wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział XIX -Flo.

Godzinę później byłam w ruinach mojego mieszkania. Wprawdzie dużo czasu zajęło mi przekonanie lekarzy że wychodzę ale to nie był mój największy problem. Ocalała tylko moja sypialnia z powodu nałożonej większej ilości zaklęć chroniących.
-Ktoś z premedytacją podpalił pani mieszkanie. Ma pani szczęście że nie było pani tu. Ktoś myślał że pani tu jest. -powiedział strażnik. Miałam ochotę go udusić. Mam szczęście że leżałam w szpitalu?! I czemu do cholery ciągle nadużywał słowa pani?! - Czy ma pani jakiś wrogów?
Hm... pomyślmy. Evan i Gabe są na mnie wściekli, to samo Cameron i jeszcze Logan i jego kumple i ludzie którzy mają pretensje o to że znów przyjaźnie się z Lou.
-Nic mi o tym nie wiadomo. Aczkolwiek drugi raz ktoś próbował mnie zabić. -mruknęłam. ,,Do trzech razy sztuka'' - pomyślałam. Poszłam do sypialni i zaczęłam zbierać swoje rzeczy do pudeł i walizek. Nie miałam właściwie gdzie pójść. Gdybym nie zraniła Evana i Gabe'a. Przypomniała mi się rozmowa z Evanem.

Obudziłam się a on siedział obok mnie. Trzymał mnie za rękę.
-Obudziłaś się. -szepnął. Spojrzał na mnie czule. -Jak się czujesz?
Cofnęłam rękę i dotknęłam głowy.
-Boli. Co tu robisz? -zapytałam oschle. Jak nie ja. Cieszyłam się że siedzi przy mnie ale coś się przez to przebijało. Nie umiałam z tym walczyć.
-Florence Fitzgerald. Kocham cię. Nie wyobrażam sobie żebym miał być gdzie indziej. -pocałował mnie w dłoń. Kocha mnie! Kocha mnie! Otwieram usta żeby odpowiedzieć ,,Ja ciebie też''.
-Nienawidzę cię! Możesz się stąd wynieś? Jak możesz mnie kochać? Spałam z twoim bratem. Weź swój emo tyłek i wynoś się stąd. -warknęłam. Następnie weszła pielęgniarka i przeprosiła na chwile Evan'a. Straciłam przytomność. Potem  już nie przyszedł. 

Zaczęłam płakać. Coś było nie tak. Nie wiem co. Przecież ja go kocham. Louise weszła do mojej sypialni i przytuliła mnie mocno.
-Nie płacz. Kupimy dom! Pozwolę ci urządzić salon. I będziesz mogła kupić sobie psa. I nikt cię w nim nie skrzywdzi. - przemawiała do mnie jak do małego dziecka. Ale byłam jej wdzięczna. Miałam sporą sumę na koncie, dostałam pieniądze z ubezpieczenia i sprzedaży obrazów. Znałam zaprzyjaźnionych ludzi mający sklep z meblami którzy mieli u mnie spory dług. Więc mogłyśmy wybrać sobie meble jakie chciałyśmy. 
-Louise - powiedziałam z uśmiechem spoglądając na przyjaciółkę. -Cieszę się że tak entuzjastycznie spoglądasz na to wszystko. Chcę jednak żebyś nie przeciążała swojego budżetu jak na razie. Musimy odnaleźć twoich rodziców. Mogę przecież zamieszkać w... - ciężko mi było wymówić to słowo. -Akademiku. 
-Przecież chciałaś ze mną mieszkać. Ktoś musi mieć na ciebie oko! W końcu ktoś cię zabije a tylko ja mam do tego prawo.
Wybuchnęłyśmy śmiechem i spakowałyśmy resztę moich rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz