróciłam szybko wzrok.  
-Ciężko by było zapomnieć. Dajesz o sobie znać w każdej, nawet najbardziej niespodziewanej chwili. Jako przykład może służyć moment obecny.-posłałam mu poirytowane spojrzenie, starając się jednocześnie nie denerwować.
-Może po prostu lubię cię irytować?-zapytał z nutką tajemniczości w głosie. Prychnęłam.
-No to gratuluję, idzie ci świetnie.-odparłam i próbowałam go wyminąć, ale Gabriel zablokował mi drogę, a potem zrobił krok do przodu. Automatycznie się cofnęłam i poczułam za plecami ścianę. Policzki mi zapłonęły, a serce zaczęło bić szybciej. Do złudzenia przypominało to dzisiejszą sytuację z Loganem, ale... przy Gabrielu nie czułam strachu, a cała irytacja gdzieś wyparowała, zabierając ze sobą zdrowy rozsądek.
-Gabe.-wydusiłam z siebie. Nie wiedziałam właściwie jak się zachować. Przecież dopiero dzisiaj się poznaliśmy.-Dobranoc.-wypaliłam szybko, zanim zdążyłam stracić kontrolę. Gabe mnie przepuścił, a ja szybkim krokiem weszłam do sypialni. Nie mogłam się dać omamić Gabrielowi.
-Louise? Wszystko ok?-Florence spojrzała na mnie niepewnie. Kiwnęłam głową. Wszystko było okej. Bogowie, to był Gabriel!
-Tak, wszystko w porządku.-usiadłam na łóżku i szybko zmieniłam temat.-Logan wspomniał, że masz bliźniaczkę. Myślisz, że powinniśmy próbować ją znaleźć?
-Nie wiem, co o tym myśleć.-przyznała dziewczyna.-Mój wujek może coś wiedzieć, ale musiałabym móc się z nim skontaktować, a na razie jest to niemożliwe.
-Będziemy próbować.-powiedziałam spokojnie, biorąc głęboki oddech.

Rozdział XI - Flo.

Spojrzałam na wpadającą w ramiona Evana przyjaciółkę. Cholerny dupek miał szczęście że nie zdążył nic więcej zrobić. Podeszłam do Logana i przykucnęłam nad nim.
-Wells znowu się spotykamy, nadal masz krzywy wyraz twarzy.-mruknęłam.
-Florence. -skrzywił się z bólu. -Miło cię widzieć. Szczególnie że moi przyjaciele chcą cię poznać.
Zaśmiałam się.
-Od kiedy ty masz przyjaciół? -skrzywiłam się. -Nie pamiętasz że podczas mojej ostatniej wizyty kazałam ci się trzymać od Louise z daleka?
-Taaa, dzięki twojej wizycie zyskałem moc. -mruknął.
Spojrzałam na niego.
-Oboje wiemy że to nie możliwe. -wstałam i odwróciłam się do Gabe'a.-Trzeba zadzwonić po strażników. Niech go zabiorą.
Gabe kiwnął głową po czym poszedł w stronę automatu telefonicznego.
-I co suko? Myślisz że jakaś banda fanatyków mnie powstrzyma? Jesteś tylko zwykłą sierotą która miała szczęście. -usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i kopnęłam go w szczękę.
-Posłuchaj może i nie mam rodziców. Ale to twoja matka się puszczała ze stajennym. Przez co twój brat bliźniak urodził się czarownikiem a ty okazałeś się być owocem romansu. Nie masz mocy a twój brat wyleciał przez to w powietrze. -warknęłam.
-Flo! Uspokój się. -powiedział Evan usiłując mnie odciągnąć. Odepchnęłam go.
-Cóż skoro już jesteśmy przy rodzinie -zaczął Wells ocierając krew która pojawiła się na jego twarzy. - Jesteś taka sama również masz przyrodnią siostrę bliźniaczkę -zaczynał coś mamrotać. - Za twoją głowę jest wysoka cena.
-To dlaczego napadłeś na Louise? Przecież wiedziałeś że ze sobą nie rozmawiamy. -przyjrzałam mu się.
-A co mnie obchodzi twój pusty łeb. Chce tylko Louise. I mogłem ją do tego zmusić, mogła mnie pokochać.- powiedział próbując się podnieść. Wtedy zauważyłam na jego dłoni znak. Złapałam ją i przyjrzałam się jej. Znak na pierwszy rzut oka wyglądał jak tatuaż. Po przyjrzeniu się można było dostrzeć że porusza się.
-Pracujesz dla rumuńskich osuszaczy i złożyłeś im przysięgę. Zrobisz coś w zamian za moc. -mruknęłam. - A ty to olałeś a czas przysięgi się kończy.
-Powinnaś dostać nobla za spostrzegawczość. -warknął próbując mnie odepchnąć. W ostatniej chwili złapałam kamień i uderzyłam go w czaszkę. Upadł ale żył.
Włosy przykleiły mi się do twarzy i cała się trzęsłam.
-Strażnicy już jadą. - powiedział Gabe wracając -Co tu się stało?
Wstałam obrzucając go pustym spojrzeniem.
-Graliśmy w warcaby. -warknęłam. Wyjęłam z kieszeni taśmę którą zdążyłam wziąć z domu i zaczęłam kneblować Logana. Następnie wpakowałam w niego środek usypiający. Evan obejmował Lou starając się ją uspokoić a Gabe czekał aż pojawią się strażnicy. Nie wiedziałam co się stanie z Loganem ale nie było mi go żal. Zastanawiało mnie o co chodziło mu z moją bliźniaczką. Pewnie tylko majaczył. Podeszłam do Louise i przytuliłam się do niej. Coś mi mówiło że to początek koszmaru.

Rozdział X - Louise

Nienawidziłam broni palnej, ale tym razem nie miałam zbyt dużo do powiedzenia. Moje sztylety zostały z pokoju, a z łukiem wyglądałabym groteskowo. Pistolet ciążył mi w dłoni, gdy szłyśmy przez podwórko. Umyślnie zignorowałam właśnie zakaz mamy, o nie przyjeżdżaniu do domu. Ale jeśli im się coś stało, to warto było się narazić, aby dowiedzieć się co.
Drzwi do domu były zamknięte, ale nie na klucz. Pchnęłam je delikatnie i wślizgnęłam się do środka. Na pierwszy rzut oka wszytko było normalne, ale kiedy weszłam w głąb domu, zastałam istne pobojowisko. Rzeczy były porozrzucane po całym salonie i kuchni. Kanapa była wywrócona, podobnie jak stolik. Patrzyłam na to wszystko zszokowana, po czym puściłam się biegiem na piętro. Sypialnie były utrzymane w idealnym porządku. Sprawdziłam wszystkie, łącznie z ostatnią, wiecznie zamkniętą - sypialnią Dana. Była ona jak zamknięta w czasie. Od śmierci jej właściciela nic się tu nie zmieniło. Florence stała za mną, trzymając dłoń na moim ramieniu, a Gabriel i Evan zostali na dole. Zamknęłam drzwi i przekręciłam klucz.
-Kto mógłby chcieć skrzywdzić moich rodziców albo twojego wujka?-spytałam przyjaciółki, gdy schodziłyśmy na dół.
-Może jakiś zazdrosny chłopak.-wtrącił Gabe z zawadiackim uśmiechem.-Wiesz, to zawsze jakiś sposób na przyciągnięcie uwagi.
-To lepiej uważaj na siebie, blondi.-uśmiechnęłam się złośliwie.-Skoro jest zazdrosny, to może wysunąć błędne wnioski na temat naszej relacji.
-Wcale nie muszą być błędne. Wystarczy jedno słowo.-chłopak puścił do mnie oczko, a ja pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.
-Jasne. I to jedno słowo brzmi: giń.-powiedziałam zjadliwie.
-Powinniśmy chyba tutaj posprzątać.-wtrącił się Evan.-I zgłosić porwanie na policję, dla zachowania pozorów.
-Zgadzam się.-Florence schyliła się, aby podnieść stolik z podłogi i ustawić go porządnie. Skinęłam głową i poszłam do kuchni, a Gabe i Evan zajęli się ustawianiem kanapy do pionu. Po godzinie sprzątania dom wyglądał całkiem nieźle, a policja wiedziała o porwaniu moich rodziców... chociaż nie sądziłam, że się tym przejęli. Ale tak było lepiej, bo mogliśmy prowadzić śledztwo na własną rękę.
Ponieważ zdążyło już zrobić się ciemno, postanowiliśmy przenocować w Formby, w moim domu. Problem stanowiła praktycznie pusta lodówka, ale zaoferowałam się, że zrobię zakupy.
-Pozwól mi być dżentelmenem i towarzyszyć ci.-zastanawiałam się, czy uśmiech znikał kiedykolwiek z twarzy Gabriela Dekkera.
-Dam sobie radę.-odparłam, krzywiąc się. Potrzebowałam chwili wytchnienia od jego towarzystwa. Wyszłam z domu, zabierając tylko torebkę. Idąc w stronę centrum miasteczka, wyjęłam z niej telefon i wybrałam numer do Lynette.
-Louise? Gdzie ty się podziewasz?!-głos przyjaciółki był podszyty troską i paniką, ale była przecież zdenerwowana.-Cedric mówił, że widział się z tobą rano, przed zajęciami, ale potem zniknęłaś. Wszystko z tobą w porządku?
-Lyn, wszystko jest okej. Jestem w Formby z... dawną przyjaciółką. Muszę załatwić coś z nią i z rodzicami. Jutro się zobaczymy.-obiecałam.
-Okej, ale jeśli moje urokliwe, szare oczy cię jutro nie ujrzą, do obiecuję, będzie z tobą źle.-zagroziła, nawet nie wiedząc ile prawdy jest w jej słowach.
-Do jutra. Słowo.-uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie jej minę. Pożegnałyśmy się i zakończyłyśmy rozmowę.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię tak mocno, że czułam się, jakby zaciskano mi na ręce żelazną obręcz. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Loganem Wellsem.
-Louise. Wróciłaś do Formby?-zapytał, wpatrzony we mnie swoimi przenikliwymi, szarymi oczami. Od tego spojrzenia dostawałam gęsiej skórki.
-Nie i nie planuję powrotu. Głównie ze względu na pewnego prześladowcę, o inicjałach L.W.-warknęłam, usiłując wyrwać ramię z uścisku. Mogłam sprawić, żeby Logan oparzył się, dotykając mnie, ale on i tak wiedział już za wiele. W końcu widział mnie w porcie tamtej nocy.
-Zawsze byłaś dla mnie chłodna.-zaśmiał się i pociągnął mnie za sobą w stronę bocznej uliczki. Skręciliśmy jeszcze raz i już byliśmy sami. Wprawdzie obok było tylne wyjście jakiegoś baru, ale wątpiłam, że zdarzy się cud i ktoś akurat przez nie wyjdzie.
-Miałam powody.-warknęłam.-Ale do ciebie aluzja nadal nie dotarła. Zostaw mnie, Logan. Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale nie jesteś w moim typie. Wolę facetów, którzy mnie nachalnie nie prześladują.
-Louise.-chłopak wyszeptał moje imię z czułością, głaszcząc mnie po policzku. Efekt, jaki osiągnął był przeciwny do zamierzonego, bo wzdrygnęłam się z obrzydzenia.-Zawsze mnie odrzucałaś. Ale przynajmniej znalazłem możliwość, żebyś już nigdy ode mnie nie uciekła.
-Łańcuchy i kajdanki? Zamierzasz się bawić w "50 twarzy Logana"?-warknęłam, ale jednocześnie w głowie zaświtała mi pewna myśl. Może Gabe miał rację, może to Logan porwał lub zabił moich rodziców.
-Nie, moja czarownico.-Logan uśmiechnął się szeroko, widząc szok na mojej twarzy. On wie. Ta myśl sparaliżowała mnie na ułamek sekundy.
Pierwszym moim odruchem było wyczyszczenie jego pamięci, ale napotkałam na blokadę. Czym, do cholery, jest Logan? Nie miałam czasu na zastanowienie. Chłopak próbował popchnąć mnie na ścianę, ale oparzyłam go i wyplątałam z jego uścisku. Niewiele myśląc, zmusiłam jeden z wielkich, metalowych koszy na śmieci, aby wjechały w chłopaka, a kiedy on upadł na ziemię, puściłam się pędem w stronę głównej ulicy... i wpadłam prosto w ramiona Evana Dekkera.

Rozdział IX -Flo.

-Cholerne miasto! -warknęłam upewniając się najpierw czy z Lou w porządku. Wyskoczyłam z auta i obejrzałam auto. Na szczęście nie pojawiły się szkody.
-Nic wam nie jest? - zapytali jednocześnie Evan i Gabe. Wyminęłam ich i ruszyłam w stronę bagażnika. Otworzyłam torbę, wrzuciłam na tylne siedzenie ciuchy i wyjęłam broń. Schowałam jeden pistolet do swojej kieszeni drugi natomiast podałam Lou.
-Spokojnie. Nie zabije. Jedynie uśpi na dobę powodując najgorsze koszmary senne. -praktycznie wcisnęłam jej go do dłoni.
-A my? -zapytał Gabe.
-A wy macie dbać sami o swój asortyment. Jesteście samcami to jest wasze zadanie. -warknęłam. Gabe uśmiechnął się złośliwie i zamierzał coś powiedzieć ale uprzedziłam go że wpakuje w niego senną kulkę jeśli się nie zamknie.
Usiadłam za kierownicą i zaczęłam się uspokajać.
-Wiesz co? Na prawdę powinnyśmy skopać pare tyłków -mruknęłam. -Możemy zacząć od Gabe'a.
Lou się zaśmiała cicho.
-Jestem za. -odpowiedziała z uśmiechem.
Mimo wszystko cieszyłam się że wylądowałam w tym bagnie właśnie z nią. Odpaliłam samochód i ruszyłam nieco wolniej w stronę rezydencji.
-Lou. -powiedziałam cicho. -Wydaje mi się że mój wujek też może być w to zamieszany.
-Jak to? -spojrzała na mnie zaskoczona.
-Nie miałam z nim kontaktu a jeśli go również porwali? -spojrzałam na nią.
-Uratujemy ich będziemy jak cholerni Kick-Ass. - zaśmiałyśmy się mimo paskudnych nastrojów. Kiedy dojechałyśmy zaczęło padać. Wyciągnęłyśmy latarki i broń po czym ruszyłyśmy przed siebie. Minęłyśmy mój dom który obecnie był zarośnięty i opuszczony. Ruszyłyśmy w stronę domu Louise. Odruchowo złapałam ją za rękę i weszłyśmy na jej podwórko. Za nami byli Evan i Gabe.
-Eee, łowczy -szepnęłam. -Wyczuwacie czyjąś obecność?
-Jak na razie nie. -odpowiedział Evan.

Rozdział VIII - Louise

-Nie ma sprawy.-te słowa wystrzeliły z moich ust jak strzała z łuku. Dla mnie wydarzenia z tamtej nocy, kiedy odebrałam komuś życie i kiedy Florence mnie opuściła, nigdy nie zostały zamkniętym rozdziałem. Prześladowały mnie w snach i na jawie. Ale mimo tego, chciałam naprawić kontakt z Florence.-Rozumiem, że nie było ci łatwo. To już przeszłość. Teraz jesteśmy znowu razem i chyba to się liczy, prawda? No wiesz, teraz zachowujemy się właściwie jak przyjaciółki, a przynajmniej mam taką nadzieję. Jasne, to moja wina, że w ogóle się pokłóciłyśmy, bo nie potrafiłam zapanować nad moją magią, ale może wszystko wróci do normy?-no tak, typowa Louise Tempest. Najpierw milczy jak górb przez pół godziny, po czym dostaje słowotoku. Flo zaśmiała się.
-Ja też mam taką nadzieję. Brakowało mi cię.-zerknęła na mnie z uśmiechem, a ja odpowiedziałam tym samym, czując, że napięcie w samochodzie zmalało.
-I vice versa.-odparłam.-A więc... bracia łowcy. Długo ich znasz?
-Od przeprowadzki, tak mi się wydaje.-Flo wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie pamiętając, kiedy spotkała Gabriela i Evana po raz pierwszy.
-Czyli około trzy lata... Znasz dwóch seksownych facetów trzy lata i nie wyrwałaś żadnego z nich?-nie mogłam w to uwierzyć. Florence się zaśmiała.
-Jakoś tak wyszło.-wzruszyła ramionami.-A jak twoje życie miłosne? Romanse, długie związki, małżeństwo?-teraz to ja się zaśmiałam.
-Moje życie miłosne ogranicza się do sypiania z Lynette, moją współlokatorką.-wzruszyłam ramionami, a Flo się uśmiechnęła. Wiedziała, jak wyglądała moja orientacja seksualna i nigdy nie miała z tym problemów.-A tak poza tym, to miałam kilka krótkich związków... i tyle.
-I uważasz, że Dekkerowie są seksowni.-zauważyła. Uśmiechnęłam się.
-Nie da się ukryć. Ale nie musisz się obawiać o Evana. Gabriel dużo bardziej przypadł mi do gustu, przynajmniej z wyglądu.-zaśmiałyśmy się.
-Gabe jest naprawdę świetnym przyjacielem, tylko trzeba go poznać.-zapewniła Flo. Uśmiechnęłam się pod nosem, nie odpowiadając.
Zawsze dzieliłyśmy się swoimi opiniami na temat chłopaków, ale jeśli chodziło o Gabriela, nie mogłam być z nią całkowicie szczera. Chłopak był jej przyjacielem, a ja irytowałam się, gdy tylko otwierał usta. Chociaż powalał wyglądem, jego sposób bycia wywoływał u mnie negatywne emocje. Ale z drugiej strony, podobało mi się to, chociaż zaprzeczałam temu ze wszystkich sił.
W momencie, gdy minęłyśmy tablicę z napisem "Formby", zielony pick-up, nadjeżdżający z naprzeciwka wpadł w poślizg i kierował się w naszą stronę z ogromną prędkością. Florence skamieniała, a ja szybko złapałam za kierownicę i gwałtownie przekręciłam ją w przeciwnym kierunku. Wylądowałyśmy na poboczu, oddychając ciężko. Gabe i Evan zaparkowali kilkadziesiąt metrów dalej i wyskoczyli z samochodu, żeby sprawdzić, czy nic nam się nie stało. Wymieniłam spojrzenia z Florence.
-No to się zaczyna.-powiedziałam wbijając się w siedzenie.

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział VII - Flo.

Dziwnie się czułam z Lou jako pasażerką. Chciałam żeby wszystko wróciło do normy. Ta krępująca przepaść między nami powinna się zamknąć.
-Evan wygląda jak emo ale on się tak maskuje. Nie jest taki jak jego bliźniak. Ale oboje są spoko. A imprezy z nimi to jak mały prywatny ,,Projekt X''. Są mi chyba bliżsi niż Cam. - ostatnie zdanie powiedziałam tak jakby do siebie. Cam'a uważałam za przyjaciela ale czy tak było? On mi mówił wszystko a ja nie powiedziałam mu że jestem wiedźmą, kiedy przyszedł nie przedstawiłam go Lou, nie wie kim są Evan i Gabe i że często się z nimi widuje. Okłamuje go na każdym kroku. Obecność Lou mi to uświadomiła. Może i pomogłam Lou ukryć trupa ale to nigdy nie zmieniło że była i jest moją najlepszą przyjaciółką. Wzięłam telefon i wysłałam sms'a z odwołaniem jutrzejszego spotkania. Postanowiłam sobie że będę przy Lou i pomogę jej odnaleźć jej rodziców. Właściwie z wujkiem też nie miałam kontaktu. Czy te sprawy są powiązane? Nie, wujek pewnie siedzi gdzieś w Peru i medytuje z mnichami. Natomiast jeśli chodzi o Camerona będzie ciężko to rozplątać. Mam nadzieje że Lou nie pojawiła się na chwile w moim życiu i zaraz zniknie.
-Cieszę się że przyszłaś mnie powiadomić o tym co się stało. Cieszę się że mogę ci pomóc. - powiedziałam cicho. Włączyłam radio akurat leciała jakaś melancholijna piosenka. Zastanawiam się czy moi rodzice żyją. Zapewne też byli czarownikami. Może miałam jakieś rodzeństwo? Ostatnio jak chciałam ich odszukać zraniłam wujka. Zaprzestałam tego jak na razie. Parę metrów za nami jechali Evan i Gabe. Gabe w końcu zaczął się droczyć z kimś innym. W sumie ja, Lou oraz Gabe i Evan moglibyśmy tworzyć bardzo ciekawą paczkę. Ciekawą i potężną. Moje myśli strasznie błądziły. To zadziwiające ile może zdarzyć się w ciągu zaledwie chwili.
-Przepraszam że cię zostawiłam wtedy. To mnie przerosło. Wiedz że żałowałam tamtej kłótni. Wiesz że jako sierota nie miałam lekkiego życia a mimo to miałam ciebie. Byłaś najbliższą mi osobą, a ten cholerny truposz to zepsuł. Bałam się. Jednakże jak dostałam fotografię to wróciłam i pomogłam niektórym zapomnieć że byłyśmy tamtej nocy na morzu. Potrzebowałam pomocy z mocą. Ona rosła a ja nie umiałam sobie z tym radzić. Jak zobaczyłam że zabiłaś kogoś bałam się że ja też to zrobię. Że to będzie wujek albo co gorsza ty. Chciałam się do Ciebie odezwać ale nie wiedziałam jak zareagujesz. Bałam się że nie chcesz już mnie widzieć. -spojrzałam w zaszokowaną twarz przyjaciółki. Tak, ta podróż będzie ciekawa.

Rozdział VI - Louise

-Kim są Evan and Gab?-zapytałam po kilku minutach niezręcznej ciszy.
-Łowcami nagród. I moimi dobrymi znajomymi. Pamiętaj, żeby nigdy z nimi nie pić.-ostrzegła mnie Flo. Zdobyłam się na wymuszony uśmiech. Nadal czułam się niezręcznie i nie byłam pewna, jak zachowywać się w stosunku do Florence.
Zaczęłyśmy sztywną rozmowę o jakiś bzdurach. O studiach, o mieszkaniu, trochę o znajomych. Na szczęście lub nieszczęście, przerwał nam dzwonek do drzwi. Florence poszła otworzyć, a ja ruszyłam za nią. Domyśliłam się, że wspomniani łowcy nie wejdą na herbatę. Wolałam jechać od razu. Musiałam sprawdzić, co się dzieje z moimi rodzicami.
Faceci, którzy stali w progu mieszkania mojej byłej przyjaciółki zdecydowanie byli seksowni. Jeden z nich był blondynem, biła od niego pewność siebie i lekka arogancja. Drugiego nazwałabym raczej "emo" niż "ciachem", ale są gusta i guściki. Może komuś on się właśnie spodoba.
-Florence, Evan wspomniał, że mówiłaś o przyjaciółce, ale chyba pominął szczegół, że jest tak piękna.-blondyn, który musiał być Gabrielem, uśmiechnął się do mnie. Prychnęłam.
-Próbuj dalej, blondi.-odparłam.-Jeśli naprawdę wyrywasz dziewczyny na takie teksty, to domyślam się, że żadnej nie miałeś.
-I jaka wygadana. Takie lubię najbardziej. Z tego możesz wywnioskować, że jakieś miałem.-Gabe posłał mi zawadiacki uśmiech. Uniosłam brew.
-To o niczym nie świadczy. Możesz mieć określony typ dziewczyn, które lubisz, ale to nie oznacza, że te dziewczyny faktycznie masz.
-Hej, mieliśmy jechać?-Florence przerwała naszą kłótnię.-Lou, to są Gabriel i Evan, Gabe, Evan - to jest Louise. Kierunek - Formby. Idziemy.
Florence praktycznie wypchnęła nas za drzwi. Dla osoby postronnej ta scena musiała wyglądać bardzo dziwnie. Emo chłopak wychodzący sam z mieszkania, a za nim fioletowowłosa dziewczyna mająca walkę na spojrzenia z arogancko uśmiechniętym blondynem. Oboje oczywiście wypychani siłą, przez czarnowłosą dziewczynę, mającą czerwone pasemka we włosach.
Dziwnie się czułam będąc pasażerem samochodu. Zazwyczaj jeździłam wszędzie moim SUV'em, który dostałam od rodziców z okazji dostania się na uniwersytet. Poza tym jadąc z Flo nadal czułam napięcie, niezręczną atmosferę. W aucie panowało milczenie, podczas którego analizowałam w myślach całą sytuację sprzed drzwi.
-Czujesz coś do Evana?-zapytałam w końcu. Florence zarumieniła się. Znałam jej spojrzenie, kiedy ktoś jej się podobał, a patrzyła tak dzisiaj na Evana... Po prostu byłam zbyt zajęta kłótnią z Gabrielem, żeby to dostrzec.
-Aż tak to widać?-spytała niepewnie. Wzruszyłam ramionami.
-Nie. Chyba po prostu za dobrze cię znam.

Rozdział V - Flo.

Wstałam.
-Zaczekaj chwilę. - powiedziałam spokojnie rozmyślając nad planem. Złapałam torbę z szafy i poszłam do swojej kryjówki. Zapakowałam trochę broni po czym złapałam parę ubrań. Wyszłam na antresolę i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Masz jakieś ubrania ze sobą? -spojrzałam na nią a ona pokręciła przecząco głową. -Wezmę ci coś, chyba że chcesz pojechać do Ciebie ale nie powinnaś się tam pojawiać. 
Zniknęłam w pokoju i wzięłam trochę ubrań. Usłyszałam pukanie więc zbiegłam zobaczyć kto to.
Otworzyłam drzwi a w nich pojawił się Cameron.
-Cześć piękna. Książę okazał się ropuchą. -westchnął.
-Cam, to nienajlepszy moment. Właściwie wyjeżdżam na parę dni. - powiedziałam przysłaniając drzwi.
-Coś się stało? -przyjrzał mi się.
-Niee skąd. -skłamałam. - Drobna sprawa. Spotkamy się po powrocie? -uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Jasne. I wtedy mi wszystko opowiesz. -uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta. -Do zobaczenia.
Zamknęłam za nim drzwi. Spojrzałam na Lou. Uświadomiłam sobie że właśnie narażam swoje życie żeby ją obronić. Właściwie zawsze tak było i zawsze będzie, nie ważne co między nami się wydarzy. 
-Ktoś powinien jechać za nami. Drugim autem. Dodatkowa ochrona nam się przyda. - powiedziałam i złapałam telefon. Wybrałam numer.
-Słucham? - usłyszałam chłodne powitanie. Wywróciłam oczami.
-Cześć Evan. Jesteście zajęci? -zapytałam bez gródek. 
-Florence. Dla ciebie nie. Coś się stało czy masz zamiar poimprezować? 
-Potrzebujemy ochrony. Znaczy Ja i moja... -spojrzałam na Lou. -Moja przyjaciółka. Więc bądźcie do godziny. Jedziemy tam gdzie ostatnio.
-Nie ma sprawy. Coś jeszcze? -usłyszałam że po drugiej stronie Evan szykuje się do wyjazdu.
-Tak. Nigdy więcej z wami nie pije. -mruknęłam i się wyłączyłam. 
Uwielbiałam imprezować z Evanem i Gabrielem. Na wykładach może i byłam cicha i niewidoczna ale jeśli chodzi o nich to mogłabym dziennie imprezować. Zamyśliłam się. Ukrywam przed Cameronem więcej niż mi się wydawało. 
-Lou. Zniosę torbę. Poczekasz?  -spytałam i wzięłam klucze z auta.
-Jasne. -powiedziała dopijając swoją herbatę.
Zbiegłam na dół i ruszyłam do Volvo. Prócz Volvo miałam jeszcze dwa ścigacze i jedno auto wprawdzie były przykryte ale używałam ich. Otworzyłam bagażnik i wrzuciłam torbę.
Wróciłam do Louise.
-Evan i Gab powinni zaraz być. -Weszłam do aneksu kuchennego i otworzyłam szafkę. Wyjęłam z niej ciastka które ja i Lou uwielbiałyśmy. Otworzyłam je i siadłam obok niej. Podsunęłam jej opakowanie.
-Będzie dobrze. Znajdziemy ich. -uśmiechnęła się. - A potem skopiemy tyłki złym gościom. 

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział IV - Louise

Weszłam do mieszkania mojej byłej przyjaciółki, czując się niesamowicie niezręcznie. Nie rozmawiałyśmy ze sobą od trzech lat, a teraz przychodzę do niej, żeby ją ostrzec przed telefonem mojej mamy. Żeby ją ostrzec, że nasza tajemnica dotycząca magii mogła się wydać.
-Ładne mieszkanie.-powiedziałam, rozglądając się. Florence nigdy niczego nie brakowało. Wprawdzie mnie też nie, skoro moi rodzice należeli do wyższej klasy średniej, ale zawsze Flo miała coś lepszego. Na takie mieszkanie mnie nie byłoby stać, dlatego mieszkałam w domu na przedmieściach z kilkoma koleżankami. Wszystkie miałyśmy jakąś dorywczą pracę albo praktyki.
-Dziękuję.-widać było, że ona też czuje się niezręcznie. Spojrzałam na nią.
-Moi rodzice mają kłopoty.-powiedziałam wprost. Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona. No tak, po co zwracałabym się do niej? Musiała się domyślić, o jakie kłopoty chodzi, a mimo to postanowiłam to wyjaśnić.-Sądzę, że ktoś dowiedział się o magii i coś im zrobił... I przyjdzie po nas.
-Oh.-Florence nie wiedziała co powiedzieć.-Może opowiesz mi wszystko dokładnie przy herbacie? Mam nadal twoje ulubione letnie zioła.
-Byłoby wspaniale.-przyznałam. Atmosfera między nami była co najmniej niezręczna. Weszłam niepewnie do salonu. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to zdjęcia, Florence i jakiegoś chłopaka.-Twój chłopak?-spytałam, gdy przyjaciółka weszła z dwoma kubkami herbaty do pokoju. Flo parsknęła śmiechem.
-Cam? Nie, to mój przyjaciel. Nie jestem w jego lidze.-spojrzała na mnie znacząco. Uśmiechnęłam się. Rozumiałam, o co jej chodziło.
Usiadłam na skórzanej sofie na przeciw Florence. Streściłam jej całą moją rozmowę z mamą, a dziewczyna pokiwała głową.
-Czyli musiałybyśmy się wybrać do Formby.-stwierdziła spokojnie. Pokręciłam głową.
-JA muszę się wybrać do Formby. Chciałam cię tylko ostrzec.-powiedziałam stanowczo. Nie zamierzałam znowu wciągać jej w swoje problemy. Potrafiłam obronić się sama. W liceum uczyłam się magii razem z Florence, ale skończyło się to tym, że odebrałam komuś życie. Po przyjeździe do Liverpoolu poznałam Mary-Anne, która mieszkała w Thingwall, niedaleko Liverpoolu. Ona zaczęła mnie szkolić. Wtedy poznałam wiele czarownic i czarowników, z którymi się zaprzyjaźniłam. W końcu zaczęłam być względnie ostrożna.
-Daj spokój.-zaprotestowała Flo.-Jedziemy razem. Ja prowadzę. Wypij do końca herbatę i ruszamy.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział III - Flo.

-Nie ujęłabym tego lepiej. -pada z jej ust. Zastanawiam się czy nie zamknąć jej drzwi przed nosem. Z drugiej strony strasznie mi jej brakowało. Nie wiem czy drugi raz zniosłabym jej stratę. Była moją najlepszą przyjaciółką.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Nie wiedziałam że mieszka w sąsiednim domostwie. Pierwszy dzień szkoły a może przedszkola. Wszystkie dziewczynki były ubrane w kolorowe ubranka, jakieś sukienki ja natomiast miałam na sobie szare rurki, szarą bluzę z kapturem i czarne trampki a zamiast lalek barbi czy pluszaka miałam ipoda z muzyką. Już wtedy byłam czarownicą tylko nie byłam wtedy tego świadoma. Nikt nie chciał się przyjaźnić z sierotą. Z wyjątkiem Lou. Lou też odstawała od tych głupich bachorów. Więc szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Byłam do niej przywiązana strasznie. Z wiekiem ta więź się zaciskała. A obecność magii w naszym życiu była dodatkiem. Od zawsze byłyśmy do siebie podobne. Obie miałyśmy podobne rysy twarzy czy budowę ciała. Razem byłyśmy potężne. Nikt inny do szczęścia nie był nam potrzebny. Oczywiście dużo osób się kręciło wokół nas a szczególnie chłopców kiedy weszłyśmy w wiek dojrzewania. Ale większość tych znajomości nie wiele dla nas znaczyła. Niestety pokłóciłyśmy się przez magię. Trzy lata temu Lou zabiła kogoś przy użyciu magi miarka się przebrała. Wyjechałam tej samej nocy której porzuciłyśmy ciało. Okazało się że poznałam tu dwóch braci którzy są łowcami nagród czy jakoś tak i grupę czarownic. Dowiedziałam się jak zmienić komuś wspomnienia lub je usunąć, jak być niezniszczalnym i dużo innych tajników. Dwa tygodnie później dostałam fotografię jak wyrzucamy ciało do wody. Wróciłam do swojego rodzinnego miasta i bez problemu odnalazłam nadawce tego zdjęcia i doszczętnie wyczyściłam mu to z pamięci. Potem wróciłam do swojego nowego mieszkania, przefarbowałam włosy, za szafą w swojej sypialni mam ukryte pomieszczenie w którym mam wszelkie księgi magiczne  i wszystko co może być kiedyś potrzebne. A teraz stała przede mną moja najlepsza przyjaciółka którą mimo wad kochałam. Nie maiłam przed nią żadnych tajemnic. Wbrew pozorom nawet przed Cam'em miałam. Za pewne nie przyszła przeprosić. Rzadko przepraszała. Za pewne miała kłopoty. A ja zamierzałam jej pomóc.
-Wejdź - powiedziałam spokojnie a kiedy przeszła obok mnie rozejrzałam się czy ktoś jej nie śledzi i zamknęłam za nią drzwi.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział II - Louise.

Zerwałam się z łóżka tak gwałtownie, że leżąca obok mnie Lynette aż się obudziła. Jej podkrążone oczy i morderczy wzrok, jakim mnie obdarowała sprawiły, że prawie wybuchłam głośnym śmiechem. Jeśli bym to jednak zrobiła, moja skacowana przyjaciółka mogłaby mnie zlinczować.
Wiedziałam, że nie mogę już przyłożyć głowy do poduszki. Nie mogłam zasnąć, bo czekałby mnie kolejny koszmar. A prześladowały mnie one prawie co noc. Tym razem ciało, które wrzucałam do morza z Florence należało do mojego brata. Wzdrygnęłam się, wyślizgując się z łóżka, na samo wspomnienie koszmaru. Lynette spała dalej i nie zamierzałam jej w tym przeszkadzać.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić, która godzina. 5.47. Nic dziwnego, że Lyn o mało mnie nie zabiła. Miałam jeszcze trochę czasu przed rozpoczęciem wykładów, więc wzięłam szybki prysznic i założyłam czarną spódnicę, białą bluzkę i marynarkę. Czarne, niskie obcasy dopełniały strój wraz ze skórzaną torebką. Wyszłam z pokoju, zamykając ostrożnie drzwi. Lynette i ja mieszkałyśmy w jednym pokoju od rozpoczęcia studiów. Mogłyśmy być jak ogień i woda, ale uwielbiałyśmy się. Nasza relacja wykraczała wprawdzie poza zwyczajną przyjaźń, ale nie przeszkadzało to nam. Zresztą dobrze wiedziałam, że Lyn jest zadurzona w Char, dziewczynie mieszkającej w pokoju obok. Dlatego nasza "poza przyjacielska relacja" miała stosunek czysto fizyczny.
Zastanawiałam się, kto oprócz Lynette, imprezował wczorajszej nocy i nie będzie mógł odebrać mojego telefonu. Zdecydowałam, że Cedric będzie dobrym rozwiązaniem. Wprawdzie był on typem imprezowicza, ale miał jakiś granice.
Wybrałam jego numer, zbiegając po schodach do salonu. Dziewczyny jeszcze spały, a ja nie zamierzałam im przeszkadzać, dlatego skrzywiłam się, gdy drzwi skrzypnęły podczas zamykania.
-Lou? Od kiedy tak wcześnie wstajesz?-usłyszałam głos w słuchawce. Ced zdecydowanie był rozbudzony.
-Od dzisiaj.-uśmiechnęłam się, przerzucając ciemnofioletowe włosy na drugie ramię.-Masz ochotę na śniadanie?
-Bistro na rogu za 10 minut?-odpowiedział pytaniem na pytanie. Zaśmiałam się.
-Jak zwykle.-stwierdziłam i rozłączyłam się. Bistro na rogu było ulubionym miejscem spotkań Cedrica z paczką i ze mną. Nie należałam do nich, chociaż dogadywaliśmy się całkiem nieźle. Po prostu oni wyczuwali we mnie magię i nie potrafili tego zrozumieć. Odganiało ich to ode mnie.
Nikomu nigdy nie zdradziłam mojej tajemnicy. Gdybym to zrobiła, konsekwencje byłyby okropne. Nawet Lynette nie wiedziała, że jestem czarownicą. Ale tak było lepiej, zwłaszcza po tym co stało się trzy lata temu. Nie potrafiłabym znieść straty drugiej przyjaciółki.
Dotarłam do bistro tuż przed Cedrickiem. Ja nie miałam daleko, gdyż dom studencki mieścił się stosunkowo blisko tego miejsca, a Ced przyjechał samochodem. Uściskał mnie na powitanie z szerokim uśmiechem. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam łudząco przypominał Logana Wells'a, chłopaka z Formby, który miał dziwną tendencję do znajdowania się zawsze w tym samym miejscu co ja. Ale jednak, okazał się zupełnie inny. Po pierwsze, nie był prześladowcą. A po drugie, był miłym i inteligentnym facetem. Studiował ekonomię na tym samym uniwersytecie. Poznałam go na jednej z imprez, na które zaciągnęła mnie Lynette.
Nigdy nie umówiłam się z Cedem na randkę. Nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego, że nigdy mnie na nią nie zaprosił. No cóż, moje życie uczuciowe ograniczało się do mojej najlepszej przyjaciółki.
Spędziłam naprawdę miły poranek z Cedem, ale w końcu musiałam iść na zajęcia. Dzisiaj minęły one wyjątkowo szybko. Zastanawiałam się, czy Lyn zdołała zwlec się z łóżka. Wyciągnęłam telefon z torby, aby do niej zadzwonić, ale wtedy na wyświetlaczu pojawiło się połączenie przychodzące od mamy. Z zaciekawieniem odebrałam.
-Louise? Louise, słyszysz mnie?-mama szeptała podenerwowana. Zatrzymałam się na środku ulicy z przerażeniem.
-Mamo? Wszystko w porządku?-nie brzmiało tak, ale musiałam się upewnić.
-Lou, posłuchaj mnie. Nie przyjeżdżaj w weekend do domu, rozumiesz?
-Tak, ale...-nie dane mi było dokończyć.
-Lou, musisz na siebie uważać. Oni mogą chcieć też ciebie. Louise, korzystaj z mocy, żeby się chronić.-szept mamy był coraz cichszy i zlewał się z wiatrem, który nosił stare, papierowe kubki po ulicach Liverpoolu.-Kocha...-mama nie dokończyła.
-Mamo?-spytałam z nadzieją, że usłyszy mój głos. Jako odpowiedź dostałam podłużny sygnał, oznaczający koniec połączenia.

Tak oto znalazłam się pod drzwiami Florence Fiztgerald, zastanawiając się, czy zapukać, czy odejść i szukać rozwiązania na własną rękę. Nie chciałam wracać z podkulonym ogonem, kalać się i przepraszać. Nie chciałam pomocy. Chciałam ją po prostu ostrzec. Uniosłam rękę i zastukałam do drzwi. Serce dudniło mi w uszach tak głośno, że miałam wrażenie, że zaraz stracę słuch. Już chciałam zawrócić, gdy drzwi się otworzyły. Flo stanęła jak wryta.
-O cholera.-wymamrotała.
-Nie ujęłabym tego lepiej.-przyznałam spokojnie, wpatrując się w dziewczynę, z którą dzieliło i łączyło mnie wszystko.

Rozdział I - Flo

Trzy lata później.

-Cam! -krzyczę w stronę swojej sypialni. -Spóźnimy się!
Biegnę do łazienki i rozczesuję włosy. Robię delikatny makijaż i ponownie zbiegam do salonu. Moje mieszkanie jest spore. Na dole mieści się salon, kuchnia i jadalnia oraz łazienka. Na piętrze znajduje się moja sypialnia, druga łazienka, sypialnia dla gości i pracownia malarska. Właściwie piętro bardziej przypomina antresolę iż z salonu widać korytarz przypominający balkon. Z Cameronem przyjaźnie się od trzech lat. Często u mnie nocuje, śpimy w jednym łóżku. Jest dla mnie jak młodszy brat. Idę do kuchni i przeglądam zawartość lodówki. Wyciągam z niej sok pomarańczowy i nalewam go do szklanek. Po chwili w kuchni pojawia się Cam.
-Podejrzewam że nie zdążymy zjeść śniadania? -spogląda na mnie z zaczepnym uśmiechem.
Piorunuje go wzrokiem. Dopijam sok i sięgam do szafy żeby wyjąć płaszcz. Był początek października więc jesień była już w pełni. Spoglądam w lustrze. Moje długie czarne włosy z czerwonymi pasemkami idealnie komponowały się z bladą cerą i czerwonymi ustami. Miałam na sobie czarne spodnie, szare botki na płaskiej podeszwie oraz szary sweterek.
-Mam dziś randkę. -oznajmia Cam przyglądając się jak ubieram płaszcz i naciągam czapkę.
Uśmiecham się.
-Blondyn czy brunet? -pytam wciąż uśmiechając się.
Cam wymija mnie i wychodzimy z mieszkania.
-Brunet, studiuje architekturę. Chce zamieszkać we Francji. -uśmiecha się z rozmarzeniem.
Nie uchodziło niczyjej uwadze że życie miłosne mojego przyjaciela było znacznie bujniejsze od mojego. Schodząc do podziemnego garażu, Cam opowiada o swojej randce a ja szukam w torbie kluczyków. Spoglądam tęsknie w stronę mojego ścigacza po czym wsiadamy do Volvo c30 i ruszamy na wykłady. Żegnam się z Cam'em obiecując mu że jutro się zobaczymy i ruszam na zajęcia. O drugiej po południu jestem już wolna, wrzucam torbę do samochodu i ruszam w stronę supermarketu. Nie spieszę się z zakupami. Nagle obok mnie przebiegają dwie dziewczynki, śmiały się z czegoś i trzymały za rękę. Nagle przypomniała mi się Lou. Rozumiałyśmy się bez słów. Owszem obie byłyśmy czarownicami ale dla nas liczyła się nasza przyjaźń, dopiero później magia. Tęskniłam za nią. Oczywiście pamiętałam że musiałam wyrzucać z nią trupa do wody ale spędziłyśmy razem osiemnaście lat. Popycham gniewnie wózek i uderzam  w kogoś.
-Przepraszam ja zamyśliłam się -mówię po czym dostrzegam twarz poszkodowanego. Był to Jake. Chłopak który mi się niesamowicie podobał. Był na moim roku, należał do grupy popularnych osób. Jego rodzice byli kimś znaczącym. Był wysoki, miał ciemne włosy i uśmiech chochlika.
-Nic się nie stało Florence. -powiedział spoglądając mi w oczy. Cholera! Wiedział jak się nazywam. Moja obecność była raczej mało dostrzegalna. Każdy wyczuwał we mnie moją inność. A mi to pasowało. - Chociaż może w ramach rekompensaty dasz zaprosić się na kawę?
Oniemiałam.
-Jasne - powiedziałam spokojnie chociaż najchętniej piszczałabym jak głupia. -Jutro o szesnastej?
-Mi pasuje. -powiedział uśmiechając się. -Do zobaczenia Flo.
W znacznie weselszym nastroju dokończyłam zakupy. Wsiadając do auta wysłałam szybkiego sms'a do Camerona o mojej jutrzejszej randce i wróciłam do domu. Włączyłam radio i zaczęłam wypakowywać zakupy kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta.
-O cholera. -wymamrotałam spoglądając w twarz przyjaciółki.


TRZY LATA WCZEŚNIEJ

-Cholera! To jest ciężkie!
-Zaraz będziemy na miejscu.-powiedziałam, najspokojniej jak tylko umiałam. Czarna folia zaszeleściła, ocierając się o gałęzie. Faktycznie, było ciężkie. Ale przecież nie mogłam narzekać. To była moja wina. Jak zwykle zresztą. Zawsze byłam ostrożna, we wszystkim, tylko nie w magii.-Tutaj.-powiedziałam i rzuciłyśmy pakunek na ziemię. Florence oparła się o drzewo, łapiąc oddech, a ja ruszyłam w stronę plaży i pomostu, gdzie wcześniej zacumowałam motorówkę taty. Rozejrzałam się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nie idzie. Na szczęście o tej porze wszyscy mieszkańcy Formby spali i nikt nie miał ochoty na nocne spacery.
Wróciłam do lasu, ukryta za drzewami.
-Czysto?-upewniła się, a ja kiwnęłam głową. Podniosłyśmy worek i ruszyłyśmy w stronę plaży. Rzuciłyśmy go na motorówkę, po czym wskoczyłyśmy do niej, uprzednio odwiązując cumy. Odpaliłam silnik i ruszyłyśmy w stronę morza.
-Co ci strzeliło do głowy?-Flo przerwała milczenie, warcząc na mnie.-Wiesz, że musimy zachować ostrożność...
-Tak, wiem.-jęknęłam, zatrzymując motorówkę. Brzeg był teraz tylko ledwo widoczną linią na horyzoncie z kilkoma jasnymi punktami. Obwiązałam worek linką i przywiązałam do niego ogromny kamień, znaleziony w lesie.-To był przypadek.
-Ten przypadek kosztował zbyt wiele.-warknęła Florence. Wywróciłam oczami i zebrałam w sobie trochę magii, aby unieść worek. Flo uczyniła to samo z kamieniem i po chwili wszystko wylądowało w wodzie z głośnym pluskiem. Stałam jeszcze chwilę, obserwując czarną wodę, by kilka minut później odpalić motorówkę i ruszyć znów do portu.
-To się nigdy nie wydarzyło.-powiedziała Florence, wysiadając z motorówki.-Nie wierzę, że ci pomagałam.
-Podobno jesteśmy przyjaciółkami.-wypomniałam jej.
-Może lepiej, żebyśmy przestały nimi być.-stwierdziła, wahając się. Pewność siebie ją opuściła. Pierwszy raz poczułam gniew. Naprawdę chciała to tak zakończyć?
-Świetnie. Może tak będzie lepiej.-warknęłam i odwróciłam się do niej plecami, cumując łódkę. Kiedy się odwróciłam, Flo nie było, a w moją stronę zmierzał Logan Wells, chłopak mieszkający przy porcie.
-Hej, Lou.-pomachał do mnie, zbliżając się nieubłaganie. Jeszcze tylko jego brakowało dzisiejszej nocy.-Rejs przy świetle gwiazd?
-Logan, jakoś nie wydaje mi się, żeby to była twoja sprawa. Idź spać i wyświadcz mi przysługę - zapomnij, że mnie widziałeś.-syknęłam i oddaliłam się od niego w stronę domu.