Trzy lata później.
-Cam! -krzyczę w stronę swojej sypialni. -Spóźnimy się!
Biegnę do łazienki i rozczesuję włosy. Robię delikatny makijaż i ponownie zbiegam do salonu. Moje mieszkanie jest spore. Na dole mieści się salon, kuchnia i jadalnia oraz łazienka. Na piętrze znajduje się moja sypialnia, druga łazienka, sypialnia dla gości i pracownia malarska. Właściwie piętro bardziej przypomina antresolę iż z salonu widać korytarz przypominający balkon. Z Cameronem przyjaźnie się od trzech lat. Często u mnie nocuje, śpimy w jednym łóżku. Jest dla mnie jak młodszy brat. Idę do kuchni i przeglądam zawartość lodówki. Wyciągam z niej sok pomarańczowy i nalewam go do szklanek. Po chwili w kuchni pojawia się Cam.
-Podejrzewam że nie zdążymy zjeść śniadania? -spogląda na mnie z zaczepnym uśmiechem.
Piorunuje go wzrokiem. Dopijam sok i sięgam do szafy żeby wyjąć płaszcz. Był początek października więc jesień była już w pełni. Spoglądam w lustrze. Moje długie czarne włosy z czerwonymi pasemkami idealnie komponowały się z bladą cerą i czerwonymi ustami. Miałam na sobie czarne spodnie, szare botki na płaskiej podeszwie oraz szary sweterek.
-Mam dziś randkę. -oznajmia Cam przyglądając się jak ubieram płaszcz i naciągam czapkę.
Uśmiecham się.
-Blondyn czy brunet? -pytam wciąż uśmiechając się.
Cam wymija mnie i wychodzimy z mieszkania.
-Brunet, studiuje architekturę. Chce zamieszkać we Francji. -uśmiecha się z rozmarzeniem.
Nie uchodziło niczyjej uwadze że życie miłosne mojego przyjaciela było znacznie bujniejsze od mojego. Schodząc do podziemnego garażu, Cam opowiada o swojej randce a ja szukam w torbie kluczyków. Spoglądam tęsknie w stronę mojego ścigacza po czym wsiadamy do Volvo c30 i ruszamy na wykłady. Żegnam się z Cam'em obiecując mu że jutro się zobaczymy i ruszam na zajęcia. O drugiej po południu jestem już wolna, wrzucam torbę do samochodu i ruszam w stronę supermarketu. Nie spieszę się z zakupami. Nagle obok mnie przebiegają dwie dziewczynki, śmiały się z czegoś i trzymały za rękę. Nagle przypomniała mi się Lou. Rozumiałyśmy się bez słów. Owszem obie byłyśmy czarownicami ale dla nas liczyła się nasza przyjaźń, dopiero później magia. Tęskniłam za nią. Oczywiście pamiętałam że musiałam wyrzucać z nią trupa do wody ale spędziłyśmy razem osiemnaście lat. Popycham gniewnie wózek i uderzam w kogoś.
-Przepraszam ja zamyśliłam się -mówię po czym dostrzegam twarz poszkodowanego. Był to Jake. Chłopak który mi się niesamowicie podobał. Był na moim roku, należał do grupy popularnych osób. Jego rodzice byli kimś znaczącym. Był wysoki, miał ciemne włosy i uśmiech chochlika.
-Nic się nie stało Florence. -powiedział spoglądając mi w oczy. Cholera! Wiedział jak się nazywam. Moja obecność była raczej mało dostrzegalna. Każdy wyczuwał we mnie moją inność. A mi to pasowało. - Chociaż może w ramach rekompensaty dasz zaprosić się na kawę?
Oniemiałam.
-Jasne - powiedziałam spokojnie chociaż najchętniej piszczałabym jak głupia. -Jutro o szesnastej?
-Mi pasuje. -powiedział uśmiechając się. -Do zobaczenia Flo.
W znacznie weselszym nastroju dokończyłam zakupy. Wsiadając do auta wysłałam szybkiego sms'a do Camerona o mojej jutrzejszej randce i wróciłam do domu. Włączyłam radio i zaczęłam wypakowywać zakupy kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta.
-O cholera. -wymamrotałam spoglądając w twarz przyjaciółki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz