Nienawidziłam broni palnej, ale tym razem nie miałam zbyt dużo do powiedzenia. Moje sztylety zostały z pokoju, a z łukiem wyglądałabym groteskowo. Pistolet ciążył mi w dłoni, gdy szłyśmy przez podwórko. Umyślnie zignorowałam właśnie zakaz mamy, o nie przyjeżdżaniu do domu. Ale jeśli im się coś stało, to warto było się narazić, aby dowiedzieć się co.
Drzwi do domu były zamknięte, ale nie na klucz. Pchnęłam je delikatnie i wślizgnęłam się do środka. Na pierwszy rzut oka wszytko było normalne, ale kiedy weszłam w głąb domu, zastałam istne pobojowisko. Rzeczy były porozrzucane po całym salonie i kuchni. Kanapa była wywrócona, podobnie jak stolik. Patrzyłam na to wszystko zszokowana, po czym puściłam się biegiem na piętro. Sypialnie były utrzymane w idealnym porządku. Sprawdziłam wszystkie, łącznie z ostatnią, wiecznie zamkniętą - sypialnią Dana. Była ona jak zamknięta w czasie. Od śmierci jej właściciela nic się tu nie zmieniło. Florence stała za mną, trzymając dłoń na moim ramieniu, a Gabriel i Evan zostali na dole. Zamknęłam drzwi i przekręciłam klucz.
-Kto mógłby chcieć skrzywdzić moich rodziców albo twojego wujka?-spytałam przyjaciółki, gdy schodziłyśmy na dół.
-Może jakiś zazdrosny chłopak.-wtrącił Gabe z zawadiackim uśmiechem.-Wiesz, to zawsze jakiś sposób na przyciągnięcie uwagi.
-To lepiej uważaj na siebie, blondi.-uśmiechnęłam się złośliwie.-Skoro jest zazdrosny, to może wysunąć błędne wnioski na temat naszej relacji.
-Wcale nie muszą być błędne. Wystarczy jedno słowo.-chłopak puścił do mnie oczko, a ja pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.
-Jasne. I to jedno słowo brzmi: giń.-powiedziałam zjadliwie.
-Powinniśmy chyba tutaj posprzątać.-wtrącił się Evan.-I zgłosić porwanie na policję, dla zachowania pozorów.
-Zgadzam się.-Florence schyliła się, aby podnieść stolik z podłogi i ustawić go porządnie. Skinęłam głową i poszłam do kuchni, a Gabe i Evan zajęli się ustawianiem kanapy do pionu. Po godzinie sprzątania dom wyglądał całkiem nieźle, a policja wiedziała o porwaniu moich rodziców... chociaż nie sądziłam, że się tym przejęli. Ale tak było lepiej, bo mogliśmy prowadzić śledztwo na własną rękę.
Ponieważ zdążyło już zrobić się ciemno, postanowiliśmy przenocować w Formby, w moim domu. Problem stanowiła praktycznie pusta lodówka, ale zaoferowałam się, że zrobię zakupy.
-Pozwól mi być dżentelmenem i towarzyszyć ci.-zastanawiałam się, czy uśmiech znikał kiedykolwiek z twarzy Gabriela Dekkera.
-Dam sobie radę.-odparłam, krzywiąc się. Potrzebowałam chwili wytchnienia od jego towarzystwa. Wyszłam z domu, zabierając tylko torebkę. Idąc w stronę centrum miasteczka, wyjęłam z niej telefon i wybrałam numer do Lynette.
-Louise? Gdzie ty się podziewasz?!-głos przyjaciółki był podszyty troską i paniką, ale była przecież zdenerwowana.-Cedric mówił, że widział się z tobą rano, przed zajęciami, ale potem zniknęłaś. Wszystko z tobą w porządku?
-Lyn, wszystko jest okej. Jestem w Formby z... dawną przyjaciółką. Muszę załatwić coś z nią i z rodzicami. Jutro się zobaczymy.-obiecałam.
-Okej, ale jeśli moje urokliwe, szare oczy cię jutro nie ujrzą, do obiecuję, będzie z tobą źle.-zagroziła, nawet nie wiedząc ile prawdy jest w jej słowach.
-Do jutra. Słowo.-uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie jej minę. Pożegnałyśmy się i zakończyłyśmy rozmowę.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię tak mocno, że czułam się, jakby zaciskano mi na ręce żelazną obręcz. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Loganem Wellsem.
-Louise. Wróciłaś do Formby?-zapytał, wpatrzony we mnie swoimi przenikliwymi, szarymi oczami. Od tego spojrzenia dostawałam gęsiej skórki.
-Nie i nie planuję powrotu. Głównie ze względu na pewnego prześladowcę, o inicjałach L.W.-warknęłam, usiłując wyrwać ramię z uścisku. Mogłam sprawić, żeby Logan oparzył się, dotykając mnie, ale on i tak wiedział już za wiele. W końcu widział mnie w porcie tamtej nocy.
-Zawsze byłaś dla mnie chłodna.-zaśmiał się i pociągnął mnie za sobą w stronę bocznej uliczki. Skręciliśmy jeszcze raz i już byliśmy sami. Wprawdzie obok było tylne wyjście jakiegoś baru, ale wątpiłam, że zdarzy się cud i ktoś akurat przez nie wyjdzie.
-Miałam powody.-warknęłam.-Ale do ciebie aluzja nadal nie dotarła. Zostaw mnie, Logan. Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale nie jesteś w moim typie. Wolę facetów, którzy mnie nachalnie nie prześladują.
-Louise.-chłopak wyszeptał moje imię z czułością, głaszcząc mnie po policzku. Efekt, jaki osiągnął był przeciwny do zamierzonego, bo wzdrygnęłam się z obrzydzenia.-Zawsze mnie odrzucałaś. Ale przynajmniej znalazłem możliwość, żebyś już nigdy ode mnie nie uciekła.
-Łańcuchy i kajdanki? Zamierzasz się bawić w "50 twarzy Logana"?-warknęłam, ale jednocześnie w głowie zaświtała mi pewna myśl. Może Gabe miał rację, może to Logan porwał lub zabił moich rodziców.
-Nie, moja czarownico.-Logan uśmiechnął się szeroko, widząc szok na mojej twarzy. On wie. Ta myśl sparaliżowała mnie na ułamek sekundy.
Pierwszym moim odruchem było wyczyszczenie jego pamięci, ale napotkałam na blokadę. Czym, do cholery, jest Logan? Nie miałam czasu na zastanowienie. Chłopak próbował popchnąć mnie na ścianę, ale oparzyłam go i wyplątałam z jego uścisku. Niewiele myśląc, zmusiłam jeden z wielkich, metalowych koszy na śmieci, aby wjechały w chłopaka, a kiedy on upadł na ziemię, puściłam się pędem w stronę głównej ulicy... i wpadłam prosto w ramiona Evana Dekkera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz